"Na własnej skórze" na Kobieta.gazeta.pl to cykl poświęcony urodzie. Co tydzień w piątek znajdziecie materiały poświęcone pielęgnacji i nowościom technologicznym.
Nie ukrywam, że stylizacja rzęs może urodzie pomóc, ale też zaszkodzić. Na moim profilu na Facebooku nie szczędzę drastycznych zdjęć źle wykonanych zabiegów z posklejanymi, osłabionymi rzęsami. Czasami piszę niepopularne rzeczy. Taki na przykład był mój post o potencjalnie szkodliwym dla zdrowia działaniu stymulatorów wzrostu rzęs. Wpis miał milionowy zasięg. W Stanach Zjednoczonych wycofuje się odżywki, które mają w składzie bimatoprost i prostaglandynę ze względu na skutki uboczne długotrwałego stosowania. Producenci zastępują te składniki bezpieczniejszymi – z punktu widzenia klientek to dobre posunięcie.
Może stąd te porównania do Ewy Chodakowskiej? Poza tym staram się edukować i wspierać osoby zajmujące się stylizacją rzęs. Dla mnie nie ma konkurencji, bo na rynku jest dużo miejsca. Wciąż jest taki popyt, że każdy się zmieści.
Bo jest wiele słabo wyedukowanych stylistek rzęs. Są też takie, które nie mają żadnych szkoleń. Tak jak ja na początku kariery, kiedy stwierdziłam, że od dzisiaj będę robiła rzęsy – nie wiedząc nawet, na co się porywam. Tylko ja nie miałam się gdzie szkolić, bo prawie dekadę temu rynek dopiero się tworzył. Dzisiaj można się uczyć, doskonalić umiejętności, albo machnąć na to ręką i doklejać rzęsy, powielając błędy i szkodząc klientkom.
I przez te słabo wyedukowane stylistki rynek siada – jeżeli chodzi o estetykę i bezpieczeństwo. Zdarzają się kobiety, które przez pseudostylistki trafiają do lekarzy i cierpią z powodu powikłań pozabiegowych.
Dobre szkolenie może kosztować nawet dwa tysiące złotych za dzień. Dopiero po roku cyklicznych kursów stylistka ma profesjonalne przygotowanie.
Trzeba siedzieć prawidłowo, na odpowiedniej wysokości. Na pewno mamy zmęczone oczy – nie tyle od oparów kleju i pracy przy sztucznym oświetleniu, ile od pracy w mikroskali. Często nie jemy, nie pijemy regularnie – bo są zabiegi, które trwają dwie godziny, a klientki przyjmujemy jedna po drugiej.
Wiele z nich myśli, że to będzie świetny sposób na szybki zarobek. I, niestety, o ile u mnie był to tylko argument, aby zacząć, dla wielu stylistek pozostaje on na lata jedynym motywatorem. Ważne, by szybko zrozumieć, czym jest ta praca i że jest to zajęcie obciążone dużą odpowiedzialnością.
Od 10 lat. Miałam ostatnio profesjonalne badania oczu – z moją rogówką jest wszystko w porządku, oczy są zdrowe, powieki też. Nie mam uszkodzonych mięśni dźwigających powiekę ani alergii. Chociaż uczulenie na produkty stosowane przy aplikacji rzęs może pojawić się w każdej chwili – z tym trzeba się liczyć.
Byłam i nadal jestem technikiem ortodontycznym.
Tak – mam z moim partnerem, Maćkiem, pracownię ortodontyczną. W rzęsy weszłam, bo zbankrutowałam – przeinwestowaliśmy w rozwój pracowni, kupując drogi sprzęt i trafiając w martwy okres. Zostało mi dosłownie 200 złotych w kieszeni.
Mówiłam ci przed chwilą, że nieprawidłowo wykonane przedłużenie rzęs może być dla klientki niebezpieczne. Tak jak na siłowni możemy wziąć za duże obciążenie i doprowadzić do zerwania mięśnia, tak samo jest z doklejaniem rzęs. Jeśli stylistka wybierze za dużą objętość albo klientka nie pójdzie na kompromis i będzie się upierać przy przerysowanym efekcie "szczotek" – kiedy do jednej rzęsy dokleja się kępkę 15 – może się to skończyć źle dla rzęs i powiek. Dlatego mam autorską metodę wyprowadzania rzęs i z takich stanów przeciążenia. Polega ona na odciążeniu rzęs, umożliwieniu im odrośnięcia, wzmocnieniu.
Zniszczone. Po trzech–czterech tygodniach od doklejenia dużych kępek naturalne rzęsy zaczynają odczuwać, że noszą zbyt duży ciężar. Dla porównania – przy dobrze dobranej objętości i prawidłowej aplikacji sztuczne rzęsy można nosić przez lata bez przerw. Rzęsy rosną i wypadają – to jest naturalny cykl. Do nowo rosnących dokleja się rzęsę – uzupełniając aplikację.
Jeśli mamy bardzo krótkie, delikatne rzęsy i będziemy na nie przyklejać gęstwiny, ucierpi rzęsa i dźwigacz powieki. Stylistki, których znakiem rozpoznawczym są tzw. megavolume [duże objętości – przyp. red.], często zapominają o wytrzymałości dźwigacza powieki. To on jest odpowiedzialny za otwieranie i zamykanie oczu. Osłabiony – m.in. ciężką stylizacją – może prowadzić do ptozy, czyli opadania powieki.
Stylistka powinna bardzo dokładnie wypytać klientkę, jaki efekt chce ona osiągnąć: czy kiedyś już miała przedłużane rzęsy, czy bierze leki, czy jest na coś uczulona. Jeśli stylistka nie dopytuje, klientka powinna poczuć się niepewnie i zacząć sama zadawać pytania. Im więcej, tym lepiej, a stylistka ma obowiązek cierpliwie odpowiedzieć na każde z nich.
Rzęsy nie mają prawa przeszkadzać, kłuć w powiekę czy oko. Jeśli czujemy dyskomfort, warto od razu zgłosić to stylistce. Jej reakcja podpowie nam, czy mamy do czynienia z profesjonalistką. Ktoś, kto wie, że postąpił niezgodnie z zasadami, będzie się uchylał od odpowiedzialności.
Nieumiejętne przedłużanie rzęs może im poważnie zaszkodzić Fot. Shutterstock
Zawsze powtarzam znane powiedzenie farmaceutów: to dawka czyni truciznę. Zabiegi robione z głową, z wykluczeniem przeciwwskazań, reagowanie na odczyny alergiczne i śmiałe odmawianie wykonywania zabiegów, gdy czujemy, że nie chcemy wziąć za nie odpowiedzialności, mogą zminimalizować ryzyko groźnych powikłań. Najważniejsze, by firmy sprzedające akcesoria do rzęs nie ukrywały składów, nie wprowadzały klientek w błąd, postępowały transparentnie. Wtedy będziemy bezpieczne.
Odmawiam zawsze, kiedy wiem, że mogę zaszkodzić – klientka ma stan zapalny albo uszkodzone rzęsy przez poprzednie zabiegi. Wolę ją stracić, niż zrobić jej krzywdę. Zdarzało się, że po mojej odmowie kobieta szła gdzieś indziej, gdzie stylistka nie miała już oporów. A potem klientka wracała do mnie w jeszcze gorszym stanie.
To, co widzisz na ulicach, to jest właśnie "objętościówka". Około sześciu lat temu ta metoda dotarła do nas z Rosji i Ukrainy. Ale ten trend słabnie. Obserwuję odwrót od sztuczności i większą popularność naturalnego efektu. Kiedyś przedłużanie rzęs było zabiegiem ekskluzywnym – kosztowało ponad tysiąc złotych, teraz ten zabieg trafił pod strzechy. A gusta są bardzo różne i o nich się nie dyskutuje. Kiedy widzę bardzo mocny efekt, zastanawia mnie coś zupełnie innego niż estetyka. Martwię się, co te biedne, naturalne, rzęsy muszą przeżywać.
Powoli trafia do nas styl francuski, który na przykład lansuje aktorka Katarzyna Warnke – ona często na czerwony dywan w ogóle się nie maluje, a jeśli już, to na własnych zasadach. Zaczynamy się inaczej malować, czesać, ubierać – w mniej przesadzony sposób.
Jeśli od mnie odchodzą, to z powodów finansowych lub z braku czasu, rzadziej z powodów alergicznych. Najczęściej dzieje się tak po pojawieniu się dzieci – priorytety się zmieniają. Mówią, że nie mają czasu, ale wrócą. Część wraca, a część stwierdza, że polubiła się w wersji bez rzęs.
Na rzęsy co dwa-cztery tygodnie trzeba wydać od 100 do 300 złotych, to jest obciążenie dla budżetu i ja to rozumiem. Sama miałam taki czas, kiedy musiałam ograniczyć wydatki. W pierwszej kolejności zrezygnowałam z manikiuru, przedłużania rzęs i chodzenia do kosmetyczki.
Tusz trzeba zmyć, to bywa nieprzyjemne, jest czasochłonne, wymaga kosmetyków i energii. Przedłużenie jest wygodniejsze, mamy rzęsy podkreślone 24 godziny na dobę – wszędzie i bez konieczności demakijażu. Po konsultacji z okulistą doszłam do wniosku, że demakijaż bardziej podrażnia oko i jego okolicę niż przedłużanie rzęs.
To jest kwestia przyzwyczajenia się. I nie dajmy się zwariować, przedłużane rzęsy są po to, żeby nam życie ułatwiać, nie utrudniać. Ja śpię z twarzą w poduszce.
Mężczyźni nie wskażą miejsca na twarzy, w którym coś się zmieniło, ale widzą, że kobieta jest pewniejsza siebie, zachowuje się inaczej – i to robi na nich wrażenie. Kiedyś klientka powiedziała mi, że gdy wróciła do domu po przedłużeniu rzęs z nową energią – weszła do mieszkania innym krokiem, inaczej się zachowywała – jej mąż powiedział: "Nie wiem, gdzie byłaś, ale możesz tam chodzić częściej". Kobieta szczęśliwa, pewna siebie jest najpiękniejsza.
Byłam ostatnio na spotkaniu, na którym w pierwszym rzędzie siedziało 10 celebrytek. Dziewięć z nich miało zrobione rzęsy w sposób ewidentny. Jedna nie miała, albo miała bardzo naturalne.
Zaryzykowałabym tezę, że trzy czwarte pań znanych z telewizji ma zagęszczone rzęsy – bardziej czy mniej, ale ma. Przedłużane rzęsy są i nic nie zapowiada, że znikną.
Zofia Jasińska przy pracy Zofia Jasińska przy pracy. Fot. Ewelina Grunwald
Zofia Jasińska – właścicielka i stylistka Domu Rzęs, instruktor autorskiego programu szkoleniowego Lash Coaching, autorka książek poświęconych stylizacji rzęs. Od 10 lat pracuje w zawodzie. Wyszkoliła setki stylistek. Z jej usług przedłużania rzęs korzystają gwiazdy polskiego show-biznesu i sportu, m.in. Ewa Chodakowska, Joanna Przetakiewicz, Honorata Skarbek, Cleo, Daria Ładocha.
Ola Długołęcka - redaktorka, która inspirację do tematu potrafi znaleźć w podbitym niechcący oku. Czujnie obserwuje ludzi i przysłuchuje się ich rozmowom. Chodzący spokój i zorganizowanie. Wieloletnia wielbicielka Roberta Redforda.