Posiedzenie Sejmu X kadencji Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Klaudia Jachira: Obudziłam się w rzeczywistości, w której kobiety przestaną chcieć mieć dzieci i zachodzić w ciążę. Będą się wręcz panicznie tego bać. Dlaczego ktoś je zmusza do heroizmu? Dlaczego poronienie może stać się powodem do oskarżenia o przeprowadzenie nielegalnej aborcji? Ten strach może doprowadzić do jeszcze większego spadku urodzeń. I ani 500+, ani 1000+, ani 1500+ nie pomoże. Słyszę opinie od przyjaciółek i koleżanek, że one coraz bardziej boją się w tym kraju zajść w ciążę. Obawiają się, że nie będzie dostępu do badań prenatalnych, a one będą zmuszane do rodzenia niewykształconych czy nieuleczalnie chorych płodów. I to jest chyba najsmutniejsza refleksja, która przyszła mi do głowy. Tak sobie myślę, żeby obecna władza, która na sztandarach ma hasła dotyczące wspierania rodziny i podnoszenia dzietności, nie zdziwiła się, że ich działania odniosą odwrotny skutek.
PiS na każdym kroku podkreśla, jak bardzo boi się kobiet i nie interesuje się tym, co mają do powiedzenia. Dobrze to pokazywały sondaże po protestach październikowych – jak mało kobiet, których ta pseudodecyzja dotyczy – popiera obóz władzy. Sprzeciwiają się przedmiotowemu traktowaniu i temu, że dla władzy rządzącej są żywymi inkubatorami.
W sprawach prawnych ufam niezależnym prawnikom. Myślę, że w opozycji nie różnimy się tak bardzo, jeśli chodzi o podejście do aborcji.
Uważam i jest to moje osobiste zdanie, że nie ma powrotu do tzw. kompromisu. Byłam, jestem i będę zwolenniczką tego, żeby o przerywaniu ciąży decydowała kobieta z partnerem i będę robiła wszystko, żeby do takiej sytuacji doprowadzić.
Proszę zwrócić uwagę, że nawet partia rządząca bała się przeprowadzić debatę zgodnie z prawem na temat aborcji. Mają większość parlamentarną, a jednak bali się przeprowadzić ten proces zgodnie z obowiązującą legislacją i postanowili tylnymi drzwiami wprowadzić zaostrzenie aborcji przez upolityczniony trybunał i opublikować w takim terminie, w jakim im pasuje.
Klaudia Jachira Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl
Zastanawiam się, czy w Polsce jest pole do takiej debaty. Składamy różne projekty i niezależnie, z której frakcji opozycji one pochodzą, to lądują w zamrażarce sejmowej i nie są dopuszczane do debaty parlamentarnej. Żyjemy w czasach, kiedy dyskusja polityczna jest ograniczona do minimum, dlatego ta dyskusja wylewa się na ulicę.
O prawach człowieka – prawach kobiet się nie dyskutuje. One się po prostu należą. Nie jestem przeciwniczką referendum. Polaków zapytano, czy chcą wejść do UE, co jest dla mnie przykładem na to, że spełnia swoje zadanie, ale pod warunkiem, że nie będzie dotyczyło fundamentalnych spraw.
Można zapytać Polaków w referendum, czy opowiedzieliby się za wprowadzeniem euro, ale nie za tym, czy aborcja powinna być zaostrzona, czy zliberalizowana. Nie wiadomo, w jaki sposób władza zdefiniuje pytania, na ile będą one zmanipulowane. Najważniejszą jednak kwestią jest to, że o prawach kobiet, prawach człowieka się nie dyskutuje.
Rozwiązanie jest łatwe. Jeśli ktoś nie chce aborcji, niech jej sobie nie robi. Osoby, które opowiadają się przeciwko wyrokowi TK, chcą prawa do wolnego wyboru. Nie chcą nikogo zmuszać do aborcji, nie chcą narzucać swojego światopoglądu. Niech każdy ma swój światopogląd i pozwoli żyć innym.