Bycie singlem to zło konieczne. Większym byłoby tkwienie w złym związku

Zdaniem psycholożki, autorki książki "Kochaj najlepiej, jak potrafisz", Stefanie Stahl nie ma singli, który woleliby żyć w pojedynkę, zamiast stworzyć udany i szczęśliwy związek. Jej zdaniem, w naszej ludzkiej naturze leży bycie w stabilnych związkach.

Wolność i niezależność

Zdeklarowani single twierdzą, że nie mają ochoty na kompromisy i stresy związane z byciem w związku. Wielu z nich wyjaśnia też, że nie są gotowi na poświęcenie swojej seksualnej wolności za cenę stałej relacji. W zasadzie trudno kwestionować takie nastawienie, pod warunkiem że to prawdziwie wolny wybór danej osoby. Jednak w wielu wypadkach tak nie jest. Niejeden singiel żyje w pojedynkę, ponieważ tylko tak potrafi żyć – sam, a nie w związku.

Zobacz wideo

Zdeklarowani single odczuwają głęboki, najczęściej nieświadomy lęk przed więzią. Są mocno zakotwiczeni na biegunie autonomii – tylko nie będąc w stałym związku, czują się naprawdę wolni i niezależni. Ich wewnętrznemu Dziecku związek miłosny kojarzy się z cierpieniem i nieszczęściem.

Albo czują się uwiązani i ograniczani, albo żywią wewnętrzne przekonanie, że i tak zostaną porzuceni, a ich serce zostanie złamane. Niektórzy w dzieciństwie i okresie dorastania doświadczyli silnej traumy związanej z bliskością, toteż ich wewnętrznemu Dziecku bliska relacja kojarzy się po prostu z lękiem i przerażeniem. Ich wewnętrzne Dziecko czuje się najbezpieczniej, kiedy jest samo. Więź kojarzy mu się ze zdaniem się na czyjąś łaskę i niełaskę, z podporządkowaniem i uległością.

Sama nie znam żadnego singla, który wolałby życie w pojedynkę zamiast udanego związku miłosnego. Bycie singlem jest raczej złem koniecznym. Większym złem byłoby tkwienie w nieszczęśliwym związku albo bycie porzuconym.

Niektórzy single sądzą, że i tak nie znajdą żadnego partnera i nie będą kochani. Inni mają poczucie, że nie znajdą nikogo, kto będzie im pasował. Jeszcze inni wolą przelotne seksualne przygody, którymi nieświadomie kompensują sobie swoją potrzebę bliskości, w rzeczywistości jej nie zaspokajając.

.. Fot. Shutterstock

Na pewno niektórzy z was zapytają, dlaczego jestem taka pewna, że ludzie wolą stały związek niż bycie singlem. Odpowiedź brzmi: ponieważ stabilne związki miłosne leżą w naszej naturze. My, ludzie, jesteśmy tak zaprogramowani, aby nawiązywać bliskie więzi. Zajmowała się tą kwestią dogłębnie amerykańska badaczka Helen Fisher, która doszła do kilku wniosków. Mianowicie, uczucie zakochania przyczynia się do tego, że znajdujemy partnera, aby mieć z nim potomstwo. Kiedy dzieci pojawiają się na świecie, stan zakochania musi zniknąć, bo w przeciwnym razie młodzi rodzice zajmowaliby się tylko sobą i zaniedbywaliby swoje potomstwo.

W idealnej sytuacji zamiast zakochania pojawia się uczucie miłości, a więc spokojny, ale trwały rodzaj więzi.

Potrzebujemy jej, aby nasze dzieci wychować, doprowadzić do samodzielności oraz stworzyć więzi rodzinne, które są niezbędne dla ich dobrego rozwoju, co w przypadku naszego gatunku wymaga wielu lat.

Natura wyposażyła mężczyznę w silny popęd seksualny, aby mógł swoje geny możliwie szeroko rozprzestrzeniać. Kobiety z natury nudzą się dopiero wtedy, kiedy prześpią się z jednym i tym samym mężczyzną co najmniej dwieście razy. One również chcą, żeby ich geny zataczały szersze kręgi, ale unikają chowu wsobnego. W efekcie mają skłonności do stabilnych związków połączonych z okazjonalnymi skokami w bok.

Jak już wspominałam, lepiej żyć w pojedynkę niż w nieszczęśliwym związku. Każdy zdeklarowany singiel powinien jednak zapytać sam siebie, czy życie w pojedynkę jest naprawdę tym, czego chce. A może wrodzona potrzeba więzi została tylko przykryta i wyparta przez lęki i złe doświadczenia z przeszłości?

Schemat zdobywcy

Jeśli chcemy ulepszyć nasz związek lub znaleźć partnera, z którym naprawdę będziemy szczęśliwi, musimy wnikliwie przeanalizować, co do tej pory szwankowało. Gdy nasz związek jest trudny, często winą za to obarczamy partnera lub niesprzyjający los. Mamy skłonność do szukania w świecie zewnętrznym przyczyny naszych nieszczęść. Moim zdaniem w rzeczywistości bardzo rzadko się zdarza, żeby cała wina leżała po stronie zdarzeń losowych. Wychodzę z założenia, że za wszystkie problemy, które w szerszym sensie nas dotyczą – także problemy w związkach – w istocie odpowiadamy sami.

Być może masz partnera, którego zachowanie jest rzeczywiście trudne dla drugiej osoby. Ale dlaczego wybrałeś akurat tę, a nie inną osobę na partnera czy partnerkę? I dlaczego z nią jesteś? Może odpowiesz, że na razie nie spotkałeś na swej drodze życia tej jedynej właściwej osoby. Albo że zawsze zakochujesz się w niewłaściwych ludziach. A może wzruszysz ramionami i powiesz: a dlaczego niby mam wchodzić w stały związek? Nie mam na to ochoty. Lubię być singlem.

Powszechnie się sądzi, że znalezienie właściwej osoby, z którą będziemy szczęśliwi, to kwestia przypadku lub łuta szczęścia. W rzeczywistości jest tak, że nasza podświadomość, czyli nasze wewnętrzne Dziecko, znacząco wpływa na to, w kim się zakochujemy albo nie. Jeśli zawsze znajduję z pozoru niewłaściwe osoby, to dlatego, że taki mam swój miłosny program, swój nieświadomy schemat zdobywcy. Trwanie w trudnym związku też się wiąże z moim wewnętrznym Dzieckiem.

Tęsknota lub strach przed bliskością

Często przyczynia się ono również do tego, że związek nie działa jak należy. Jeśli twierdzę, że nie potrzebuję żadnych stałych związków, że wolę życie w pojedynkę albo liczne romanse, to dlatego, że taki jest mój program związku. Nasz wzorzec związku i nasz schemat zdobywcy są ze sobą połączone – jeden zależy od drugiego. Aby to wyjaśnić, użyję przykładu Julii i Roberta. Program związku Julii jest naznaczony tym, że rodzice często zostawiali ją samą, przez co jej wewnętrzne Dziecko mocno tęskni za więzią i miłością. Równowaga Julii między więzią a autonomią zachwiana jest na rzecz potrzeby więzi. Julia ma w sobie wszystkie umiejętności, by się związać i dopasować – jest w niej potrzeba harmonii, gotowość do kompromisów, bardzo się stara, by wszystko robić dobrze i spełniać oczekiwania Roberta. Z trudem natomiast przychodzi jej stanąć niezależnie na własnych nogach. Ma wprawdzie dobry zawód i sama może się o siebie zatroszczyć, radziła też sobie, żyjąc jako singielka, ale jej wewnętrzne Dziecko żywi ogromny lęk przed niezależnością i samotnością. W głębi czuje się niedorosła do takiego życia.

.. Fot. Shutterstock

Julia tęskni za silną ręką, która przeprowadzi ją przez życie. Dla jej wewnętrznego Dziecka wariant, żeby ktoś przy niej był, jest najbezpieczniejszy. Dlatego Julia szuka w swoim partnerze dokładnie tego, czego jej brakuje – silnego, autonomicznego Ja. I sądzi (nieświadomie), że to właśnie znalazła w Robercie. Robert jest "zimnym typem", bije od niego niezależność i siła, co w oczach Julii czyni go niezwykle atrakcyjnym. Z kolei wewnętrzne Dziecko Roberta boi się nadmiernej bliskości. Szybko czuje się zagarnięte i zmanipulowane. Najbezpieczniejsza opcja dla wewnętrznego Dziecka Roberta to poleganie na samym sobie. Jego równowaga zaburzona jest na rzecz autonomii. Lubi takie kobiety jak Julia, które promieniują ciepłem, ponieważ jego wewnętrzne Dziecko odczuwa wprawdzie lęk przed więzią, ale jednocześnie bardzo za nią tęskni. Julia ma bowiem pewne umiejętności, których Robertowi brakuje.

Miły i czuły nudny

Julia mówi o sobie, że lubi "zimnych facetów", bo miłych i czułych uważa za nudnych. Dopóki Julia nie zmieni swego schematu zdobywcy, dopóty nie znajdzie tej właściwej osoby. Zawsze będą ją pociągali mężczyźni, którzy potrzebują dużo dystansu i osobistej przestrzeni w związku, co jednak odbiera jej poczucie bezpieczeństwa i napawa ją lękiem. Gdyby nauczyła się większej niezależności i samodzielności, nie potrzebowałaby szukać tego u pozornie silniejszego partnera, ponieważ uwewnętrzniłaby te cechy w sobie. Wówczas zmieniłby się jej sposób postrzegania mężczyzn i szybciej byłaby w stanie dostrzec, że niektórzy "zimni faceci" nie są wcale tacy zimni, a jedynie mają problemy z wchodzeniem w związki. Jednocześnie mogłoby się okazać, że mężczyźni, którzy na pierwszy rzut oka nie sprawiają wrażenia zimnych, zaczynają się jej podobać, ponieważ mocno stąpają po ziemi i są autentyczni. Gdyby z kolei Robert zmienił swój wzorzec związku, pozbywając się lęku przed bliskością, nie musiałby dłużej uciekać przed Julią i mógłby stworzyć z nią bliską relację.

Podobnie jak u Julii i Roberta dzieje się u większości ludzi – szukamy w naszym partnerze tego, czego nam samym brakuje. Szukamy naszej "lepszej połowy". W większości przypadków zarówno pragnienie uzupełnienia i dopełnienia przez partnera, jak i fakt, że w poszukiwaniu partnera aktywnie uczestniczy nasze wewnętrzne Dziecko, pozostają nieuświadomione. Dziecko chciałoby bowiem uleczyć swoje rany z dzieciństwa. U Julii ranę stanowi poczucie pozostawienia jej samej sobie przez rodziców. Robert został zaś zraniony nadmiernym, kurczowym przywiązaniem swojej matki.

Próba naprawienia dzięki partnerowi tego, co w dzieciństwie poszło źle, rzadko się udaje. Uleczyć trzeba swoje wewnętrzne Dziecko. Im jest ono zdrowsze, tym większą ma zdolność do stworzenia związku i tym łatwiej mu znaleźć odpowiedniego partnera. Czasem musi wyjść z trwającego właśnie związku. Ale może być też tak, że nauczy się bardziej doceniać i kochać obecnego partnera.

Stefanie Stahl - niemiecka psycholożka i terapeutka oraz autorka poradników psychologicznych. Prowadzi seminaria na temat lęku przed przywiązaniem i o poczuciu własnej wartości. Do 2014 roku pracowała również jako biegła psycholog. W Polsce ukazały się jej dwie książki: "Odkryj swoje wewnętrzne dziecko" i cytowana wyżej "Kochaj najlepiej, jak potrafisz".

'Kochaj najlepiej, jak potrafisz''Kochaj najlepiej, jak potrafisz' Fot. Materiały prasowe

Cytowane fragmenty pochodzą z książki „Kochaj najlepiej jak potrafisz. O sztuce bycia razem” Stefanie Stahl w przekładzie Sylwii Miłkowskiej i Anny Grysińskiej wydanej przez wydawnictwo Otwarte.

Więcej o: