Są osoby, które przychodzą do mnie po 10–15 latach walki z własną skórą. I używają właśnie tego określenia – "walka ze skórą". Trafiają do mnie klientki po terapiach antybiotykami, po leczeniu trądziku izotretynoiną, która – mówiąc kolokwialnie – wyłącza gruczoły łojowe. Takie osoby albo wciąż zmagają się z trądzikiem, albo obawiają się nawrotów choroby i chcą pielęgnacyjnie im zapobiegać. Przy skórach trądzikowych kobiety mają tak silną traumę, że każde przetłuszczenie cery, wyprysk wywołują u nich automatycznie lęk, że problem powraca. Stąd potrzeba ciągłej prewencji – posuniętej czasami aż do przesady.
U dermatologa skóra jest poddawana leczeniu: mamy problem i określoną liczbę terapii lekami. Kiedy jest trądzik, rekomendowane są trzy rodzaje leczenia i któryś z nich zazwyczaj zadziała. Ale jeśli przyczyn trądziku jest kilka: mamy naruszoną barierę hydrolipidową, bo skóra jest za mocno wysuszona, problemy z hormonami, które wynikowo są może w normie, ale z rozmowy z klientką wynika, że skóra podczas cyklu wcale nie zachowuje się OK, to leczenie nie jest takie proste i nie da się go ograniczyć do jednej z trzech zalecanych terapii.
Poza tym moje klientki nie chcą ciągle być na antybiotykach czy silnych lekach dermatologicznych. Wolą łagodniejszą wersję pielęgnacyjną, nawet za cenę pojawienia się krostki.
Większość kobiet w tygodniu poprzedzającym pojawienie się miesiączki ma więcej krostek, stanów zapalnych, bardziej przetłuszczoną skórę – co ma związek zazwyczaj ze zwiększonym działaniem progesteronu. W momencie owulacji, czyli mniej więcej dwa tygodnie po miesiączce, powinnyśmy mieć skórę idealną – bez żadnego stanu zapalnego. Kiedy w połowie cyklu nasza skóra wygląda źle, jest wysypana, ma podskórne, długo gojące się krosty, a przed miesiączką tak nie jest, jest to dla nas sygnał, że z hormonami jest coś nie tak.
Owszem, nie mogę wypisać recepty, ale wiem, jak wygląda leczenie dermatologiczne takich przypadków. Muszę znać leki i kuracje. Mam klientki, które w pielęgnację mają wplecione leczenie dermatologiczne – w ich przypadku działanie kosmetykami jest za słabe, potrzebne są też leki. Wtedy moim zadaniem jest takie ustawienie pielęgnacji, żeby była ona skuteczna i odpowiednia dla ich cery. Nie chodzi też o to, żeby skórę wyłącznie leczyć, ale również świadomie ją pielęgnować.
W trakcie pierwszego spotkania przez dwie godziny rozmawiam z klientkami o ich skórze. Kobiety mówią, że walczą, że się wstydzą, że marzą o tym, żeby już nie musieć nosić makijażu, zakrywać się, mają dość. Twierdzą, że są w stanie kupić produkt za każdą kwotę, jeśli on tylko zadziała. Są łzy, emocje, negatywne odczucia, determinacja.
Zmniejszenie trądziku i zaczerwienienia skóry. Efekt po pół roku stosowania prawidłowej pielęgnacji. Fot. Materiały archiwalne Agnieszki Zielińskiej
Na pierwszym miejscu jest trądzik – w przedziale wiekowym od 11. do 40. roku życia. Kobiety w okolicach czterdziestki przychodzą do mnie z trądzikiem, który mają od dekady. Wynika on albo z problemów hormonalnych, albo jest skutkiem wcześniejszej wieloletniej bardzo złej pielęgnacji. Drugi najczęstszy problem to skóra naczyniowa. A najgorzej jest, jak te dwa problemy się łączą.
Wszystkie klientki z tego typu problemami mają nadmiernie wysuszoną skórę. Szczególnie silne jest ono u osób z trądzikiem nazywanym trądzikiem dorosłych – umiejscowionym na żuchwie i szyi, gdzie zmiany są głębokie, stan zapalny buduje się w okolicy gruczołu łojowego. Działanie powierzchowne produktami wysuszającymi sebum w tym przypadku niewiele daje. Kiedyś trądzik był traktowany jako stan, który mija. A teraz on ciągle jest. Zasada, którą obserwuję od lat, jest taka: im bardziej skórę wysuszamy, tym bardziej ona się sama stara natłuścić.
W kosmetologii powoli, ale odchodzi się od jednoznacznych podziałów: tłusta, sucha, mieszana, bo te oceny bazują na wydzielaniu sebum – albo jest go za dużo, albo za mało. Mamy za to coraz więcej skór, które są równocześnie odwodnione, przesuszone, z trądzikiem, świecące się, z zaczerwienionymi policzkami. Są po prostu mieszane – mają wiele problemów i nie da się traktować ich zero-jedynkowo.
I tak, i nie. Bo mamy więcej produktów na trądzik, którymi możemy sobie zrobić krzywdę: kupujemy jeden, nie widzimy efektów, więc dokładamy drugi, który wzmacnia działanie pierwszego, skrajnie przesuszając skórę, albo zmieniamy produkty. Mniejsza liczba produktów nie dawała może dobrych efektów, ale także nie pozwalała nam aż tak bardzo zniszczyć skóry – mam na myśli zaburzenia bariery hydrolipidowej.
Eliminacja łojotokowego zapalenia skóry i zwężenie porów po zastosowaniu prawidłowej pielęgnacji kosmetykami. Fot. Materiały archiwalne Agnieszki Zielińskiej
Bazuję na barierze hydrolipidowej od początku mojej pracy jako skin ekspert, czyli od pięciu lat. Dokształcając się i czytając materiały anglojęzyczne, odkryłam, że jest ona punktem wyjścia do wszystkich problemów skóry. Prawidłowe funkcjonowanie bariery hydrolipidowej może więc je zminimalizować. Mikrobiom skóry [ekosystem mikroorganizmów – flora bakteryjna żyjąca na powierzchni skóry – przyp. red.], o którym teraz zaczyna się tak dużo mówić, to nic innego jak element bariery hydrolipidowej.
To wynika z samej budowy skóry – męska jest z zasady grubsza. Taka skóra pojawia się czasami u kobiet – nazywam ją pancerną, a jedna z moich klientek określa jako krzepką. Ten typ skóry jest jak dżins – wytrzymalszy, lepiej radzący sobie z różnymi czynnikami. Golenie sprawia, że mężczyźni naruszają barierę hydrolipidową. Skoro jednak mają bardziej tłustą skórę, to ta bariera szybciej się regeneruje. Po goleniu używają jakichś balsamów…
I skóra woli stan puszczy. Dla kobiet umycie skóry oznacza jej doczyszczenie, a umycie powinno być łagodne.
Ależ ja nie mówię, że nie masz go zmyć! Dla mnie "doczyszczenie” to metaforyczne wzięcie kuchennego druciaka, proszku Javox i szorowanie skóry. To błędne podejście, a bierze się ono z chęci doczyszczenia porów. Ich się nie da doczyścić, bo nie da się niczego nie mieć w porach. Tam jest sebum, i ono ma tam być. Pora się z tym pogodzić.
Kiedy będziemy skórę doczyszczać, czyli pozbawiać sebum, które ją natłuszcza, to skóra będzie szybciej uzupełniać te braki, zmuszając gruczoły łojowe do bardziej wytężonej pracy. W efekcie rozszerzą się pory, cera zrobi się odwodniona. Błędne koło, prawda? Skórę trzeba delikatnie umyć z brudu i podkładu, ale nie odzierając jej z całej bariery hydrolipidowej.
Prawidłowe nawilżenie skóry, rozjaśnienie kolorytu, zwężenie porów. Fot. Materiały archiwalne Agnieszki Zielińskiej
Dłońmi, delikatnym produktem oczyszczającym, nie zawierającym dużej ilości składników myjących, i wodą. Płyny micelarne, śmietanki, mleczka, toniki, waciki – to ląduje w koszu.
Dla skóry najważniejsze jest przywrócenie bariery hydrolipidowej. Ono nam załatwi uspokojenie zaróżowionej skóry, zwężenie porów, opanowanie wydzielania sebum. I przygotuje skórę na kolejne kroki. Bo skóry podrażnionej i wysuszonej nie mogę poddać bardziej intensywnej kuracji retinolem lub kwasami, które działają na trądzik, zmarszczki czy przebarwienia. Pielęgnacja to maraton, skóra odnawia się co 28 dni, proces jej naprawy jest długi, wymaga cierpliwości i systematyczności.
Mamy tendencję do wchodzenia w dany trend na 100 procent – nie stosujemy nic innego tylko oleje. W takim wypadku – szczególnie w momencie trendu na olej kokosowy – efekt po dłuższym stosowaniu będzie odwrotny od zamierzonego. Nie każda skóra lubi oleje stosowane non stop i przez długi czas. Ale w odbudowie bariery hydrolipidowej są one kluczowe. Bo tu potrzebne są nienasycone kwasy tłuszczowe, upraszczając –omega 3-6-9. Nasz organizm ich nie produkuje. Nie ma ich w sebum, więc skóra ma ich ciągły deficyt. Wybieram oleje, które są mało inwazyjne – najmniej komedogenne, czyli niezatykające porów, niepodrażniające skóry. Najbliżej ideału jest olej arganowy, bo jest dobry nawet dla skór wrażliwych. Możemy także stosować olej konopny, z czarnuszki, z wiesiołka, z ogórecznika. Ważne, żeby olej był czysty, tłoczony na zimno.
Olej stosujemy w pielęgnacji na noc, i – co ważne – musi być on przykryty dodatkową warstwą bogatego kremu regeneracyjnego. To jest punkt sporny z fankami olejów, które stosują je na kremy. Oleje z jojoby, awokado, makadamii faktycznie tak można stosować, ale te oleje, które ja zalecam, muszą mieć jak najlepszy dostęp do skóry.
Odbudowa bariery hydrolipidowej trwa od dwóch tygodni do miesiąca – w tym czasie klientki mówią, że bywa ciężko, bo pojawiają się np. krostki. Ale potem następuje przełom – nagle skóry tłuste przestają być tłuste, a olej okazuje się być dla nich jak miód na serce. W przypadku cer suchych olej przez cały czas jest obecny w pielęgnacji – dwa–trzy razy w tygodniu, wymiennie stosowany z innymi produktami na noc.
Większość zakupów u osób z trądzikiem wynika z zaleceń dermatologów. W kosmetyczkach moich klientek są też produkty z poleceń farmaceutów, konsultantek ze sklepów. Albo z rekomendacji z forów i od influencerów. Jest także grupa kosmetyków "dostałam go w prezencie" – to najczęściej marki koreańskie lub produkty z wyższej półki.
Rozumiem cię, bo sama potrzebowałam dwóch lat wnikliwego analizowania składów, by móc wziąć kosmetyk do ręki i stwierdzić, czy mi się przyda.
Widoczne zmniejszenie zaczerwienienia i podrażnienia skóry. Fot. Materiały archiwalne Agnieszki Zielińskiej
A on opisuje, co robią składniki, a niekoniecznie produkt z tymi składnikami. Przykładem jest witamina C, która jest traktowana jako składnik przeciwzmarszczkowy. Owszem, ale przy odpowiednim pH produktu. Czyli serum antyoksydacyjne tak zadziała, ale krem już nie. Krem ma pH 5–6, serum – pH 3.2.
W pierwszej kolejności musimy stwierdzić, do czego dany kosmetyk ma nam służyć. Jeśli chcemy produktu na zmarszczki, potrzebujemy witaminy A, C, E, składników kwasowych, koenzymów Q10, peptydów. Szukamy więc kosmetyków z tymi składnikami i sprawdzamy ich miejsce w składzie – im bliżej „aqua”, tym lepiej.
Krem jest jak płaszcz – ma działać wierzchnio: odżywić, nawilżyć. Po kremach nie spodziewam się spektakularnego efektu, tego oczekuję od serum w buteleczce z pipetą – gdzie jest większe stężenie składników aktywnych.
Wyobraź sobie lisią dziurę i niedźwiedzia, który próbuje się przez nią przepchnąć. Krem jest zazwyczaj jak niedźwiedź – ma dużo emolientów [składniki natłuszczające skórę – przyp. red.], jest okluzyjny [izolujący naskórek od działania czynników zewnętrznych – przyp. red.], ale nie wnika głęboko w skórę. Pełni dla niej bardzo ważne funkcje, ale inne niż serum.
(śmiech, a potem dłuższa cisza) Doskonale wiemy, za co płacimy w przypadku drogich marek – za marketing, twarz, która produkt reklamuje, aspiracje. Nie mam zdania na temat marek, oceniam składy produktów i to, czy dana receptura spełni oczekiwania twojej skóry. Powiem tak: wybierajmy po składnikach aktywnych. To zmusi producentów do tego, żeby je w produkty wkładać. Co nałoży też na nas jako klientów pewne obowiązki, bo produkt bardziej aktywny trzeba stosować zgodnie z zaleceniami. Nie możemy na przykład nakładać nieskończenie wiele produktów z retinolem, bo zrobimy sobie krzywdę. Musimy zacząć myśleć nad tym, co kupujemy.
Zmniejszenie trądziku oraz miejscowego przesuszenia skóry. Fot. Materiały archiwalne Agnieszki Zielińskiej
(śmiech) No są. To bardzo silny trend i ważny w kontekście zrównoważonego rozwoju, walki o prawa zwierząt, ale tego typu produkty to dla mnie duży znak zapytania. Mamy w nich masę ekstraktów roślinnych – nieznanych często w Polsce, o których długofalowym działaniu na skórę nie wiemy nic. Mam w portfolio polecanych produktów marki eko czy naturalne, we wszystkich kosmetykach, także tych eko, przede wszystkim zawsze bacznie sprawdzam, czy nie ma nielubianych przeze mnie konserwantów, składników zapachowych.
Serum antyoksydacyjne z witaminami C, E i kwasem ferulowym. Są trzy firmy, które robią takie serum. Możemy je zacząć stosować na 15. urodziny i używać przez całe życie.
Tak, 14-letnie! To pewnie zboczenie zawodowe, ale ja widzę same skórne problemy. Pamiętajmy jednak, że możemy skórze pomóc pielęgnacją. To, co odziedziczyłyśmy w genach to około 10-20 procent sukcesu. Jeśli odziedziczyłyśmy dobrą skórę, możemy jej bardzo pomóc, żeby się wolniej starzała i nie miała problemów. Prawidłową pielęgnacją możemy też zapobiegać temu, co geny dają nam niekorzystnego. Powinnam mieć skórę naczyniową – taką miała moja babcia ze strony taty, po której skórę odziedziczyłam. Czerwieniącą się, reagującą na emocje, alkohol, wysiłek, potrawy i przyprawy.
Sama widzisz.
Rozjaśnienie kolorytu skóry i zlikwidowanie przebarwień. Fot. Archiwum prywatne
Agnieszka Zielińska, ekspertka ds. pielęgnacji specjalizująca się w opracowywaniu dostosowanych do indywidualnych potrzeb strategii kosmetycznych, członkini ESCAD (European Society of Cosmetics and Aesthetic Dermatology), audytorka praktyk produkcji kosmetyków, przyjmuje mnie w gabinecie na warszawskiej Ochocie.
Agnieszka Zielińska, Skin Ekspert Fot. Archiwum prywatne
Ola Długołęcka - redaktorka, która inspirację do tematu potrafi znaleźć w podbitym niechcący oku. Czujnie obserwuje ludzi i przysłuchuje się ich rozmowom. Chodzący spokój i zorganizowanie. Wieloletnia wielbicielka Roberta Redforda.