Sylwia Borowska: Gdybym nie znała tej aplikacji, nie napisałabym poradnika. Trzymam się od lat zasady, że nie wypowiadam się na tematy, o których nie mam zielonego pojęcia. Jestem weteranką Tindera. Zaczęłam korzystać z tej aplikacji, kiedy tylko pojawiła się w Polsce siedem lat temu.
Znajoma namówiła mnie, żebym spróbowała. Byłam singielką, wychowywałam sama dwoje dzieci, poruszałam się codziennie na szlaku dom - praca - dom. Chciałam rozbić tę rutynę.
Na początku myślałam, że to obciach. Wydawało mi się, że z takich aplikacji korzystają samotni, nieszczęśliwi, trochę przegrani ludzie, którzy mają problem w bezpośrednich kontaktach z innymi. Że są skrajnie nieatrakcyjni i nikt ich nie chce.
Kiedy przyznałam się znajomym, że mam profil na Tinderze, to w odpowiedzi usłyszałam: "Ja też i ja też!". Założyły je nawet osoby, których nie podejrzewałabym nigdy o to, że mogą szukać miłości albo przygód.
Również.
Na pewno do świata, którego wcześniej nie znałam i dostęp do ludzi z różnych "bajek". Tinder był nie tylko kluczem do cudzych sekretów, lecz także pojęć zapożyczonych z pornografii. To z Tindera dowiedziałam się, że jestem MILF-em czyli "dobrze zachowaną mamuśką". Ale to było siedem lat temu i wtedy może taka byłam, teraz to już przesunęłam się do kategorii cougar, czyli napalonej kobiety grubo po czterdziestce.
Żeby funkcjonować na Tinderze, musiałam się wgryźć w algorytm, charakterystyczny słownik pojęciowy, aby zrozumieć często używane przez mężczyzn skróty: ONS, FWB, BBW, BDSM, MNS. To był dopiero początek, potem musiałam się oswoić ze zdjęciami penisów, bo mężczyźni uwielbiają się nimi chwalić. Często pary poznane na Tinderze uprawiają sexting lub seks na odległość z użyciem kamerki.
[Od red: ONS (ang. one night stand) sygnał, że komuś zależy tylko na jednorazowej przygodzie. FWB (ang. friends with benefits) przelotne znajomości. BBW (ang. big beauty woman) ładna kobieta o pełnych kształtach. BDSM skrót od ang. bondage, dominacja/dyscyplina, sadyzm, masochizm].
Miejscem pełnym niespodzianek, również tych miłych. Kiedyś zobaczyłam profil aktora, którego podziwiałam kilka lat wcześniej na deskach teatru. Zawsze mi się podobał.
Mieliśmy długi rozpęd. Zanim się spotkaliśmy, pisaliśmy do siebie. Prowadziliśmy klasyczny flirt, o którym dzisiaj się zapomina. To był intelektualny ping pong, eksplozja błyskotliwości, na przykład jednego dnia pisaliśmy do siebie z użyciem wyłącznie cytatów ze znanych dramatów Szekspira. Mnie to kręciło. Piękna przygoda, bajka dla dorosłych ludzi, która wypełniła na chwilę pustkę, uśmierzyła ból doskwierającej obojgu samotności.
Tak, to było za mało, aby stworzyć związek. Wystartowaliśmy z wysokiego C, obydwoje wiedzieliśmy, że to jest na chwilę i nie udźwigniemy tego, kiedy zacznie się proza i te wszystkie: "kupiłaś chleb", "wyniosłaś śmieci", "teraz mam weekend z dzieckiem, nie mogę". Ostatnie tango w Paryżu można zatańczyć tylko raz - tak mu napisałam na pożegnanie. To miało takie być, jakie było. Takiego performance'u w tamtym momencie szukałam w życiu.
Najczęściej seksu.
Nie jestem nieśmiała, obca jest mi pruderia, jestem singielką i mogę robić, co chcę. Ale nie szukałam nigdy tylko przygód seksualnych, byłam nastawiona na związek. Kiedy zorientowałam się, że będzie z tym ciężko, uruchomił się we mnie gen dziennikarski i zaczęłam badać Tindera. Umawiałam się na randki z czystej ciekawości, żeby poznawać różnych ludzi i ich dziwactwa. Zobaczyłam wtedy klisze, że pewne typy ludzi, dialogi i zachowania powtarzają się. Potem miałam długą przerwę i wróciłam po niej, gdy zaczęłam pisać ebook "Jak korzystać z Tindera (i nie zwariować)". Chciałam zobaczyć, czy coś się zmieniło. Niewiele, jest gorzej niż kiedyś.
Wiele kobiet płacze przez Tindera. Piszą z mężczyzną trzy dni i trzy noce, nie mogą już o niczym innym myśleć, tylko cały czas w telefonie, a tu nagle facet znika. I nie wiadomo, o co chodzi. To się nazywa ghosting fot: archiwum prywatne
Przechodzenie po kilku słowach na WhatsApp, żeby wysłać do siebie więcej zdjęć, nagich w domyśle, umawianie się na kawę po to, żeby finał był w łóżku. Mnie przestało to bawić. Nie miałam i nie mam w sobie takiej gotowości, żeby co chwila spędzać wieczór i noc z innym mężczyzną. Większości kobiet jest rozczarowana i zażenowana, choć na początku mają duże oczekiwania.
O właśnie to jest ta gorsza zmiana. Kilka lat temu nikt tak otwarcie nie przyznawał się, że szuka skoku w bok. Dzisiaj mężczyźni już się z tym nie kryją, wprost i arogancko komunikują "mam żonę, nie podoba ci się, to spadaj". To stawianie sprawy na zasadzie, jeśli masz z tym problem to jesteś naiwną gąską i to z tobą coś jest nie tak.
Jestem nieustannie zdziwiona tym, jak bardzo pewni siebie są mężczyźni na Tinderze, a szczególnie Polacy. Widzę na zdjęciu zaniedbanego faceta, czasem z brakiem w uzębieniu, który z ogromną pewnością siebie wyskakuje i pisze: "nie chcę tego, nie chcę tamtego, mam takie oczekiwania, a nie inne". On dokonuje selekcji, on stawia warunki. Śmiechu warte.
Pojęłam szybko, że jesteśmy w sklepie i użytkownicy Tindera opisują skrupulatnie swoje zamówienie, formułują swoje oczekiwania, piszą np.: "szukam relacji bez zobowiązań, ale z pożądaniem", albo "seks... ktoś, coś" i taki opis okraszają zdjęciem nagiego torsu lub przyrodzenia w opiętych bokserkach. Ja takie profile przesuwałam w ułamku sekundy w lewo.
Zatrzymywałam się tylko na tych profilach, których opisy były błyskotliwe i portretem mężczyzny, tak bym mogłam zobaczyć jego oczy. U mnie furory nie robią też profile, które są kolejną kliszą pana na motorze, na skałce, na desce windsurfingowej, w basenie z drinkiem, na paralotni, w klasycznych ray-ban'ach za kierownicą SUV-a.
Gdybyśmy budowali swoje przekonania o Polakach na podstawie Tindera, uznalibyśmy, że polscy mężczyźni są bardzo wysportowani, zadbani i prowadzą zdrowy styl życia.
Przejrzałam setki kobiecych profili. Okazało się, że i po tej stronie mamy również do czynienia z kliszami. Kobiety są jednak o wiele skromniejsze. Nie ma u nich tylu opisów w stylu "jestem taką świetną laską, że albo bierz, albo spadaj". Kobiety szukają w przeważającej części bliskości, prawdziwej relacji, piszą na Tinderze szczere wypracowania na swój temat, cytują pisarzy, komunikują uczciwie: "mam dwoje dzieci, jestem po rozwodzie, uwielbiam wieczory przy winie". Chcą zaprezentować się jak wzorowe uczennice na akademii szkolnej.
Nie do końca. Zauważyłam, że dużo pań pozuje z głębokim dekoltem. Kuszą seksowną bielizną. Jest spora grupa kobiet, które traktują Tindera jak platformę usług, oferując za pieniądze swoje towarzystwo. Podejrzewam, że niejedna agencja towarzyska straciła klientów przez Tindera.
Wielu mężczyzn opowiadało mi, że spotkało kilka dziewczyn szukających sponsora. Czasami mówią o tym na pierwszym spotkaniu, czasami po jakimś czasie wychodzi, że zajmują się prostytucją. Jest też duża grupa kobiet, które są w związkach i dla sportu umawiają się na szybką randkę.
Właściwie po obu stronach znajdziemy to samo, bo są też profile mężczyzn, którzy szukają sponsorki. Przystojni, młodzi mężczyźni do trzydziestki. Ich profile przypominają portfolio modela. Sprawdziłam, że za nimi kryją się zarówno amatorzy, jak i zawodowe męskie prostytutki.
Wiele kobiet płacze przez Tindera, opowiadają o swoich trudnych doświadczeniach na terapiach. Dlatego w moim ebooku znalazł się rozdział o okrutnych trendach w randkowaniu.
Kobieta pisze z mężczyzną trzy dni i trzy noce, nie może już o niczym innym myśleć, tylko cały czas w telefonie, a tu nagle facet znika. I nie wiadomo, o co chodzi. To się nazywa ghosting, był ktoś i znikł. Zdarza się, że facet pojawia się, rozpala, zarzuca sieć, dociera do potrzeb samotnej kobiety, buduje bliskości, a po pierwszej randce i pójściu do łóżka usuwa profil dziewczyny ze swojego konta i przestaje odbierać telefon. To sytuacje, na które trzeba się przygotować.
I oni naprawdę mieli duże osiągnięcia. Jest tak wiele samotnych ludzi na świecie i tak dużo kobiet, które nie są obeznane z technologiami, że nie wiedzą, jak to działa. Czasami rozmawiają przy użyciu Google Translatora, bo nie znają angielskiego, a potrzeba adoracji, żeby ktoś był, żeby powiedział "jesteś piękna, kocham cię, tęsknię za tobą" jest tak silna, że wchodzą w to jak w masło. My z boku patrzymy i zastanawiamy się, jak to jest możliwe, że wysłała facetowi 20 tysięcy złotych, a on zniknął. No jest to możliwe! Ci oszuści nadal są, ale już inaczej się przedstawiają.
Teraz to są chirurdzy ze Stanów i przystojni mężczyźni w średnim wieku z ferrari. Na ich zdjęciach w tle zazwyczaj jest dom z basenem. Stoją za tym zorganizowane grupy przestępcze.
Nie, umiałam wychwycić, że facet pisze schematycznie, że nie jest to płynna rozmowa, tylko musi mieć chwilę, żeby przetłumaczyć coś w Google, albo powtarza po pięć razy to samo: "Jesteś piękna kobieta". Poza tym zawsze jednak dążyłam do tego, aby w miarę szybko spotkać się w realu i zweryfikować, z kim mam do czynienia.
Oczywiście. Są profile kobiet, na których są zdjęcia zgrabnej, muśniętej słońcem dziewczyna w bikini. Potem okazuje, że to fake'owe konto prostytutki. Albo na zdjęciu była brunetka, a na spotkanie przychodzi blondynka. Mężczyźni się dość szybko orientują, nie dają się tak łatwo nabierać, a także nie chcą płacić za seks prostytutkom. Wolą wybrać opcję zdesperowanej, samotnej dziewczyny czy kobiety po przejściach i zaprosić ją do niedrogiej restauracji, a potem wprosić się do niej na noc do domu. Tańsza opcja.
Tak, ale to wyjątkowe szczęście. Musieli mieć podobne oczekiwania - obydwoje szukali związku i trafili na siebie. Znam jeden związek z Tindera, który przetrwał i jeden, który nie przetrwał próby czasu.
Tak, byłam przez rok w związku z ekscentrycznym biznesmenem i obcokrajowcem z Europy. Nosił jedwabne szale. Był szarmancki, dowcipny. Kiedy moje przyjaciółki poznały go, piszczały z zachwytu: "Jaki super! Gdzieś ty go spotkała?". Na Tinderze!
Tinder to czasem pułapka, bo możesz poznać kogoś z innego miasta, a nawet kraju i nie wiesz o nim nic, poza tym, co on sam o sobie opowie. Nie znasz jego środowiska, jego rodziny, przyjaciół. Zanim dokopiesz się do prawdy, musi minąć trochę czasu. Spotykacie się zazwyczaj w weekendy, jesteście na haju, jak podczas miesiąca miodowego. Potem on odlatuje lub odjeżdża ze swoimi sekretami do domu, w którym często czekają żona i dzieci.
Mój ekscentryczny biznesmen nie miał żony, ale okazał się bankrutem. Coś mnie tknęło, kiedy po wspólnie spędzonych wakacjach nad morzem w Polsce poprosił mnie o pieniądze na benzynę, bo nie miał za co wrócić swoim sportowym samochodem do siebie. Musiałam również zapłacić za letni domek, który wynajmowaliśmy, bo to były wakacje z moimi dziećmi i jego córką. To, że ma poważne problemy finansowe, odkryłam, przekopując internet. Zachowałam się wtedy jak dziennikarz śledczy.
Głównie kobiety, a mężczyźni czasem używają tego jak wabika, że są wspaniałymi tatusiami. Ktoś, kto jest zainteresowany poważną relacją, będzie to brał pod uwagę, ale większość jest nastawiona na rozrywkę, krótką relację, więc dzieci w ogóle nie występują w tej grze. Kogo to interesuje? To ma być świat dorosłych i ich sekretów i pragnień. Świat bez zobowiązań i codziennych problemów. Tinder to nie jest biuro matrymonialne, w którym wdowiec szuka poważnej kandydatki na macochę dla dwójki swoich dzieci.
Nie, już nie.
Za dobrze rozpracowałam algorytm Tindera i nie mam złudzeń. Interesujący mnie mężczyźni nie mają czasu na podryw w sieci, bo prowadzą w tym czasie skomplikowaną operację na otwartym sercu albo spinają budżet firmy na następny miesiąc. Nie jestem tak zanurzona w samotności, jak kilka lat temu i robię zawodowo mnóstwo ciekawych rzeczy. Szkoda mi czasu na kolejnego "smutnego misia" po rozwodzie albo cudzego męża, który pisze do mnie wieczorem w tajemnicy przed żoną: "Wylizałbym cię".
Sylwia Borowska fot: archiwum prywatne
Sylwia Borowska to dziennikarka, która współpracowała z magazynami lifestyle'owymi, m.in. takimi jak: "VIVA!", "Gala", "Party", "Elle", "Glamour". Realizowała również reportaże dla TVP. W 2018 roku wydała książkę o życiu Polek w Izraelu "Mój mąż Żyd", a w 2019 roku książkę "Sekret" - wywiady z osobami, które odkryły swoje żydowskie pochodzenie. Kilka lat temu usłyszała o aplikacji Tinder, sama nawet z niej korzystała. Część swoich obserwacji zawarła w ebooku napisanym dla How2, "Jak korzystać z Tindera (i nie zwariować)".
Jak korzystać z Tindera (i nie zwariować) fot: materiały prasowe