Dr Tomasz Sobierajski*: Zaskakująco dużo. Bo to nie muszą być tylko takie osoby, jak z opowieści Dickensa - ci którzy nienawidzą innych ludzi, w związku z czym nienawidzą radości innych ludzi i nienawidzą świąt. Mogą to być też ci, którzy nie lubią świąt właśnie takich, jak je nakreśliłaś -zaprogramowanych marketingowo. I przytłacza ich, że musi być głośno, kolorowo, dużo prezentów. Są ludzie, którzy nie lubią świąt np. z tego powodu, że wiedzą, że nie będą mogli spędzić ich z bliskimi, bo ci na przykład odeszli, więc spędzą je samotnie. Są też osoby, które tych świąt nie lubią, bo bardzo źle im się kojarzą.
Bo bywa, że w czasie świąt wychodzą z ludzi demony. Najpierw jest miło, a potem nagle włącza się bierna agresja lub po prostu agresja i w efekcie często z założenia miłe spotkania świąteczne stają się koszmarem. W dzieciach, które doświadczały takich świąt, trauma świąteczna utrzymuje się czasem całe życie.
Nie ma co ukrywać - jesteśmy społeczeństwem, w którym alkoholu pije się bardzo dużo. W niektórych rodzinach libacje alkoholowe zaczynają się już w Wigilię i trwają przez następne dni. Alkohol wyzwala emocje. Różne emocje. Kiedy w jednym miejscu, przy wspólnym, świątecznym stole zgromadzi się wiele osób, to wiąże się to również z nagromadzeniem wielu emocji i problemów. I wtedy łatwo może dojść do wybuchu, bo na przykład spotyka się siostra z bratem, którzy wcześniej ze sobą nigdy szczerze nie rozmawiali. A ośmieleni przez alkohol mogą uznać, że powinni właśnie teraz wyjaśnić ze sobą wszystkie rzeczy, które różniły ich od ostatnich 20 lat.
Boże Narodzenie to często faktycznie jedyny moment w roku, kiedy niektóre rodziny widzą się w pełnym składzie, siadają ze sobą wspólnie przy stole. No i jak już ktoś kogoś przy tym stole dopadnie - a dopaść łatwo, bo jesteśmy objedzeni i nasz instynkt samozachowawczy jest uśpiony - to wtedy może na niego "w końcu" wylać wszystkie żale. I to są te momenty, w których zdajemy sobie sprawę, z jakiego powodu tak bardzo nie lubimy świąt. Ale one już trwają. Choć wcześniej możemy na nie bardzo czekać i naiwnie liczyć na to, że być może w tym roku będzie inaczej.
Kiedy po kolacji wysyłamy wiadomości do przyjaciół, że "po co to wszystko?", że nienawidzę tych świąt, że znów wydarzyła się ta sama historia. Bo na świętach powtarzalna jest nie tylko zupa grzybowa, lecz także rodzinna atmosfera.
Święta shutterstock/Autor: Crime Art
To nie jest tylko podział stare/młode czy tradycja/nowoczesność, ale przy stole często mieszają się kultury, mikroświaty. Bo zwróć uwagę, że święta dla wielu osób są "dobrą okazją" - naprawdę nie wiem, kto to wymyślił - żeby np. poznać rodziców chłopaka i dziewczyny ze sobą. Zamiast dać sobie z tym spokój i przeznaczyć na to jakieś inne spotkanie, tydzień wcześniej lub tydzień później... No i to jest wtedy często nawet nie spotkanie, a zderzenie kultur!
Na przykład wtedy, kiedy mama przyjeżdża do córki albo synowa do teściowej, gotują razem i nagle okazuje się, że dana potrawa, sposób jej przyrządzenia nie jest taki, jaki "powinien" być. Podczas świąt spotykają się też - co jest teraz bardzo odczuwalne - kultury polityczne, a może bardziej światopoglądowe. Co prowadzi nieuchronnie do kłótni. Elementów, które przy tym jednym stole się mieszają, jest bardzo dużo. Jedni uważają, że powinny być prezenty, inni, że nie. Jedni, że choinka sztuczna, inni, że tylko żywa. Kolędy śpiewamy, czy nie śpiewamy? Każdy ma swoją wizję świąt, z którą siada do stołu. I jeśli pewne rzeczy nie są przegadane, uzgodnione, to może rzeczywiście dojść do wybuchu - niekoniecznie pozytywnych - emocji.
Niby można się pandemią wymigać, ale naciski rodzinne mogą być tak silne, że jeśli mieszkamy niedaleko od siebie, chociaż chwilę trzeba będzie spędzić razem. Są familie, w których święta są jedynym czasem na nawiązanie rodzinnych relacji. Bo na co dzień nie mają czasu, żeby ze sobą rozmawiać, mówić o tym, co ich boli, o tym, co jest dla nich istotne. I jak pod koniec roku, podczas którego nie rozmawiają ze sobą, siadają do świątecznego stołu, to wylewa się ocean wymówek i oskarżeń.
Wywołany chociażby sytuacją kobiet w Polsce, które w większości domów przygotowują tak naprawdę całe święta same. Bo facet co? Kupi choinkę (oby!), przyniesie, obstaluje i myśli, że upolował mamuta i jest do końca roku zwolniony z jakiegokolwiek działania. Więc nic dziwnego, że emocje kobiet buzują: jedzenie nie wyszło, nikt nie pomaga albo nie umieją, wszystko trzeba zrobić i to perfekcyjnie. Innym polem stresu są prezenty: za drogie, niekupione, nietrafione. To wszystko powoduje, że nawet małe słowo może doprowadzić do awantury.
Święta shutterstock/Autor: Tatyana Vyc
Święta służą celebracji i cieszeniu się z tego, że jesteśmy razem. Natomiast wielu z nas uważa, że święta są momentem, w którym wszystko powinniśmy sobie wyjaśnić. Nie polecam tego rozwiązania. Może warto, żeby każda rodzina wyznaczyła sobie Dzień Oczyszczenia, poza Bożym Narodzeniem, np. 4 grudnia czy 7 marca, spotykała się wtedy i rozmawiała o wszystkim, co ich boli.
Absolutnie tak jest. Bardzo bym chciał, żeby kobiety - i to nie jest w żaden sposób protekcjonalne - delegowały obowiązki na innych domowników. Ale to się chyba nie mieści w konserwatywnej wizji świata i świąt, w którą kobiety są nadal wpychane. Zatem może ten rok, szczególny dla kobiet, będzie dobrą okazją, żeby to zmienić? Może warto sobie tego karpia czy idealnie wykrochmaloną serwetkę odpuścić? Żeby nie było znowu jak z reklamy - ale nie, że tak ślicznie, tylko że tatuś tę choinkę przynosi, a mamusia ciągle tylko w kuchni. Widzę, że przy okazji świąt nawet postępowe kobiety dają się wtłoczyć w ten model. Nie róbcie tego! Święta to dobra okazja do tego, żeby powiedzieć: "To może ja zajmę się choinką, a ty mężu/partnerze zajmiesz się kuchnią".
Nie można nikomu tego zabronić. Jednak trzeba zwracać uwagę nie tylko na swoje potrzeby, lecz także na to, żeby swoją dziką asertywnością nie robić przykrości innym. Manifestacja typu: przyjeżdżamy na święta, zasiadamy za stołem wigilijnym, najadamy się, po czym oświadczamy "nienawidzę świąt!" - jest wyrazem braku kindersztuby i nie jest miła dla naszych bliskich.
Jeśli nie lubimy świąt, to już wcześniej to zakomunikujmy. Grzecznie, acz stanowczo. Że dziękujemy, że gdzieś wyjeżdżamy, że spędzimy święta sami. Albo po prostu, jak już musimy spędzić święta razem, to ograniczmy wizytę do minimum, ustalmy, że wpadamy np. tylko na godzinę lub jeden dzień. Jeśli nie lubimy świąt, to nie zmuszajmy się do organizacji imprezy dla swojej rodziny, bo nic z tego dobrego nie wyjdzie. Święta to czas wyjątkowej celebracji, ale też niezwykły, trudny egzamin z relacyjnej dojrzałości.
***
Dr Tomasz Sobierajski - socjolog, adiunkt w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. Jego główne obszary zainteresowań to socjologia zdrowia, socjologia edukacji, wakcynologia społeczna oraz komunikacja interpersonalna. Autor kilkunastu książek, w tym "O sztuce bycia z innymi" i "Wybieram życie. Rozmowy o najważniejszym".