To może zacznę od siebie (śmiech). Kiedy jest mi fizycznie niekomfortowo, od razu działam: zamykam okna, proszę o ściszenie muzyki, przesiadam się, przygaszam światła. Szczytem egzekwowania wygody był mój wyjazd na wakacje, kiedy dwa razy prosiłam o zmianę pokoju. O czym to twoim zdaniem świadczy? Też tak masz?
To ja w takim razie zacznę od gratulacji (śmiech). Skoro w takich sytuacjach od razu działasz, świadczy to o pełnej świadomości własnych potrzeb i - co ważniejsze - o dawaniu sobie prawa do tego, aby poprosić o ich zaspokojenie.
Ja kiedyś tak nie miałam. Dopiero od kilku lat postępuję inaczej. Daję sobie prawo do tego, aby poprosić na przykład o zamknięcie okna, jeżeli czuję dyskomfort. Znam kobiety, które potrafią egzekwować swoje prawa albo domagać się usługi, za którą zapłaciły. Niestety, wciąż jednak wiele jest kobiet, które nie umieją tego robić. Obawiając się przyklejenia etykietki upierdliwej, powstrzymują się przed zadbaniem o siebie. Nawet gdyby miało to oznaczać spędzenie urlopu w pokoju, który nie spełnia ich oczekiwań albo z którego mogą obserwować dostawy do hotelowej kuchni, chociaż zapłaciły za widok na morze.
Wizja wzdychającej albo wywracającej oczami recepcjonistki powoduje, że odpuszczają, mówiąc sobie: "Przecież i tak większość czasu będę spędzać na plaży, więc w sumie co za różnica, jaki widok mam z okna?".
Dbam o swój komfort, ale drugiej strony rzadko wdaję się w dyskusje podczas towarzyskich spotkań, chociaż niektórzy koledzy mojego męża - ci mniej poprawni politycznie - mają świadomość, że jest ryzyko, że ostro skrytykuję ich komentarze, o ile są dyskryminujące lub seksistowskie. Często jednak nic nie mówię, właśnie dlatego, żeby nie stawiać spraw na ostrzu noża, nie psuć atmosfery spotkania, nie podnosić ciśnienia. Jak ty się kiedyś w takich sytuacjach zachowywałaś?
Miałam kiedyś w pracy kolegę, który rzadko bywał w biurze, pracował głównie w terenie, ale kiedy już się pojawiał, miał zwyczaj opowiadać seksistowskie dowcipy o kobietach. Gdy pierwszy raz tego doświadczyłam, byłam zszokowana, bo w tej firmie pracowały prawie same kobiety i one się z tych dowcipów śmiały razem z nim! Postanowiłam nie reagować gwałtownie, żeby nie podnosić ciśnienia, ale następnym razem powiedziałam, że mnie to nie śmieszy i że ja w takim razie wyjdę do kuchni, żeby zrobić sobie kawę, a on w tym czasie niech opowie swoją serię.
Potem już było dla niego jasne, że we mnie nie znajdzie słuchacza, więc czasami wybierał inne dowcipy, a czasami puszczał do mnie oko, mówiąc: "Dobra, wiem, że przy tobie to nie mogę takich rzeczy opowiadać, więc poczekam, aż wyjdziesz na spotkanie". Dla mnie ważne było, że dostał sygnał, że ja tego nie akceptuję. I myślę, że warto, abyśmy takie sygnały wysyłały.
Jak postrzegane są osoby - a może powinnam uściślić - kobiety, które bez oporów odmawiają, wyrażają swoje zdanie, mówią, co myślą?
Niestety często są postrzegane jako zbyt pewne siebie, skupione na sobie, konfliktowe albo nietaktowne. Z moich obserwacji wynika, że są w ten sposób oceniane głównie przez. inne kobiety! Mężczyźni przeważnie nie widzą nic nietaktownego w wyrażeniu własnej opinii, natomiast kobiety, które same tego nie umieją, potrafią surowo ocenić przedstawicielkę tej samej płci, która odważa się coś takiego zrobić. Na przykład nie zgodzić się na coś, nie usprawiedliwiając się przy tym ani gęsto nie tłumacząc.
Myślę, że może to wynikać z dyskomfortu, jaki te kobiety mogą odczuwać, obserwując taką wymianę zdań. Jeżeli same nigdy nie zdobyłyby się na powiedzenie komuś wprost "nie", bo uważają to za zbyt nieuprzejme, mogą czuć się niekomfortowo, słysząc, jak ktoś inny to robi. Stąd może się brać surowa ocena i przyklejanie etykietek.
Pewność siebie Rys. Vector memory/Shutterstock Rys. Vector memory/Shutterstock
Raz na jakiś czas trafiam na mężczyzn, którzy podczas zawodowego spotkania próbują zdominować kobiety, wejść w rolę mentora, Pigmaliona, serwują monologi, upajając się brzmieniem własnego głosu. Bardzo mi z tym niewygodnie, ale nie mam pomysłu, jak takich mówców sprowadzać na odpowiedni tor. Spotykasz się z takimi postawami?
Kiedyś kiwałam głową i mówiłam: "Taaaak, pomyślę o tym", chociaż wcale nie zamierzałam o tym myśleć (śmiech). Ale wtedy jakoś nie mieściło mi się w głowie, żeby wprost powiedzieć, że mam swoje plany albo pomysły i nie jestem zainteresowana mentorskimi radami "mądrzejszych" kolegów. Ale to się zmieniło.
Kiedyś jeden z kolegów z pracy próbował wytłumaczyć mi, że powinnam zaangażować się w nowy projekt. Zaczęłam mu wtedy zadawać pytania. Dlaczego tak sądzi? Po co powinnam to zrobić? W jakim celu? Wybiło go to z mentorskiego tonu, a poza tym w trakcie rozmowy okazało się, że to, co mi doradzał, było tak naprawdę związane z jego potrzebami i wartościami, takimi jak kariera, awans, władza. Kiedy na koniec powiedziałam, że dla mnie liczą się inne wartości i to, co proponuje, jest tak naprawdę JEGO, a nie moje, przyznał mi rację. Teraz zwykle słucham, co ktoś ma do powiedzenia, i zastanawiam się, czy mi to pasuje. Jeżeli widzę, że to nie jest z mojej bajki, dziękuję i mówię, że nie skorzystam.
Co dla ciebie było najtrudniejsze w nauczeniu się trzymania swojej strony? Z czego wynikała chęć bycia niekonfliktową?
Z lęku przed odrzuceniem. A ten lęk był ogromny. Rósł we mnie od dzieciństwa. W domu rodzinnym byłam uczona posłuszeństwa, nie miałam wiele do powiedzenia. Kiedy próbowałam powiedzieć, że czegoś nie zrobię albo że czegoś innego chcę, kończyło się to nieprzyjemną sytuacją. Rodzice się gniewali, nie odzywali się do mnie, czułam dystans. Nie było już tak miło jak wtedy, kiedy na wszystko się zgadzałam.
Jeżeli jesteśmy wychowywane na grzeczne i posłuszne dziewczynki, a w przypadku niesubordynacji grożą nam konsekwencje, uczymy się, że zadbanie o siebie grozi odrzuceniem. A ponieważ bardzo nie chcemy doświadczyć chłodu, dystansu emocjonalnego, braku miłości i bliskości, robimy wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Ten nabyty w dzieciństwie mechanizm działa niestety również w dorosłym życiu. Boimy się, że odrzucą nas znajomi, partner, przyjaciele, szef.
Najtrudniejsze w uczeniu się bycia po swojej stronie było dla mnie pokonanie tego lęku, ale stopniowo go przełamywałam i widziałam, że nie rodzi to żadnych strasznych konsekwencji. Że nikt się nie obraża, dlatego że odmówiłam albo powiedziałam, że chcę zrobić coś innego. Dlatego powtarzam kobietom, że warto konfrontować swoje lęki z rzeczywistością. Sprawdzać, co się wydarzy. A zwykle nie wydarza się nic z tych "okropnych" rzeczy, których wizje umysł nam podsuwa.
Moim zdaniem w życiu w zgodzie ze sobą bardzo pomaga organiczna wiedza, czego się chce, a czego się nie chce.
Znajomość siebie jest kluczowa w tym procesie i w moim przypadku również było to bardzo pomocne. Znajomość własnych preferencji, upodobań, wartości, przekonań, opinii jest absolutnie niezbędna do autentycznego życia. Bo jeżeli byłaś wychowywana w duchu posłuszeństwa, wiele lat przytakiwałaś i spełniałaś cudze oczekiwania, a w którymś momencie chcesz już żyć w zgodzie ze sobą, warto, żebyś najpierw odrobiła pracę domową i dowiedziała się, jaka naprawdę jesteś. Autentyczna, czyli jaka? Pragnąca żyć w zgodzie ze sobą, czyli jak? Żebyś dowiedziała się, za czym tęsknisz, czego chcesz, co lubisz, a czego nie, co jest dla ciebie ważne, do czego chciałabyś w życiu dążyć. I to może być niełatwa praca, bo lata zaprzeczania robią swoje. Ale warto to zrobić.
Ja do dzisiaj się przełamuję, żeby zaprotestować, kiedy ktoś mi daje zbyt wypieczony chleb, zwiędłe warzywa albo wydaje resztę z naddartym banknotem. Nauczyłam się tego - stawiałam sobie zadania, ćwiczyłam egzekwowanie tego, co chcę otrzymać. Są takie sytuacje, że potrafię wpaść w trans - kiedy kwestia dotyczy moich dzieci albo kiedy walczę z reklamacjami. Mój mąż się śmieje, że zamęczam ludzi psychicznie i oni dla świętego spokoju załatwiają wszystko po mojej myśli. Masz jakieś rady, jak takie zachowania zamienić na odruch?
Bardzo pomaga zwracanie uwagi na reakcje własnego ciała. Zwykle, gdy dzieje się coś, co nas złości, oburza, obraża, gdy ktoś przekracza nasze granice, nasze ciało pierwsze reaguje. Jakimś ściśnięciem w dołku, ukłuciem w sercu, falą gorąca. Bardzo często nie zauważamy tych sygnałów albo ignorujemy je, tłumacząc sobie, że przecież nic takiego się nie stało. A potem jesteśmy na siebie złe, że nie zareagowałyśmy, chociaż widziałyśmy, że coś jest nie tak.
Jeżeli jesteśmy uważne na sygnały płynące z ciała i potrafimy je świadomie zarejestrować, wiemy, kiedy jest moment na reakcję. I warto zareagować od razu. Bo po chwili zaczyna się racjonalizowanie: a może mi się tylko wydaje? Albo: trudno, jakoś to wytrzymam.
Pewność siebie Rys. Sergey Nivens/Shutterstock Rys. Sergey Nivens/Shutterstock
Kiedy, i czy w ogóle, warto odpuścić? Uśmiechnąć się dla świętego spokoju, ugryźć w język?
Jak najbardziej warto! Nie zachęcam do tego, żeby walczyć ze wszystkimi o wszystko (śmiech). Ważne, żeby reagować w sytuacjach, kiedy dzieje się coś, co nie jest dla nas dobre, kiedy ktoś przekracza nasze granice, wyśmiewa nasze wartości, obraża nas, próbuje manipulować.
Natomiast jeżeli ta osoba przedstawia swój punkt widzenia, z którym się nie zgadzamy, ale nie czujemy, żeby ona na siłę próbowała nas przekonać do swojej racji, możemy pominąć tę wypowiedź milczeniem, uśmiechnąć się lub wspomnieć, że mamy inne zdanie, ale nie musimy siebie nawzajem nawracać. Kiedyś na wykładzie pani Ewy Woydyłło usłyszałam zdanie, które bardzo mi się spodobało: "Zgódźmy się co do tego, że się nie zgadzamy". I to jest OK. W końcu dzięki temu, że istnieją różni ludzie i różne punkty widzenia, świat nie jest nudny.
Wracając do wzmacniania, jestem zachwycona moją pięcioletnią córką, która niezachwianie wierzy w swoje możliwości. W ogóle nie ma takiej refleksji, że coś jej nie wyjdzie, bo ma za mało siły albo jest za niska. Jak mam ją w tym przekonaniu wspierać, jak nie utrącić jej wiary w siebie?
Ach, jakie to jest piękne u dzieci! Ta odwaga w próbowaniu nowych rzeczy i brak lęku, że coś nie wyjdzie, że ktoś się będzie śmiał. Niestety to my, dorośli, sprzedajemy dzieciom te lęki. Bo dziecko nie boi się, że ktoś je wyśmieje, dopóki rzeczywiście nie zostanie wyśmiane. Albo zawstydzone. I to najczęściej przez własnych rodziców. A jeżeli to się dzieje często, wtedy ono uczy się, że takie nieprzyjemne konsekwencje mogą nastąpić, i stopniowo coraz bardziej się wycofuje.
Myślę, że największym wsparciem jest powstrzymanie się od ostrzegania dziecka, że coś mu nie wyjdzie. Nawet jeśli jako osoba dorosła potrafisz zdecydowanie trafniej ocenić sytuację i jest to dla ciebie oczywiste, że twoja córka nie podniesie jakiegoś ciężaru, bo ma za mało siły, po co ją o tym uprzedzać? Przecież za chwilę sama się przekona. Ale dowie się o tym z autopsji, a nie od mamy, która zawyrokowała: "Z tym sobie nie poradzisz", "Tego jeszcze nie umiesz" albo "Na to jesteś za słaba". Potem takie zdania potrafią nam dzwonić w głowie przez całe dekady. Dlatego jako matka czasami gryzę się w język i jeżeli nie widzę zagrożenia dla zdrowia ani życia, pozwalam dzieciom doświadczać.
Kolejna moja obserwacja, generalizująca nieco, co do której ciekawa jestem twojego zdania: mężczyźni rzadko przepraszają i raczej nie biorą na siebie winy. Z kolei kobiety, zamiast raz powiedzieć "przepraszam", robią to po kilka razy. Też dostrzegasz tę regułę? Jak się tego oduczyć?
Tak, też to widzę niestety. Sama kiedyś się na tym złapałam. Myślę, że nie ma innej opcji, jak pilnować się i jeżeli raz przeprosiłyśmy, nie powtarzać tego. Zwłaszcza jeżeli osoba, która zwróciła nam uwagę, pomimo naszego "przepraszam" nadal robi nam wyrzuty, a my wtedy czujemy przymus, aby ponownie przeprosić. Kiedyś byłam w takiej sytuacji. Uznałam, że koleżanka ma uzasadnione pretensje, i przeprosiłam, ale ona nadal utyskiwała, jak bardzo musiała cierpieć z mojego powodu. W końcu przerwałam jej i powiedziałam: "OK, rozumiem twoją frustrację. Przeprosiłam cię. Co mam jeszcze zrobić?". Dopiero wtedy skończyła swój monolog.
Pewność siebie Rys. Livefocus/Shutterstock Rys. Livefocus/Shutterstock
Kiedy uczyłam się hiszpańskiego, to na lekcji o komplementowaniu omawialiśmy także reakcje na komplementy. W Hiszpanii według schematu należy za miłe słowo podziękować, ale też dorzucić na przykład: "A, to taki staroć, kupiłam tę sukienkę lata temu". Masz przepis na to, jak przyjmować komplementy, a jak reagować na krytykę? Bo zdaje się, że większy wpływ ma na nas to drugie.
Kiedyś też mówiłam, że ta sukienka to staroć, bo jakoś się czułam zażenowana tym, że ktoś mnie komplementuje. Teraz wolę powiedzieć: "Dziękuję, cieszę się, że ci się podoba". Albo: "Też bardzo siebie lubię w tej sukience". To wydaje mi się jakieś cieplejsze. Podziękować za komplement, ale nie umniejszać przy tym siebie ani nie bagatelizować komplementu. Bo jak ma się czuć osoba, która chwali sukienkę, a ty mówisz, że to staroć sprzed lat?
A krytyka owszem, bywa bolesna, ale czasami warto jej się przyjrzeć, bo może nieść ze sobą cenne informacje. Jeżeli nosimy w sobie jakąś wątpliwość, na przykład dotyczącą naszego wyglądu albo działania, i jest ona tak głęboko ukryta, że same nie chcemy tego widzieć, a tu ktoś trafia właśnie w ten punkt, od razu czujemy się zagrożone. Niektóre osoby potrafią wtedy zażarcie polemizować, nie zgadzać się albo argumentować, ale im gorętsza dyskusja, tym bardziej coś jest na rzeczy. Warto wtedy sobie i temu komuś powiedzieć: "Dobra, to ja się temu przyjrzę i sprawdzę, czy rzeczywiście tak jest". Natomiast jeżeli widzimy, że krytyka jest kompletnie nieuzasadniona, mówmy wprost, że mamy inne zdanie na ten temat albo że się z tym kompletnie nie zgadzamy. Najlepiej nie tłumacząc się dlaczego.
W swojej książce wspominasz o tym, żeby chroniąc się, nie od razu na wszystko się zgadzać. Kiedyś w pracy dwa tygodnie przed urlopem zapytałam koleżankę, czy przejmie część spraw, których nie uda mi się dokończyć. Powiedziała, że musi się zastanowić. Dzień przed moim wyjazdem odmówiła. Jak w życiu, w którym - jak wiadomo - ręka rękę myje, sprytnie żonglować odmową?
Piszę w książce o tym, jak powiedzenie "Potrzebuję chwili, aby się nad tym zastanowić" może pomóc kobietom, które zwykle automatycznie zgadzają się wyświadczyć komuś przysługę, a dopiero potem odkrywają, że tak naprawdę wcale tego nie chcą. Albo czują się zmuszone do zrezygnowania z czegoś dla siebie ważnego po to, by dotrzymać słowa.
Jeżeli następuje sytuacja odwrotna, to znaczy ktoś twierdzi, że potrzebuje czasu na zastanowienie, warto dopytać, kiedy da odpowiedź. A najlepiej, gdy w takiej sytuacji sama uprzedzisz, że potrzebujesz informacji najpóźniej do jutra albo, powiedzmy, do końca tygodnia. Wtedy masz jeszcze czas na zabezpieczenie innej opcji.
Czy wiek sprzyja walczeniu o siebie?
Myślę, że może mieć znaczenie. Słyszę wypowiedzi kobiet na przykład po pięćdziesiątce, że już coraz mniej obchodzi je, co pomyślą inni albo że ktoś je skrytykuje. Nawet jeśli, to co z tego? Mówią, że są odważniejsze, uczą się na stare lata nowych rzeczy, wracają do swoich zapomnianych pasji.
Ale nadal wiele jest kobiet, które niezależnie od wieku tkwią w schematach zasługiwania i zabiegania o czyjąś akceptację. Warto w takim momencie zdać sobie sprawę, że jak nie teraz, to kiedy? Że skoro przez całe życie się bałam i czegoś sobie odmawiałam, to może chociaż teraz zawalczę o siebie? Bo co mam do stracenia?
Ważne jest też, żebyśmy my, kobiety, wspierały inne kobiety. Żebyśmy przestały siebie nawzajem oceniać, krytykować, wyśmiewać. A do tego niezbędne jest utwierdzanie się we własnym poczuciu wysokiej wartości i samoakceptacja. Bo kobieta, która daje sobie dużo wsparcia, nie krytykuje siebie ani nie ocenia, będzie również akceptująca, wspierająca i wyrozumiała dla innych kobiet. To tak działa. Jeżeli jestem pewna swojej wartości, nie muszę sobie podbijać samopoczucia, krytykując albo oceniając kogoś innego. Dlatego doceniajmy siebie. Dla nas samych, dla naszych córek i dla innych kobiet.
'Jesteś wartościowa' Fot. Materiały prasowe Fot. Materiały prasowe
Małgorzata Trzaskowska. Autorka książki "Jesteś wartościowa". Wspiera kobiety w budowaniu pewności siebie i odkrywaniu własnych talentów. Uczy, jak radzić sobie z lękiem przed działaniem i nie przejmować się ocenami innych.
Ola Długołęcka. Redaktorka, która inspirację do tematu potrafi znaleźć w podbitym niechcący oku. Czujnie obserwuje ludzi i przysłuchuje się ich rozmowom. Chodzący spokój i zorganizowanie. Wieloletnia wielbicielka Roberta Redforda.