Nie! Takie myślenie jest szkodliwe, ale niestety bardzo wygodne dla obu płci.
Pozwala mężczyźnie skupić się tylko na penisie, wzwodzie i mieć tylko jeden problem. To tak jak z gospodarzem, który ma jednego konia lub ma ich kilka. Jeden koń – jeden kłopot, cała stadnina – same problemy! Mężczyzna ma wiele stref erogennych, ale zwykle uznaje za ważną tylko tę jedną. Tymczasem często potrzebuje aktywizacji innych stref erogennych, by mieć i utrzymać wzwód. Skupianie się tylko na członku w trakcie gry wstępnej, seksu lub nieumiejętne obchodzenie się z nim wręcz może doprowadzić do zaburzeń erekcji.
Poza tym niestety większość mężczyzn po macoszemu traktuje swojego członka. Z jednej strony są dumni, że go mają, z tego, jak wygląda. Z drugiej – mają poczucie, że to taki wolny duch i nie mają nad nim kontroli. Gdy przychodzą do seksuologa, zachowują się tak, jakby przyprowadzili psa do weterynarza. Tylko to tak nie działa. Trzeba zrozumieć, że organizm to całość – nad tym często pracuję z moimi klientami. Ważne, by mężczyzna się ukorzenił w swojej seksualności, otworzył na inne strefy erogenne. Ten mit, że jedyną strefą erogenną mężczyzny jest członek, naprawdę robi dużo złego.
Wielu mężczyzn żyje w przekonaniu, że muszą być szybko gotowi na seks. Najlepiej, jakby ich wzwód był możliwy 24 godziny na dobę. Kobiety utwierdzają ich w tym przekonaniu.
Przykładowa scenka: para, całują się, napięcie rośnie. I nagle bach! Kobieta chwyta mężczyznę za członka. Ale nie po to, by go stymulować. Nie! Ona sprawdza, czy jest erekcja. On jest przerażony, bo dopiero zaczęli się całować, więc trudno mówić o podnieceniu i gotowości do stosunku. Wtedy mężczyzna zaczyna się zastanawiać, czy na pewno wszystko z nim OK, bo nie ma erekcji, której kobieta oczekuje, skoro to nagle sprawdza. A kobieta myśli, że nie jest atrakcyjna, skoro nie ma tego oczekiwanego wzwodu.
Słyszałem o setkach randek, podczas których kobiety w ten sposób sprawdzały gotowość mężczyzn. Tymczasem oni potrzebują dłuższej formy stymulacji: pocałunków, pieszczot całego ciała, w tym też penisa. Wtedy ze wzwodem nie będzie problemów. A takie sprawdzanie, czy już jest erekcja, wywołuje presję i stresuje mężczyzn.
Na pewno na sutki – są bardzo wrażliwe na dotyk – jądra, które są często pomijane, punkt między jądrami a odbytem, zwany męskim punktem G, płatki uszu, okolice pachwin. Dla wielu podniecające jest dotykanie karku i masaż klatki piersiowej, na przykład przy pozycji na jeźdźca. W ogóle masaż pleców, karku, dotykanie głowy, włosów – to wszystko podkręca podniecenie i potem też przekłada się na odczucia w trakcie orgazmu. Te strefy są zwykle pomijane, a ich rola bagatelizowana w czasie seksu.
Przez kobiety i przez mężczyzn. Kobiety idą na skróty, myśląc, że obsługa mężczyzny jest prosta – trzeba podotykać penisa i wystarczy. Dotknąć, pocałować, włożyć do pochwy i już. No nie, po prostu nie! Wielu mężczyzn mówi mi w gabinecie, że są niedostymulowani i potrzebują, by zająć się całym ciałem.
Zwykle przychodzą z problemem, na przykład że seks jest słaby albo nie mają ochoty. Po rozmowach dochodzimy do przyczyn i bardzo często powodem nieudanego seksu jest właśnie słaba stymulacja. A także nieumiejętne obchodzenie się z członkiem przez kobiety. Oczywiście każdy może mieć inne upodobania, jeden będzie wolał takie pieszczoty, drugi inne. Ale najważniejsze to uzmysłowić sobie, że męskie strefy erogenne to nie tylko penis. W seksuologii apelujemy: zrezygnujcie z penisocentryzmu (śmiech).
Dla kobiet myślenie o męskim ciele przez pryzmat członka też jest wygodne. Bo nie muszą się głowić, jak mu sprawić przyjemność, czy zrobić masaż, czy nie? jaki? jak stymulować jądra – całować, ssać, lizać, drażnić, ugniatać? Milion pytań pojawia się w głowie.
Jedna z klientek, która miała ponad stu partnerów seksualnych, powiedziała, że z każdym było inaczej – za każdym razem próbowała różnych technik stymulacji jąder. I mężczyźni traktowali to z dużym entuzjazmem. Warto eksperymentować. W seksuologii mówimy: eksperymentujcie, nie lękajcie się. Pozwólcie rzece płynąć. Wtedy te orgazmy będą niczym fajerwerki w sylwestra.
Psychologia Ilustracja: Body Stock/Shutterstock
Generalnie tak. Odejście od sztampy i dodatkowe bodźce w czasie seksu doprowadzą do mocniejszego, bardziej intensywnego i dłużej trwającego orgazmu u mężczyzny. Jeśli seks skupia się tylko na stymulacji członka i penetracji, to orgazm będzie słabszy.
Orgazm wynikający z penetracji jest dla wielu chlebem powszednim i nie ma tam fajerwerków, ale jeżeli partnerka dodatkowo podczas penetracji lub seksu oralnego dotyka jąder, masuje je, dochodzą jakieś inne elementy i bodźce, wtedy ten orgazm jest potężny, dłuższy i bardziej emocjonalnie przeżywany.
Zależy od mężczyzny. Dla wielu na przykład seks oralny jest bardziej satysfakcjonujący niż penetracja, bo doświadczają go rzadziej i jest dla nich bardziej intymny, głębszy. I wtedy te orgazmy też są znacznie mocniejsze.
Seks analny często jest postrzegany jako łamanie tabu, perwersja, w związku z tym jest dla niektórych bardziej ekscytujący. Orgazmy podczas seksu analnego są wtedy mocniejsze. Dla jednych, bo łamią normy i to ich podnieca, dla innych – bo odbyt jest ciaśniejszy i mocniej się obkurcza niż mięśnie Kegla w pochwie i są to po prostu dodatkowe bodźce dotykowe.
Nie, raczej podczas sztampowego seksu, którego głównym elementem jest penetracja. Natomiast proszę pamiętać, że wiele zależy od bodźców ekstra, od gry wstępnej, a także od kontekstu.
Dam pani taki przykład: jedna z moich klientek powiedziała, że gdy na plaży widzi mężczyzn w kąpielówkach, z nagim torsem i z uwypukleniem w kroczu, nie robi to na niej wrażenia. Ale gdy widzi w biurze mężczyznę w obcisłym garniturze z uwypukleniem pod linią paska spodni, to ten aseksualny zawodowy kontekst działa na nią tak, że zaczyna fantazjować. Czyli stworzenie sytuacji innej niż zwykła, kiedy para uprawia seks, też wpływa na podniecenie i na jakość późniejszego orgazmu.
Mam też klienta, który uważa się za fana seksu analnego. Zarejestrował się na jakimś portalu randkowym i szukał kobiety, która też lubi seks analny. Znalazł taką, spotkali się, przypadli sobie do gustu i są parą od ośmiu miesięcy. Uprawiają seks, ale tylko trzy razy był to seks analny. Kobieta zarzuca mu, że za rzadko. A temu mężczyźnie wcale ten seks analny nie jest tak potrzebny, jak mu się wcześniej wydawało. I tu też chodzi o kontekst. Z poprzednimi partnerkami ten seks analny był wyproszony i wymęczony. Jak się trafiła osoba chętna, to na początku go uprawiał, a potem przestał, bo już się nim nasycił. Kontekst się zmienił. Okazało się, że gdy seks analny stał się bardziej powszedni, przestał być aż tak niezbędny.
Jest bardzo różnie. Mężczyźni uzależnieni od pornografii wolą masturbację. Polecam film „Don Jon” – tam dokładnie jest pokazane, na czym polega uzależnienie od pornografii i dlaczego ci mężczyźni wybierają masturbację. Dla nich bodźcem wywołującym podniecenie jest film porno, a nie partnerka, nawet jeśli jest to postać grana przez Scarlett Johansson (śmiech).
Często z ich niskiej samooceny. Czują się bezpiecznie, bo nikt ich nie ocenia jako kochanków. W seksie z partnerką czują, że chodzi o relację, o uważność, a oni nie są przygotowani do tego i nie za dobrze czują się w bliskim kontakcie z kobietą.
Ci mają lepsze orgazmy podczas seksu z partnerką. Wpływają na to bodźce wizualne, smakowe, zapachowe, czują ciepło partnerki, mają kontakt wzrokowy, czują, że ona chce być z nimi. Dla tych mężczyzn satysfakcja osiągana podczas masturbacji to jakieś 50 proc. tego, co w czasie seksu z kobietą.
Fizycznie to trwa tyle, ile zbadał prof. Izdebski, czyli od kilku do kilkunastu sekund. Wykluczając z tego seks tantryczny, bo wtedy orgazm może trwać dłużej lub występuje orgazm bez wytrysku. Poza tym na długość trwania orgazmu wpływa masa czynników: wiek, stan zdrowia, kondycja fizyczna, czy ktoś jest najedzony, czy nie, zmęczony czy wypoczęty. Średnia cztery sekundy dotyczy fizycznego aspektu, wytrysku, ale mamy jeszcze tzw. orgazm psychiczny, który poprzedza wytrysk spermy.
Moc orgazmu zależy też od zaangażowania emocjonalnego. Zakochany mężczyzna będzie miał lepsze orgazmy. Niektórzy zakochani mężczyźni mówią mi w gabinecie, że w czasie orgazmu czują się wystrzeleni w kosmos. Dla innych zakochanych facetów orgazm jest jak mocne przeżycie duchowe, niczym… spotkanie z Bogiem.
Wielu mężczyzn będzie osiągać lepsze orgazmy i mieć lepsze doznania, gdy się otworzą na uczucia i zaczną je okazywać partnerce. To działa dobrze na obie strony.
Ważne, by umiała stworzyć poczucie bezpieczeństwa, pokazać, że jej zależy na mężczyźnie. Dobrze też, by sygnalizowała mu, że go pożąda, okazywała mu to pożądanie, wręcz mówiła mu o tym wprost. Wiele kobiet tego nie robi, bo się obawia pokazywać zaangażowanie, czasami się wstydzi.
Tak, oczywiście! Przecież nie zawsze orgazm musi być z wytryskiem, choć to oczywiście są niszowe historie. Ale można nawet udawać, że orgazm był z wytryskiem.
Kochając się w prezerwatywie, mężczyzna ściąga ją szybko i wyrzuca do kosza. Kobieta nie ma podejrzeń, więc nie sprawdza, czy sperma jest w prezerwatywie. Kochając się bez prezerwatywy, wychodzi szybko z pochwy i pędzi pod prysznic, i udaje, że tam skończył, pod pretekstem, by nie ubrudzić pościeli itp. Niektórzy mówią, że był mały wytrysk i sperma się wchłonęła w waginie. Z moich doświadczeń wynika, że 80 proc. kobiet nie orientuje się, że mężczyzna udaje. Pozostałe 20 proc. orientuje się tylko dlatego, że lubi widzieć wytrysk i to je podnieca.
Orgazm zwykle udają tzw. eskorci, czyli mężczyźni do wynajęcia, którzy uprawiają seks za pieniądze, geje będący w relacji z kobietami, by im nie robić przykrości i utrzymać fasadowy związek. Orgazm udają mężczyźni chorzy na depresję, mający poczucie, że partnerka nie toleruje słabości. A także ci, którzy się boją ciąży – wycofują się przed wytryskiem z pochwy i mówią, że już szczytowali.
Niekoniecznie. Starsi mężczyźni częściej niż ci młodsi mają silne orgazmy psychiczne, które poprzedzają wytrysk. I potem zatrzymują ten wytrysk, a erekcja po orgazmie psychicznym zanika. Mężczyznom koło czterdziestki z doświadczeniem seksualnym łatwiej to przychodzi. Mogą mieć nawet kilka takich orgazmów psychicznych i jeden fizyczny.
Psychologia Ilustracja: Dmitri Ma/Shutterstock
Przed orgazmem członek jest w stanie wzwodu, ruchy perystaltyczne nasieniowodów wypychają spermę na zewnątrz, mężczyźni czują ten ścisk nasieniowodów i po tym następuje orgazm fizyczny, czyli wypchnięcie spermy na zewnątrz poprzez cewkę moczową. A psychiczne doznania są różne: pojawia się uczucie przyjemności, odprężenia, bliskości z partnerką, pogodzenia się ze światem, czasami odpłynięcie na kilka chwil. Nawet jak ktoś nie ma fizycznie tego orgazmu, nie musi udawać, bo może mieć psychiczny.
Tak, można, powstrzymując akcję seksualną tuż przed wytryskiem, a przy odczuwaniu orgazmu psychicznego. I za kilka minut, gdy członek opadnie, można znów podjąć aktywność seksualną.
Tak, zgadza się. Mam klientów, którzy są w tak dobrej kondycji fizycznej i w tak udanej relacji z partnerką, że po orgazmie fizycznym nadal są w stanie uprawiać seks, trwa penetracja i na jednym wzwodzie członka mają dwa orgazmy. Jest to niezwykle niszowe. Podkreślam – niewielu mężczyzn tego doświadcza.
Proszę pamiętać, że nie orgazm jest najważniejszy, tylko satysfakcja z seksu i wszystko, co się dzieje po drodze i wkoło. Bo seks to nie jest sztafeta. Liczy się nie tylko osiągnięcie mety w byle jakim stylu, ale też bieg do niej.
Andrzej Gryżewski. Seksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny (CBT), psycholog, certyfikowany edukator seksualny. Autor książek: bestsellerowej „Sztuki obsługi penisa” i „Jak facet z facetem, rozmowy o seksualności i związkach gejowskich” oraz nowej „Macho. Instrukcja obsługi”. Założyciel Gabinetu Psychoterapii Seksualnej CBTseksuolog.
Joanna Germak. Po 20 latach w mediach postanowiła związać się z zupełnie inną branżą. Nie tęskni za kontentem, ale brakuje jej dziennikarstwa, dlatego współpracuje jako autorka tekstów i wywiadów. Zawodowo lubi robić rzeczy, które mają sens.