"Na własnej skórze" na Kobieta.gazeta.pl to cykl poświęcony urodzie. Co tydzień w piątek znajdziecie materiały o pielęgnacji i nowościach technologicznych.
Mój materiał z cyklu "Na własnej skórze" o przedłużaniu rzęs zawiódł mnie do studia "Pytania na śniadanie", gdzie przekonywałam, że zabieg ten można wykonać tak, by efekt był naturalny. O tym, że w tej dziedzinie panuje duża rozpiętość gustów i potrzeb, najlepiej świadczy to, że przepytywała mnie Macademian Girl, czyli Tamara Gonzales Perea, która w doklejonych rzęsach stawia na spektakularną objętość. Ale ja nie o tym.
Na kanapie w śniadaniówce siedziała obok mnie jeszcze jedna rozmówczyni – Magdalena Jechna-Dużyńska, założycielka Lash&Brow Academy i Lash&Brow Room. Magda zapewniała w studiu, że efekt naturalny, a wyglądem zbliżony do przedłużenia można osiągnąć trwałą na rzęsy, nazywaną z angielskiego "liftingiem", czyli uniesieniem.
Wiem, brzmi to dość kuriozalnie i niepokojąco. Tym bardziej że trwała jako zabieg na włosy wciąż nie pozbyła się złej sławy i pozostaje w mrokach lat 80. jako synonim siana na głowie, spalonych końcówek i nieprzewidywalnego skrętu. Magda zapewniała, że na rzęsach efekt jest powalający, a dla oczu oraz rzęs bezpieczny. Skorzystałam więc z jej zaproszenia i stawiłam się w gabinecie.
Pierwsze zaskoczenie. Okazuje się, że tego rodzaju zabieg na rzęsy nie jest wcale nowością. Pojawił się jeszcze w latach 90., ale wtedy nie podbił kobiecych serc. Był czasochłonny, nie gwarantował osiągnięcia zamierzonego efektu, stosowano do jego wykonania mało precyzyjne akcesoria i dokładnie tę samą chemię, co na włosy na głowie. Trwała na rzęsy jako sposób na podkręcenie niby więc istniała, ale nie porwała kobiet. Równolegle kombinowano, co można z rzęsami zrobić – pojawiły się pierwsze liftingi i zabiegi laminacji.
Druga niespodzianka? Relaksacyjna strona zabiegu. Położyłam się na łóżku gabinetowym i zaczęłam trwającą 40 minut walkę z drzemką. Co i rusz odpływałam, choć warunki do spania były raczej trudne: w zamknięte oczy świeciła mi mocno lampa, a do powiek miałam przyklejone wałeczki, na których wywijały się rzęsy.
Oprócz liftingu rzęs miałam dodatkowo wykonane ich farbowanie, laminację, a na koniec botoks. Na czym dokładnie polegają te zabiegi? – Lifting i laminacja rzęs to podkręcenie i ułożenie naturalnych rzęs – tłumaczy Magda. Stopień wywinięcia włosków dopasowuje się indywidualnie – do długości, grubości i kondycji rzęs klientki.
Od lewej: rzęsy przed i po zabiegu. Fot. Archiwum Natural Lashes&Brow Room
Pierwszy etap zabiegu to dokładny demakijaż oczu i odtłuszczenie rzęs. Później na powiekach przy linii rzęs Magdalena przykleja miękkie wałeczki z silikonu. Wcześniej ustalamy, że efekt, który najbardziej mi się podoba, to rzęsy unoszące się już od nasady i miękko podwijające się do góry (można zrobić kilka rodzajów podkręcenia).
Kiedy tylko specjalistka zaczyna nakładać preparat na rzęsy, czuję zapach, którego nie da się pomylić z żadnym innym. Podobno tak pachnie trwała na włosy, ale dla mnie skojarzenie jest jedno: krem do depilacji. I rzeczywiście – okazuje się, że do liftingu rzęs stosuje się te same składniki co do kremów do depilacji, ale o innych parametrach: odmiennym stężeniu i pH.
W produktach na rzęsy działanie tych składników jest mniej agresywne, a chodzi w nim o to, żeby preparat wniknął w strukturę włosa i rozluźnił we włosie połączenia cysteinowe. Tak działają sole kwasu tioglikolowego w preparacie "lift". Kolejny krok to nałożenie specyfiku, który utrwali nowy – nadany przez wałek – kształt (nadtlenek wodoru w produkcie "fix" wymusza nowe podkręcenie).
Jak zapewnia ekspertka, chociaż preparaty użyte podczas zabiegów zawierają składniki chemiczne, są one bezpieczne. W gabinecie, w którym byłam, specjalistki pracują na produktach austriackiej marki. To ważne, a dlaczego – wytłumaczę pod koniec tekstu.
Po liftingu czas na laminację. Chodzi w niej o to, żeby za pomocą chemii rzęsy ułożyć. Klientki Magdaleny Jechny-Dużyńskiej chętnie dyscyplinują laminacją brwi. Ja za zabieg dziękuję, bo obawiam się, że przy kapryśnej naturze moich brwi efekt może nie wyjść podręcznikowy.
Kończącym sesję zabiegiem jest "botoks" rzęs – czyli nałożenie na nie silnie regenerującego kremu, który, jak tłumaczy ekspertka, "domyka łuskę osłonki włosa po zabiegu". Magda poleca botoks rzęs i brwi po zabiegach liftingu i laminacji oraz po koloryzacji, ponieważ pozwala on dodatkowo zadbać o kondycję włosów.
Po odklejeniu wałeczków i zakończonym zabiegu efekt widzi przede wszystkim Magda. Ja na pierwszy rzut oka nie dostrzegam aż takiej różnicy. Magia dzieje się dopiero następnego dnia rano, kiedy maluję rzęsy maskarą. Wytuszowane włoski sięgają prawie do brwi i rzeczywiście wyglądają, jakby były przedłużone. Wyglądają naprawdę spektakularnie. Rzęsy po liftingu można normalnie trzeć, myć, malować, zmywać z nich makijaż.
Plusem tego rozwiązania jest także trwałość efektu. – Lifting i laminacja rzęs utrzymuje się od sześciu do ośmiu tygodni, jednak trzeba pamiętać, że jest to indywidualna sprawa – mówi Jechna-Dużyńska, tłumacząc, że wszystko zależy od tego, jak szybko wymieniają się rzęsy, czyli wypadają jedne, a w ich miejsce wyrastają nowe.
Na mnie efekt zrobił wrażenie – jest dość prosty w wykonaniu, mało czasochłonny (trwa około godziny) i trwały – w moim przypadku minął miesiąc, a rzęsy wciąż są tak samo podkręcone.
Co jeszcze powinno się wiedzieć o liftingu rzęs?
1. Dla prawidłowo wykonanego zabiegu duże znaczenie ma, jakiej chemii się użyje. Jak tłumaczy specjalistka z Lash&Brow Room, lepiej unikać produktów pochodzących z Korei i z niesprawdzonych źródeł. Koreanki mają inną strukturę włosa: proste, rosnące w dół rzęsy potrzebują mocniejszych produktów, żeby się podkręcić.
2. Zabieg wykonany przez osobę przeszkoloną i posiadającą doświadczenie jest bezpieczny i nie niszczy włosów. Specjalistka musi pilnować czasu, żeby nie przekroczyć dopuszczalnych norm trzymania preparatów na rzęsach.
3. Lifting rzęs może się, niestety, skończyć reakcją alergiczną. Każdy składnik w produktach do liftingu, laminacji czy botoksu jest potencjalnym alergenem. Zabiegu nie wykonuje się osobom po silnych uczuleniach, zabiegach w okolicach oczu, chorobach oczu lub powiek, nadwrażliwości oka.
4. Zabieg powinien być wykonywany na oczach, które nie mają stanów zapalnych, jęczmienia, zapalenia spojówek, a przed jego wykonaniem konieczna jest rozmowa z klientką, podczas której specjalistka powinna wyeliminować potencjalne zagrożenia.
5. Ze względu na cztery średnice i dwa rodzaje wałków możemy spodziewać się różnych efektów. Generalna zasada jest taka, że im grubszy wałeczek silikonowy do wywinięcia rzęs, tym efekt subtelniejszy. Przez 24 godziny po zabiegu rzęs się nie maluje ani nie moczy. A potem? Hulaj dusza!
Od lewej: rzęsy przedłużone i rzęsy po liftingu. Fot: Her Eyes Studio; Jowita Kozłowska
Jak przeczytałam na jednym z blogów, lifting rzęs jest dla klientek, które cenią naturalny wygląd, ale także dla stylistek, które "chcą wprowadzić do swojego gabinetu element stylizacji rzęs zakładający niski nakład pracy i wysoką marżę". Czuję, że ten zabieg ma szanse na podebranie klientek przedłużających sobie rzęsy, a zmęczonych czasem trwania zabiegu, dyscypliną w systematyczności wykonywania uzupełnień i jego ceną – 250 zł za przedłużenie raz w miesiącu versus 200 zł raz na dwa miesiące za lifting, laminowanie, botoks i hennę.
Ola Długołęcka – redaktorka, która inspirację do tematu potrafi znaleźć w podbitym niechcący oku. Czujnie obserwuje ludzi i przysłuchuje się ich rozmowom. Chodzący spokój i zorganizowanie. Wieloletnia wielbicielka Roberta Redforda.