Jakby było o czym.
Codziennie walczę ze stereotypami, każdego dnia muszę przekonywać kobiety, że nie są wielbłądami, a to coraz trudniejsze. Media, internet, politycy zajmują się ekstremami i zaczynasz mieć wrażenie, że świat to tylko dwa bieguny, a ty musisz wybrać jeden: marsz równości lub marsz narodowców, LGBT lub rodzina, aborcja lub miłość. Wybierz źle, to nie jesteś Polakiem, nie szanujesz wartości lub jesteś z Polski Z, a twoi dziadkowie kradli nocniki z pańskiego dworu.
I dlatego wiem, że to awantury dla awantur. Tu nie chodzi o to, by się porozumieć, by się czegoś dowiedzieć, wytłumaczyć, zrozumieć. Chodzi o to, by się o coś pokłócić, bo ja mam rację, a ty nie masz i koniec. Ekstrema nadają narrację, stwarzając wrażenie, że nie ma środka. A jest. Szeroki. Taki, gdzie każdy z nas może być sobą i czuć się dobrze. Ten środek jest gdzieś pomiędzy seksem osiem razy dziennie w akrobatycznych pozycjach i oddawaniem się na ołtarzu małżeństwa. Pomiędzy torturowaniem ciała dietami i "hulaj dusza, wagi i lustra nie ma".
Libido jest właśnie z takiego świata ekstremów. Świata, który mówi nam, że nie ma środka, że albo masz tak i jest dobrze, albo coś z tobą jest nie halo. Przychodzą do mnie kobiety i narzekają na małe libido. I żeby tylko narzekały! One mają wyrzuty sumienia, bo im się wydaje, że powinny mieć nieustanną ochotę na seks. Że coś z nimi jest nie tak, że są jakieś wybrakowane. Jakby bycie wiecznie napaloną na seks było normą.
Chyba żartujesz!
No pewnie, że denerwuje, bo wszyscy mówią o czymś nieokreślonym z medycznego punktu widzenia. Zygmunt Freud, który stworzył tego potwora, uznał, że seks to główna siła napędowa. To bzdura, bo seks nie jest jak pragnienie, sen czy głód. Znam wiele osób, które nie uprawiają seksu bez większych wyrzeczeń, a nie znam nikogo, kto nie musi spać czy jeść!
Od "trzeba się poświęcać na ołtarzu małżeństwa" do "żony nie da się zgwałcić" jest tylko mały krok, a potem już "że przecież prosiła się o gwałt, bo nosiła krótkie spódniczki". Skoro kobiety wierzą, że mężczyzna musi, to czemu oni sami mają w to nie wierzyć? I szukają usprawiedliwienia dla zła, którego się dopuszczają. A gwałt to nie jest przypadek. To nie jest tak, że "ukradł bułkę, bo był głodny". To jest zło w czystej postaci! Nie budzi żadnych moralnych wątpliwości, jak morderstwo.
Wracając do libido i Zygmunta Freuda, to irytuje mnie też jego hipokryzja. Uznał, że seks jest motorem życia, ale kobiety, które mówiły o swoich potrzebach seksualnych i fantazjach, nazywał wariatkami i histeryczkami. Jego teorie stworzyły zły precedens – podzieliły kobiety na zdrowe, czyli te rodzące bez problemu i niewymagające zainteresowania lekarzy ani psychiatrów, oraz te histeryczne.
Libido u kobiet Fot. Shutterstock
Cenię pana Freuda za pokazanie światu, że dziecko ma seksualność. Nie lubię jego teorii libido i tego, co myślał o seksualności kobiet. Ale to były początki badania seksualności i różnic między płciami, teraz jesteśmy już na szczęście w innym miejscu. Wiemy, że kobiety i mężczyźni są różni – co innego nas podnieca, co innego prowadzi do orgazmu i inaczej go przeżywamy. Wcześniej czy później wiedza musi pokonać zabobony i stereotypy.
Zapomnieć. Słowo libido sugeruje, że jest jakiś wzór, że jest jakaś "ochota na seks", która jest mierzalna. Wiemy, że nie ma dwóch takich samych osób, że jesteśmy unikalni, ale w kwestii seksu wciąż wierzymy, że jest wysokie (czytaj: normalne) libido i niskie, czyli nienormalne. Nie ma jednego temperamentu i nie ma jednej drogi do przyjemności. Każdy ma swoją.
Naszym wewnętrznym systemem motywacji. Seks pobudza mezolimbiczny szlak dopaminergiczny, zwany potocznie systemem nagrody – każdy orgazm sprawia, że chcemy kolejnych. Chcemy więcej seksu. Ale w ten sposób motywuje nas wiele rzeczy: podziw, przynależność do jakieś grupy, sens tego, co robimy, podwyżka czy rozwój. I teraz kolejna niespodzianka – seks zwykle jest na liście tego, co motywuje mężczyzn, ale rzadko jest motywatorem dla kobiet.
Automatyczne podniecenie na myśl o seksie lub na widok obiektu, z którym chce się uprawiać seks – jak mówiłam – osiąga około 75 procent mężczyzn i tylko 15 procent kobiet! Obraz seksu, który znasz z mediów, filmów i książek jest taki sam: on ma erekcję, ona go chce, chwilka na grę wstępną i jednoczesny orgazm. No więc – nie. To nawet nie jest męski punkt widzenia, to czyste bzdury, bo 85 procent kobiet i 25 procent mężczyzn ma inaczej.
Musimy stworzyć odpowiednie warunki do tego, byśmy chciały uprawiać seks, musimy się tego nauczyć i dać sobie na to czas.
Ktoś w to wierzy? Ja w ogóle. Wszelkie statystyki, jak często pary uprawiają seks, pochodzą z deklaracji. Odpowiesz szczerze, gdy zapyta cię o seks obca osoba? Kobiety to czytają i potem przychodzą do mnie i płaczą, bo mają niskie libido.
Nie ma żadnych medycznych sugestii, jak często należy uprawiać seks! Dla jednych dwa razy dziennie to za mało, dla innych – raz na miesiąc za często. Seks to sprawa indywidualna, każdy z nas ma różne potrzeby seksualne i wszystko jest w normie, pod warunkiem że obie osoby w związku są z tego zadowolone. A to można łatwo ustalić, jeśli się ze sobą rozmawia.
To najczęstszy powód rozpadu związków. Nie dlatego, że to tragedia, ale dlatego, że ludzie myślą, iż nic się z tym nie da zrobić. Że to mogiła dla związku. Nic podobnego. Jak ludzie się kochają i chcą się nauczyć siebie nawzajem, to będą mieć świetny seks, nawet jak mają różne temperamenty.
Zacznijmy od początku. Od tego, jak zaczyna się seks. U kobiet i mężczyzn zaczyna się w mózgu, tak?
Tak mówią, bo tak jest. U mężczyzn zwykle jest prosto – większość z nich jest wzrokowcami, co sprawia, że na widok atrakcyjnej kobiety (bodziec wzrokowy) ich mózg doznaje pobudzenia i przekazuje sygnał do ośrodka wzwodu w rdzeniu kręgowym. Z tego ośrodka wychodzą nerwy do prącia, regulujące czynność ciał jamistych. Pojawia się bodziec, więc następuje erekcja. Pożądanie rodzi podniecenie i już mężczyzna jest gotów do akcji, finałem której jest orgazm. To liniowy cykl reakcji seksualnej.
Niektóre z nas i CZASAMI też tak mają, większość i zwykle – nie. Działają na nas wizualne bodźce, czyli może nas podniecać to, co widzimy: partner wychodzący spod prysznica czy erotyczny film. Ale działają na nas wszystkie zmysły: romantyczny masaż, kąpiel z bąbelkami, zachód słońca na plaży, ciepły oddech partnera szepczącego do ucha, głaskanie po włosach.
Podnieci nas to, że mężczyzna wytrze nos zasmarkanemu brzdącowi przy stoliku obok. Najbardziej jednak działa na nas przekonanie, że partner o nas dba, że jesteśmy dla niego ważne. Podnieca nas dużo więcej czynników, niż jest to w przypadku mężczyzn. I zupełnie inaczej – nieliniowo.
Przykład pierwszy: kolacja u znajomych, twój partner jest w świetnym humorze, zabawia towarzystwo, wszyscy patrzą na niego z podziwem, ty też, bo dawno go takim nie widziałaś. On to czuje, więc gdy tylko przechodzisz obok, dotyka cię pieszczotliwie. Rozkręcacie się. Wychodzicie od znajomych, wsiadacie do taksówki, przytulacie się, całujecie, powietrze między wami aż iskrzy. Wchodzicie do domu i... zamierasz. Mieszkanie wygląda, jakby wybuchła w nim bomba! Ty jechałaś do znajomych prosto z pracy, on z domu. "Co tu się stało?" – pytasz i czujesz, że zatyka cię ze złości. Sprzątałaś dwa dni wcześniej, a on w chwilę... TAKI BAŁAGAN! Będzie seks?
Nie jesteś.
Przykład drugi: sobota, wyspałaś się po bardzo ciężkim tygodniu w pracy. On też się budzi, przytula do ciebie i mruczy tak, że od razu wiesz, o co chodzi. Nie masz jednak ochoty na pieszczoty, chcesz w spokoju wypocząć po strasznym tygodniu. On wstaje i idzie do kuchni, ty ucinasz sobie drzemkę. Budzi cię zapach śniadania, przyniósł ci je do łóżka, siada obok, patrzy jak jesz, rozmawiacie, głaszcze cię po włosach i… masz ochotę na seks. Możliwe?
No właśnie, czasem pożądanie może zniknąć z sekundy na sekundę, kiedy indziej nie czujesz pożądania, ale pod wpływem pieszczot przychodzi podniecenie. I seks. I orgazm. To jest ten cykl nieliniowy – nie wystarczy podnieta, by nasz organizm automatycznie skupił się na jej zaspokojeniu. Pożądanie u mężczyzn zwykle działa jak ciężki wózek toczący się z góry – trudno zatrzymać ten proces. U nas – jak spacerówka na prostej drodze, trzeba popychać i pomagać, bo byle kamień wytrąca ją z biegu. Tak mamy i już.
Libido u kobiet Fot. Shutterstock
Kiedyś, czyli kiedy? To normalne, że przez pierwsze miesiące związku trudno utrzymać ręce z dala od partnera. Hormony intensywnie pracują, by nas do siebie przywiązać. Seks pełni rolę więziotwórczą, prawda? Na początku niewiele potrzeba, byś była gotowa na seks – to te opisy szybkiego seksu z pornoczytadeł dla kobiet. Zauważyłaś, że tam nikt nie potrzebuje gry wstępnej?
Właśnie tak, ale nawet jak ktoś tak ma, to mu to mija. Po jakimś czasie potrzeba czegoś więcej niż tylko widoku partnera, nawet nagiego. Zresztą z wiekiem mężczyźni też coraz rzadziej tak mają, bo przestają reagować automatycznie i muszą trochę popracować, by pojawiło się pragnienie. To miła praca i gdy dojrzałe pary mówią, że ich seks jest dużo lepszy niż był w młodości, nie przesadzają. Powinien być dużo lepszy. Slow sex jest dużo lepszy niż ten na chybcika z początków związku.
Ważne są okoliczności, otoczenie, to, jak się czujesz. Kolejny przykład: przychodzi do mnie pacjentka, którą znam od lat, i mówi, że ma niskie libido i musi się zmuszać do seksu, zupełnie jak nie jak ona. "Ale pani ma półroczne dziecko!" – dziwię się. Robi wielkie oczy, więc pytam: "Karmi pani piersią?". Karmi. "Śpi pani co najmniej osiem godzin?". Nie śpi. "Jest pani zmęczona?". No jasne, bardzo. No to o jakiej ochocie na seks mamy tu mówić?!
To jeden ze stereotypów, dlatego gabinety seksuologów są pełne mężczyzn proszących o viagrę. Przecież oni powinni móc zawsze i wszędzie. Nic podobnego. Stres i zmęczenie to główny powód zaburzeń pożądania – u obu płci. To śmierć dla życia seksualnego.
Już sobie to powiedziałyśmy – żeby wystąpiło podniecenie, pierwszy musi zareagować mózg. Tak samo u kobiet, jak i u mężczyzn, tak?
Robi dużo więcej. Gdy pobudzenie seksualne prowadzi do nagrody, czyli do seksu, nasz mózg zapamiętuje, jak do tego doszło. Łączy elementy zewnętrze z tym, co się zdarzyło wewnątrz naszego ciała. Okoliczności, światło, dźwięki, zapach – wszystko, co towarzyszy nagrodzie, czyli seksowi – zostanie z nami na zawsze. Działa prawo pierwszych połączeń neurohormonalnych.
Dlatego pierwsze doświadczenia seksualne są takie ważne. Mamy różne doświadczenia, więc i różnie reagujemy – niektóre z nas podnieca kąpiel przy świecach, dla innych to męczarnia. Najczęściej nie zdajemy sobie sprawy z tego, co nas podnieca lub czemu coś nas podnieca. Do momentu, aż zaczniemy się nad tym zastanawiać.
Cytowany fragment pochodzi z książki Anety Borowiec i dr Beaty Wróbel "Sztuka kobiecości" wydanej przez Agorę.
. .
Dr Beata Wróbel – ginekolog i seksuolog z trzydziestoletnim doświadczeniem. Praktyk holistycznego podejścia do zdrowia, lekarka, która z niesłabnącą energią każdego dnia powtarza kobietom, że fajnie mieć dwa chromosomy X. Autorka wielu prac naukowych i popularnych, m.in. rozdziału o antykoncepcji do wznowionej w 2016 roku legendarnej "Sztuki kochania Michaliny Wisłockiej".
Aneta Borowiec – autorka powieści Wilczyce i dziennikarka, pracowała w "Gazecie Wyborczej", była redaktor naczelną "Wysokich Obcasów Extra". Dawno temu obiecała sobie,że nigdy nie napisze nic o seksie, bo "co tu jeszcze można napisać ciekawego". Aż spotkała Beatę... Wspólnie prowadzą bloga www.wazniejszenizseks.pl.