Cytowana rozmowa pochodzi z książki Sylwii Majcher "Wykorzystuję, nie marnuję. 52 wyzwania zero waste" wydanej przez Buchmann.
Lodowce topnieją, niektóre gatunki zwierząt i owadów wymierają, szaleją trąby powietrzne. Czy mamy się czuć winni, że to wszystko przez nas?
Jako ludzkość zdecydowanie powinniśmy, chociaż nie wszyscy w tym samym stopniu. Są społeczności czy plemiona, które żyją bardziej w zgodzie z naturą. Z najnowszego raportu ONZ na temat bioróżnorodności wynika nawet, że obecność rdzennych plemion może przyrodzie pomagać. Są też ludzie, którzy przyczyniają się do zmian klimatu w niewielkim stopniu, bo są po prostu bardzo biedni. Różnica w konsumpcji na świecie jest drastyczna.
Gdyby wszyscy ludzie chcieli żyć jak mieszkańcy USA, potrzebowalibyśmy zasobów pięciu planet. Mieszkańcy Unii Europejskiej zużywaliby zasoby 2,8 planety. Tylko "dzięki" najbiedniejszym mieszkańcom Afryki nasz ekologiczny kredyt przyrasta wolniej, więc wykorzystujemy "raptem" 1,7 rezerwy, jaką ma planeta. Jeżeli szukamy gdzieś winy, to przede wszystkim u tych, którzy konsumują najwięcej. A najwięcej konsumują najbogatsi. Na nich też w największym stopniu spoczywa odpowiedzialność za planetę.
Cywilizowany świat po prostu zafundował nam tę katastrofę.
Tak. Narzucamy planecie nierealne wymagania, bo konsumujemy ponad zdolność regeneracyjną środowiska. Przekształcając Ziemię, staliśmy się również najbardziej znaczącym czynnikiem geologicznym naszych czasów, dlatego możemy powiedzieć, że już żyjemy w antropocenie.
Jak zadbać o planetę Fot. Shutterstock Fot. Shutterstock
Określenie "antropocentryzm" powtarzane jest w różnych wypowiedziach naukowców.
Tak, bo już nie wulkany, nie trzęsienia ziemi, a właśnie człowiek, który przemieszcza codziennie miliony ton skał i ziemi, wydobywa surowce, wycina lasy i prostuje rzeki, ma najbardziej destrukcyjny wpływ na planetę. Do tej pory przekształciliśmy, a więc zajęliśmy pod uprawy lub zniszczyliśmy, już trzy czwarte lądów na Ziemi. To dane z Living Planet Report WWF. Na razie wszystko wskazuje na to, że w 2050 roku dzika przyroda będzie musiała się zmieścić na 10 procentach niezabudowanej przestrzeni, jaką jej zostawimy. Według Global Forest Watch w 2018 roku co minutę na Ziemi wyrąbywano powierzchnię równą 30 boiskom do piłki nożnej. To porażające!
WWF próbuje jeszcze bardziej obrazowo pokazać, co nas czeka. Przygotowaliście mapę pogody na 2050 rok i perspektywa jest taka, że Dolny Śląsk zaleje woda, na Górnym będzie huragan, a w Rzeszowie zanotujemy 40 stopni. Czy to jest naprawdę realne?
Jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że ta prognoza pogody jest na 2050 rok, czyli na za 31 lat, i przez te 31 lat będziemy robić to, co do tej pory, czyli emitować miliardy ton gazów cieplarnianych rocznie, produkować miliony ton plastiku, wycinać lasy, osuszać bagna i prostować rzeki, to może się okazać, że to prognoza optymistyczna. Plastik znaleziono już nawet w Rowie Mariańskim. Jest też w organizmach 54 procent gatunków morskich znajdujących się w "Czerwonej księdze gatunków zagrożonych" IUCN. Najnowsze badania dotyczące bioróżnorodności pokazują, że w ciągu kolejnych dekad możemy stracić milion gatunków, 25 procent tych, które znamy. Części nie zdążymy poznać, bo przestaną istnieć, zanim je opiszemy.
To co powinniśmy zrobić, żeby powstrzymać tę katastrofę?
Przede wszystkim konieczna jest zmiana modelu konsumowania. Każdy zaczyna od siebie, czyli kupuje tyle, ile potrzebuje, nie więcej. Kupujemy za dużo i trzeba to ograniczyć. Próbujmy zredukować też odpady, które wytwarzamy, czyli mniej plastiku, więcej wielorazowych opakowań czy toreb. Nie latajmy samolotami poza sytuacjami bezwzględnie tego wymagającymi, bo nawet jeżdżąc przez rok na rowerze po Warszawie, trudno nam będzie zrekompensować światu emisję gazów, które powstają w czasie lotu z Warszawy do Paryża na długi weekend.
Ograniczmy jedzenie mięsa albo z niego zrezygnujmy, bo sama jego produkcja to jest 20 procent gazów cieplarnianych wytwarzanych przez człowieka (antropogenicznych). To są te rzeczy, które trzeba zrobić natychmiast. Są i takie, które możemy zrobić jako wyborcy. Wybierajmy polityków, którzy mają świadomość wyzwań ekologicznych w sferze zarówno klimatu, jak i ochrony przyrody. Potrzebujemy ekopatriotów. Nie możemy sobie pozwolić na kolejne elektrownie węglowe czy przekopanie rzek pod wodne autostrady.
Jak zadbać o planetę Fot. Shutterstock Fot. Shutterstock
Od transportu wodnego się zresztą na świecie odchodzi.
Odchodzi się, bo już wiadomo, jakie są koszty takich działań. W polskich rzekach nie ma wystarczającej ilości wody, by spławiać nimi barki. Ta część transportu, którą mogłyby przejąć rzeki, jest marginalna. W przypadku Wisły to zaledwie 0,6 procent. Koszty przekształcenia takich rzek jak Wisła czy Odra w ciąg zbiorników zaporowych dla potrzeb żeglugi i ich kanalizacji są ogromne - łącznie to nawet 200 miliardów złotych. Koszty przyrodnicze będą natomiast katastrofalne, ucierpi ponad 20 obszarów Natura 2000, stracimy wiele populacji rzadkich i chronionych prawem gatunków zwierząt i unikatowe siedliska, jakimi są lasy łęgowe.
Budowa zbiorników zaporowych na potrzeby żeglugi zwiększy też, a nie zmniejszy ryzyko powodzi. W zeszłym wieku w Niemczech najbardziej katastrofalne powodzie miały miejsce na uregulowanym Renie. Uczmy się na cudzych błędach, nie musimy popełniać tych, których konsekwencje będą dotkliwe zarówno dla nas, jak i dla przyszłych pokoleń.
Czego powinniśmy jeszcze wymagać od polityków, którzy tworzą prawo?
W ciągu 11 najbliższych lat musimy jako świat zredukować emisję gazów cieplarnianych o połowę. To niesamowite wyzwanie. Nie możemy więc tego zostawić na kilka następnych wyborów, tylko powinniśmy zacząć to robić już teraz. Musimy rozwinąć energetykę prokonsumencką, czyli system, w którym to konsumenci wytwarzają energię z rozproszonych źródeł energii. Dobrym pomysłem są panele fotowoltaiczne na dachu. Musimy też wykorzystywać to, co daje nam natura - energię wiatru, słońca, biomasę - a odchodzić od spalania węgla.
Jak zadbać o planetę Fot. Shutterstock Fot. Shutterstock
Transport powinien być przyjazny ludziom, tak żeby w możliwie największym stopniu eliminować przemieszczanie się własnymi samochodami, bo przecież to również jest gigantyczne obciążenie dla planety. Preferowane muszą być takie rozwiązania, które sprzyjają rowerom, pieszym i transportowi publicznemu, a nie temu, żeby ludzie kupowali kolejne auta. W liczbie zarejestrowanych samochodów na osobę dogoniliśmy sąsiadów z Zachodu, a do tego nasze są mniej ekologiczne, bo na najnowsze modele nas nie stać. To wielkie wyzwanie dla państwa, wymagające strukturalnych zmian w planowaniu przestrzennym, postrzeganiu komunikacji zbiorowej czy pieszych - nie zaś doraźnych akcji.
Na razie próbujemy ratować się przed zalewającym nas plastikiem. Każdy z nas ma na koncie mniej więcej tonę wykorzystanych tworzyw sztucznych. Gdy wymienimy plastikowe sztućce na wielorazowe, to będzie lepiej?
Plastik mamy właściwie wszędzie, więc sztućce to tylko jeden z elementów. Na pewno będzie lepiej. Samo wyeliminowanie czy bardzo mocne ograniczenie plastiku nie uratuje świata, ale absolutnie musimy go produkować mniej i dlatego ta antyplastikowa krucjata ma sens. Sami zresztą jemy mikroplastik, zatruwamy sami siebie.
Jest w soli morskiej, w miodzie.
No właśnie, niedawne badania naukowe wykazały, że w naszym kale jest plastik. Plastik zabija zwierzęta morskie w sposób masowy. Ginie ich rocznie ponad milion. Znajduje się go w 90 procent żołądków wszystkich ptaków morskich, podczas gdy jeszcze w 1960 roku miało go w żołądkach tylko 5 procent ptaków.
Jak zadbać o planetę Fot. Shutterstock Fot. Shutterstock
Wtedy dopiero plastikowa rewolucja startowała, a teraz nas zatapia?
Zdarza się, że wręcz dosłownie. W 1988 i 1998 roku dwie powodzie w Bangladeszu zostały wywołane właśnie przez plastik. Odpady zablokowały odpływy rzek, kanałów i wodociągów, więc woda zalała domy. Obecnie Bangladesz ma przepisy, które ograniczają zużywanie plastiku. My też się zasypaliśmy i teraz musimy się z niego odgrzebać. Tylko 5 procent światowej produkcji plastikowych śmieci przetwarzamy, reszta jest spalana lub po prostu wyrzucana, a zanieczyszczenie plastikiem oceanu pokazuje, że tylko w części trafia na wysypiska. W krajach UE udaje się przetwarzać około 30 procent, ale to nadal za mało, docelowo powinniśmy przetwarzać wszystko. Świat powinien dojść do gospodarki obiegu zamkniętego, w której odpad jest surowcem. Nie mamy zresztą wyjścia, do produkcji plastiku potrzebne są nam takie surowce jak ropa naftowa i woda. Ich ilość też jest ograniczona.
Tyle że z tego ograniczenia nie zdajemy sobie w ogóle sprawy. Woda z naszego kranu pewnego dnia może przestać lecieć?
Jeśli zobaczymy, że już w kwietniu czy maju mamy taki poziom wilgotności ściółki jak w bardzo gorącym sierpniu, to rzeczywiście powinno nam to dać do myślenia, że po prostu wody jest za mało. Za chwilę będziemy musieli ją bardzo oszczędzać i być może dojdziemy do momentu, kiedy trzeba będzie ją reglamentować. Takim krajem, nam przecież bardzo bliskim, jest Hiszpania. Pustynią stają się dwie trzecie terytorium tego kraju. Za moment wśród ludzi, którzy będą szukać nowego miejsca do życia, pojawią się nie tylko ci, którym już stworzyliśmy niesprzyjające warunki, czyli ci z Afryki Subsaharyjskiej. Zaczniemy mieć emigrantów z południa Europy. Oni będą chcieli mieszkać tam, gdzie będą woda i zasoby do życia.
Jak zadbać o planetę Fot. Shutterstock Fot. Shutterstock
Jak pogodzić troskę o planetę z własnym komfortem? Dbać o Ziemię, ale jednocześnie nie rezygnować ze zdobyczy cywilizacyjnych, które ułatwiają nam życie?
Jedynym sposobem na to jest wymyślenie takich mechanizmów, które pozwolą nam dalej robić to, co robimy, przy jednoczesnym ograniczeniu konsumpcji. Nie chodzi o to, żeby mieć samochód, tylko móc nim jeździć. Nie o to, żeby mieć prąd, tylko by móc korzystać z komputera czy z komórki. Mając za rogiem z jednej strony klimatyczną katastrofę, a z drugiej - dostęp do ogromnej wiedzy i nowoczesnej technologii, stoimy przed koniecznością wymyślenia świata na nowo - jak odejść od paliw kopalnych, czym zastąpić plastik, jak zaspokoić potrzeby bogacących się mieszkańców krajów rozwijających się. No i jak zużywać mniej energii. To jest test na naszą pomysłowość.
Masz jakiś przykład takich rozwiązań do zrealizowania od zaraz?
Dobrym przykładem jest chociażby komunikacja miejska czy zbiorowa. Trzeba tak stworzyć jej system, żeby ludzie mogli dojechać sprawnie do pracy, na swoje zajęcia, wakacje i jednocześnie nie musieli używać samochodów. Przesuwamy punkt ciężkości. Cała filozofia współdzielenia jest jedną z odpowiedzi na problem nadmiernej konsumpcji. Nie wszystko jest jeszcze stracone. Trzeba bardziej być, a mniej mieć. Jeszcze możemy zapobiec katastrofie, tylko musimy podjąć bardzo stanowcze i szybkie działania.
Katarzyna Karpa-Świderek - rzeczniczka fundacji WWF Polska, wieloletnia dziennikarka telewizyjna i radiowa, przez lata angażująca się w akcje broniące praw zwierząt i ekologię.
Sylwia Majcher - dziennikarka, autorka książki Gotuję, nie marnuję. Kuchnia zero waste po polsku, reportaży i wywiadów kulinarnych. Absolwentka studiów podyplomowych na Wydziale Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji SGGW w Warszawie. Prowadzi warsztaty poświęcone niemarnowaniu jedzenia i ekologii.
Sylwia Majcher 'Wykorzystuję, nie marnuję' Fot. Materiały prasowe Fot. Materiały prasowe
Cytowana rozmowa pochodzi z książki Sylwii Majcher "Wykorzystuję, nie marnuję. 52 wyzwania zero waste" wydanej przez Buchmann.