Katarzyna Krzywicka-Zdunek: Mamy problem z otwartą komunikacją, z jasnym wyrażaniem swoich potrzeb, z nazywaniem emocji. Stosujemy więc rozmaite techniki, gry, wchodzimy w określone role. Teoria psychologiczna Erica Berne'a zakłada, że stosunki międzyludzkie opierają się na różnych typach relacji, między trzema typami "ja": ja-dorosły, ja-dziecko oraz ja-rodzic. Gdyby komunikowały się ze sobą wyłącznie dwa dorosłe „ja”, to sprawa byłaby prosta: każdy mówiłby szczerze, co myśli, rozumiejąc zarówno własne, jak i cudze emocje i potrzeby. Rzecz w tym, że rzadko zdarza się między ludźmi tak poukładana relacja, która obojgu partnerom pozwala wejść bezpiecznie w rolę dorosłego. Czasem w relacji lepiej nam być w pozycji dziecka, czasem dorosłego. A wtedy otwiera się przestrzeń na rozmaite gry.
Dorota Peretiatkowicz: Ona mówi do niego: "spóźniłeś się". On na to: "tak, faktycznie - za późno wyszedłem, przepraszam". To są proste komunikaty, bez próby obciążenia winą typu "znowu się spóźniłeś. Bo ty zawsze się spóźniasz". I bez próby usprawiedliwienia: "to tylko 10 minut, zawsze musisz się czepiać, a ja mam tyle pracy, jestem zmęczony". To już jest osuwanie się w rolę rodzica, który wychowuje i gani, albo dziecka, które czuje się łajane, niesprawiedliwie traktowane, więc uderza w tony płaczliwe.
D.P.: To jest jeszcze bardziej skomplikowane. Według niektórych teorii psychologicznych związek zaczyna się od flirtu, w którym jedna strona mówi: "ja się tobą zaopiekuję", a druga: "pomóż mi, zaopiekuj się mną". Ale żeby zagrać w ten flirt dobrze, to trzeba porzucić pewne swoje cechy, zwłaszcza że te role często przybieramy odwrotnie: to znaczy osoba, która mówi, że się nami zaopiekuje, tak naprawdę sama szuka i potrzebuje pomocy i vice versa: ta mała, słaba, zagubiona w gruncie rzeczy dobrze wie, co robi. Świetnie gra w tę grę.
D.P.: Nie mów o polityce, nie mów o zagrożeniach ekologicznych na randce, niech facet nie wie, że umiesz do trzech zliczyć, bo od mądrych kobiet faceci uciekają, a lecą na głupiutkie. Oraz na mądre "zołzy", które dobrze udają głupsze, niż są w rzeczywistości. Jest taki nurt amerykańskiego poradnictwa, to prawda. Tylko że kiedyś trzeba będzie z tej roli wyjść.
D.P.: Wyobraźmy sobie wyzwoloną, dorosłą, niezależną kobietę, która przy drineczku zaczyna odgrywać tę słabiutką istotkę, którą ktoś ma się zaopiekować. Jeśli partneruje jej w tej grze mężczyzna, który też udaje, bo wcale nie jest żadnym rycerzem-obrońcą, a za to jest zakompleksiony i nie do końca sobie z samym sobą radzi, to prosimy się tu o kłopoty. Bo po miesiącu już wiadomo, że ona to żadne biedactwo do zaopiekowania, tylko ogarnięta babka, która ma swoje granice i swoje zasady, których jej partner powinien przestrzegać, a on wcale nie jest prezesem, i to nie jest tak, że nie ma pracy od dwóch tygodni, tylko od roku, a to piwo z kumplami to jednak pije codziennie, a nie co sobotę. No i zaczynają się te wszystkie tragedie trzydziestek piątek poszukujących męża w Warszawie...
D.P.: Wtedy istnieje pokusa wzajemnego zaganiania się w kozi róg i pokazywania, kto jest w związku mocniejszy, czyje na wierzchu. A tych pól rywalizacji w związku może być mnóstwo: poczynając od gotowania i wychowywania dzieci, po zarabianie pieniędzy i uprawianie sportów.
Psycholog: po miesiącu znajomości już powinno być wiadomo, jaki kto jest naprawdę Psycholog: po miesiącu znajomości już powinno być wiadomo, jaki kto jest naprawdę / Fot. Gazeta.pl
D.P.: Wyobraźmy sobie tę samą dziewczynę przy drineczku i tego samego chłopaka. Ona faktycznie jest po jakichś przejściach i bardzo potrzebuje opieki. A on rzeczywiście ma akurat nadmiar dobrej woli i chętnie by się kimś zaopiekował. Wchodzi więc w tę relację jako rodzic: stara się ją koić, pomaga jej załatwiać jakieś sprawy. Ona czuje się dopieszczona jako dziecko, on zaś spełniony w swoim pragnieniu bycia opiekunem. I to w tym momencie jest dla nich obojga satysfakcjonujące, a jeśli nie są nadmiernie posupłani wewnętrznie, to są w stanie z czasem dojść do relacji dorosły-dorosły.
K.K.-Z.: Jeżeli zaspokoją sobie pewne potrzeby i braki, to jest prawdopodobne, że z czasem ona nie będzie już chciała być cały czas w tej relacji dzieckiem, będzie szukać partnerstwa. On wtedy musi się wycofać z pozycji opiekuna, dać jej przestrzeń – to może nie być łatwe, ale jest możliwe. Mogą sobie, w wielu związkach tak to działa, wydzielić pewne strefy, w których ona nadal jest dzieckiem, a on dorosłym. Na przykład jazda samochodem: on jest najlepszym kierowcą, ona to nawet zaparkować nie umie, więc on ją wozi, drzwi jej otwiera, i tu jest rodzicem, opiekunem. Ale w innej sferze związku, na przykład w kwestii finansów, już tak nie musi być.
W obrębie tego samego związku partnerzy mogą nagle przybierać zupełnie inne role: dwoje dorosłych, którzy ze sobą negocjują, albo to ona teraz wchodzi w rolę dorosłego, bo lepiej się w tych kwestiach finansowych czuje. Pary mają wiele strategii, które mogą całościowo dawać naprawdę udany, satysfakcjonujący obie strony związek.
K.K.-Z.: Wchodzimy w różne gry międzyludzkie w sposób nieświadomy, bo uczymy się ich całe życie - już jako dwuletnie dzieci zaczynamy to obserwować. Gra zaczyna się w momencie, gdy mówimy do dziecka: bo ludzie widzą. Zachowuj się grzecznie, bo pani na ciebie patrzy. W domu to się możesz tarzać po podłodze, ale teraz bierzesz udział w przedstawieniu idealna mama z idealnym dzieckiem na zakupach i masz się zachowywać. Jest widownia, a ty jesteś aktorem. Wtedy zaczynamy traktować życie trochę jak teatr, zakładać maski.
D.P.: Świetnie, wchodzimy w to jak w masło. Jest na przykład taka popularna gra "gdyby nie ty". Gdyby nie ty, tobym była piosenkarką, ale ty mnie uwięziłeś w domu. Gdyby nie ty, to chodziłbym pięć razy w tygodniu na siłownię, ale ty mi tyle obowiązków w domu dowalasz, że nie mam jak. Prawda jest taka, że my jednak tak sobie dobieramy tych partnerów, żeby nas chronili przed tym, czego rzekomo tak pragniemy. Bo tak naprawdę to się boimy siłowni, bo tam śmierdzi, a mikrofon nas paraliżuje. Ale łatwiej jest grać w grę "to on czy ona mi nie pozwala", niż skonfrontować się z tym swoim lękiem. On mnie ogranicza, ona mi nie pozwala - to wygodne wyjaśnienia.
K.K.-Z.: Na pewno nie można powiedzieć, że one są złe jako takie, ale mogą być dla nas niekorzystne, mogą odbywać się naszym kosztem. Jednak gry w dużym stopniu nadają sens naszym relacjom społecznym, nie tylko związkom. Bez nich byłoby nam trudno się odnaleźć, bo nie jesteśmy tak samoświadomi ani tak zdolni do ciągłego analizowania każdej relacji i sytuacji, by w czasie rzeczywistym reagować na nie swoim chłodnym, dorosłym "ja".
Role, maski, schematy i scenariusze gier są nam potrzebne, by sprawnie funkcjonować, bez zbędnego zastanawiania się. Poza tym żyjemy w kulturze spektaklu, dla nas to gra jest tą prawdą, w którą chcemy wierzyć. Dlaczego tak nie znosimy polityków, którzy wyjdą z roli i ujawnią swoje prawdziwe oblicze? My chcemy wierzyć, że są tacy ładni, odprasowani i domyci, jak ich oglądamy w telewizji, a nie pijani i bełkoczący nad biustem jakiejś panny. I to, co nas oburza, to nie sam fakt picia alkoholu czy przebywania w towarzystwie niekompletnie ubranej pani, tylko to, że nam tu się dysonans wkrada.
D.P.: Mamy terapeutów, którzy potrafią pomóc, dojść do źródła tego zgrzytu. Sami też możemy pogłębiać swoją samoświadomość i szukać odpowiedzi. Warto spojrzeć na związek jako na taki system służący nam wzajemnie do zaspokajania naszych rozmaitych potrzeb, bardzo głębokich. Potrzebujemy siebie nawzajem, choć nie zawsze dobrze się dobieramy albo nie umiemy w porę dopuścić naszego dorosłego "ja" do komunikacji.
. Fot. Grzegorz Celejewski/Agencja Wyborcza.pl
K.K.-Z.: Chciałyśmy tak opisać te typy, by było wiadomo, jakie mechanizmy nimi rządzą i by można było albo z nimi wygrać, albo po prostu lepiej zrozumieć: kim jestem ja, kim jest mój partner, współpracownik? Czy gramy w tę samą grę? Bo prawda o związkach jest też taka, że granie w odpowiednią grę daje nam poczucie szczęścia, spełnienia. Jeśli gramy w to samo i oboje czerpiemy z tego wewnętrzną satysfakcję, bo zaspokajamy swoje psychologiczne potrzeby, to jako związek jesteśmy stabilni. Jest nam po prostu ze sobą dobrze.
K.K.-Z.: Mój ulubiony to "kreatywny drużynowy" - to taki zajawkowicz, który nakręca innych do działania, ale bardzo potrzebuje tej drużyny: rodziny, zespołu w pracy, paczki przyjaciół. To zawsze będzie taki samozwańczy kaowiec, który wymyśli jakąś fajną wyprawę, namówi wszystkich do spróbowania nowego sportu itd. Ale taka osoba w związku wymaga ogromnej lojalności swojej drużyny, więc zdrada ze strony żony czy partnerki to jest największy możliwy dramat. Jeśli jako partnera będzie jednak mieć inny z wyróżnionych typów "lojalnego żołnierza", to taka para jest w stanie wspólnie góry przenosić. To doskonale dobrani ludzie: jedno będzie nakręcać, drugie chętnie za nim podążać i wspierać.
Świetnie to działa na przykład w związku moich rodziców, gdzie to mama jest kreatywnym drużynowym i co mniej więcej pół roku wymyśla jakiś remont, który mój tata z pełnym oddaniem wykonuje. Od 40 lat to funkcjonuje ku obopólnemu zadowoleniu.
Kreatywny drużynowy i lojalny żołnierz to doskonale dobrani ludzie: jedno będzie nakręcać, drugie chętnie za nim podążać i wspierać. Kreatywny drużynowy i lojalny żołnierz to doskonale dobrani ludzie: jedno będzie nakręcać, drugie chętnie za nim podążać i wspierać / Fot. Gazeta.pl
D.P.: Z pewnością nie. Jeśli trafi nam się "niezrównany zwycięzca", to dużo trudniej z nim stworzyć zrównoważony związek, bo to jest też typ przywódczy, ale samotnik. To są ci alpiniści, którzy zostawiają żony z dziećmi i idą w góry i nikt nie rozumie czemu. Trudno jest być w związku z kimś takim - koszt jest bardzo wysoki, nawet jeśli trafią na "lojalnego żołnierza", który weźmie na siebie trudy ogarniania szarej rzeczywistości, to potrwa to do czasu, gdy się ten żołnierz w końcu zbuntuje. O lojalnego żołnierza trzeba bowiem dbać, a niezrównany zwycięzca dba głównie o siebie i realizowanie swoich celów.
Kolejny typ to "pracownik miesiąca", czyli osoba, która ma potrzebę mocnego podkreślania swoich osiągnięć, taka gwiazda mediów społecznościowych, która będzie publikować zdjęcie świeżo upieczonych babeczek drożdżowych z opisem: "ledwo zipię, taka jestem zmęczona, ale jeszcze te pyszne babeczki zrobiłam, bo kto, jak nie ja?". "Poszukujący specjalista" z kolei to ktoś, kto nie szuka konfrontacji, tylko rozwiązań, to jest typ osoby, która zawsze znajdzie sposób, by nagiąć innych do swoich oczekiwań, ale takimi raczej zakulisowymi środkami.
"Kandydat na wodza" będzie zawsze unikać wzięcia na siebie odpowiedzialności, ale lubi dyrygować otoczeniem z poziomu kanapy - zawsze ma radę i odpowiedź na wszystko.
K.K.-Z.: Niekoniecznie. Większość typów jest uniwersalna, ale na przykład "konsekwentny długodystansowiec", jak wyszło nam z demografii, to przede wszystkim mężczyźni w średnim wieku. To ten rodzaj człowieka, który będzie się dziwił, czego ta żona od niego chce, no przecież powiedział jej, że ją kocha 20 lat temu, w dniu ślubu. Co się miało zmienić od tamtej pory? To jest też osoba, która na przykład jest w stanie wybaczyć zdradę jako nieważny epizod, niewpływający na długofalowy projekt, którym jest związek.
Zupełnym przeciwieństwem będzie zaś "chwytający chwile" - taka osoba uważa, że żyje się tylko raz, liczy się "tu i teraz". To najczęściej młode kobiety, ciekawe świata, poszukujące natychmiastowej nagrody. Trudne jako partnerki, bo mocno niestabilne w swoich poczynaniach: rano będą miały zajawkę, w południe depresję, a wieczorem nowy pomysł na życie.
D.P.: Zdecydowanie. Do "chwytającej chwilę" pewnie trzeba czasem przemówić jako rodzic, żeby dotrzeć do jej zdrowego rozsądku albo właśnie wejść w rolę dziecka, które będzie się zachwycać tym jej niegasnącym entuzjazmem i duchem przygody, którymi taka osoba emanuje. Stworzyłyśmy naszą typologię, odwołując się do jungowskich archetypów, na które nałożyłyśmy teorie gier: jakie nagrody w grach i w jaki sposób działają na poszczególne typy. To jeden z bardzo ważnych mechanizmów, które powodują człowiekiem i każdy działa nieco inaczej. Rozumienie ich na pewno przybliża nas krok do lepszego rozumienia zarówno siebie, jak i innych osób. A bez tego zrozumienia emocji i potrzeb drugiej osoby trudno o dobry związek.
Dorota Peretiatkowicz - socjolożka i psycholożka, partnerka w firmie IRCenter. Z badaniami rynku związana od lat 90 ubiegłego wieku. Współautorka wielu opracowań dotyczących zróżnicowanych grup populacyjnych - kobiet, osób dojrzałych, rodzin i dzieci. Uwielbia odkrywanie tego, co niewypowiedziane.
Katarzyna Krzywicka-Zdunek - socjolożka, Partnerka w firmie IRCenter. Od ponad 20 lat zajmuje się badaniami jakościowymi. Miłośniczka social mediów i nowych zjawisk społecznych. Współautorka wielu opracowań dotyczących zróżnicowanych grup populacyjnych - młodzieży, kobiet, rodzin i dzieci. Mama dwóch córek, dzięki którym poznaje zawiłości różnic charakterów.
Kasia Nowakowska - dziennikarka, redaktorka, felietonistka. Od wielu lat związana z mediami kobiecymi i lifestyle'owymi. Tłumaczy gry i komiksy, uwielbia przeprowadzać wywiady (i nienawidzi ich potem spisywać).