Patryk Chilewicz: Jest słonecznie! Było kilka dni pochmurnych, ale jest 12-13 stopni. Ale jest duża wilgotność powietrza, więc już się to trochę inaczej odczuwa.
Adam "Madam" Mączewski: Już jak byliśmy na tarasie, to raczej pod kocykiem, ale słońce daje radę.
Patryk: Jesteśmy jeszcze na etapie przeprowadzki, ciągle trwa załatwianie różnych rzeczy, ale ja też widzę tę zmianę. Najbardziej widzę to po naszych wideo. Gdy je oglądam, to widzę różnicę. No i oczywiście widzę to też w komentarzach naszych vogulemaniaków. Zmienił się nasz "mood" i nasze podejście. Odnoszę też wrażenie, że jeśli widzimy jakąś patologię w internecie, to mniej się wkurzamy w taki niefajny sposób, gdy człowiek gdzieś tam w środku gnije. Bardziej traktujemy to z dystansem - ten dystans kilometrowy wpłynął też na ten dystans w głowie.
Adam: Właśnie dokładnie dzisiaj (2 grudnia - przyp. red.) mija równo miesiąc.
Adam: Raczej nie.
Patryk: Długofalowo negatywnym aspektem są jednak zarobki.
Adam: Zostając na miejscu, z pewnością można więcej ugrać. Jednak te współprace - których i tak zbyt wiele nie mamy, bo nie we wszystko idziemy - mają większą szansę się wydarzyć, gdy jest się na miejscu, jest dostępność np. produktów.
Patryk: Może nas to trochę ograniczać pod tym względem, no ale coś za coś.
Adam: Absolutnie nie narzekamy.
Patryk: Jest też taka kwestia, że zarabiamy w złotówkach, a jednak wydajemy w euro. To jest spora różnica kwotowa - np. w sklepie spożywczym jest często ta sama cyferka, ale nie w PLN, tylko w euro. Trochę to inaczej wychodzi, jak wiesz. Z innych aspektów życia, to z tego, co zauważyłem, tutaj się wszystko dzieje w innym tempie. To nie jest żaden wielki minus i nie płaczę z tego powodu, ale wiesz… w Polsce jak zamówisz telewizor, to pewnie w tydzień go dostaniesz (perypetie związane z zakupionym przez internet telewizorem i firmami kurierskimi relacjonują na swoim kanale na YouTube - przyp. red.)
Adam: Poza telewizorem mamy problem też z internetem, płacimy też za to od miesiąca i nadal nie mamy wszystkiego podłączonego. Tutaj to tak wygląda, że słyszysz, że technik zadzwoni do ciebie się umówić. I czekasz kilka dni, nikt się nie odzywa, po czym nagle dzwoni, że będzie za 10 minut.
Patryk: Mamy tutaj takiego fryzjera, który też jest Polakiem, od kilku lat mieszka w Barcelonie. On nam powiedział coś takiego, co mi zapadło w pamięci i staram się to w sobie pielęgnować. On też się wkurzał na to, ale powiedział, że mniej więcej po roku nauczył się odpuszczać. Nie dasz rady zmienić trybu całego kraju, różnych zależności i całej tej płynności, która charakteryzuje Hiszpanię. Trzeba się nauczyć odpuszczać i ja jestem w trakcie uczenia się.
Adam: Jestem w stanie to zaakceptować i pewnie też z czasem to będzie mniej przeszkadzać, teraz dopiero się wprowadziliśmy, więc musimy mieć wiele rzeczy od podstaw. Do tego dochodzi bariera językowa, co też sprawia problem.
Patryk: Nasz hiszpański nie jest jeszcze taki, żebyśmy mogli dogadać się z dowolną osobą z obsługi przez telefon, a tutaj nikt praktycznie nie mówi po angielsku.
Adam: Oj tak, liczę na to, że mniej więcej do wakacji zaczniemy normalnie funkcjonować.
Adam: Śledzimy, ale też w inny sposób, bo trochę mniej nas to wku*wia. Na przykład oglądaliśmy marsz 11 listopada i z jednej strony były nerwy, ale z drugiej strony siedzieliśmy w bezpiecznej odległości, na tarasie, w słońcu, nikt nie rzucał petardami w okna.
Patryk: Faszyści nam nie szli przez ogródek.
Adam: Obserwujemy sytuację, bo też nie chcemy się odcinać. Nadal mamy tam rodzinę, znajomych i oczywiście obserwatorów, także chcemy wiedzieć, co się dzieje. Ale już nas to tak nie boli, trochę zaakceptowaliśmy stan rzeczy takim, jaki jest i dlatego zdecydowaliśmy się na wyprowadzkę.
Patryk: Ja myślę, że przed Polską bardzo długa droga. Zawsze wychodzę z założenia, że musi być jeszcze gorzej, żeby potem było lepiej. Uważam, że ludzie muszą dostać wstrząsu, otrząsnąć z tego, w czym się wychowywali, z pewnego rodzaju poddaństwa, bo nie są kulturowo nauczeni krytycznego myślenia ani w stosunku do polityków, ani do celebrytów, ani do kościoła. Ludzie muszą dostać "kamieniem w łeb", żeby się otrząsnąć i zacząć wyciągać wnioski. Powoli to się zaczyna dziać w Polsce. Eskalacja konfliktu jest straszna. My wyrażamy swoje poparcie dla Strajku Kobiet i dla ludzi nieheteronormatywnych, którzy demonstrują.
Adam: Nie, nigdy. Wydaje mi się, że jesteśmy cały czas oczarowani tą Barceloną. Jesteśmy tu przecież kolejny raz, słyszeliśmy różne nieciekawe historie, ale nas nigdy nic takiego nie spotkało, nikt nas nie zaczepiał, nie patrzył krzywo, żadnych niezręcznych sytuacji. I to mimo tego, że codziennie wychodzimy z domu, nasze kreacje są bardziej kolorowe niż w Polsce, gdzie byliśmy regularnie zaczepiani.
Patryk: Ale nie rozbieramy się na ulicy, czy chodzimy w samych ćwiekach. Teraz mam na sobie niebieskie spodnie z motywem "Króla Lwa" – w Polsce to budziło spojrzenia pełne pogardy i nienawiści, okrzyki typu "pe*ał". Tutaj czasami ktoś patrzy, ale widać w tych oczach najwyżej ciekawość.
Adam: Nie czuję nic złego, a po przygodach w Polsce jestem mega przewrażliwiony na tym punkcie.
Patryk: Ludzie po prostu nie są specjalnie zainteresowani ocenianiem drugiej, przypadkowej osoby, którą widzą na ulicy. Mają chyba lepsze zajęcia.
Adam: Tu nie chodzi tylko o nas przecież. Tu ludzie ogólnie są bardziej kolorowi, pod każdym względem. Chyba po prostu nie robimy na nikim wrażenia.
Patryk: I to jest takie miłe nie robienie wrażenia!
Patryk: Nie słuchaliśmy tego w całości, bo w ogóle nie słuchamy takich dyskusji, gdzie dziennikarz do rozmowy zaprasza celebrytkę, która uważa, że ma wiedzę, dla mnie to jest skrajnie żenujący poziom. Do tego w kontrze do lekarza?! Oczywiście od razu dostaliśmy milion wiadomości ze screenami, nagraniami tego fragmentu, gdzie mówi o nas.
Adam: Ja nie ukrywam, że mnie to trochę wkurzyło na początku, bo to jest przecież kompletna bezczelność. Nawet gdy udostępniliśmy jej live’a z Instagrama bez żadnego montażu, nie da rady temu zaprzeczyć, to ona i tak zaprzecza i tworzy kompletną fikcję, to jest jakby skrajny obłęd (chodzi o live’a z Instagrama, podczas którego Edyta Górniak informowała między innymi o "fałszywej pandemii" i
"statystach w szpitalach". Padło także stwierdzenie: "Bill Gates wymyślił sobie, żeby zrobić selekcję". Po udostępnieniu zapisu jej wypowiedzi przez Vogule Poland, celebrytka stwierdziła, że jej wypowiedzi zmanipulowano - przyp. aut.). Ale ostatecznie stwierdziłem, że w ogólnym rozrachunku nie robi to na mnie szczególnego wrażenia, w sumie to nawet fajnie, że o nas się wspomina w Polsat News. Mnie już w ogóle nic nie zaskoczy, bo chociaż nasza działalność niespecjalnie się zmieniła, a nawet trochę spowolniła ze względu na przeprowadzkę, to coraz więcej mediów się nami interesuje. Byliśmy cytowani nawet przez Frondę.
Patryk: Bawcie się dalej, ostatecznie jesteście clownami w naszym cyrku, więc jest ok.
Patryk: Nie, raczej wszyscy chyba już wiedzą, że nie bawimy się w takie rzeczy.
Adam: Teraz sporadycznie, kiedyś częściej, zwłaszcza te "mniejszego formatu". Bywały wiadomości, a to żebyśmy wpadli, a to coś zobaczyli, że wystawiają jakiś spektakl, jakiś koncert… Ale teraz już i tak nic z tego nie będzie. I tak nigdy na to nie przystawaliśmy, bo nigdy nam się nie chciało wychodzić z domu.
Adam: Częściej niż kiedyś. Wydaje mi się, że te osoby się do nas odzywają, bo jednak zauważyły, że coś znaczymy. To nasze zdanie zaczęło ich boleć. Czasem próbują się tłumaczyć, częściej nie zauważają problemu i mają wręcz pretensje. To jest klasyk, o którym się mówi od lat – zarzucają nam, że to jest "hejt". Cokolwiek powiesz nie tak czy skrytykujesz, to od razu jest "hejt". Ale to nie ma sensu dyskutować, my też nie jesteśmy niczyimi niańkami ani pracownikami, aby im tłumaczyć jakieś rzeczy, niech sobie jedna z drugą obejrzy nasze wideo, które jest dla wszystkich dostępne w tym temacie. A jak nie rozumie, to musi iść do szkoły.
Patryk: Nie będziemy tutaj uczyć gwiazdy tego, że jak wszystko nazywają "hejtem", to obróci się przeciwko nim, bo już tak wyświechtały to słowo, które jest rzucane na prawo i lewo, że nikt go nie traktuje poważnie, gdy pojawia się prawdziwy hejt, któremu zawsze się sprzeciwialiśmy. Zawsze stawaliśmy w obronie osób publicznych, które stawały w obliczu prawdziwego hejtu. Teraz to słowo zostało tak wyświechtane, że celebryci sami ukręcili na siebie bata.
Adam: To prawda. Dzieje się dużo dookoła pandemii, strajków na ulicach, zmian społecznych. Z jednej strony oczekuje się od osób publicznych, żeby zabierały głos – moim zdaniem powinny to robić, bo na czym opiera się twoja pozycja? Tylko żeby wciskać reklamy? Czy żeby "influensować", czyli wpływać na ludzi?
Patryk: Samo znaczenie słowa "influenser" na to wskazuje.
Adam: Tylko często się okazuje, że jak zabierają ten głos, to nie mają nic mądrego do powiedzenia. Nic nie wiedzą, ktoś im coś powiedział, gdzieś obejrzały filmik na YouTube z żółtymi napisami i na tej podstawie coś głoszą. To jest przykre.
Patryk: Tu ważny też jest przerost ego. Nie jest tajemnicą, że osoby publiczne często mają większe to ego i narcyzm. Mam wrażenie, że to połączone z brakiem krytycznego myślenia i otwartego umysłu powoduje, że jak obejrzą jeden filmik o tym, że nie ma pandemii, to potem wygłaszają tezy jak prawdziwi znawcy.
Adam: Powiem szczerze, że nie lubię tego pytania, bo kogoś pochwalimy, a potem prawdopodobnie i tak coś spieprzy.
Patryk: A potem ludzie nam to wyciągną, bo uwielbiają w taki sposób łączyć wątki.
Adam: Ale też, żeby nie być źle zrozumianym – przecież nie jesteśmy tylko negatywni. Jak ktoś obejrzy naszą "Prasówkę", to widzi, że połowa czy nawet większa część tych materiałów jest satyryczna, czasem negatywnie, ale też bardzo pozytywnie. Na pewno u nas zapunktowała Maffashion z tą ciążą. To było coś innego.
Patryk: Tak. Wcześniej nam się zdarzało krytykować Julkę, mówić coś w kontrze do jej słów czy działań, ale tu nam zapunktowała.
Patryk: Każdy może sobie rościć takie prawo, bo jesteśmy czytelnikami i widzami. Jak zauważamy jakieś głupie zachowanie gazety czy portalu, to tak jak każdy użytkownik na świecie, mamy prawo to skrytykować na swoich kanałach, co też zdarza nam się czynić. Tak samo jak chwalić. A to, że się z nami zgadza duża rzesza odbiorców i cieszą się, że ktoś mówi wprost, że portal czy gazeta coś schrzanili, pewnie też jest zasługą tego, że nie mamy za bardzo konkurencji i nie ma innych miejsc, które mówią o tym wprost.
Adam: Wynika to z naszej siły, która jest lekceważona. Nie stoją za nami sztaby ludzi ani firmy międzynarodowe. Nie mamy ludzi od PR-u, nie mamy nawet menadżera ani asystenta. Jedyne osoby, które zatrudniamy to my.
Patryk: I kotki!
Adam: I Anię, naszą montażystkę, która robi nam większość wideo, bo niektóre robi nadal Patryk. I moglibyśmy zatrudnić te wszystkie osoby, moglibyśmy nawet mieć je na jutro. Robiłyby za nas więcej, ogarniały jakieś reklamy, "coco mojo", ale nie chcemy tego. Nie mamy takiej potrzeby, nie musimy mieć milionów złotych.
Patryk: Myślimy też, że ta bliskość kontaktu, również bezpośredniego, jest kluczowa. Na przykład gdy ktoś nam odpisze coś na Instagramie, to odczytamy to my, a nie asystentka asystentki. Odpiszemy też my. To działa bardzo na naszą korzyść. Niewielu jest takich twórców, którzy przykładają do tego taką wagę. Powstają wręcz konkursy, w których influenserki proszą o udostępnianie ich zdjęć, żeby podbić sobie zasięgi, a w zamian one dadzą ci "like’a" pod zdjęciem. Na tym etapie kuriozum już jesteśmy w 2020 roku.
Adam: Ja myślę, że jesteśmy domem medialnym…
Patryk: Adam też jest medium, bo czasami przewiduje przyszłość.
Adam: Jesteśmy tytułem prasowym, jesteśmy też influenserami – i nie boję się tego tak nazwać. Moim zdaniem w ogóle jednymi z niewielu prawdziwych, biorąc pod uwagę prawdziwe znaczenie tego słowa. Jesteśmy też po prostu Vogule Poland – jesteśmy tak zżyci i tak sklejeni już z tą marką, że ja był w ogóle nie chciał dawać komuś tego, żeby to obsługiwał za nas. Ja po prostu wiem, że nikt nie zrobi tego tak jak ja to robię.
Patryk: Jesteśmy "control freakami" i musimy mieć nad wszystkim kontrolę, więc ciężko by nam było oddać chociaż część tej kontroli innej osobie.
Patryk: Dostawaliśmy sporo propozycji, głównie od portali show-biznesowych, ale też propozycję wywiadu z jeżdżeniem w aucie. Najgorszy pomysł na świecie, nie jestem w stanie zrozumieć, po co to powstało. Były też propozycje pisanych wywiadów prasowych, live’ów z portalami.
Adam: Zacznijmy od tego, że my w ogóle nie lubimy takich rozmów, choć coś takiego właśnie robimy. Ale zwykle to jest gadanie w kółko tego samego. Mamy zbudowane swoje imperium…
Adam: Dokładnie. Jeżeli chcemy o czymś powiedzieć, to powiemy to na swoim kanale. Niemal wszystko o nas zostało tam powiedziane, można sobie znaleźć. Nie mamy też potrzeby szukania sobie przez inne media nowych osób, które mogłyby nas poznać i polubić, bo wiemy z doświadczenia, że nie jesteśmy dla wszystkich. Jeżeli w związku z jakimś głośnym tematem, tak jak ostatnio z Edytą Górniak, nam nagle podskoczy ilość subów, to nie otwieramy szampana, bo wiemy, że większość osób i tak nie skuma tego, co my tu robimy. Mają do tego prawo. My nie bawimy się też w żadne naprzemienne live’y z gwiazdami, sponsorowane posty… to absolutnie nas nie interesuje. Jeżeli jest jakaś wartościowa osoba, która chce porozmawiać na fajny czy ciekawy temat, to możemy znaleźć ten czas, ale nie po to, żeby w kółko pieprzyć o tym samym tylko po to, żeby zwiększyć swoje zasięgi.
Patryk: "Co to jest Vogule Poland?"
Adam: "Jak jest być osobą homo?"
Adam: Nic nie wykluczamy. Nie da się ukryć, że staliśmy się trochę zwierzętami scenicznymi i nam tego brakuje. Również kontaktu z ludźmi.
Patryk: Na pewno nie mówimy "nie" i jesteśmy otwarci, ale to musi się zmienić mnóstwo rzeczy dookoła.