Czytasz artykuł w ramach cyklu "Ósmy dzień miesiąca". Począwszy od Dnia Kobiet tego roku, co miesiąc publikujemy teksty dotyczące równouprawnienia płci i walki z ich stereotypowym postrzeganiem. Znajdziesz je tutaj.
Co możesz zrobić, jeśli pracodawca dyskryminuje cię z jakiegoś powodu? A co wtedy, gdy nęka cię przełożony albo współpracownicy? I w pierwszym, i w drugim przypadku możesz walczyć o sprawiedliwość. Od 7 września szanse prześladowanych i dyskryminowanych pracowników na zwycięstwo przed sądem pracy wzrosły. Otrzymali nowe narzędzia w walce z pracodawcami, którzy łamią prawo.
W Polsce niełatwo jest udowodnić swoje racje przed sądem. Nowe prawo ma tu pomóc. W sporach przed sądem pozycja pracowników będzie mocniejsza. Zmiany w prawie nie wyglądają rewolucyjnie, ale mają realnie poprawić sytuację pracowników, bo zarówno mobbing, jak i dyskryminacja są zjawiskami niedopuszczalnymi i łamią prawo.
O mobbingu mówimy wtedy, kiedy pracownik jest prześladowany lub nękany. Przejawami mobbingu może być obrażanie, wyzwiska, podnoszenie głosu, przemoc słowna, ale też zastraszanie, lekceważenie czy ośmieszanie. Warto przy tym zaznaczyć, że o mobbingu może być mowa tylko wtedy, gdy prześladowanie trwa długo i regularnie się powtarza. Nie będzie nim jednorazowy wybuch czy uszczypliwość.
Pracownik, który każdego dnia poddawany jest mobbingowi, narażony na wysłuchiwanie awantur czy inwektyw na ogół nie jest w stanie efektywnie pracować. Jego samopoczucie się obniża, szwankuje zdrowie, traci poczucie wartości, bez którego trudno efektywnie działać i cieszyć się życiem. Czasami taka sytuacja kończy się pobytem w szpitalu, wizytami u lekarzy, leczeniem i przedłużającymi się zwolnieniami. Mobbować mogą zarówno współpracownicy, jak i przełożony. Za obie te sytuacje odpowiada pracodawca.
Jeśli pracownik uważa, że jest ofiarą mobbingu, może się domagać odszkodowania lub zadośćuczynienia od pracodawcy, który takiej sytuacji nie przeciwdziałał. O zadośćuczynienie pieniężne za doznaną krzywdę może walczyć pracownik, u którego mobbing spowodował problemy zdrowotne - sąd będzie wymagał od niego przedstawienia zaświadczenia lekarskiego, z którego wyniknie, że uszczerbek na zdrowiu spowodowany jest przez nękanie w miejscu pracy.
Nieco inaczej jest w przypadku odszkodowania. Do 7 września mógł się o nie ubiegać człowiek, który w wyniku mobbingu odszedł z pracy. Tę sytuację zmieniła najnowsza nowelizacja prawa pracy. Zgodnie z nowymi przepisami pracownik może się domagać się odszkodowania w dwóch przypadkach - i wtedy, gdy rozwiązał umowę o pracę z powodu prześladowania, i w sytuacji, gdy na skutek mobbingu wyrządzona została mu szkoda również wtedy, gdy nadal pracuje w firmie, w której był nękany. Może również ubiegać się o odszkodowanie w sytuacji, gdy stosunek pracy rozwiązał pracodawca.
Wysokość odszkodowania nie uległa zmianie i nie może być niższa niż minimalne wynagrodzenie za pracę.
Dyskryminacja to sytuacja, w której pracownik jest traktowany gorzej od innych. Możemy o niej mówić na przykład wtedy, gdy osoba z niepełnosprawnością nie awansuje, choć wyższe stanowisko oferowane jest jej współpracownikowi o takim samym stażu i doświadczeniu. Dyskryminowana jest także kobieta, która zarabia mniej niż mężczyzna na takim samym stanowisku, mimo że poświęca pracy porównywalnie dużo zaangażowania. To również sytuacja, gdy pracownik nie dostaje odpowiedniego zadania, bo jest nieheteronormatywny albo wyznaje religię, która nie odpowiada pracodawcy.
Dyskryminowany pracownik, podobnie jak ofiara mobbingu, również może domagać się odszkodowania w wysokości nie mniejszej niż minimalne wynagrodzenie.
Obowiązujące od 7 września prawo to pokłosie inicjatywy prezydenckiej z maja tego roku. Co zmieniło w sytuacji dyskryminowanych pracowników? Z przepisu usunięto kilka słów, co umożliwiło interpretowanie każdego nierównego zachowania pracodawcy jako dyskryminacji. Zmiany sprawiają wrażenie kosmetycznych, ale mają wiele zmienić. Znowelizowany przepis brzmi:
Pracownicy powinni być równo traktowani w zakresie nawiązania i rozwiązania stosunku pracy, warunków zatrudnienia, awansowania oraz dostępu do szkolenia w celu podnoszenia kwalifikacji zawodowych, w szczególności bez względu na płeć, wiek, niepełnosprawność, rasę, religię, narodowość, przekonania polityczne, przynależność związkową, pochodzenie etniczne, wyznanie, orientację seksualną, zatrudnienie na czas określony lub nieokreślony, zatrudnienie w pełnym lub w niepełnym wymiarze czasu pracy.
Oznacza to, że każde nierówne traktowanie pracowników, które nie jest uzasadnione obiektywnymi przyczynami (na przykład kwalifikacjami czy doświadczeniem), będzie uznawane za dyskryminację.
Zmiany prawa były potrzebne, bo sytuacja w naszych przedsiębiorstwach nie wygląda różowo, choć Włosi, Francuzi, Hiszpanie i Brytyjczycy częściej zmagają się z nierównym traktowaniem. Wśród europejskich państw nasz kraj plasuje się na piątym miejscu pod względem liczby aktów dyskryminacji, z którymi musimy się zmagać.
Z badania ADP "Okiem europejskich pracowników 2018" wynika, że aż 35 proc. Polaków spotkało się z dyskryminacją w miejscu pracy. Pracownicy najczęściej skarżą się na uprzedzenia związane z wiekiem – mówi o nich 11 proc. badanych osób. W najtrudniejszej sytuacji pod tym względem są ludzie, którzy ukończyli 55 lat, ale dyskryminacja dotyka również osób wchodzących na rynek pracy, którzy nie ukończyli jeszcze 24 lat.
Na drugim miejscu plasuje się dyskryminacja ze względu na płeć - dotyka średnio 7 proc. pracowników, a w przypadku kobiet - 10 proc. Świadomość niewłaściwego traktowania kobiet przez pracodawców wzrosła w związku akcją #MeToo, która odbiła się w świecie i w Polsce szerokim echem i uświadomiła ludziom szereg mechanizmów dyskryminacyjnych.
Okazuje się, że osoby pracujące w niektórych branżach są bardziej narażone na nierówne traktowanie. Częściej dyskryminowani są ludzie zajmujący się kulturą i sztuką (aż 54 proc. osób zmagało się z tym problemem), usługami finansowymi czy edukacją. Problem najmniej doskwiera osobom zajmującym się gastronomią czy turystyką.
Prezydenckie poprawki to dobry początek, ale sytuacja polskich pracowników ciągle wymaga zmian. Trzeba pracować nad świadomością pracodawców, uświadamiać, że nierówne traktowanie podwładnych to łamanie prawa, warto również tłumaczyć to pracownikom. Ci drudzy powinni wiedzieć, że nie muszą się godzić na dyskryminację czy mobbing i że są chronieni przez prawo. Ale sama wiedza nie wystarczy.
Z danych wynika, że w Polsce bardzo rzadko decydujemy się wstępować na drogę prawną, gdy czujemy się dyskryminowani czy nękani. Mimo nowelizacji prawo wciąż zbyt słabo wspiera poszkodowanych.
W 2015 roku przed polskimi sądami toczyło się zaledwie 559 spraw o mobbing. Wyroki zapadły w 241 z nich, ale korzystne były dla pracownika zaledwie w 28 przypadkach. W tym samym czasie spraw o dyskryminację zakończyło się 336, ale zaledwie 46 z nich zwycięstwem skarżącego.
Prawnicy zauważają, że przed sądem bardzo trudno udowodnić racje pracownika. Do poniżania, ośmieszania czy nękania często dochodzi w sytuacji w cztery oczy. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że o mobbingu mówimy w sytuacji, gdy poniżające zachowanie powtarza się, jest sytuacją długotrwałą. Aby walczyć o zadośćuczynienie, trzeba udowodnić przed sądem, że w wyniku niepożądanego zachowania pracodawcy osoba się rozchorowała. Nie jest to łatwe.
Prawnicy tłumaczą, że w przypadku mobbingu dodatkową trudność sprawia to, że ciężar dowodu leży po stronie pracownika. Nieco łatwiej jest w sytuacji oskarżenia o dyskryminację. To oskarżony pracodawca musi wykazać przed sądem, że traktował pracowników w równy sposób.
Dominika Buczak - dziennikarka, współautorka książek "Gejdar" oraz "Pan od seksu". Publikuje między innymi w "Wysokich Obcasach", "Ja My Oni", "Urodzie życia". Specjalizuje się w wywiadach i reportażach. Najbardziej interesują ją historie wykluczonych, słabszych, bardziej kruchych. Im chce dać głos.