Czy męska emocjonalność jest zaniedbanym tematem?
Zaczyna być tematem istotnym, o czym świadczy choćby nasza dzisiejsza rozmowa. Męska emocjonalność staje się kwestią coraz chętniej podnoszoną z tego powodu, że długo była tematem tabu. W naszym społeczeństwie była traktowana specyficznie.
Czyli jak?
Męska emocjonalność na pierwszy rzut oka mocno różni się od kobiecej. Różnica przede wszystkim polega na tym, że od mężczyzn oczekiwano dużo większej wstrzemięźliwości emocjonalnej. I tak było całe wieki. Teraz to się zmienia i wręcz żąda się od mężczyzn, żeby ich emocjonalność była podobna do kobiecej. Wywiera się na mężczyznach presję, i to dla wielu z nich jest olbrzymim kłopotem.
Sprawia im to kłopot, bo słabo rozumieją swoje emocje?
Statystycznie mężczyźni do niektórych emocji mają łatwy dostęp, a do innych w ogóle albo bardzo oszczędny. Kulturowe uwarunkowania sprawiły, że z męskością jest kojarzona jedna emocja - złość. Wkurzony facet to jest facet. Jakikolwiek inny, np. smutny, wrażliwy czy bezradny, może mieć problem z uzyskaniem akceptacji społecznej. Dlatego wielu mężczyzn żyje w głowie. Otoczeni są światem racjonalnego myślenia, a emocje nie mają dostępu do tego świata, więc wielu nie rozumie swoich emocji, a tym samym ma trudność w ich wyrażaniu.
Emocje są w naszym życiu kontrolkami, które włączają się i pojawiają wtedy, kiedy ich potrzebujemy. Dają informacje o tym, co się dzieje w nas i wokół nas. I tak np. smutek - wydawałoby się totalnie niemęska emocja - jest bardzo istotnym elementem łączącym ludzi. Ma za zadanie komunikować, że dana jednostka jest w pewnej potrzebie i wymaga tego, żeby udzielić jej wsparcia. Co z kolei powoduje, że osoba udzielająca tego wsparcia doświadcza swojego własnego poczucia wartości, że ma do zaoferowania coś ważnego drugiej osobie. To buduje relacje społeczne.
Tymczasem wielu mężczyzn dusi w sobie smutek, i dopiero gdy zostają sami, pozwalają sobie uronić łzę. Często towarzyszy temu wyrzucanie samemu sobie: słaby jestem, nie poradziłem sobie. Tak jakby trzeba było sobie ze wszystkim samemu radzić.
Przecież kobiety chciałyby usłyszeć, co czują mężczyźni. Choć z drugiej strony mamy oczekiwania względem nich, żeby byli twardzi i męscy. Jak to połączyć?
Dobrze pani to ujęła - "oczekiwania". To jest właśnie kłopot, bo kobiety oczekują wielu rzeczy, i to też nie jest dobre, żeby mężczyźni w oparciu o to próbowali coś ze sobą zrobić.
Brałem kiedyś udział w grupie interpersonalnej [odbywające się w bezpiecznych warunkach intensywne doświadczanie siebie w kontakcie z innymi ludźmi - przyp. red.], w której były same kobiety. Trening trwał kilka dni. Trzeciego dnia kobiety zaczęły mnie atakować ze względu na moją wstrzemięźliwość emocjonalną i trzymanie się na dystans. One były w emocjach i zarzucały mi, że nie czują się bezpiecznie z moim innym stylem funkcjonowania w tej grupie. Nie wiedziały, co przeżywam, więc dla nich byłem nieprzewidywalny. W pewnym momencie tego treningu zadziało się coś, co spowodowało, że wybuchnąłem rzewnym płaczem. I panie się spolaryzowały - jedne, te, które wcześniej żądały mojej ekspresji emocjonalnej, zaczęły mówić mi, żebym się ogarnął, bo one nie są tu od tego, żeby mnie niańczyć. Wtedy pozostałe zaatakowały je: "czego od niego chcecie".
Ta sytuacja pokazuje, że choć wiele kobiet życzy sobie, by ich partner był emocjonalny, jednocześnie niekoniecznie są na to przygotowane. Trzeba sobie uświadomić, że wrażliwy emocjonalnie mężczyzna okazuje nie tylko radość, ale też trudne emocje. Wiele kobiet nie miało w swoim życiu doświadczenia bliskich relacji z takim mężczyzną.
A mimo wszystko wiele z nas marzy o czułym barbarzyńcy.
Fakt, że mężczyźni mają kłopot natury emocjonalnej, wynika z tego, że naśladują swoich ojców, którzy charakteryzowali się nieobecnością emocjonalną. Wielu nigdy nie usłyszało od swoich ojców słów: "kocham cię", a nawet jeśli usłyszało, to nie doświadczyło tego w rzeczywistym kontakcie. Emocje u ojca pojawiały się, gdy trzeba było skarcić, zdyscyplinować.
Ci sami ojcowie, którzy wychowywali dzisiejszych mężczyzn, wychowywali też współczesne kobiety. Wiele z nich mówi o pewnej tęsknocie za mężczyzną, jakiego chciałyby mieć u swojego boku, ale to tęsknota za nieznanym. Kiedy zaczynają tego doświadczać, mogą się przestraszyć i zacząć mężczyznę atakować.
Psychologia Fot. Mike_shots/Shutterstock Fot. Mike_shots/Shutterstock
Czego więc pragną kobiety od mężczyzn?
W Fundacji "Masculinum" wiele razy robiliśmy na ten temat ankiety - pytaliśmy grupy kobiet, jakie cechy są niezbywalnie męskie. I jakie były odpowiedzi? Numerem jeden zawsze jest siła, numerem dwa odpowiedzialność. Płaczący mężczyzna współczesnym kobietom w dalszym ciągu nie kojarzy się jako mężczyzna, tylko jako problem. To oczywiście uogólnienie, ale można je odnieść do wielu pań.
Skoro mówimy o męskich emocjach - z jakimi problemami przychodzą do pana mężczyźni?
Z każdymi, jakie można sobie wyobrazić. Przeważnie przychodzą po pomoc, bo doświadczają określonych emocji w natężeniu, które nie pozwala im normalnie funkcjonować.
Pierwsza emocja, najczęściej przez nas przepracowywana, to umiejętność radzenia sobie z bezradnością. Jest dziś często przeżywana przez mężczyzn w różnych sytuacjach - i relacyjnych, i zawodowych. Wymusza się na mężczyznach, że muszą działać i osiągać rezultat. Tymczasem są sytuacje, w których doświadczają oni bezradności. To się przekłada na pewną postawę - coraz więcej mężczyzn przestaje żyć w realnym świecie, a zaczyna coraz bardziej funkcjonować w świecie wirtualnym. I nie mam na myśli wyłącznie kontaktu z Internetem, pornografią czy grami, tylko wirtualny świat wypracowany przez ich umysły.
Jest taki mechanizm w psychologii Gestalt, nazywa się retrofleksja - to przeżywanie życia czy jakiejś sytuacji w głowie. Zastanawiamy się, czy robić, jak robić, ale gdy przychodzi do działania, to wielu w ogóle nie podejmuje go z obawy przed tym, że nie uzyska określonego rezultatu. Wtedy właśnie doświadczą bezradności i rezygnują.
Z jakimi jeszcze emocjami mężczyźni mają problem?
Druga trudna dla współczesnych mężczyzn emocja to wspomniany już smutek. Chociaż w tym przypadku jest nieco lepiej - w różnych tekstach, piosenkach czy filmach pojawia się mężczyzna, który płacze, i to jest w porządku. Jednak w dalszym ciągu społeczny przekaz, zgodnie z którym "chłopaki nie płaczą", ma niesamowicie silne oddziaływanie na mężczyzn i powoduje, że przeżywają oni bardzo silny konflikt i rozdarcie. Gdy pojawiają się trudne emocje, to oni je wycofują z relacji, tłamszą w sobie.
Zdarza się, że kiedy mężczyzna przeżywa trudność emocjonalną, np. bezradność czy smutek, i zwraca się z tym do partnerki, ona pokazuje swój przestrach i bezradność. On, zamiast dostać wsparcie, musi odsunąć na bok swoje trudności i opiekować się kobietą, która jest w trudnym momencie emocjonalnym. Dlatego tak wielka jest potrzeba posiadania bliskich relacji z mężczyznami, spędzanie z nimi czasu. Bo partnerka też ma ograniczone zasoby i nie we wszystkim jest w stanie udzielić adekwatnego wsparcia. Mężczyźni zawsze funkcjonowali w grupach, w których spotykali się z zupełnie innym poziomem zrozumienia wartości i relacji niż w kontaktach z kobietami.
Gdy mój partner przychodzi do mnie ze smutkiem, to jak powinnam zareagować?
Być. Nic więcej. Samo to, że pozwoli pani bliskiej osobie przeżyć trudne emocje i będzie akceptować ją w takim stanie, bardzo podnosi poczucie jej wartości i jest źródłem wsparcia.
Czy są złe emocje, czy wszystkie są potrzebne i nie należałoby ich rozgraniczać na dobre i złe?
Wszystkie są dobre. Z nimi jest tak, jak z kontrolkami w samochodzie - te emocje "świecące się na czerwono" może nie są przyjemne i łatwe, ale są potrzebne, ponieważ informują o tym, że musimy "wyłączyć silnik", bo go "zatrzemy".
Można oczywiście żyć poza emocjami, i wielu mężczyzn tak robi, ale wejście w związek z taką osobą jest według mnie niemożliwe. Ona nie rozumie niuansów bycia w relacji. Kobiety czasem mówią "emocjonalny beton" o kimś, czyje życie kończy się na uciśniętej szyi. Wojciech Eichelberger kiedyś to fajnie nazwał - całe ciało jest tylko podstawką pod wymyślającą różne koncepcje głowę. To silna redukcja jakości życia.
W moim dzieciństwie było przyzwolenie na okazywanie przez chłopców gniewu i złości, a dziewczynki z kolei miały większe prawo się smucić i płakać. Czy nadal to funkcjonuje?
Tak, choć żyjemy w specyficznym momencie: mamy rzeczywistość deklaratywną i faktyczną. Z jednej strony w pewnych środowiskach, m.in. w mediach, mówi się o równościowym dostępie do wszystkiego, również do emocji. Ale jeżeli mówimy o tym, że chcielibyśmy, żeby mężczyźni zaczęli się smucić, to musielibyśmy im na to rzeczywiście pozwolić, czyli akceptować ten fakt w różnych sytuacjach, a niekoniecznie wywierać na nich presję z tego tytułu.
Te przekazy, że dziewczynka ma być miła i grzeczna, a chłopiec nie może się smucić, biorą się z ról kobiet i mężczyzn, które kształtowały się przez tysiąclecia. Proszę sobie wyobrazić, że wojownik idzie na wojnę, ma zabić wroga i zaczyna się smucić. Jego efektywność jest zerowa, staje się wręcz niebezpieczny. I ten etos powoduje, że choć w niemowlęctwie chłopcy wykazują wyższą wrażliwość emocjonalną niż dziewczynki, w wyniku socjalizacji są uczeni nie okazywać pewnych emocji, bo nie są przypisane do ich roli. A dziewczynki nie mogły się złościć, tylko miały być miłe, ponieważ przeznaczono im role opiekuńcze, czy to jako matki, opiekunki starszych w plemieniu czy pielęgniarki dla rannych wojowników, którzy wracali z walk. Ten podział przez tysiąclecia oddziaływał na świadomość społeczną.
Ja sam, mając dwóch synów i będąc w miarę świadomym mężczyzną, nieraz się łapię na tym, że się wkurzam, gdy mój starszy syn zamiast się skupić na rozwiązaniu problemu, maże się pół godziny. Ale muszę sobie przypomnieć, że nie kształtuję go na woja, tylko być może na kogoś, kto będzie w przyszłości adekwatnym ojcem czy partnerem.
Mąż mojej znajomej, gdy urodziło im się dziecko - spodziewane i wyczekiwane - po porodzie wyszedł ze szpitala, wsiadł w samochód i jeździł samotnie kilka godzin. Emocjonalnie sytuacja go przerosła. Czy tego typu historia spotyka się ze zrozumieniem społecznym?
To jest piękna historia, która dotyczy bardzo wielu mężczyzn. Czekanie na dziecko, euforia, gdy przychodzi na świat - dla wielu mężczyzn to tylko obraz, który muszą pokazywać na zewnątrz, żeby nie urazić partnerki, żeby jej dawać wsparcie. Pamiętam, jak brałem udział w debacie pod hasłem "tata się boi" i rozmawialiśmy o tym, co mężczyźni naprawdę czują, gdy się dowiadują, że zostaną ojcami. Najczęściej przeżywają strach. To jest kompletna zmiana w życiu, gdy masz zostać pierwszy raz ojcem i gdy masz zostać piąty raz. Nieraz masz w sobie niechęć, złość, bezradność, ale nie możesz tego powiedzieć swojej partnerce, bo to społecznie nie do przyjęcia.
Psychologia Rys. Shutterstock Rys. Shutterstock
Mówi się często o depresji poporodowej kobiet, a o mężczyznach w tej sytuacji rzadziej się wspomina. Co przeżywają?
Pojawiają się pytania: jak ja teraz utrzymam rodzinę, co się stanie teraz z nami, do tej pory moja partnerka i ja byliśmy jednym, teraz pojawia się ktoś, często konkurent, kto zabierze mi seks, uwagę, czas, który do tej pory spędzałem z moją partnerką.
Naprawdę mężczyzna ma się czego bać. Jest sporo wątków, które wywołują emocje. Zmienia się ciało kobiety, zmienia się pod wpływem hormonów jej nastrój, i to nie jest czas błogosławionego stanu dla mężczyzn.
Na naszych warsztatach kiedyś jeden z mężczyzn, lekko po trzydziestce, mówi, że jego żona jest w siódmym miesiącu ciąży. I zaczyna się otwierać przed nami. "Słuchajcie, mnie to potwornie denerwuje. Muszę jej cały czas usługiwać, cały czas muszę za nią chodzić. Ja to wszystko rozumiem, ale mam tego dosyć. Ja potrzebuję seksu. Zacząłem się zastanawiać, czy do burdelu nie pójść albo sobie kochanki nie znaleźć".
I proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby ten przyszły ojciec nie miał grona mężczyzn, z którymi może o swojej sytuacji porozmawiać i usłyszeć to, co powinien, czyli: "wiesz co, stary, mieliśmy taki sam okres, ktoś poszedł do tego burdelu, inny miał kochankę i wiesz, nie skończyło się to dobrze". Pamiętam, że na tych warsztatach inni mężczyźni podzielili się z nim swoimi doświadczeniami i zrozumieniem. I on na koniec stwierdził, że gdyby to się nie wydarzyło, nie porozmawiałby z nami, to pewnie rozwaliłby rodzinę.
Co takiego musiałoby się wydarzyć w dzieciństwie, jaka relacja z ojcem musiałaby zaistnieć, żeby mężczyzna potem nie musiał przychodzić do pana na terapię?
Jest wielu ojców i wielu dziadków, którzy byli prawdziwymi mężczyznami - w takim rozumieniu, że byli po prostu sobą. Tylko mało się o tym mówi.
Pamiętam, gdy jako chłopiec jeździłem na wieś na wakacje do mojego chrzestnego. Był właśnie taki: czasem popłakał, nieraz się wkurzył, trochę poprzytulał, innym razem ochrzanił. To był człowiek, który w moim przekonaniu miał wtedy dostęp do wszystkiego, co jest ważne. Gdy się z nim było, to się czuło, że to jest rzeczywisty kontakt z tym człowiekiem.
Czyli prawdziwy mężczyzna to zwykły człowiek, który jest sobą i pozwala sobie na to bycie sobą?
Jedna z sieci handlowych miała taką akcję, pięknie trafiającą w serca mężczyzn, pod hasłem "bohater w swoim domu". Chyba każdy ją kojarzy. To jest właśnie to, o czym rozmawiamy - człowiek, który jest zaangażowany w swoje codzienne życie, nie ucieka od niego ani emocjami, ani głową. Jest tu i teraz. Radzi sobie, jak może. Czasem sobie nie radzi, co też pokazuje. I to jest właśnie to. On jest sobą.
Jacek Masłowski na co dzień działa jako psychoterapeuta, trener i coach. Prezes Fundacji "Masculinum" od momentu jej powstania. W "Masculinum" odpowiada za bieżące funkcjonowanie fundacji oraz planowanie strategicznych inicjatyw, a także nadzoruje merytoryczny zakres warsztatów.
Małgorzata Germak, dziennikarka i redaktorka, związana z serwisami Polki.pl i Hellozdrowie.pl. Porusza tematy dotyczące zdrowia, relacji międzyludzkich i psychologii. Dociekliwa, gadatliwa, wiecznie z nadmiarem energii. Uzależniona od boksu tajskiego.