Czytasz artykuł w ramach cyklu "Ósmy dzień miesiąca". Począwszy od Dnia Kobiet tego roku, co miesiąc publikujemy teksty dotyczące równouprawnienia płci i walki z ich stereotypowym postrzeganiem.
"Realia rynkowe są takie, że kobiety nie zasługują na takie same pensje jak mężczyźni". Ta wypowiedź nie pochodzi z radykalnie antykobiecych krajów, jak Arabia Saudyjska czy Iran. Słowa te padły w "kraju wolnych, ojczyźnie dzielnych ludzi" - Stanach Zjednoczonych Ameryki, które w 1963 i 1964 roku wprowadziły przepisy o równym traktowaniu w pracy i równej płacy, niezależnie od płci.
Właśnie te zapisy ponad pół wieku później posłużyły Megan Rapinoe, Alex Morgan, Christen Press, Ashlyn Harris, Carli Lloyd, Alyssie Naeher i ich 22 koleżankom z żeńskiej reprezentacji USA w piłce nożnej za podstawę pozwu przeciwko Amerykańskiej Federacji Piłki Nożnej (USSF). Zdanie, które pada na samym początku to odpowiedź przedstawicieli USSF na żądania piłkarek, by podwyższono ich wynagrodzenia.
Równe płace, to nie wszystko, czego domagają się reprezentantki USA. "Zinstytucjonalizowana dyskryminacja", o której piszą w pozwie, obejmuje też to, gdzie grają, jak wyglądają ich treningi, jakie mają wsparcie medyczne, jakich mają trenerów, czy nawet, jak podróżują na mecze.
Związek zawodowy zrzeszający piłkarki proponował nawet model zarobków, który miał przetestować teorię o "realiach rynkowych". Zaproponowano, by USSF wypłacał piłkarkom więcej wtedy, gdy będzie na nich więcej zarabiał i odpowiednio płacił niższe pensje, gdy będzie zarabiał mniej na ich grze i pozostałych aktywnościach. Propozycję odrzucono.
Walka o płacowe równouprawnienie trwa od lat, a USSF niezmiennie ma "politykę i praktykę dyskryminacji ze względu na płeć", choć - jak wyjaśniają reprezentanci 28 zawodniczek - wykonują tę samą pracę, wymaga się od nich tych samych umiejętności, wysiłku i obowiązków, co od męskiej drużyny.
Piłkarze męskiej reprezentacji otrzymują stawkę minimum za każdy mecz, która obecnie wynosi około 5 tysięcy dolarów. Może ona wzrosnąć do ponad 17,5 tys. dolarów, zależnie od miejsca w rankingu FIFA, na którym plasuje się przeciwnik, oraz wyniku meczu - wygranej lub remisu. W reakcji na żądania piłkarek, USSF odpowiedziało, że mogą otrzymać rekompensatę finansową, jeśli wygrają mecz z drużyną z najlepszej dziesiątki rankingu FIFA. Za mecze przegrane, zremisowane i te przeciwko drużynom plasującym się poniżej 10. miejsca w rankingu USSF płacić nie chce.
Jak podano w pozwie, zakładając, że obie drużyny - męska i żeńska - zagrają po 20 meczy towarzyskich i wszystkie wygrają, kobiety mogą zrobić łącznie po niecałe 100 tys., a mężczyźni - 263 tys. dolarów. Jak łatwo policzyć, żeńska drużyna zarobi zaledwie 38 proc. kwoty, którą w tym czasie zarobią mężczyźni.
I jeszcze garść faktów. Żeńska reprezentacja USA jest na pierwszym miejscu rankingu FIFA, męska - jest na miejscu 22. Od pierwszych kobiecych mistrzostw świata w 1991 roku, Amerykanki za każdym razem wracały z medalami, a czterokrotnie wracały jako zwyciężczynie - w 1991, 1999, 2015 i 2019 roku. Z kolei męska reprezentacja najwyżej w mistrzostwach świata zaszła w pierwszym turnieju w 1930 roku, kiedy doszła do półfinału, a później w 2002 roku, kiedy odpadła w ćwierćfinale.
Piłkarki dawno też "wyprzedziły" męską drużynę w dochodach i wpływach na rzecz USSF. A jednak w ramach tej samej federacji zarabiają tylko niewielką część tego, co ich osiągający znacznie mniej sukcesów koledzy.
Gdy Sylwia Spurek napisała na Twitterze, że piłkarki zarabiają wielokrotnie mniej niż piłkarze, kilkaset osób wyśmiało pomysł wyrównania pensji zawodników i zawodniczek. Pewien znany publicysta pisał, że mogłoby się tak stać, gdyby piłkarki ściągały na trybuny tylu widzów, dały klubom tylu sponsorów i zapewniły telewizjom takie same dochody z transmisji, jak mężczyźni. Z kolei pewien pisarz dodał, że "na razie nikogo ten sport nie obchodzi: ani kibiców ani biznesu".
Wymiana odbyła się 7 czerwca, a więc dokładnie w dniu rozpoczęcia Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej Kobiet. Dużo bym dała, żeby zobaczyć miny obu panów, gdy dowiadują się o tych trzech rzeczach:
To jak to było z tymi kibicami i biznesem? Jak wyglądały te realia rynkowe, które sprawiają, że kobiety nie zasługują na "męskie" pensje?
Twarzą walki o równość i twarzą zwycięskiej drużyny jest Megan Rapinoe. Ma wszystkie cechy do tego, by konserwatywna Ameryka jej nie znosiła - jest różowowłosą, pyskatą lesbijką, która w proteście przeciwko rasizmowi klękała podczas hymnu, głośno mówi o swoich przekonaniach, a pytana, czy po ewentualnej wygranej odwiedzi prezydenta, odpowiedziała, że "nie pójdzie do j***nego Białego Domu".
Mimo tego wszystkiego, stała się ukochaną twardzielką Ameryki. Nie bez przyczyny. Jest nie tylko - jak sama opisała - "chodzącym protestem", ale prawdziwą liderką, o czym najlepiej świadczy to, że koleżanki wybrały ją na jedną z kapitanek. "Radykalną indywidualistkę, która kompulsywnie przyciąga do siebie uwagę, wybrano na liderkę bardziej powściągliwej grupy. Pozwoliły jej mówić w imieniu grupy, chociaż nie mają pewności, co powie" - opisał "The Atlantic".
Ten trafny opis opublikowano w trakcie mistrzostw świata, dzień przed tym, jak Megan strzeliła dwa gole w meczu z Francją i wykonała gest, który stał się symbolem jej, jej drużyny i ich zwycięstwa. Po zdobyciu bramki pobiegła do narożnika i rozłożyła ramiona. Spokojna, pewna, dumna i - jak opisała ją Sue Bird, jej partnerka - "przepraszająca dokładnie nikogo".
Nie zamierzała też przepraszać Donalda Trumpa, choć ten - znany ze swoich twitterowych wojenek (i dyskusyjnego szacunku do kobiet) - poświęcił jej całą serię wpisów, w których ostrzegł, żeby nie obrażała kraju, Białego Domu i flagi, a przede wszystkim pouczył ją, by najpierw wygrała, a potem mówiła. Dodał, że jeszcze nie wystosowano zaproszenia, ale zaprasza cały zespół, niezależnie od wyniku. Wygodniej dla prezydenta byłoby, gdyby Amerykanki nie wygrały mistrzostw, ale zdobyły złoty medal pod wodzą Rapinoe, a ona sama została uznana za najlepszą i najbardziej bramkostrzelną zawodniczkę turnieju. Wówczas zaproszenie do Białego Domu rozpłynęło się w powietrzu.
Po powrocie do Stanów Rapinoe udzieliła wywiadu, w którym odpowiedziała na pytanie o to, co chciałaby powiedzieć prezydentowi. - Myślę, że powiedziałabym: "Twój przekaz wyklucza wielu ludzi. Wykluczasz mnie. Wykluczasz ludzi, którzy wyglądają jak ja. Wykluczasz ludzi nie-białych. Wykluczasz Amerykanów, którzy mogą cię popierać" - stwierdziła. Pojawiły się wówczas głosy, że mogłaby spróbować przekazać to prezydentowi twarzą w twarz i w ten sposób na niego wpłynąć. - Nie jestem naiwna, żeby myśleć, że usiądę z Trumpem i sprawię, że zmieni swoje poglądy. Na granicy są dzieci pozamykane w klatkach, one umierają i to go nie wzrusza. Dlaczego ja miałabym? - odpowiadała na zarzut na łamach "New York Timesa".
Do spotkania w Białym Domu ostatecznie nie doszło, ale drużynę w Nowym Jorku fetowano na wielkiej ulicznej paradzie. I chociaż szampan lał się szerokim strumieniem, a w social mediach piłkarek można było zobaczyć, że bawiły się świetnie, to Rapinoe na zakończenie wygłosiła poważne przemówienie, w którym wezwała wszystkich, by starali się czynić świat lepszym, "więcej kochali i mniej nienawidzili". I dziękowała swojej drużynie:
Mamy różowe i fioletowe włosy. Mamy tatuaże i dredy. Mamy białe dziewczyny, czarne dziewczyny i wszystko pomiędzy. Hetero dziewczyny i lesbijki. Nie mogłabym być bardziej dumna z bycia współkapitanką tej drużyny.
Ta cudownie różnorodna drużyna pokazuje wszystkim kobietom, jak walczyć o swoje prawa, ale też pokazuje małym dziewczynkom, że mogą spełniać swoje marzenia, nawet jeśli słyszą, że to tylko dla chłopaków. Przykładem tego, jakie znaczenie ma ich sukces i popularność niech będzie cichy dramat Mike'a Magee, zawodowego piłkarza, który przez lata namawiał córeczkę, by spróbowała swoich sił na boisku. Tata nie dał rady, ale 9-latka obejrzała zmagania żeńskiej reprezentacji i poszła na podwórko kopać piłkę.
Niewpuszczane na boiska dziewczynki i nastolatki mojego pokolenia oglądały film "Podkręć jak Beckham", ale raczej nie liczyły na to, że będą mogły oddawać rzuty wolne, jak ówczesny kapitan reprezentacji Anglii. Dzisiejsze dziewczynki mają idolki, które pokazują im: możecie bronić jak Naeher, podawać jak O'Hara i strzelać jak Rapinoe.
Sprawa pozwu o dyskryminację płacową pewnie jeszcze długo się nie zakończy, bo młyny sprawiedliwości mielą powoli. Nawet, jeśli piłkarki wygrają w sądzie, to będzie tylko pierwszy krok na drodze do równości. Dyskryminacja płacowa to przecież nie tylko USSF, ale wszystkie krajowe federacje, a w końcu FIFA, czyli międzynarodowe zrzeszenie.
Amerykanki fetowały zwycięstwo, ale nie przestawały podkreślać, że ich prawa nie są respektowane. Tuż po finale, podczas odbierania pucharu, Rapinoe zwróciła się do prezydenta FIFA Gianniego Infantino i prezesa USSF Carlosa Cordeiro:
Każdy pyta, co będzie dalej i co chcemy zrobić z tym wszystkim - czas skończyć dyskusję o wyrównaniu płac i czy jesteśmy tego warte (...). Co zamierzamy z tym zrobić? Co zamierzasz z tym zrobić, Gianni? Co zamierzasz z tym zrobić, Carlos? To czas, by zabrać się do roboty.
Jak przyznała kapitanka na konferencji, podczas wręczania nagrody Gianni Infantino zaproponował jej, żeby porozmawiali, na co ona chętnie przystała. Prezydent FIFA już wcześniej sugerował, że na następnych mistrzostwach świata kobiet w 2023 roku nagroda zostanie podwojona, do 60 milionów dolarów. Dla porównania - mężczyźni w Katarze mogą liczyć na nagrody w wysokości 440 milionów.
W tym roku federacja przeznaczyła na nagrody 30 mln dolarów, co daje dokładnie 7,5 proc. kwoty przeznaczonej na nagrody dla męskich zespołów w ubiegłorocznych mistrzostwach w Rosji i tych, które w 2022 roku odbędą się w Katarze. Jeszcze bardziej obrazowo pokazuje to OKO.press - z turnieju w Rosji Polacy odpadli w słabym stylu jeszcze w fazie grupowej i otrzymali za swój wysiłek 8 milionów dolarów. Amerykanki za zwycięstwo w mistrzostwach otrzymały połowę tej kwoty.
Zawodniczki liczą na to, że nie zostaną z problemem same. - Zrobiłyśmy wszystko, co się dało na boisku i poza nim, by walczyć o sprawę. Dwieście milionów razy udowodniłyśmy, że jesteśmy tego warte. Jesteśmy już trochę sfrustrowane i mamy dość bycia grupą dyskryminowaną, która musi brać na swoje barki cały ciężar. Czas, żeby inni włączyli się do tej rozmowy - mówiła Rapinoe ponad dwa tygodnie później, gdy zwycięskie emocje już opadły.
I faktycznie do debaty włączają się firmy i instytucje, ale - jak zawsze, gdy chodzi o podstawowe prawa - nie brakuje głosów sprzeciwu.
Były doradca Trumpa oskarżył amerykańską drużynę o to, że atakują amerykańskie wartości. Chodziło o nagranie z parady, podczas której Ashlyn Harris chwaliła się kluczami do miasta i nawiązała do internetowego mema ze słowami "chowajcie dzieci, chowajcie żony". - Oszalały. Chcą zniszczyć wszystko, co dobre w naszym kraju i judeo-chrześcijańskiej cywilizacji - stwierdził Sebastian Gorka. Można by powiedzieć, że nie zrozumiał nawiązania i się wygłupił, ale słowa o "szaleństwie" są znamienne. O tym samym - o "szaleństwie", "histerii", "urojeniach" czy byciu "szurniętą" - mówiła Serena Williams w spocie "Dream Crazier":
Kiedy chcemy grać przeciwko mężczyznom - jesteśmy szalone. Kiedy marzymy o równych szansach - roimy sobie. Kiedy jesteśmy za dobre - coś z nami jest nie tak (...). Kobieta biegnąca w maratonie była szalona. Kobieta boksująca była szalona. Skacząca pod koszem? Szalona (...). Chcą cię nazywać szaloną? Dobrze. Pokaż, co szalona potrafi.
Serena również od lat walczy o równe płace w swojej dyscyplinie. Jak sama wyjaśniała, jako czarnoskóra kobieta zarabia 17 proc. mniej od swoich białych koleżanek, i tylko 63 proc. tego, co zarabiają mężczyźni. W pierwszej połowie lipca Williams była pytana na konferencji prasowej, czy nie lepiej byłoby skupić się na tenisie, zamiast walczyć o równość.
Przestanę walczyć o równouprawnienie w dniu, w którym trafię do grobu
- odpowiedziała mistrzyni z rozbrajającą szczerością. Sportsmenki takie jak ona i drużyna amerykańskich piłkarek to pionierki tej walki. Walki, dzięki której kolejne pokolenia kobiet będą mogły robić swoje i będą za swoją pracę wynagradzane tak samo, jak mężczyźni.