Gdy dzieje się coś złego, często włącza się człowiekowi tryb "dam radę". Chodzi do pracy, zajmuje się domem, dziećmi, uśmiecha się, a na pytanie: "Jak się czujesz?", mówi: "Jest OK". Jak powinien reagować partner czy przyjaciel osoby, która przeżywa czyjąś śmierć, swój rozwód lub inne traumatyczne wydarzenie?
Emocje wówczas przeżywane są bardzo trudne, a faza szoku po wydarzeniu może trwać długo. Organizm szykuje się do tego, by udźwignąć ciężar. Czasem więc najpierw mamy ucieczkę: w podróże, w pracę, w imprezy. Pojawia się dużo rzeczy, które angażują głowę, są "tematami zastępczymi". W tym okresie partner czy przyjaciel powinien być blisko, dając wyraźny komunikat: "Jestem przy tobie, możesz mi wszystko powiedzieć ". I uważnie obserwować.
Co powinno go zaniepokoić?
Jeśli po takiej osobie nic nie widać, nie ma czasu na przeżywanie trudnych emocji i ten stan trwa już dłuższy czas.
Żałoba składa się z kilku faz. Pierwszy etap, szoku i wypierania, może trochę trwać - kilka, kilkanaście tygodni. I to jest naturalne. Jeśli zaczyna się pojawiać myśl, że ów stan się przedłuża, wówczas należy zacząć delikatne rozmowy. "Jak ty się czujesz? Czy na pewno u ciebie wszystko w porządku? Jeżeli chcesz porozmawiać o tym, co dzieje się w twojej głowie, to ja jestem" . Ważne, żeby ta osoba wiedziała, że naprawdę może szczerze powiedzieć, jak się czuje. Że zaakceptujemy jej uczucia, nawet jeśli są trudne czy dziwne. Może dziwne jest to, że ich nie ma? Emocje mogą w człowieku być, ale on nie chce o nich mówić, chowa je głęboko. Jeśli kolejny raz słyszymy: "Wszystko jest OK, ja naprawdę nic nie czuję ", staje się to niepokojące, bo może znaczyć, że bliska osoba zupełnie nie dopuszcza do siebie tych uczuć. I wtedy już warto rozmawiać pod kątem psychoterapii. Ale też psychoterapia ma sens tylko wtedy, jeśli człowiek chce i poszukuje zmiany. Jeśli nie chce - musimy odpuścić.
Czytałam, że z powodu nieumiejętności wyrzucenia z siebie negatywnych emocji, choćby wypłakania się, mężczyźni żyją krócej, bo zapadają na choroby wynikające z długotrwałego stresu. Dlatego zastanawiam się, na ile bliska osoba powinna zmusić cierpiącego do wewnątrz partnera do wyrzucenia tych emocji, dla jego własnego zdrowia!
Jestem przeciwna jakiemukolwiek przymusowi i naciskaniu, to mi się wydaje w ogóle sprzeczne z dobrą relacją między ludźmi. Ale tak, są przypadki, gdy jest konieczne mocniejsze zmotywowanie do pójścia do psychiatry - widzimy, że dzieje się bardzo źle, jest wręcz zagrożenie życia, bardzo silna depresja.
Przyjaciele mogą zachęcić to psychoterapii (fot. Snapwire/pexels.com) Przyjaciele mogą zachęcić to psychoterapii (fot. Snapwire/pexels.com) Przyjaciele mogą zachęcić to psychoterapii (fot. Snapwire/pexels.com)
Jakie zachowania powinny nas zaniepokoić? Niedopuszczanie do siebie innych ludzi, zaniedbywanie codziennych obowiązków, niewstawanie z łóżka przez wiele dni, apatia. W odpowiedzi na nie trzeba użyć silniejszego komunikatu, powiedzieć wprost: "Słuchaj, jest źle, chodź, pójdę z tobą do lekarza, to trwa już za długo, potrzebujesz pomocy ". Ale jeżeli sytuacja nie jest dramatyczna, ja bym tego nie robiła. Cyklicznie wracałabym z komunikatem "jestem". "Nie mam pojęcia, co czujesz, ale możesz mi powiedzieć wszystko i ja to przyjmę ". Trzeba przekazać ten komunikat tak, by ta osoba w to naprawdę uwierzyła. A to nie jest łatwe. Ludzie mają tendencję do ukrywania swojego bólu przed bliskimi, bo nie chcą im dokładać stresu, nie chcą ich martwić. Taka historia z życia wzięta: w małżeństwie z kilkunastoletnim stażem przypadkiem żona odkrywa, że mąż od roku bierze antydepresanty, bo sobie nie radzi z problemami, o których jej nie mówił. Chronienie bliskich kosztem siebie jest w porządku. Ale warto mieć wtedy inną osobę, której swoje tajemnice, problemy możemy powierzyć. Jeśli nie chcemy martwić żony, to powinniśmy się zwierzyć przyjacielowi. Zazwyczaj jednak partner jest w stanie unieść to, co moglibyśmy mu powiedzieć, dobraliśmy się przecież nie bez powodu. Duszenie emocji nie prowadzi do niczego dobrego. Długotrwałe noszenie w sobie problemów, przewlekły stres mogą odbić się na zdrowiu i sprawić, że konsekwencje odczuje ciało - pojawiają się na przykład bóle karku, pleców, głowy, żołądka. Inny scenariusz jest taki, że odreagowujemy te stresy po latach. Na przykład z pozoru błahe wydarzenie powoduje przesadzoną reakcję, której podłożem jest nieprzepracowana trauma z przeszłości, nagłe pogorszenie nastroju z niewiadomego powodu. Dużo trudniej jest znaleźć przyczynę po takim czasie. Jak słyszę takie słowa, to zaraz się robię czujna i myślę, czy ktoś z moich bliskich czegoś przede mną nie ukrywa, żeby mnie nie martwić. Trzeba być uważnym, pytać i rozmawiać, ale też nie przesadzać. Ja mam głębokie przekonanie, że większość ludzi, z którymi jesteśmy blisko, czy to są partnerzy, czy przyjaciele - jest odpowiedzialna za swoje wybory. Jeśli my wysyłamy czytelny sygnał: "jestem, możesz ze mną o wszystkim porozmawiać", to już ta osoba wybierze, czy chce z tego skorzystać, czy nie. Bywa, że przyjaciele nie o wszystkim sobie mówią.
Pamiętam, jak dowiedziałam się, że kolega z czasów licealnych popełnił samobójstwo. Towarzyski chłopak, miał tyle osób dookoła, nikt nie podejrzewał, że coś takiego może się stać. Pomyślałam, że jak ktoś jest ciągle uśmiechnięty i zadowolony, to może warto zastanowić się, co dzieje się głębiej. Coś w tym jest. Mam koleżankę, taką właśnie zawsze uśmiechniętą, której raz na jakiś czas mówię: "Wiesz, brakuje mi, żebyś się tak czasem wkurzyła, rzuciła czymś, wybuchła, rozpłakała się ". W ten sposób wysyłam jej sygnał, że przy mnie nie musi być ciągle zadowolona i w dobrym humorze. I to czasami działa, zaczynamy rozmawiać inaczej. Wierzy, że w trudnych momentach, kiedy ma gorszy nastrój, ja ją przyjmę i wysłucham. Każdemu zdarza się słabszy czas, niekoniecznie z jakiegoś poważnego powodu. Warto z siebie wyrzucać pojawiające się wówczas emocje. Na przykład w rozmowie z przyjacielem. Ludzie potrafią unieść bardzo dużo, gdy trzeba wspierać bliską osobę.
Bywa, że przyjaciele nie mówią sobie o wszystkim (fot. Pixabay/pexels.com) Bywa, że przyjaciele nie mówią sobie o wszystkim (fot. Pixabay/pexels.com) Bywa, że przyjaciele nie mówią sobie o wszystkim (fot. Pixabay/pexels.com)
A jaki arsenał metod pomagania ma taki przyjaciel? Na przykład w sytuacji, gdy mąż odszedł od żony po 20 latach związku. Co może zrobić przyjaciółka? Ponarzekać? Wejść w tryb działania? Umniejszać problem? Byłoby idealnie, gdyby metoda była dobrana do osoby cierpiącej. Ale najłatwiej jest nam pomagać w sposób, który na nas samych działa, albo który wydaje nam się na dłuższą metę prosty. Możemy powiedzieć: "Chodźmy do kina " i wyciągnąć przyjaciółkę na trzy godziny z domu, zamiast siedzieć z nią w tym domu i po raz kolejny rozpamiętywać, co się wydarzyło. Taki scenariusz jest łatwiejszy do realizacji dla osoby pomagającej, bo nie trzeba wchodzić w emocje. I to też często jest dobre rozwiązanie. Można też się upić i wieszać psy na tym mężu.
Prawda jest taka, że sesje pod szyldem "okropny ten twój mąż" są w tej sytuacji prawdopodobnie najlepszą metodą! Bo przyjmujemy perspektywę cierpiącej osoby. A w sytuacji żałoby podstawową rzeczą jest akceptacja tego, co ta osoba przeżywa, nie pocieszanie na siłę, nie powtarzanie, że "będzie dobrze". Bo to jest całkowicie oderwane od tego, co się właśnie dzieje.
"Będzie dobrze" to chyba najczęściej używana fraza w sytuacji pocieszania drugiej osoby. Dlatego lepiej powiedzieć: "Widzę, że jest źle, możesz płakać. A jak nie chcesz o tym gadać, to nie gadaj, zrobię ci herbatę, a ty możesz być smutna, zła. Wydarzyło ci się coś strasznego i mogę się tylko domyślać, jak się czujesz ". Nie zaprzeczać i nie pocieszać. Nadstawić ramię do płakania i podawać chusteczki.
Czasem przyjaciel powinien tylko podać chusteczki i ramię do wypłakania się (fot. David Garrison/pexels.com) Czasem przyjaciel powinien tylko podać chusteczki i ramię do wypłakania się (fot. David Garrison/pexels.com) Czasem przyjaciel powinien tylko podać chusteczki i ramię do wypłakania się (fot. David Garrison/pexels.com)
A co, jeśli ta osoba nam zawiśnie na tym ramieniu i wciąż tam jest, czas mija, nic się nie zmienia... Czyli pojawia się irytacja i poczucie, że ta osoba nadużywa mojego wsparcia? Bo ileż można międlić to samo i nie chcieć ruszyć do przodu! Rodzi się poczucie, że trzeba zadziałać, bo będziemy tak siedzieć i płakać do końca świata. Liczymy, że nadejdzie otrzeźwienie, ale ono nie nadchodzi... Co wtedy? To jest bardzo trudne pytanie. Przyznam, że w gabinecie terapeutycznym działanie w tej sytuacji jest znacznie prostsze. Łatwiej jest pewne rzeczy powiedzieć terapeucie niż przyjacielowi, który wspiera. Gdy pojawia się irytacja, bo wciąż ta osoba powtarza jeden wątek, a nasze próby zahaczenia o inne tematy spełzają na niczym - nie czekajmy, aż będzie to po nas widać. Tu przyda się nam zasada Rogersa - autentyczności, delikatnego mówienia o swoich emocjach, czyli o tym, jak ja się czuję w tej relacji, gdy ona wciąż mówi o swoim bólu. "Czuję się już przytłoczona, nie tobą, ale tym, że ten temat jest wciąż taki sam. To musi być też dla ciebie trudne, że nie ruszamy do przodu ". No i bang. Obraziła się. Jeśli będziemy dawać o tym znać stopniowo, delikatnie - jest szansa, że się uda bez obrażania się. Przecież to też jest tak, że jeśli wciąż jesteśmy wsparciem, możemy się już zacząć uginać pod ciężarem czyichś problemów. I wtedy przestajemy wsparciem być! Przyjaciółka po nagłym i bolesnym rozstaniu przychodzi do drugiej do domu pić wino, płakać i się wygadać. I zostaje na noc. Mijają kolejne dni i ona wciąż tam jest. Gospodyni nie wie, co robić. Wyprosić nieładnie, ale odczuwa niepokój, że jeśli nie podejmie tematu, to sytuacja się prędko nie zmieni. Często mamy w sobie dużą chęć pomocy, otwarte serce i drzwi. Ale trzeba mieć też baczenie na własne granice. Gdy są mocno naginane, to też nie jest dobre dla tej relacji. Gdy nie mówimy drugiej osobie o naszych granicach, a ona je przekracza, to bardzo łatwo zapałać do tej osoby niechęcią. Próbujmy mówić, jak się z tym czujemy! Empatyczna osoba chce pomagać, wyrzuca sobie, że może jest nieczuła, że trzeba przecież taką cierpiącą osobę traktować ulgowo... I rozciągamy te granice jak gumkę, w imię przyjaźni. Trochę możemy, to jest ludzkie: że już nas ta gumka uwiera, ale jeszcze ją naciągamy. I poświęcamy tej osobie więcej czasu, niż jest nam wygodnie. Ale trzeba jednocześnie patrzeć, czy ta gumka nie jest już bliska pęknięcia. Bo jak pęknie, możemy powiedzieć coś, co później trudno będzie zapomnieć.
Lepiej nie nadużywać wsparcia przyjaciela (fot. Artem Beliaikin/pexels.com) Lepiej nie nadużywać wsparcia przyjaciela (fot. Artem Beliaikin/pexels.com) Lepiej nie nadużywać wsparcia przyjaciela (fot. Artem Beliaikin/pexels.com)
Terapeuci muszą mieć narzędzia, które pozwalają im nie chłonąć tego całego smutku i problemów, które przynoszą do gabinetu pacjenci. Czy są takie mechanizmy, które można zalecić komuś, kto wspiera osobę przeżywającą tragedię? W gabinecie granice są jasno zarysowane. Mamy godzinę czy 50 minut, raz w tygodniu. W przyjaźni ten czas jest rozciągnięty i czasami narysowanie granic jest trudne, ale warto je może jakoś zaznaczyć. "Mogę się z tobą spotkać o tej godzinie, ale potem mam jakieś inne plany, czas dla siebie ". "Widzę, że mnie potrzebujesz, ale dziś będzie mi ciężko, czy to może poczekać do piątku? ". Pokazać, że mamy gotowość na spotkanie, ale na swoich zasadach. Oczywiście to nie obowiązuje w sytuacji, gdy u bliskiej osoby dzieje się jakaś dramatyczna rzecz, bo wtedy prawdopodobnie rzucamy wszystko i biegniemy z pomocą. Ale jeśli ta osoba często wraca do nas z różnymi swoimi trudnościami, a jest dla nas ważna i chcemy z nią utrzymywać kontakt, należy wytyczyć granicę, dla higieny. Myślę jednak, że w sytuacjach nagłych, kryzysowych się nad tym nie zastanawiamy. Są tragedie, z którymi się nie dyskutuje, każdy rozumie ciężar, np. śmierć bliskiej osoby. Ale pamiętam moje emocje, gdy moja przyjaciółka w podstawówce musiała uśpić swojego bardzo już wiekowego psa. Poziom jej bólu dla mnie - osoby, która nigdy nie miała zwierzęcia, nie znała tego rodzaju przywiązania - był zaskakujący. A zawsze się uważałam za empatyczną... Tu mamy do czynienia z empatią wynikającą z doświadczenia. Im jestem starsza, tym bardziej ją doceniam. Kiedyś mi się wydawało, że empatia to jest coś, co jest nam dane i dzięki temu będziemy mogli zrozumieć większość emocji drugiej osoby. Teraz mam wrażenie, że jednak nie do końca tak jest. Bo czasami, jeśli coś przeżyjemy, jest nam łatwiej wyobrazić sobie, co inny człowiek czuje w tej sytuacji. I dzięki temu być bliżej.
Możemy, także nie mając takich doświadczeń, próbować je sobie wyobrazić. Nazywamy to mechanizmem mentalizacji, czyli próbą wyobrażenia sobie czyichś emocji, co z kolei pozwala nam lepiej zrozumieć, umiejętniej pocieszać. Po to jest literatura i kino. Tak, czytamy, oglądamy historie o innych, by wywoływały w nas emocje, których dotąd nie znaliśmy. Trochę tak pół żartem, pół serio, ale może gdybyś obejrzała wtedy, jako mała dziewczynka, "Lessie, wróć" - byłoby ci łatwiej wyobrazić sobie, co czuje twoja koleżanka (śmiech ). Mamy bardzo różne doświadczenia życiowe, w tym wypadku doświadczenia straty, i różna jest też nasza odporność na stratę. Nie jest więc tak, że będziemy czuć i rozumieć to samo. Czasami "bycie" i pomaganie nie muszą oznaczać pełnego zempatyzowania. Wystarczy zaakceptować emocje tej drugiej osoby. Nie oceniając. I to będzie tylko tyle i aż tyle.
Ważne jest, by akceptować emocje przyjaciela (fot. Pixabay/pexels.com) Ważne jest, by akceptować emocje przyjaciela (fot. Pixabay/pexels.com) Ważne jest, by akceptować emocje przyjaciela (fot. Pixabay/pexels.com)
Janka Hniedziewicz. Jest psychologiem i psychoterapeutą. Pracuje z klientami i grupami wsparcia w podejściu humanistycznym. Ukończyła psychologię kliniczną w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Obecnie jest w trakcie edukacji w Szkole Psychoterapii w Ośrodku Pomocy i Edukacji Psychologicznej INTRA. Tam również ukończyła Studium Pomocy Psychologicznej. Na stałe pracuje też jako terapeuta w Środowiskowym Domu Samopomocy.
Gosia Tchorzewska. Absolwentka kulturoznawstwa i dziennikarstwa, studentka w UX Design Institute. Pracowała w Radiu Kampus, promowała artystów w ZAiKS-ie, była sekretarzem redakcji Foch.pl i mistrzem contentu wideo w Onet.pl. Dziś skupia się zawodowo na tym, co jej sprawia najwięcej satysfakcji i przyjemności: na wywiadach i rysowaniu na papierze lub tablecie. Rysuje też na żywo na konferencjach. W internecie jako @GoTek Rysuje i @Hania w Kropce.