500 kobiet rocznie traci życie w związku z przemocą ze strony bliskich im osób. Po cichu

Zabójstwa kobiet w związkach i rodzinach często nie są przypadkowe. Poprzedzają je lata stosowania przemocy, a nierzadko wręcz tortur, którym poddawane są kobiety. Często wie o niej nie tylko rodzina, znajomi i sąsiedzi, ale także instytucje i służby, które powinny stać na straży praw kobiet doświadczających przemocy. Mimo to, kobiety tracą życie. O tym, jak przerwać krąg przemocy rozmawiam z Urszulą Nowakowską - prezeską Centrum Praw Kobiet

Urszula Abucewicz, Kobieta Gazeta.pl: W Pabianicach 20-latek zamordował swoją partnerkę, a 18-miesięczne dziecko umieścił w Oknie Życia. Ta sprawa jest głośna na cały kraj, a ile kobiet jest katowanych w Polsce po cichu?

Urszula Nowakowska: Nasze szacunki mówią, że w wyniku kobietobójstwa oraz samobójstw popełnianych w związku z przemocą życie traci od 400 do 500 kobiet rocznie.

Nie ma wprawdzie danych, które pozwalałaby podać rzeczywistą skalę zjawiska. W danych policyjnych czy sądowych nie znajdziemy informacji o płci, pozostają nam więc szacunki.

Kiedy kilka lat temu prowadziłyśmy badania na temat zabójstw dokonywanych w związku z przemocą w rodzinie, badania obejmowały zabójstwa popełnione przez mężczyzn na innych członkach rodziny oraz te popełnione przez sprawców przemocy na swoich partnerkach. Zebrany materiał uświadomił nam w pełni jak duże luki występują w polskim systemie zbierania danych statystycznych, jak trudno jest poznać skalę zjawiska przemocy w rodzinie, która kończy się tragedią dla jej ofiar. Analiza ponad 70 akt spraw sądowych uświadomiła nam, że spory procent spraw, w których ofiara przemocy traciła życie kończyła się kwalifikacją czynu: pobicie ze skutkiem śmiertelnym.

Jedna z historii szczególnie mną wstrząsnęła. Nigdy tego nie zapomnę. Zdarzyło się to w małej wsi na Podkarpaciu. Pamiętam, że przyjechaliśmy tam akurat w tym dniu, żeby porozmawiać z rodziną kobiety. Był to jeden z wyjazdów związany z organizacją Trybunału ds. przemocy, do którego zapraszaliśmy rodziny, żeby dały świadectwo tego, co się dzieje lub wydarzyło. Gdy wyjechaliśmy ten rzucił przebijakiem do metalu w głowę kobiety. Nie zmarła natychmiast, tylko po przewiezieniu do szpitala. W tym przypadku przyjęto kwalifikację czynu jako pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Sprawca otrzymał wyrok tylko sześciu lat pozbawienia wolności. Po trzech latach wyszedł na wolność. Wcześniej wiele lat się nad nią znęcał.

Wymieniła też pani samobójstwa. Czy je też można uznać za kobietobójstwo?

W szerokim rozumieniu można tak powiedzieć. Kobieta może być czasami do tego wręcz popchnięta przez sprawcę, w innych przypadkach nie radzi sobie z tą sytuacją, nie dostaje adekwatnej do jej potrzeb pomocy i targa się na własne życie. Przemoc w rodzinie jest jedną z najczęstszych – pierwszą albo drugą przyczyną śmierci kobiet w wyniku samobójstwa. Nie jest to wprawdzie zabójstwo, ale kobieta traci życie w związku z doznawaną wcześniej przemocą, bo nie uzyskała odpowiedniej pomocy, nie może dłużej znosić sytuacji, w jakiej się znalazła.

A co z osobami zaginionymi?

W naszych szacunkach ta kategoria nie była uwzględniana, gdyż wtedy jeszcze nie myślałyśmy, że mogą w niej kryć się zabójstwa. Jeśli zabójcy uda się skutecznie ukryć ciało ofiary, nie figurują w statystykach zabójstw, chociaż wszyscy podejrzewają, kto mógł to zrobić. Kobiet zaginionych jest kilka tysięcy i część z nich nie odnajduje się. Warto więc przeprowadzić na ten temat badania.

Współczesna technika pozwala specjalnym wydziałom policji nawet po latach, kiedy uda się odkryć zwłoki doprowadzić do ich identyfikacji, wszczęcia postępowania i skazania sprawcy. Ale przecież nie wszystkie zwłoki są odnajdywane.

Co sprawia, że przemoc eskaluje, że dochodzi do zabójstw?

Sprawca często zabija wtedy, gdy ma poczucie, że traci kontrolę nad swoją ofiarą, chce ją zatrzymać i jeśli nie może tego zrobić w inny sposób - zabija. Sprawcy nierzadko mówią swoim ofiarom, jeśli nie będziesz ze mną - nie pozwolę abyś była z innym.

Jednym z czynników ryzyka są wcześniejsze sytuacje związane z drastyczną przemocą, eskalacja przemocy w związku, groźby zabójstwa czy samobójstwa, gdy grozi, że odbierze sobie życie. Powinna nam też zapalić się czerwona lampka, gdy w domu znajduje się narzędzie (np. broń), którym sprawca może się posłużyć.

Jedna z pierwszych sytuacji, w którą byłam zaangażowana, dotyczyła myśliwego. Mężczyzna miał dostęp do broni i choć jego żona zgłaszała, że boi się o własne życie, broń nie została mu odebrana. Ostatecznie zabił z niej żonę. Zdarzyło się to w dniu, w którym zgłosiła się na policję i do prokuratury, gdy mówiła, że mąż znowu grozi, że ją zabije. Została odesłana do domu z informacją, że zostanie wezwana na przesłuchanie. Tego samego dnia, gdy wróciła do domu, została zastrzelona przez męża.

Mówi pani, że oprawca popełnia zbrodnię, gdy traci kontrolę. Czy przywoła pani jakiś przykład?

To historia, która wciąż mnie porusza, choć wydarzyła się kilka lat temu. Nasza klientka miała z mężem wspólne mieszkanie, które kobieta chciała sprzedać, aby się od niego odseparować, bo od wielu lat się nad nią znęcał, a wszystkie sprawy były umarzane. Mężczyzna nie godził się na sprzedaż nieruchomości i trzeba było iść do sądu. W przeddzień rozprawy, która miała zdecydować o sprzedaży, doszło do zabójstwa, które mąż zlecił płatnym mordercom. To on chciał decydować, czy i kiedy się rozstaną.

Zadbał o alibi. Był w tym czasie w pracy, a ponieważ zainstalowany był tam monitoring, jego obecności w firmie nikt nie mógł podważyć. Policja więc nie postawiła mu zarzutów. Dopiero przypadkiem po kilku miesiącach, kiedy właściwy zabójca chciał komuś sprzedać telefon, który jej ukradł, mundurowi namierzyli go i doszli, że zleceniodawcą był mąż.

To było porażające, bo mężczyzna wziął odszkodowanie z powodu jej śmierci. Byłam też na pogrzebie. On też przyszedł i udawał poruszonego jej śmiercią. Wszyscy, którzy byli obecni, nie mieli wątpliwości, że to on ją zabił.

Ostatnio dotarła do Centrum Praw Kobiet smutna informacja o kolejnym kobietobójstwie. Zabito waszą klientkę. Czy złożenie pozwu rozwodowego popchnęło mężczyznę do tego czynu?

Tego dokładnie nie wiemy, bo ta pani była u nas dwa czy trzy razy. Nie znałam jej osobiście. W tym wypadku niewiele wskazywało, że sytuacja w jej domu jest aż tak drastyczna. Kobieta nie wspominała o przemocy fizycznej, a jeśli już to raczej dochodziło tam do przemocy psychicznej. Mąż miał osobny pokój, dystansował się, był nieobecny. Nigdy nie informował, kiedy będzie. Żyli obok siebie. Ona podjęła decyzję, że nie chce tak dalej żyć i postanowiła się rozwieść.

Zabił ją, a sam popełnił samobójstwo. Na szczęście dzieci były na kolonii. Gdyby były w domu nie możemy wykluczyć, że ofiar mogło być więcej.

Ostatnio jedna z klientek Centrum Praw Kobiet została zamordowana przez mężaOstatnio jedna z klientek Centrum Praw Kobiet została zamordowana przez męża G-Stock Studio / shutterstock

Myśli samobójcze i straszenie, że ktoś odbierze sobie życie, również powinny być ostrzeżeniem?

Tak, ponieważ pokazuje, że osoba ta nie dba również o swoje życie i może być zdolna do zabójstwa partnerki a nierzadko i innych członków rodziny, a na końcu odebrania sobie życia.

Tych czynników ryzyka może być więcej. Alkohol może wzmagać tego typu sytuacje, gdy sprawca ma mniejszą kontrolę nad swoim zachowaniem. Bywa też tak, że sprawca świadomie wprowadza się w stan upojenia, aby się później usprawiedliwiać: "to nie ja, to alkohol". Nie powinno się ignorować też duszenia, które często w praktyce stosowania prawa jest bagatelizowane. A w wielu krajach taki czyn kwalifikuje się jako usiłowanie zabójstwa. Przemoc stosowana wobec kobiety w ciąży też jest czynnikiem ryzyka.

Jak wyrwać się z kręgu przemocy?

Nie jest to takie proste, jak wielu osobom się wydaje. Najpierw kobieta musi sobie uświadomić, że to, co dzieje się w związku, to przemoc. Nie zawsze różne symptomy przemocy psychicznej, izolacja od bliskich, chęć podporządkowania sobie partnerki, a nawet nadopiekuńczość czy zazdrość są rozpoznawane przez same kobiety. Chcą wierzyć, że on się poprawi, dać mu szansę. To przecież człowiek, którego kochała, kocha, ma z nim dzieci. Wiążą ich różne sprawy, w tym majątkowe. A do tego różne stereotypy, jak chociażby ten, że dla dobra dzieci potrzebna jest pełna rodzina, względy religijne nakazujące kobiecie nieść swój krzyż. Kiedy do tego dodamy, w wypadku niektórych kobiet, zależność ekonomiczną, problemy mieszkaniowe, nie najlepiej działający system pomocy i brak wiedzy na temat miejsc, gdzie można uzyskać pomoc, to widzimy, że wyrwanie się z kręgu przemocy nie jest łatwe i nierzadko wymaga dużej determinacji a nawet heroizmu.

Często słyszę pytanie, dlaczego kobieta doznająca przemocy, nie odchodzi. Paradoksalnie to, że ona pozostaje w związku może być dla niej czasami bezpieczniejsze, niż podjęcie decyzji o rozstaniu czy rozwodzie. Pamiętajmy, że decyzja o odejściu, podjęcie kroków prawnych, aby pociągnąć sprawcę do odpowiedzialności mogą też być czynnikami ryzyka zwiększającymi zagrożenie eskalacją przemocy, ciężkim uszkodzeniem ciała a nawet zabójstwem. Wbrew temu co myślimy, czasami, kiedy system nie zapewnia kobiecie pomocy adekwatnej do jej potrzeb, może to być bardzo racjonalne działanie ze strony kobiety.

Pamiętajmy, że w Polsce jest mało specjalistycznych placówek zapewniających bezpieczne schronienie, są limity czasu, kiedy kobieta może w nich przebywać. W ciągu trzech, a nawet sześciu miesięcy niewiele niestety w naszym kraju spraw udaje się prawnie uregulować. Wiele spraw rozwodowych, o opiekę nad dziećmi czy karnych ciągnie się latami. Są kobiety, które są zmuszone do wędrowania z jednej placówki do drugiej, ale ile lat można się tak tułać. Zdarza się, że kobiety tracą dzieci, które na mocy orzeczenia sądu wracają do sprawcy, bo one nie są w stanie zapewnić im godnych warunków. 

Nie dziwmy się kobietom, które decydują się na powrót do męża oprawcy. Nierzadko są tak naprawdę w sytuacji bez wyjścia. Powrót może im wydawać się jedynym racjonalnym rozwiązaniem i paradoksalnie w niektórych sytuacjach chroniącym życie, skoro system pomocy działa tak wolno i nie zapewnia im bezpieczeństwa i warunków do normalnego życia.

Bo system chroni oprawcę?

Często tak to niestety wygląda. Policjanci, prokuratorzy i sędziowie hołdują niestety wielu stereotypom i uprzedzeniom, które sprawiają, że przemoc w rodzinie jest bagatelizowana i traktowana jak przestępstwo drugiej kategorii i coraz częściej tylko jako konflikt w rodzinie. Przerażające jest to, że spada liczba przestępstw stwierdzonych i skazań z art. 207 kk. [artykuł Kodeksu Karnego dotyczący znęcania się - przypis red.]. To nie jest tak, jak chcieliby widzieć niektórzy, że w Polsce jest coraz lepiej, dla mnie to porażka systemu.

W krajach, gdzie poważnie podchodzi się do problemu przeciwdziałania przemocy w rodzinie za oznakę skuteczności przyjętych rozwiązań prawnych i instytucjonalnych uznaje się wzrost liczby zgłoszeń i spraw o przemoc. Wszyscy wiemy, że w wypadku przemocy w rodzinie problemem jest duża liczba spraw, które nie są ujawniane służbom. Jeśli system jest dostosowany do potrzeb pokrzywdzonych kobiet i dzieci, to w sposób naturalny wzrasta liczba zgłoszeń i skazań.

W Polsce wielu sprawców przemocy domowej nie ponosi odpowiedzialności za swoje czyny. Na stronie Komendy Głównej Policji brakuje danych dotyczących odmów wszczęcia postępowania, więc nie wiemy, ile spraw już na wstępnym etapie jest odrzucana. Z naszych danych wynika, że w około 50 proc. przypadków spraw wszczętych, są one umarzane na szczeblu prokuratury. Jeśli już dojdzie do skazania, to kary są najczęściej w granicach dolnego zagrożenia i w zawieszeniu.

Często się słyszy, że kobiety prowokują. Same więc są sobie winne.

Mówi się, że prowokują, że są złymi matkami i żonami. Jeśli zachowanie kobiety odbiega od stereotypu prawdziwej ofiary, to też jest podejrzana, bo np. broni się i nie jest bierną ofiarą.

Dużym problemem jest to, że w Polsce nie odróżnia się przemocy obronnej od tej intencjonalnej, która jest ukierunkowana na podporządkowanie sobie ofiary. Kobietom często odmawia się prawa do reakcji, obrony. Jak się broni i oddaje, to jest ryzyko, że zostanie to uznane za przemoc wzajemną i sprawca de facto nie poniesie żadnej odpowiedzialności. Znam sprawy, gdzie przeciwko kobiecie doznającej przemocy od wielu lat toczyły się sprawy karne o rzekomą przemoc wobec partnera, bo miała odwagę bronić się i nie była bierna. Czy kobiety, aby zostały uznane za ofiary, muszą przyjmować wszystkie razy bez sprzeciwu? Mam wrażenie, że u nas nierzadko na równi stawia się agresora z ofiarą. Zakładane są Niebieskie Karty – a to jemu, a to jej. Raz on wzywa, raz ona. I służby twierdzą, że nie wiedzą, kto tu jest winny.

W niektórych krajach są procedury obligujące policjanta do ustalenia, kto był pierwszoplanowym agresorem inicjującym przemoc. Brakuje nam takich narzędzi i szkoleń.

W wielu krajach sprawą przemocy zajmują się policjanci, którzy są odpowiednio przeszkoleni i dobierani pod kątem predyspozycji, aby nie hołdować stereotypom. Szkolenie wszystkich jest kosztowne, a poza tym w wypadku tych, którzy mają bardzo silnie ugruntowane przekonania nie są w stanie w wielu wypadkach ich zmienić.

Kilka lat temu prowadziłyśmy szkolenie dla policjantów i prokuratorów. Pamiętam, że po trzech dniach szkoleń pani prokurator wstała i powiedziała, że ona dalej nie rozumie, dlaczego te kobiety pozostają w przemocowych związkach. "Jeżeli nie odchodzą, to znaczy, że tego chcą". Przyznała, że ona też doświadczała przemocy, poradziła sobie, odeszła i jej zdaniem, jeżeli ktoś nie odchodzi – to znaczy, że to lubi. Wszyscy byli zszokowani tym wyznaniem. To pokazuje, że ta pani w ogóle nie powinna się zajmować tego typu przypadkami.

Dlaczego to jest takie ważne?

Wszystkich nie przeszkolimy, dlatego potrzebne są specjalistyczne wydziały w policji i w prokuraturze oraz specjalistyczne placówki pomagające pokrzywdzonym kobietom.

Kiedy przemocą wobec kobiet zajmują się ci, którzy nie znają specyfiki problemu, hołdują stereotypom, uważają np. że kobiety prowokują, że najważniejsze jest utrzymanie rodziny, to jest duże ryzyko, że pokrzywdzone zamiast pomocy doznają wtórnej wiktymizacji. Kobiety skarżą się, że są namawiane do mediacji, czują się jakby to one były winne zaistniałej sytuacji lub wręcz jak oskarżane. Standardem powszechnie uznanym jest, żeby nie mediować w sprawach o przemoc w rodzinie, a w Polsce to niestety dość powszechna praktyka. To prorodzinne podejście wydłuża proces, daje samym kobietom złudzenie, że może coś się zmieni, a tak naprawdę wszystko pozostaje po staremu. I znowu po jakimś czasie przemoc wzrasta.

Wiele klientek mówi nam: "Co z tego, że podjęłam decyzję, żeby odejść! Gdybym wiedziała przez co będę musiała przechodzić, jak będę traktowana, drugi raz na pewno bym się nie zdecydowała na tę gehennę!". Rozwiązaniem jest stworzenie przyjaznego systemu, w którym kobiecie się ufa i wierzy, a nie podważa jej wiarygodność.

'Racjonalną decyzją kobiety jest często pozostawanie w przemocowych związkach' - mówi Urszula Nowakowska'Racjonalną decyzją kobiety jest często pozostawanie w przemocowych związkach' - mówi Urszula Nowakowska Luis Louro / shutterstock

Niebieska Karta nie spełnia swojego zadania?

To biurokratyczna, nieefektywna procedura, która umożliwia wszystkim członkom zespołu interdyscyplinarnego lub grup roboczych dostęp do danych wrażliwych pokrzywdzonej kobiety, jest często pozorowaniem działań, wydłuża uzyskanie skutecznej pomocy i nierzadko prowadzi do zwolnienia sprawcy od odpowiedzialności.

Procedura ta wzmacnia podejście "prorodzinne" i utrwala przekonanie, że w większości sytuacji mamy do czynienia nie z przemocą a tylko z konfliktem w rodzinie. W obecnym kształcie, gdyby chcieć literalnie stosować prawo, powinno być znacznie więcej zakładanych Niebieskich Kart, a nie w każdej sprawie jest to potrzebne. Instytucją koordynującą współpracę interdyscyplinarną i decydującą, czy jest ona w danej sprawie zasadna, w moim głębokim przekonaniu, powinny być placówki specjalistyczne, które podejmują w tej sprawie decyzje w porozumieniu z pokrzywdzoną.

Pokrzywdzona kobieta nie powinna być traktowana przedmiotowo i zmuszana do opowiadania swojej historii kilku a nawet kilkunastu osobom. To ona powinna decydować, której instytucji chce zaufać i jak chce, aby jej sprawa była procedowana. Wyjątkiem powinny być sprawy, gdzie ryzyko zabójstwa jest duże, tutaj powinniśmy działać z urzędu, ale w porozumieniu z pokrzywdzoną.

Procedura Niebieskiej Karty sprzyja patrzeniu na sprawy o przemoc jak na problem rodziny, której należy pomóc, a nie na przestępstwo. Gdy w życie weszła procedura Niebieskiej Karty, zaczęła spadać liczba przestępstw stwierdzonych i skazań za przemoc w rodzinie, a to dla mnie dowód, że system nie działa najlepiej, bo zwalnia coraz więcej osób z odpowiedzialności za stosowanie przemocy.

Sprawy, które wpływały do zespołów interdyscyplinarnych to był wierzchołek góry lodowej, a często bywają prezentowane jako dane wskazujące na skalę zjawiska. Większość naszych klientek w ogóle nie miała założonych Niebieskich Kart. Współpraca interdyscyplinarna jest potrzebna, ale powinna być oparta na wspólnej wizji i podejściu różnych służb, uwzględniać wolę pokrzywdzonej, a kluczową rolę powinny w niej odgrywać specjalistyczne placówki.

Wspomniała pani o nadużyciach, jeśli chodzi o przekazywanie danych wrażliwych.

Tak. Instytucje mają prawo wymieniać się pomiędzy sobą różnymi wrażliwymi danymi, nie tylko na temat podejrzanego, ale również samej ofiary, takimi jak uzależnienia czy choroby, co sprzyja stereotypowemu spojrzeniu na osoby żyjące w przemocowych związkach. Jeśli kobieta pije czy leczyła się psychiatrycznie, bo np. miała depresję, to wszystko negatywnie wpływa na jej postrzeganie i odbiera jej wiarygodność. Jeśli kobieta pije, to sama się prosi, żeby być bitą. Kobiety są surowiej ocenianie. Wpływa to na odbieranie im statusu ofiary i jej wiarygodności.

W obecnej formie Niebieska Karta to przeciąganie pomocy? A przecież w przypadku przemocy domowej trzeba reagować szybko i wyciągnąć stamtąd kobietę.

Dokładnie tak. Nie jestem zwolenniczką, żeby kogoś wyciągać na siłę. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu przyszła do nas matka maltretowanej kobiety zaniepokojona tym, co się dzieje w związku jej córki Powiedziała nam, że córka nic nie chce zrobić, a ona boi się, że zostanie zamordowana.

Zajęłyśmy się tą sprawą, chodziła do niej nasza psycholożka, ale ta nie przyjmowała naszej pomocy, mówiła, że nie wierzy, że coś może się zmienić w jej życiu, że albo ona, albo on zginie i ona nie widzi żadnego rozwiązania. Złożyłyśmy zawiadomienie jako CPK, uznając, że zagrożenie eskalacją przemocy, a nawet zabójstwem jest duże, ale sprawa została niestety umorzona, chociaż były mocne dowody. Po jednym poważnym pobiciu kobieta trafiła do szpitala. Zeznawała matka, ojciec i sąsiedzi ale sprawa została umorzona, bo ona powiedziała, że te wszystkie obrażenia zadała sobie sama. To było naiwne, ale my jako CPK nie mogłyśmy się wówczas zażalić, bo prawo nam na to nie pozwalało.

Sytuacja ta pokazuje, że organy ścigania nie stosowały literalnie prawa, bo polskie prawo pozwala im działać z urzędu w tego typu sprawach. W tym przypadku zastosowano się do jej życzenia, a przecież dochodziło tu do poważnego zagrożenia jej życia i zdrowia. Takie podejście może obowiązywać w przypadku instytucji pomocowych, żeby nie tracić zaufania pokrzywdzonej, ale ono nie może obowiązywać w organach ścigania.

Czy w pandemii przemoc się nasiliła?

W pierwszej części totalnego lockdownu, odbieraliśmy więcej połączeń na telefon interwencyjny, nieco mniej dzwoniono do sekretariatu, aby umawiać się na indywidualne porady.

Teraz odbieramy bardzo wiele telefonów, coraz więcej kobiet chce korzystać ze zdalnej, indywidualnej pomocy specjalistycznej. Myślimy o zatrudnieniu jeszcze jednej osoby do sekretariatu, żeby każdy mógł się dodzwonić. Z doświadczenia już wiemy, że wiele kobiet, które dzwoni i się nie dodzwoni – nie podejmie kolejnej próby, żeby szukać pomocy.

Od 30 listopada obowiązuje ustawa antyprzemocowa, która zakłada, że sprawca przemocy, który stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia domowników, po wydaniu odpowiedniego nakazu będzie musiał bezzwłocznie opuścić mieszkanie. Może również otrzymać zakaz zbliżania się. Do 9 grudnia podjęto 67 nakazów izolacji i zakazów zbliżania się do mieszkania. Czy myśli pani, że spełni swoje zadanie?

Oczywiście bardzo cieszymy się, że przepisy te weszły w życie. Domagaliśmy się ich od wielu, wielu lat. Wcześniej to się nie udało. Cieszę się, że dołączyliśmy do grona krajów nie tylko europejskich, ale także z Afryki czy Ameryki Południowej, które takie przepisy wprowadziły już bardzo dawno w swoich krajach.

Mamy kilka zastrzeżeń do tych przepisów i mam nadzieję, że dojdzie do ich nowelizacji. Naszym zdaniem np. zakaz zbliżania się trwający dwa tygodnie jest zbyt krótki. Brakuje m.in. zakazu kontaktowania się z pokrzywdzoną, a to ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa ofiary. Zastanawiam się też, czy możliwość zażalenia na tę decyzję nie sprawi, że niektórzy z policjantów będą obawiali się stosować tych przepisów, aby nie narażać się na odpowiedzialność, gdy zażalenie zostanie przyjęte.

Są kraje, w których policjanci są zobowiązani uzasadnić odmowę zastosowania tego środka i to jest rzeczywista zachęta do ich stosowania.

Obawiam się, że przy nieumiejętnym stosowaniu tych środków – może wzrastać zagrożenie dla tych kobiet, u których zagrożenie poważnym uszkodzeniem ciała a nawet zabójstwem jest wysokie. Ci ostatni powinni być skuteczniej izolowani od swoich ofiar np. poprzez stosowanie tymczasowego aresztu. Pamiętajmy, że zdeterminowany sprawca, który traci kontrolę nad swoją ofiarą może być wyjątkowo niebezpieczny i zastosowanie zakazu może być tym, co wyzwoli większą agresję. Jeśli więc zostanie wyrzucony z domu, to zrobi wszystko, żeby postawić na swoim i wtedy może dojść do tragedii.

Trudno się w pełni cieszyć z wejścia w życie ustawy antyprzemocowej, gdy rząd PiS chce wypowiedzieć konwencję stambulską, Trybunał Konstytucyjny podważył kompromis aborcyjny, wasza organizacja też ucierpiała, straciła dofinansowanie.

Finansowanie straciłyśmy wcześniej w 2016 r. Od dwóch lat nie aplikujmy już o te środki, uznałyśmy, że szkoda naszego czasu, tym bardziej, że przygotowanie dokumentów jest wymagające. Pamiętam, gdy Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy i nie miało to żadnego wpływu na nasze dotacje. Pani Maria Kaczyńska brała udział w naszych inicjatywach, ale niestety teraz jest inaczej.

Po raz pierwszy odczułyśmy, że względy polityczne mogą i mają wpływ na decyzje o przydziale dotacji. Gdy spojrzymy, jakie organizacje i instytucje je otrzymują, to jesteśmy przerażone. Wiele z nich to nowo powstające organizacje bez  żadnego doświadczenia. Przyjęty przez Ministerstwo Sprawiedliwości system finansowania organizacji ze środków Funduszu Sprawiedliwości utrudnia tworzenie i rozwój placówek  pomocy specjalistycznej. Kiedy po raz pierwszy otrzymałyśmy odmowę – powołano się na to, że zawężamy pomoc, pomagając nie wszystkim ofiarom przestępstw tylko kobietom doświadczającym przemocy. Wszystkie przestępstwa wrzucane są do jednego worka, a to nie służy ofiarom przestępstw tak wrażliwych jak przemoc domowa czy seksualne, ani organizacjom, które zamiast zajmować się tym na czym się znają, aby dostać pieniądze, poszerzają swoją ofertę. Na znaczenie pomocy specjalistycznej dla kobiet doświadczających przemocy zwraca uwagę m.in. konwencja stambulska oraz dyrektywa unijna dotycząca pomocy pokrzywdzonym.

Dlaczego wypowiedzenie konwencji stambulskiej to zły pomysł? Jak pani ocenia sytuację kobiet w Polsce PiS?  

Konwencja stambulska wprowadza standardy, które są ważne, jeśli chcemy skutecznie zwalczać różne formy przemocy wobec kobiet. Podchodzi do problemu niezwykle kompleksowo i systemowo, definiuje przemoc ze względu na płeć. Podkreśla, że przemoc domowa nie jest neutralna ze względu na płeć.

Pokazuje, gdzie tkwią korzenie przemocy wobec kobiet, a to podstawa budowania skutecznego systemu. Wskazuje na potrzebę zbierania rzetelnych danych, znaczeniu specjalistycznej pomocy, konieczność podejmowania działań prewencyjnych, edukacji, pokazuje rozwiązania prawne, które powinny być przyjęte, aby skutecznie zwalczać przemoc wobec kobiet. To dzięki konwencji wprowadzono m.in. zmiany w polskim prawie dotyczące izolacji sprawcy od ofiary. W jednym z jej artykułów mowa jest o m.in. kompleksowym podejściu do szacowania ryzyka zagrożenia poważnym uszkodzeniem ciała i zabójstwem do czego nawiązuje kampania i petycja CPK "STOP Kobietobójstwu", do której podpisania chciałabym zachęcić.  

Wypowiedzenie konwencji to byłby fatalny krok, pozbawiający kobiety pokrzywdzone nadziei na zmiany, które pozwoliłyby im uzyskać skuteczną pomoc i zmieniać podejście do tak ważnego problemu społecznego jakim jest przemoc wobec kobiet. To byłby także sygnał dla mniej zmotywowanych przedstawicieli rożnych służb, że problem przemocy wobec kobiet nie jest priorytetem dla władz, że mogą się mniej starać. Obawiam się, że zastąpienie konwencji stambulskiej - konwencją ds. rodziny propagowaną przez Ordo Juris jeszcze bardziej wzmocni podejście prorodzinne w polityce społecznej i karnej w naszym kraju, zablokuje wprowadzenie wielu zmian, które są niezbędne do przeciwdziałania i skutecznego zwalczania przemocy wobec kobiet.

Więcej o: