Hanna Lis jakiś czas temu wyznała, że przez wiele lat zmagała się z endometriozą. Przy okazji zaapelowała do kobiet, aby nie lekceważyły tej groźnej choroby, która jej zdaniem bardzo często jest bagatelizowana.
Dziennikarka przez prawie 20 lat walczyła z endometriozą. Pierwsze objawy choroby pojawiły się u niej, gdy była nastolatką - w wieku 16 lat. Hanna Lis zarzuca lekarzom, że stale bagatelizowali jej stan.
Świadomość endo, nawet wśród lekarzy, jest żenująco niska
- pisała wówczas Hanna Lis na swoim Instagramie.
Prezenterka zapewnia, że 10 lat żyje w końcu bez bólu. Dodaje, że miała przy tym naprawdę sporo szczęścia, że choroba nie odebrała jej szansy na macierzyństwo.
Hanna Lis ponownie nawiązała do swojej choroby. Opublikowała na Instagramie zdjęcie zrobione chwilę po tym, jak urodziła jedną ze swoich dwóch córek. Wzruszającą fotografię opatrzyła równie chwytającym za sercem opisem, w którym podzieliła się swoimi dramatycznymi przeżyciami z porodu.
Najpiękniejsze chwile mojego życia. Przyjście na świat moich córek. Uchwycone na zdjęciach, na których widać wielkie, największe szczęście. Nikt jednak nie robił zdjęć, kiedy w środku nocy, nad szpitalnym łóżkiem, nad moją głową, lekarze mówili (jakby mnie tam nie było) „ona roni, zaraz będzie po wszystkim”. Nikt mnie o nic nie pytał, nikt nie pocieszał, nikt nie tłumaczył, dlaczego miałoby Julki nie być. Anki też miało nie być: „nie donosi jej pani, pani Haniu, lepiej przerwać”
- opisuje na Instagramie Hanna Lis.
Wiedziałam lepiej, walczyłam uparcie, przy wsparciu kilku równie upartych jak ja lekarzy. Dziś moje córki mają 19 i 21 lat. Te, których miało nie być
- dodaje prezenterka.
W swoim długim wpisie Hanna Lis wyznaje również, że dopiero po latach dowiedziała się, że te wszystkie problemy zdrowotne związane z ciążą oraz już z samym porodem wywołane były przez endometriozę.
Zatruwała mi życie jeszcze przez długie lata. Dziś jestem od niej wolna, ale wiem, że takich jak ja (byłam), są dziś w Polsce MILIONY! Dziewczyn, które cierpią, które mają za sobą poronienia, od lat bezskutecznie starają się o dziecko, które żyją w nieustannym bólu, którym kolejni lekarze nie potrafią/nie chcą pomoc, i które nawet nie wiedzą (jak ja kiedyś), że chorują! Tak być nie musi, tak być nie może
- apeluje na koniec Hanna Lis.
Słowa endometrioza i endometrium często bywają zamiennie stosowane na określenie choroby. To błąd, ponieważ endometrium to naturalnie występująca błona śluzowa (śluzówka) macicy. Jest ona wrażliwa na hormony kobiece, zwłaszcza estrogeny i gestageny (w tym progesteron). Pod ich wpływem endometrium zmienia się w ciągu miesiąca: staje się nawet kilkakrotnie grubsze, gdy przygotowuje się na ewentualne przyjęcie zarodka, i złuszcza, kiedy do zapłodnienia nie dojdzie.
Endometrioza (nazywana też wędrującą śluzówką) to zaś choroba, która występuje u kobiet w wieku rozrodczym. Cierpi na nią około 10-15 procent pań. Dochodzi do niej, gdy opisane wcześniej endometrium umiejscowi się w innych narządach, najczęściej w jajowodach, jajnikach i jamie otrzewnej. Może się zdarzyć, że endometrium "powędruje" dalej, np. do płuc, i wówczas endometrioza objawia się krwiopluciem. To jednak rzadkość.
Podczas miesiączki endometrium złuszcza się także w narządach, do których się przeniosło, a krwawienia i sama obecność śluzówki powodują różne problemy. Mechanizm umiejscawiania się śluzówki macicy poza nią wciąż nie jest do końca znany.
Więcej o chorobie: