Czytasz artykuł w ramach cyklu "Ósmy dzień miesiąca". Począwszy od Dnia Kobiet tego roku, co miesiąc publikujemy teksty dotyczące równouprawnienia płci i walki z ich stereotypowym postrzeganiem.
W 2010 roku roku, podczas zorganizowanego w Gdańsku "Maratonu Solidarności", mężczyźni dostali dwa razy wyższe nagrody finansowe niż kobiety. Pierwszy na mecie biegacz zarobił 10 tys. zł, pierwsza biegaczka - 5 tys. zł. Panowie mieli zapewnione nagrody do ósmego miejsca, panie do szóstego. Ostatni nagrodzony dostał 1,2 tys. zł, a ostania nagrodzona - 500. I nie warto byłoby wracać do biegu sprzed prawie dekady, gdyby nie był "pigułką" całej dyskusji nad wynagrodzeniem kobiet i mężczyzn w sporcie.
Szeroko komentowaną, omawianą, mającą skończyć się w sądzie z powództwa Partii Kobiet, gdyby organizator ostatecznie nie zmienił regulaminu. Ugiął się, ale zanim to zrobił, wymienił niemal wszystkie argumenty przeciwników wyrównywania zarobków sportowców i sportsmenek przytaczane w podobnych dyskusjach po dziś dzień.
- Czym różni się wysiłek biegnących kobiet od biegnących obok mężczyzn? - pytała wówczas Marika Lisowska, przewodnicząca Partii Kobiet na Pomorzu.
Kobiet w maratonie startuje mniej i stąd dla nich niższa stawka nagród. Tak było, jest i będzie
- odpowiadał jej Kazimierz Zimny, szef "Maratonu Solidarności". - Nagroda powinna być taka sama niezależnie od płci, koloru skóry czy orientacji seksualnej zwycięzcy. I powinno to wynikać jasno z regulaminu - grzmiała z kolei europosłanka Joanna Senyszyn. A Zimny odpowiadał: - Nie widzę tutaj żadnej dyskryminacji. Kobiety po prostu mniej trenują i mniej ich startuje w maratonie: na 480 mężczyzn pobiegło ich zaledwie 26. Pobiegły słabiej, więc dostały niższe nagrody - tłumaczył. Po kilkunastu dniach zmienił jednak zdanie: - Przepraszamy wszystkie uczestniczki, które poczuły się niedowartościowane finansowo i zapraszamy za rok - powiedział i w kolejnej edycji biegu utworzył kategorię OPEN, po to, by kobiety ścigały się z mężczyznami. Ale problemu to nie rozwiązało, bo wciąż nagrody dostawali tylko panowie, którzy wyprzedzali kobiety o pół godziny z racji naturalnych predyspozycji. - To niech przyjdzie zewnętrzny sponsor i zapewni dodatkowe pieniądze dla kobiet. Bardzo proszę. A jak komuś nagrody się nie podobają, to niech nie startuje - stwierdził ostatecznie wyraźnie poirytowany Zimny.
W corocznych rankingach "Super Expressu" prezentujących najlepiej zarabiających polskich sportowców miejsce w pierwszej dziesiątce miała przez lata tylko jedna kobieta - Agnieszka Radwańska. W całej setce pań zwykle było kilka. Rzadko kilkanaście. Tenis, który uprawiała Radwańska, to wyjątek wśród sportów, bo w wielkoszlemowych turniejach już lata temu wyrównano zarobki kobiet i mężczyzn. I do dziś budzi to kontrowersje. Odwrotnie niż w pozostałych dyscyplinach - niesprawiedliwie traktowani czują się mężczyźni, którzy - jak twierdzą - zapewniają oglądalność w telewizji, przyciągają kibiców na stadion, bo "grają bardziej widowiskowo". No i zdecydowanie dłużej niż kobiety, bo ich mecze kończą się po trzech wygranych setach, co oznaczać może nawet pięciosetowe pojedynki trwające kilka godzin. A panie? Dwa wygrane sety i koniec meczu. Czasem godzinka z lekkim okładem i te same pieniądze w kieszeni.
Gdybym był tenisistką, na kolanach dziękowałbym Bogu za Rogera Federera i Rafaela Nadala, bo wypromowali ten sport. Chciałbym też być działaczem WTA i jechać na plecach męskiego tenisa
- stwierdził kilka lat temu Raymond Moore, dyrektor turnieju w Indian Wells.
Ale Wielki Szlem w tenisie to wyjątek. Podobne zasady obowiązują jeszcze podczas lekkoatletycznych mitingów, gdy nie sposób ustalić, czy kibic będący na stadionie w danym momencie obserwuje skaczącą o tyczce kobietę czy bieg mężczyzn na 100 metrów. Ale ogólnie - na świecie i w Polsce - siatkarze zarabiają więcej od siatkarek, koszykarze od koszykarek, kolarze od kolarek. Wreszcie - piłkarze od piłkarek. Wreszcie, bo nie dość, że w ich przypadku różnice zazwyczaj są największe, to właśnie piłkarki coraz częściej zwracają uwagę na nierówne zarobki. W styczniu Złote Piłki odebrali: najlepszy piłkarz - Luka Modrić i najlepsza piłkarka - Ada Hegerberg. On zarabia 7 milionów euro rocznie. Ona - 400 tysięcy euro.
- Żadna kobieta nie gra w piłkę dla pieniędzy, ale czasami zazdroszczę facetom - mówi polska bramkarka PSG, Katarzyna Kiedrzynek w wywiadzie dla "VIVY".
Zawodnik, który gra na podobnym poziomie jak ja, po kilku latach kariery zarobi tyle pieniędzy, że do końca życia on i jego rodzina nie muszą się martwić o kasę. My dostajemy tyle, że wystarcza na przeżycie, ale nie ma szans, żeby cokolwiek odłożyć. Nie mówiąc już o kupowaniu sobie supersamochodów, apartamentów i wydawania setek tysięcy w sklepach z ciuchami. Z tego, co wiem, zarobki we Francji są podobne jak w Polsce, tyle że płacone w euro. Myślę, że średnia pensja waha się od 1500 do 2500 euro miesięcznie. Chociaż, oczywiście, największe gwiazdy mogą zarobić dziesięć razy tyle. W porównaniu z mężczyznami to śmiesznie mało
- dodaje.
W 2014 roku doszło do tego, że Jazmine Reeves, piłkarka Boston Breakers, skończyła karierę i poszła pracować do Amazona. Tam zarabiała lepiej. Brak powołania do reprezentacji jakoś przebolała.
- Sport jest dzisiaj podporządkowany przede wszystkim regułom rynkowym, funkcjonuje w porządku zawodowo-rynkowym związanym z kontraktami zawodników, sponsorami i prawami medialnymi. I z tego wynikają nierówne zarobki. Największe pieniądze są w tych dyscyplinach i rozgrywkach, które cieszą się największym globalnym zainteresowaniem - mówi socjolożka prof. UAM dr hab. Honorata Jakubowska. To przede wszystkim piłka nożna, a w dalszej kolejności: rugby, koszykówka (szczególnie NBA) i boks. A więc dyscypliny, w których rywalizacja mężczyzn cieszy się większym zainteresowaniem niż rywalizacja kobiet. - Olbrzymią rolę odgrywają również media, ponieważ sponsorom nie opłaca się finansować tych zespołów czy rozgrywek, których nie można obejrzeć w telewizji, a jak pokazują badania, sportowi kobiet poświęca się jedynie około 10-15 proc. wszystkich wiadomości - dodaje. Poza tym, dużą część zarobków sportowców stanowią indywidualne kontrakty. I tu znów można by powiedzieć, że sponsorom bardziej opłaca się finansować najbardziej rozpoznawalnych zawodników, którymi najczęściej są mężczyźni.
- Jeśli popatrzymy na sport jako na produkt rynkowy, to nierówności zarobków wydają się w dużym stopniu zrozumiałe w sensie logiki tego rynku, chociaż może niekoniecznie zrozumiałe dla kibiców. Nie wszyscy przecież akceptują niebotyczne zarobki piłkarzy czy kwoty ich transferów, jednak są osoby, które decydują się takie sumy płacić. Można też powiedzieć, że zrozumiała jest wyższa nagroda na przykład dla zwycięzcy maratonu, którym, jak można przypuszczać, będzie zawsze mężczyzna, bowiem on pierwszy wbiegł na metę, więc jest najlepszy. Tutaj jednak wprowadza się osobną klasyfikację kobiet, żeby najlepsze z nich również mogły zdobyć nagrody finansowe - zauważa socjolożka.
W bardzo trudnej sytuacji wydają się być właśnie piłkarki. - Pomimo rosnącego zainteresowania ze strony kibiców, popularności ich rozgrywek nie można porównać z popularnością rozgrywek męskich. W konsekwencji są niejako skazane na niższe zarobki - mówi prof. Jakubowska. Sytuacja ta w mniejszym stopniu dotyczy zawodniczek uprawiających sporty indywidualne.
Tym, co należałoby zmienić i o co mają prawo upominać się sportsmenki, jest dowartościowanie ich sportu. Po pierwsze poprzez większe wsparcie ze strony związków (w wersji idealnej - równe traktowanie), ale też większe zainteresowanie ze strony mediów. Zainteresowanie rywalizacją sportową, ich sukcesami, a nie wyglądem oczywiście
- zaznacza.
No właśnie. Nierówność dostrzec można nie tylko zaglądając sportowcom do portfeli. Kobiety bywają gorzej traktowane przez związki i federacje, czego dowodem było wysłanie reprezentantek Polski w piłce nożnej na bardzo ważny mecz do Szkocji tanimi liniami lotniczymi. Pech chciał, że ich lot był opóźniony o siedem godzin, przez co przegapiły oficjalny trening na stadionie Paisley. Kilka dni wcześniej PZPN nie zgłosił sześciu zawodniczek na mecz z Albanią. Ot, taki błąd. - Potrenują jutro rano. Dla wszystkich było jasne, że to najlepsze, najszybsze i najwygodniejsze połączenie z Bydgoszczy. Pewnych rzeczy nie da się przewidzieć. Kiedyś leciałem całą noc, aby zagrać dzień po dniu. Nie płaczemy, tylko walczymy - bagatelizował sprawę prezes PZPN Zbigniew Boniek.
Dla porównania: prowadzona wówczas przez Adama Nawałkę kadra mężczyzn 200 kilometrów dzielące Katowice i Wrocław pokonywała samolotem. I to między meczami sparingowymi. Reprezentacja młodzieżowa latała natomiast czarterowym samolotem między Poznaniem a Lubinem. Byle piłkarze mieli jak najlepsze warunki do pracy. - Nie mam problemu z tym, że lecieliśmy tanimi liniami. Nie jesteśmy księżniczkami. Tych problemów było jednak za dużo - mówiła Katarzyna Kiedrzynek dla "Gazety Wyborczej". - Wiadomo, że na opóźnienia samolotu nikt nie ma wpływu, ale to wszystko się nawarstwiło. Siedziałam na lotnisku i wkurzałam się, że lecimy na najważniejszy mecz, a ominie nas oficjalny trening i nawet nie zapoznamy się z warunkami, w jakich przyjdzie nam grać. Następnego dnia rano miałyśmy rozruch, ale na innym boisku. Ciężko było też zasnąć. Czy miało to wpływ na wynik? Nie wiem. Mam tylko nadzieję, że nigdy nas coś takiego już nie spotka - dodała.
Zainteresowanie mediów można budować, zwiększając oglądalność transmisji zawodów kobiet. Dość popularna jest opinia, że to same kobiety powinny zacząć interesować się sportem kobiet i w ten sposób wpływać na rynek, dążąc do wyrównania zarobków. Większa liczba widzów, a więc większa oglądalność, przyczyniłaby się do przyciągnięcia uwagi reklamodawców i sponsorów. Wydaje się to proste i całkiem logiczne, ale pojawia się problem. - Niemal wszystkie badania pokazują, że kobiety oglądają sport głównie "przez" i dla mężczyzn. W większości domów to mężczyzna wybiera określony program sportowy, a kobieta mu towarzyszy. Podobnie zresztą wygląda przychodzenie kobiet na stadiony. Pokazują to badania realizowane aktualnie przez Dominika Antonowicza (UMK), Radosława Kossakowskiego (UG) i przeze mnie. Mężczyźni, a więc ojciec, brat, partner są tymi, którzy przyprowadzają kobiety na stadion i najczęściej to również z nimi ogląda się później mecze. A mężczyźni wybierają najczęściej męskie rozgrywki. Być może zatem to ich trzeba by namówić do oglądania sportu kobiet - mówi prof. Jakubowska. Ale to już temat na zupełnie inny artykuł.