Piotr Grabarczyk, znany także jako Grabari, jest dziennikarzem i blogerem, autorem cyklu "#zorientowani". Niedawno ukazał się jego e-book "Mamo, jestem gejem. Tato, jestem lesbijką. Rodzice osób LGBT+ wychodzą z szafy". W rozmowie z nami opowiedział m.in. o kulisach powstawania książki oraz o swojej przeprowadzce do Barcelony po wyborach prezydenckich w lipcu 2020.
Piotr Grabarczyk: Bardzo mi na tym zależało, żeby miały właśnie taki charakter. Nie chciałem skupiać się na smutnych i dramatycznych historiach, bo mam wrażenie, że znamy już ich wystarczająco dużo. Chciałbym, żeby akceptujący rodzice byli wzorem dla tych, którym ta akceptacja przychodzi trudniej. Żeby to był ten punkt, do którego dążymy, a nie postawa "ok, czyli nie tylko ja mam z tym problem, więc to nie moja wina".
Poszukiwania były bardzo intensywne. Pomogły mi w nich przede wszystkim dwie fantastyczne organizacje - stowarzyszenie My, Rodzice i Kampania Przeciw Homofobii. Przeprowadziłem też wywiady m.in. z Agnieszką Holland i Pauliną Młynarską, bo głos znanych i zaangażowanych rodziców będzie bardzo cenny. Rozmawiałem z rodzicami z Warszawy, Krakowa, ale i również z takimi, którzy na co dzień mieszkają w miejscach, które nie uchodzą za ostoje tolerancji.
Ta historia wybija się na tle pozostałych. Carol to transpłciowa dziewczynka z Białegostoku - miasta, które po brutalnych zamieszkach podczas Marszu Równości w 2019 jest brunatną plamą na mapie Polski. Jej rodzice kochają ją i wspierają, choć dla ojca Carol zmierzenie się z tym nie było łatwe. I paradoksalnie to właśnie te straszne obrazki z białostockiego marszu sprawiły, że zaczął inaczej patrzeć na swoje dziecko. Zdał sobie sprawę, że je również może czekać odrzucenie i dyskryminacja, więc jako ojciec musi zrobić wszystko, żeby ją chronić.
Stres i strach wynika przede wszystkim z niepewności. Nie wiemy, jak zareagują rodzice, boimy się odrzucenia, zakładamy najgorsze. Z moich obserwacji i własnych doświadczeń wynika, że osoby LGBT+ myślą bardzo strategicznie o swoich coming outach i starają się je doskonale zaplanować. Nikt nie chce, żeby to się wydarzyło przypadkiem lub ktoś inny zrobił to za nas. To trochę jak bycie saperem - nie ma miejsca na błąd.
Gdy byłem nastolatkiem, podejrzewałem, że po coming oucie usłyszę od rodziców, że moja orientacja seksualna zniszczy mi życie. Nie wiem, skąd akurat taki scenariusz pojawił się w mojej głowie, ale postanowiłem, że będę musiał im udowodnić, że się mylili. Dlatego jako 18-latek postanowiłem, że wrócę do tego tematu dopiero za jakieś 10 lat. Naiwnie zakładałem, że to wystarczy, aby być prawdziwym człowiekiem sukcesu. (śmiech) To miał być mój bezpiecznik. „Widzicie, jestem gejem, ale w niczym mi to nie przeszkodziło!”. Oczywiście, życie jest niezwykle przewrotne i niespełna rok później do coming outu zmusił mnie ten znienawidzony przez nas… przypadek.
Mój tata znalazł kartkę urodzinową od mojego ówczesnego chłopaka. Zaadresowaną do mnie, z tekstem, który nie pozostawiał wątpliwości, że to nie są życzenia od kolegi czy jakiś żart. Musiałem więc się z tym zmierzyć dużo wcześniej, niż planowałem. Opowiadam o tym we wstępie do ebooka, bo to właśnie taki przykład historii z pozytywnym zakończeniem. Mam wspaniałych i akceptujących rodziców, choć droga do tego była momentami kręta, a sam moment coming outu wspominam jako jedną z najbardziej stresujących chwil w moim życiu.
Dobrym przykładem jest nasza rozmowa z Paulina Młynarską. Dzięki atmosferze, jaka panowała w domu, jej córka wiedziała o tym, że mama jest tolerancyjną i otwartą osobą. To na pewno dodało jej odwagi do tego, żeby się przed nią otworzyć i bez większych obaw powiedzieć o swojej orientacji seksualnej. Piłka jest po stronie rodziców - ich zadaniem jest stworzyć w relacji z dzieckiem przestrzeń do tego, aby nie bało się o sobie mówić. To mogą być małe gesty, a uwierz mi, że tęczowe dzieciaki, które są przed coming outem, wyłapią wszystko - łącznie z miną, którą zrobi rodzic przed telewizorem, gdy w filmie leci scena z udziałem lesbijek albo emitowany jest reportaż z Parady Równości. Każda negatywna reakcja czy komentarz będzie oddalać dziecko od wyjścia z szafy, bo nie będzie chciało jej doświadczyć na własnej skórze. Często spotykam się z komentarzami, które wychwalają akceptujących rodziców, a jeśli nie mieli problemu z tym, że ich dziecko jest LGBT+, to już w ogóle wypadałoby postawić im pomnik. Nie - akceptowanie dziecka nie jest jakimś wielkim heroizmem, to najnormalniejsza rzecz na świecie.
I z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że zrobiłem dobrze. W końcu mogę oddychać. Nie jest jednak tak, że totalnie odciąłem się od tego, co dzieje się w naszym kraju. Gdy zostają w nim twoi najbliżsi i przyjaciele, to niemożliwe.
Pewna granica została przekroczona i ludzie nie wytrzymali. Śledzenie tych wydarzeń z wygodnej pozycji obserwatora budzi jednak słodko-gorzkie refleksje. Oczywiście cieszy mnie ten zryw, ale pojawia się pytanie: gdzie państwo protestujący byli kilka miesięcy temu w czasie nagonki na osoby LGBT+? Nie da się uciec od poczucia, że jednak nasze życie i bezpieczeństwo okazało się trochę mniej ważne. Pouczano nas wówczas, że nie można używać wulgaryzmów w czasie protestów, prowokować, a tęczowa flaga na pomniku to przesada. Ten podwójny standard boli, ale ostatecznie ta obecna zmiana narracji cieszy. Mam też nadzieję, że jeżeli ten strajk przyniesie zmiany, to one obejmą także społeczność LGBT+ i tym razem nikt o nas nie zapomni.
Hiszpanie są znacznie bardziej otwarci i tolerancyjni. I w moim mniemaniu to jest właśnie prawdziwie katolicka postawa. Poza tym w tym kraju możemy obserwować też coś, o czym marzy wielu Polaków, czyli faktyczny rozdział kościoła od państwa, jak i rozdziału wiary od religii, bo dominują tu niepraktykujący Katolicy.
Od piętnastu lat pary jednopłciowe mogą zawierać małżeństwa i adoptować dzieci, upraszcza się procedury urzędowe i medyczne dla osób transpłciowych, a przestępstwa motywowane homofobią są rozpoznawane w kodeksie karnym. Sondaże pokazują, że taki stan rzeczy akceptuje obecnie nawet do 90 procent społeczeństwa. Zakładam, że w momencie, gdy odpowiednie ustawy były poddawane pod głosowanie, miały swoich przeciwników, ale nawet oni z czasem zrozumieli, że to ich po prostu nie dotyczy. Legalizacja małżeństw jednopłciowych, dostępu do adopcji czy praw zapewniających bezpieczną tranzycję kompletnie nie wpływa na życie osób, które nie są LGBT+, a nam zmienia to cały świat.
I ogromną tragedią jest, że w Polsce to wciąż my musimy przekonywać większość, żeby pozwoliła nam godnie i bezpiecznie żyć. Hiszpania jest dobrym wzorem do naśladowania i mam nadzieję, że takich emigracji godnościowych jak moja, będzie coraz mniej. Będzie to bowiem oznaczać, że państwo zadbało w końcu o wszystkich swoich obywateli, a nie tylko tych wybranych.