Tak. Żyjemy w kryzysie, który nie tylko dotyczy małżeństw i związków, ale też szerzej – międzyludzkich relacji. To czasy, w których kontaktujemy się głównie za pomocą mediów i mamy bardzo zaburzone więzi. Jak bardzo ludzie oddalili się od siebie, widać w terapiach małżeństw czy rodzin.
Nie umiemy ze sobą być i rozmawiać. Zaczyna się to już bardzo wcześnie – w wieku kilku, kilkunastu lat. Gdy popatrzymy na zabawy szkolno-dziecięce czy nastoletnie, to kiedyś były one bardziej rozwijające i budujące relacje, a teraz są nastawione głównie na indywidualizm. Nie ma gier w szkołach, które, jak kiedyś, uczyły współpracy, integrowały, powodowały, że ludzie przeżywali coś wspólnie.
To widać choćby po tym, jak reagujemy w pociągu, kiedy w przedziale z obcymi ludźmi nagle ktoś zacznie do nas mówić. Tak po prostu – zainicjuje rozmowę, a nie zapyta o godzinę czy najbliższą stację. Osoby, z którymi o tym rozmawiałem, wyznają, że czują, że ich granice zostają w takich przypadkach przekroczone. Brak umiejętności nawiązania relacji przekłada się na nasze związki. Mamy zaburzoną zdolność spędzania wspólnego czasu, nie umiemy tego robić bez patrzenia w telefon albo oglądania Netflixa.
Z jednej strony to efekt tego, że ludzie łatwo się poddają i nie walczą o związek lub nie potrafią budować relacji. Z drugiej strony, patrząc na coraz większą liczbę rozwodów, musimy wziąć pod uwagę fakt, że kiedyś ludziom trudniej się było rozstać z przyziemnych powodów. Jeszcze 30 lat temu np. część kobiet nie miała takich możliwości jak dziś, nie pracowały, nie miały własnych dochodów. A na dodatek nie mogły się wyprowadzić i samodzielnie wynająć mieszkania, bo nie było tylu lokali na wynajem. Dziś jest inaczej.
Duży nacisk kładzie się obecnie na skoncentrowanie się na jednostce, na rozwoju. Jako przejaw zdrowego egoizmu ma to swoje zalety – współcześnie ludzie są bardziej świadomi swoich potrzeb i jeśli nie chcą być w jakiejś relacji, to zamiast – jak dawniej – czekać 20, 30, 40 lat do śmierci małżonka, wcześniej decydują się na rozwód.
W ostatnich latach my, psychoterapeuci, obserwujemy niesamowity wysyp małżeństw i par na terapiach. W moim ośrodku czas oczekiwania na przyjęcie na konsultację do terapii to cztery, pięć miesięcy.
Przede wszystkim ludzie nie potrafią rozmawiać o swoich potrzebach. Nie potrafią ich komunikować, ale też nie słyszą o potrzebach drugiej strony. Pary na terapii mówią: "Nie dostaję w związku czułości, wsparcia, zrozumienia". Wtedy druga osoba mówi zdziwiona: "To dlaczego ja tego nie wiem?". Najgorsze jest podejście, że druga strona ma się czegoś domyślić. Nikt się nie będzie domyślał.
Bywa, że obawiamy się reakcji drugiej strony, czasami nawet sami nie wiemy, jakie mamy potrzeby. Czujemy, że coś jest nie tak, ale nie potrafimy tego nazwać. Mamy poczucie, że czegoś nam brakuje, ale nie jesteśmy w stanie tego sprecyzować. Nie potrafimy sami siebie usłyszeć i zrozumieć.
Wiele problemów komunikacyjnych w związkach wynika z różnic między kobietami a mężczyznami. Sfera emocjonalna i rozmawianie o uczuciach nie jest domeną dzisiejszych mężczyzn. Facet z pokolenia 40+ nie potrafi opowiadać o swoich emocjach i nie wyraża ich. Pod tym względem kobiety radzą sobie lepiej. Tu widać stereotypowe wychowanie – małym chłopcom zabraniano okazywania emocji, szczególnie lęku.
W przypadku kobiet – te jako dziewczynki nie miały przyzwolenia na wyrażenie złości. Potem w relacjach wychodzi to niewyrażanie emocji. Na psychoterapii słyszę zarzut kobiet do mężczyzn: "Żyjemy jak współlokatorzy, on nawet nie okazuje, że mnie kocha". Albo kobieta mówi: "Ja go pytam, co on czuje, a on mi odpowiada: 'Ale o co ci chodzi?’". Z kolei mężczyźni w gabinecie narzekają na swoje partnerki: "Ja nie wiem, czego ona ode mnie chce".
Dużym problemem w komunikacji w związku jest dziś też to – i nie boję się tego powiedzieć – że mężczyźni zostali w tyle. Kobiety są dziś dużo bardziej świadome i potrafią wprowadzać znaczące zmiany w swoim życiu. Obserwuję takie pary, które są naprawdę długo ze sobą i mają po 50 lat – ona jest na studiach, bo zawsze chciała, ale wcześniej nie mogła, chodzi na jogę, świetnie się ubiera, wygląda, jakby miała 35 lat, a on dalej siedzi na kanapie, pije piwo i ogląda sport. Jej oczekiwania są takie: "Zróbmy coś, wyjdźmy gdzieś". A on na to: "Dlaczego chcesz coś zmieniać, przecież mi jest tak dobrze. 30 lat działało i nagle przestało?". Mężczyźni nie nadążają za kobietami.
Dla niektórych, owszem, jest, ale dla wielu nie jest. Mężczyźni są pogubieni i nie potrafią się odnaleźć. I tych pogubionych facetów jest, niestety, coraz więcej. Choć frustracja bywa też siłą napędową do rozwoju.
Jeśli chodzi o społeczne przyzwolenie, to mężczyźni zawsze mieli większe możliwości niż kobiety. W końcu zaczęłyście z tym walczyć. Wasza złość i niezgoda na to, że my, mężczyźni, mogliśmy więcej, była dla was dopingująca. My mogliśmy odchodzić ze związku, porzucać dzieci, zmieniać pracę, mogliśmy kupować motocykle i mieć kochanki. Dzisiaj kobiety się o wiele bardziej rozwinęły, są pewne siebie. A to bezpośrednio przekłada się na komunikację, choćby dotyczącą seksualności.
Kobiety zyskały – są pewne siebie, oczytane, idą do swojego męża czy partnera i mówią: "Nigdy do tej pory nie miałam orgazmu, a mam 48 lat, zróbmy coś z tym!". Albo komunikują, jaki chcą uprawiać seks. A mężczyźni za tym nie nadążają.
Na początek polecam prostą technikę, którą wykorzystujemy w terapii z parami. Jeśli chcemy o czymś porozmawiać i coś zakomunikować w relacji, to jedna osoba ma za zadanie powiedzieć, o co jej chodzi, a druga powtórzyć, co usłyszała. W tym momencie pierwsza osoba musi zatwierdzić, czy rzeczywiście to powiedziała. I należy to powtarzać do momentu, aż ta pierwsza osoba uzna, że usłyszane zostało dokładnie to, co ona powiedziała. Wiem, wydaje się banalne, ale okazuje się, że nigdy proste nie jest.
Przykład z gabinetu:
– Niech pani powie, co się działo?
Kobieta zwraca się do męża:
– Wczoraj wieczorem chciałam się do ciebie przytulić, a ty wziąłeś tablet i zacząłeś pracować. Było mi smutno.
– Co pan usłyszał?
– Że znowu ją odrzuciłem, bo mam za dużo pracy, która jest dla mnie ważniejsza.
– Czy pani to powiedziała?
– Nie, ja powiedziałam, że mi było smutno, ponieważ chciałam się do ciebie przytulić.
– Co pan usłyszał?
– Znowu mi zarzuciłaś, że jestem jak twój ojciec, bo nie zwracam na ciebie uwagi i cały czas pracuję.
I tak w kółko. Brzmi jak drobiazg, ale póki my nie zostaniemy usłyszani, póty będziemy żyć w świecie projekcji.
. Fot. Shutterstock
Partnerzy przez lata się zmieniają. Jak radzić sobie z ich nowymi oczekiwaniami? Jak przebudowywać związek?
W długoletnich związkach warto zadać sobie pytanie: "Czy ta osoba kiedykolwiek odpowiadała na moje potrzeby? Czy jest w stanie to zrobić teraz?". Ktoś może dojść do wniosku, że kiedyś było dobrze, fajnie, a teraz jest zupełnie inaczej, coś się zmieniło i trzeba do tego wrócić. Ktoś może też stwierdzić, że druga osoba nigdy nie spełniała jego potrzeb i powinna mieć innego partnera.
Czy istnieje przepis na dobrą kłótnię?
Unikać tego, co większość z nas robi, czyli odnoszenia się do osoby zamiast do zachowania. Powiedzieć: "Nie lubię tego, co zrobiłeś", a nie: "Nie lubię ciebie". "Zraniło mnie to, co powiedziałeś", a nie: "Ty mnie ranisz cały czas".
Ważne też, aby mówić o swoich uczuciach i nazywać je. Jeśli jesteśmy źli, to powiedzmy to. Prosty mechanizm ekspresji emocji, którego często rodzice próbują nauczyć dzieci, działa. Wróćmy do tego – potraktujemy siebie jak małe dzieci. Gdy jesteśmy źli czy smutni, wyraźmy to, powiedzmy to nawet kilka razy.
Z kolei jeśli wiemy, że mamy skłonność do wchodzenia w silny afekt już na początku kłótni, a do tego nasz partner ma podobnie, to na pewno warto dać sobie komfort i wyjść na chwilę z domu albo posiedzieć w innym pokoju, posłuchać muzyki. Chodzi o to, żeby ochłonąć i potem wrócić do tej rozmowy.
Seks jest papierkiem lakmusowym związku i tego, co się dzieje w relacji. Dobry seks pomaga utrzymać związek, zbliża. Jeśli ludzie ze sobą nie rozmawiają, nie są szczerzy, mają zamiecione problemy pod dywan, to trudno w takiej relacji uprawiać seks.
W dzisiejszych czasach ludzie często też uciekają np. w fantazje erotyczne, a mężczyźni w masturbację i porno. Zaczynają mieć coraz więcej sekretów, wycofują się z relacji. Wtedy zaczyna brakować komponentu namiętności.
Jest też często tak – co widzimy w terapii seksuologicznej z parami – że seks jest tematem tabu. Para w ogóle się nim nie zajmuje, bo gdy próbowali powiedzmy dwa lata temu, to był płacz i awantury. Więc do dziś nie wchodzą w ten obszar, żeby czasem znowu nie było katastrofy.
. Fot. Shutterstock
Mężczyźni, którzy do mnie przychodzą, często mówią, że potrzebują konkretów, komunikatów wprost, kawy na ławę. Ci, z którymi pracuję, mówią: "Ja nie wiem, o co jej chodzi, to jest nielogiczne. Nagle z jednej rozmowy robi się awantura i ona mówi, że nasz związek nie ma sensu".
W takich sytuacjach – zwłaszcza ci, którzy mają braki w inteligencji emocjonalnej – mężczyźni się gubią, nie wiedzą, co partnerka czuje. To wprowadza im do relacji chaos.
Najczęstsze pytanie, jakie mężczyźni zadają swoim partnerkom, to: "Ale o co ci chodzi, czego chcesz?". Kobietom trudno jest w taki sposób rozmawiać z mężczyzną, żeby on dostał jasną informację, czego ona chce, i żeby na dodatek partnerka została przez niego właściwie zrozumiana. Poza tym wielu mężczyzn pragnie wsparcia, miłości, chce być przytulanym, chce seksu. Wciąż jest mnóstwo par, w których to kobieta nie chce seksu.
Nie wierzę w to, że od razu wiadomo, że dwoje ludzi się dogada. Na początku relacji wydajemy się zdrowi emocjonalnie, a potem dopiero prawda o nas wychodzi na jaw. Nasze style przywiązania oraz to, jak budowaliśmy więzi w dzieciństwie – to wszystko się uaktywni dopiero, gdy będziemy naprawdę bliżej siebie. Na początku jest taki blok reklamowy, a dopiero potem różne rzeczy się okazują.
Jakbyśmy się odwołali do słynnej, oklepanej już teorii Sternberga, czyli trójczynnikowej koncepcji miłości, to w związku ważne są trzy komponenty: miłość, intymność i zaangażowanie. Można to porównać do trójkątnego stołu na trzech nogach – jeśli któraś jest zbyt krótka lub jej nie ma, to stół się przewróci albo będzie się kiwał. Zaangażowanie to jest wszystko to, co wspólnie robimy, namiętność to nasze życie, nasze pożądanie, a intymność to bliskość.
Przedefiniowałbym jednak tę koncepcję, bo moim zdaniem istnieją związki bez namiętności – jako terapeuta poznałem wiele par, które bez seksu miały świetne relacje. Mamy różne potrzeby seksualne na odmiennym poziomie i jeśli ludzie się dobrze dobiorą według tego klucza, to mogą być świetną parą.
Tu dochodzimy do sedna bycia z kimś w związku. Nie mówmy, że dwójka ludzi tworzących relację jest jak połówki jabłka. My nie jesteśmy żadną połówką, jesteśmy całością. Ta technika dialogu i parafrazowania komunikatu przez dwie strony, o której wspominałem – ludzie mają rozróżnić to, co jest ich, a co jest drugiej osoby, żeby widzieć autonomię tej osoby.
Związki, które mają dużą dozę autonomii i szanują to, są w stanie zbudować naprawdę dobrą i wartościową relację. A jeśli jednocześnie czują lęk, że im brakuje autonomii w jakimś obszarze, to mogą o tym mówić. Ważne jest, żebyśmy mieli kawałek swojego życia. Chodzi o to, aby być razem, ale pozwolić sobie na bycie osobno. To jest tajemnica udanego związku.
Michał Pozdał Fot. Materiały prasowe
Michał Pozdał - psychoterapeuta, seksuolog. Wykładowca Uniwersytetu SWPS. Założyciel Instytutu Psychoterapii i Seksuologii w Katowicach. Autor książki "Męskie sprawy. Życie, seks i cała reszta". Ekspert akcji Sexed.pl.
Małgorzata Germak. Dziennikarka i redaktorka, związana z serwisami Polki.pl i Hellozdrowie.pl. Porusza tematy dotyczące zdrowia, relacji międzyludzkich i psychologii. Dociekliwa, gadatliwa, wiecznie z nadmiarem energii. Uzależniona od boksu tajskiego.