"Słyszymy przyrostki żeńskie, bo są potrzebne" [ÓSMY DZIEŃ MIESIĄCA]

Niektórzy mówią, że pilotka czy dyplomatka to nie są ludzie, tylko przedmioty, że pilotka to nie kobieta, która siedzi za sterem samolotu albo pilotuje wycieczkę, tylko czapka. I że dyplomatka to teczka, a nie kobieta zajmująca się dyplomacją. Tymczasem słowo "pilotka" może określać zarówno czapkę, jak i osobę. W każdym języku występuje wieloznaczność i to kontekst wskazuje na sens słowa. Rozmawiamy o tym z językoznawczynią, dr hab. Katarzyną Kłosińską.

Czytasz artykuł związany z cyklem "Ósmy dzień miesiąca". Począwszy od Dnia Kobiet 2019, co miesiąc publikujemy teksty dotyczące równouprawnienia płci i walki ze stereotypami. Wszystkie "Ósme dni miesiąca" znajdziesz tutaj.

Dominika Buczak: Przez Polskę znowu przetacza się zagorzała dyskusja na temat feminatywów. Co na to językoznawcy?

Dr hab. Katarzyna Kłosińska*: Badamy język i wiemy, że nie tworzy go ustalony raz na zawsze zbiór sztywnych zasad. Język jest żywym tworem, który odpowiada na potrzeby społeczne. Jeżeli użytkownicy języka lub jakaś ich część uznaje, że formy typu "ministerka", "profesorka" czy "chirurżka" są potrzebne, to po prostu ich używa. Im częściej takie formy pojawiają się w tekstach czy oficjalnych przekazach, tym mniej przykuwają naszą uwagę i wydają się bardziej naturalne. Wchodzą do języka.

Język polski daje spore możliwości do tworzenia form żeńskich. Wystarczy odpowiednia końcówka.

Rzeczywiście. Język polski daje dużą możliwość tworzenia form żeńskich i nie tylko żeńskich zresztą. Wystarczy dodać do formy męskiej przyrostek – proszę pamiętać, że to nie są końcówki, tylko przyrostki – i tworzymy formę żeńską. Do niektórych słów dajemy przyrostek -ka: lekarz-lekarka, doktor-doktorka, minister-misterka. Są też inne przyrostki, na przykład marszałek-marszałkini, tak jak członek-członkini. Mamy różne przyrostki i prawie od każdej nazwy męskiej można utworzyć nazwę żeńską.

Ministerka, marszałkini, prezydentka, doktorka – wszystkie te formy są poprawne?

Są poprawnie utworzone. Istnieją jednak takie nazwy, które stwarzają ograniczenia od strony znaczeniowej. Sekretarz jakiejś organizacji to nie jest sekretarka. I trudno sprawić, żeby ludzie utożsamiali słowo sekretarka z sekretarzem, a nie z osobą, która zajmuje się pracą biurową. Takich przykładów jest niewiele, można je uznać za wyjątkowe, ale jednak są.

Tak samo jak w przypadku pilotki i pilota?

Nie, to inna historia. Niektórzy mówią, że pilotka czy dyplomatka to nie są ludzie, tylko przedmioty, że pilotka to nie kobieta, która siedzi za sterem samolotu albo pilotuje wycieczkę, tylko czapka. I że dyplomatka to teczka, a nie kobieta zajmująca się dyplomacją. Tymczasem słowo "pilotka" może określać zarówno czapkę jak i osobę. W każdym języku występuje wieloznaczność i to kontekst wskazuje na sens słowa. Kiedy usłyszymy: "Piotr założył marynarkę", to wiadomo, że chodzi o część garderoby. Za to jeśli ktoś powie: "W naszych szeregach są trzy nowe marynarki", to rozumiemy, że chodzi o kobiety. Jakoś nikt nie protestuje przeciwko temu, że „noga” to nie tylko kończyna, lecz także część stołu, a "ucho" to nie tylko część ciała, lecz także i uchwyt siatki – a to taka sama wieloznaczność jak ta, która dotyczy "pilotki", "dyplomatki"” czy "marynarki".

Mamy prawie nieograniczone możliwości słowotwórcze. Jeśli chcemy tworzyć formy żeńskie, to to robimy, a jeśli czujemy wobec nich niechęć, to wynika ona z naszych przyzwyczajeń, z tego, że formy żeńskie wydają się czasami mniej prestiżowe. Ale to dosyć niejednoznaczny odbiór. Dla jednych ludzi "psycholożka" jest bardziej prestiżowa niż "psycholog", a dla innych przeciwnie, wydaje się śmieszna. Chociaż z punktu widzenia językoznawczego tutaj nie ma ani żadnej śmieszności.

Pojawiają się również argumenty, że przyrostek -ka, to zdrobnienie, dlatego ujmuje powagi.

Rzeczywiście -ka może tworzyć zdrobnienia w języku polskim, ale ma też inne funkcje. W słowach lala-lalka, dziewczyna-dziewczynka, kobieta-kobietka zdrabnia. W słowie dyrektor-dyrektorka tworzy formę żeńską, która zdrobnieniem, bo przecież "dyrektorka" nie może być zdrobnieniem wyrazu "dyrektor" (rzeczownik żeński nie jest zdrobnieniem rzeczownika męskiego). Nikt nie uważa, że "lekarka" czy "nauczycielka" to zdrobnienie, więc dlaczego "psycholożka" czy "dyrektorka" miałaby nim być?

Od czego zależy, czy femininatywy wejdą na dobre do języka?

Wyłącznie od nas. Od tego, czy będziemy je słyszeć i ich używać, czy nie.

 Myśli pani, że będzie ich coraz więcej?

Nie mam pojęcia. To zależy nie od językoznawców, tylko od użytkowników języka. Nie powstanie żaden przepis nakazujący używania żeńskich form ani zabraniający tego.

Zobacz wideo

Miałam nadzieję, że każda kolejna dyskusja na ich temat prowadzi w kierunku ich upowszechnienia.

Myślę, że tak, ale to nie jest oczywiste. Na razie obserwujemy, że te żeńskie słowa są coraz bardziej popularne.

"Psycholożka" jest już oswojona, ale na przykład "adiunktka" pojawia się rzadko.

Może dlatego, że mało kto wie, kto to jest adiunkt. Profesorka czy doktorka są o wiele bardziej popularne.

Dyskusja o tym, czy używać form żeńskich czy męskich jest trochę ideologiczna.

Ja bym powiedziała, że raczej światopoglądowa, a nie ideologiczna.

Może tak. Tymczasem język kształtuje nasz sposób myślenia. Na czym to polega?

W tym przypadku chodzi o to, że im więcej używanych jest form żeńskich w odniesieniu do poważnych funkcji czy prestiżowych zawodów, tym wyraźniej będziemy dostrzegać to, że te funkcje pełnią również kobiety. Jeżeli prezesem jest kobieta, to precyzyjniej jest powiedzieć o tej osobie prezeska. Są jednak ludzie, którzy uważają, że mówienie o kimś "prezeska" odbiera godność i prestiż temu stanowisku. Że „prezeska” jest umniejszająca. Do tej pory niektóre prezeski przedstawiają się jako prezesi. Natomiast przed wojną trend był odwrotny. Przez czasopisma językoznawcze przetoczyła się gorąca dyskusja na ten temat między rokiem 1915 a latami trzydziestymi – wynika z niej, że to mężczyźni (lingwiści) upominali się o feminatywy, a kobiety wolały pozostać "doktorami" czy "adwokatami".

Czy to jest tak, że im więcej razy powiemy ministerka czy premierka, tym kobiety na tych stanowiskach będą nam się wydawały bardziej adekwatne i tym częściej będziemy mieć z nimi do czynienia?

Nie wiem. Tu językoznawcy nie mają odpowiedzi. Ale myślę, że trudno byłoby zbadać, czy taka zależność występuje.

***

Dr hab. Katarzyna Kłosińska - językoznawczyni, pracownik naukowy na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, przewodnicząca Rady Języka Polskiego przy Prezydium PANDr hab. Katarzyna Kłosińska - językoznawczyni, pracownik naukowy na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, przewodnicząca Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl

Dr hab. Katarzyna Kłosińska, językoznawczyni, pracowniczka naukowa na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, przewodnicząca Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN.

Dominika Buczak. Dziennikarka, współautorka książek "Gejdar" oraz "Pan od seksu". Publikuje między innymi w "Wysokich Obcasach", "Ja My Oni", "Urodzie życia". Specjalizuje się w wywiadach i reportażach. Najbardziej interesują ją historie wykluczonych, słabszych, bardziej kruchych. Im chce dać głos.

Więcej o: