Mimo licznych protestów i ochrzczenia sprawy "wyrokiem na kobiety", w czwartek Trybunał Konstytucyjny orzekł większością głosów, że aborcja w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu lub jego nieuleczalnej choroby zagrażającej życiu jest niezgodna z Konstytucją. Oznacza to, że pierwszy raz od 1993 roku złamano tzw. kompromis aborcyjny, co wywołało powszechne oburzenie i liczne głosy sprzeciwu. Co zrozumiałe, zmiana oburzyła głównie kobiety – zwłaszcza, że poza sędzią Przyłebską i Krystyną Pawłowicz na sali była obecna jedynie jedna kobieta – przedstawicielka sejmu. Decyzja dotycząca kobiet została więc podjęta przez grupę… mężczyzn. Również w mediach w sprawie wyroku TK wypowiadali się głównie mężczyźni.
- Ja to odbieram na równi z gwałtem. Bo ktoś w zasadzie oddzielił to, że jestem człowiekiem mającym uczucia i zdolnym do przeżywania traumy od mojego ciała i zaczął nim bezczelnie i bez mojej zgody zarządzać – mówi w rozmowie z Gazetą.pl Ola Petrus, komiczka i aktywistka. Nie jest to odosobnione zdanie.
- Przeraża mnie to, że ustawodawcy nie uwzględnili osób w ciąży, ich ciała, ich życia, gdy byli o nie pytani – mówili, że to nie jest ta sprawa! Traktują nas jak inkubatory. O naszym życiu, macicach i ciałach rozmawiali wyłącznie panowie! – powiedziała w rozmowie z Gazetą.pl aktywistka Maja Staśko. Internet zalała fala wyznań, osobistych historii, próśb i gróźb ze strony kobiet, które poczuły, że odbiera im się ostatnią deskę ratunku, prawo do decydowania o sobie i swoim zdrowiu.
Głos w sprawie zabrało również wiele znanych kobiet. Joanna Koroniewska zdobyła się na odważne wyznanie. Po raz pierwszy podzieliła się z opinią publiczną osobistą tragedią. Aktorka opisała swoje starania o dzieci i wielokrotne poronienia.
Joanna Koroniewska o wyroku Trybunału Konstytucyjnego. "Mam dwoje dzieci, ale ciąż miałam osiem"
Magda Gessler: Czynienie z macierzyństwa męki, to wszystko są szalone wizje fanatyków religijnych
Wiele osób zwraca uwagę na fakt daleko idących konsekwencji, które mogą nastąpić w efekcie zmiany prawa. Pojawiają się między innymi wątki "sprawdzania", czy kobieta aby na pewno poroniła, a nie celowo usunęła ciążę? I ewentualnego ścigania takich "przestępstw". Nowe zasady to także pytania o badania prenatalne – czy one jako następne znajdą się na celowniku religijnych fundamentalistów? Czy lekarze, z obawy przed oskarżeniem o złamanie prawa, będą w ogóle te badania wykonywać?
- Jako osoba o pewnym obciążeniu genetycznym, dla której posiadanie dzieci już jest drogą skomplikowaną i wymagającą niepopularnych decyzji, boję się, czy w ogóle będzie mi to dane w tym kraju. Czy na przykład zaraz nie zabronią in vitro, które dla mnie osobiście jest jedyną gwarancją na urodzenie dziecka bez mojej wady genetycznej. W tej chwili dla bezpieczeństwa swojego i dziecka nie widzę możliwości zachodzenia w ciążę w tym kraju – mówi nam Ola Petrus, komiczka, stand-uperka i aktywistka, osoba niskorosła.
- Za chwilę zaczną się śledztwa, czy poronienie faktycznie było poronieniem, czy wszystkie badania prenatalne były konieczne itd. Kobiety będą chodzić do ginekologów pod nadzorem policji – mówi Ola Petrus. To może wydawać się przesadą, ale tak samo mówiło się do niedawna o zmianie kompromisu aborcyjnego. Wszystko wskazuje więc na to, że wszelkie granice już zostały przekroczone i trudno oczekiwać, że nie pojawią się kolejne restrykcje. Zwłaszcza, że środowiska fundamentalistyczne, które optowały za zmianą prawa, chcą całkowitego zakazu aborcji – również w przypadku ciąży z gwałtu, w tym na nieletnich, czy ciąży zagrażającej życiu matki. Już teraz zresztą trudno udowodnić te przypadki – lekarze zwyczajnie boją się konsekwencji, gdyż za pomoc w nielegalnej aborcji grozi im więzienie.
- Ta decyzja to brak podstawowego szacunku i zaufania. Polki to bardzo mądre kobiety. Wspaniałe i odpowiedzialne matki. Te obecne i przyszłe. Nie do wiary, że w XXI wieku cywilizowane państwo w Europie chce odebrać kobietom prawo do takiej decyzji oraz odpowiedzialność za nią - mówi w rozmowie z nami Joanna Przetakiewicz, prywatnie matka trzech synów.
- Wydaje mi się, że małe, ciche, pokojowe ruchy nic nie zdziałają. Potrzebne jest niestety pie*dolnięcie. Potrzebna jest rebelia. I potrzebne są mocne głosy. Skoro media nie dają ich tak często kobietom, czas, żeby zaczęły je same brać. Przejmować mównicę. Bo to czas głosów takich jak kandydatka na wiceprezydenta USA [Kamala Harris – przyp. red.], która na debacie powiedziała "Ja teraz mówię". To czas kobiet takich jak premier Nowej Zelandii, Jacinda Ardern, czy senatorka Alexandra Ocasio-Cortez. W Polsce nadal jesteśmy za cicho. Może już czas najwyższy, żeby ci, którzy chcą za nas decydować, zobaczyli, czy są w stanie bez nas funkcjonować. Bo zamiast napędzać ich gospodarkę, my wyjdziemy z domów – powiedziała Ola Petrus i wygląda na to, że jej słowa mogły okazać się prorocze.
W czwartek wieczorem, po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, ludzie tłumnie wylegli na ulice. Tłum udał się pod dom Jarosława Kaczyńskiego na Żoliborzu. Dlaczego tam? To właśnie Kaczyński w 2016 roku, gdy w całej Polsce miały miejsce "Czarne Marsze" w obronie praw kobiet, powiedział w wywiadzie dla Onetu: "W jednym obszarze należy doprowadzić do zmian. Chodzi o aborcję eugeniczną, czyli ze względu na wady płodu. Mam na myśli zwłaszcza chore dzieci z zespołem Downa, a to jest ogromna większość legalnych aborcji w Polsce. Uważam, że powinna nastąpić zmiana, aby dzieci z zespołem Downa mogły normalnie żyć. Nie widzę powodu, aby wyrażać zgodę państwową na ich eliminację". Wtedy politycy ugięli się pod presją społeczną, teraz – nie. Nie brakuje głosów, że wykorzystano sytuację pandemiczną, w której protesty na taką skalę są niemożliwe, by mimo oporu większości społeczeństwa zmienić prawo. Inni komentatorzy twierdzą, że decyzja Trybunału Konstytucyjnego ma posłużyć jako zasłona dymna i odwrócić uwagę opinii publicznej oraz społeczeństwa od kompletnej porażki rządu w walce z koronawirusem i pandemią, która szaleje w Polsce bez żadnej kontroli.
Jedno jest pewne – jakiekolwiek rozgrywki polityczne nie stoją za sytuacją w TK, ucierpią na tym kobiety – żywe, czujące, cierpiące. Ich ciała to nie religijne czy polityczne argumenty, ale realny ból.
- Mam w sobie dojmujące poczucie smutku i rezygnacji, przemieszane z wku*wem. To nic innego jak walka o władzę i wpływy radykalnej prawicy. Szkoda tylko, że dokonywana na naszych ciałach. Ale my tymi ciałami stawiamy i będziemy stawiać opór. Cokolwiek się stanie, mamy siebie. Nawet jeśli to "siebie" czasem jest smutne i zrezygnowane – pamiętajmy! Jesteśmy w tym razem i żadnej z nas nie damy skrzywdzić – powiedziała w rozmowie z nami Maja Staśko.
A domu Jarosława Kaczyńskiego przed "wku*wem”"suwerena musiały pilnować, dosłownie, całe zastępy policjantów. Sceny z Warszawy do bólu przypominały sceny z "Opowieści podręcznej".