Robert Makłowicz: Skąd w nas przekonanie, że to my mamy rację, a reszta świata się myli?

- To rząd i policja zachowują się nielegalnie, ponieważ nie wprowadzono w Polsce żadnego ze stanów wyjątkowych przewidzianych na te okazje. Nie da się zabronić działalności gospodarczej czy też wolności zgromadzeń rozporządzeniem. Obsadzenie Trybunału Konstytucyjnego było również sprzeczne z prawem, ale co z tego, skoro ci ludzie rządzą i trudno uznać, że to jest fikcja. I to jest kafkowska sytuacja. Trzeba będzie to posprzątać, tylko na miły Bóg, ja nie widzę sprzątacza - mówi w rozmowie z Kobieta Gazeta.pl Robert Makłowicz, krytyk kulinarny - komentując, obecną sytuację w Polsce po opublikowaniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaostrzającego prawo aborcyjne w Polsce.

Urszula Abucewicz, Kobieta Gazeta.pl: Po opublikowaniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego zrywającego kompromis aborcyjny z 1993 roku znów jest gorąco na ulicach. Miliony Polaków protestuje, krzyczy m.in. "Moje ciało, mój wybór". Są też tacy, którzy mówią, że to histeria feministek, że wreszcie nadszedł koniec holocaustu. Po której jest pan stronie?

Robert Makłowicz: Żyję już wystarczająco długo, by wiedzieć o tym, że przemiany, które rozpoczęły się w naszym kraju w 1989 roku, po szczęśliwym wyjściu z komunizmu i strzepnięciu z siebie PRL-u, odbywały się pod hasłem dogonienia Zachodu. Mówiło się o Polsce jako o przyczółku zachodniego świata, który wskutek nieszczęśliwych okoliczności historycznych znalazł się pod władzą bizantyjskiego Wschodu. Gdy popatrzy się na to, co się dzisiaj dzieje, jaka forma władzy jest preferowana i jak rządzi się krajem, to odnoszę wrażenie, że wciąż jesteśmy we wschodnio-bizantyjskim kręgu. A Zachód uciekł nam daleko do przodu.

W Polsce obowiązuje w tej chwili najbardziej restrykcyjna ustawa antyaborcyjna w Europie, nie licząc Malty. Żaden inny kraj Starego Kontynentu nie ma tak drakońskich przepisów. Rodzi się pytanie: Czy cała reszta tego świata, do którego aspirujemy, błądzi i tylko my mamy rację? Czy też może jest na odwrót?

Czy my jesteśmy Chrystusem narodów? Ten nieszczęsny mesjanizm wiele razy wpędził nas w nieliche kłopoty historyczne. Skąd w nas przekonanie, że to my mamy rację, a reszta świata się myli? Że grzeszne są inne katolickie kraje, takie jak Słowacja, Austria czy Hiszpania, przez wiele lat współrządzona przez kościół i generała Franco? Powtórzę. Tylko my mamy rację, a cała reszta się myli? Wystarczy na to pytanie odpowiedzieć, by zrozumieć, gdzie zaszliśmy. Zwykła logika każe się nad tym zastanowić.

W Austrii, Włoszech czy Szwecji radykalizm wzrasta. W Polsce dwie strony sporu okopują się po swoich stronach barykady. Mam wrażenie, że żyjemy w czasach, w których nie ma środka, a podziały stają się coraz większe.

Poziom naszej klasy politycznej niezależnie od tego, w którą stronę się spojrzy, jest tragiczny. Z jednej strony rządzą nami ludzie o zapędach autorytarnych, posługujący się językiem bardzo zbliżonym do PRL-owskiego czy wręcz bolszewickiego. Wolnością nazywają niewolę. Zmieniają kompletnie sens zwykłych pojęć. A z drugiej strony są ludzie, którzy powinni się temu przeciwstawiać i na zasadzie kołatki Chrystusowej mówić: "tak", "tak", "nie", "nie". Dno, w jakim się znaleźliśmy, jest również wynikiem jałowości umysłowej naszej klasy politycznej.

To nie zaczęło się wczoraj. Od dawna bycie politykiem wywiera najgorsze skojarzenia. Tymczasem ten zawód powinien kojarzyć się dobrze. Polityka to służba. Politycy przestali rozumieć, że oni są przecież oddelegowani przez nas. Na naszym łonie wyrosła warstwa, która uważa, że jest ponad. A przecież oni istnieją tylko i wyłącznie dzięki naszym pieniądzom. Przecież na ich diety poselskie czy senatorskie  wszyscy się składamy. Do tejże służby powinno się oddelegowywać - podczas aktów nazywanych najczęściej wyborami – najlepszych z nas. Tymczasem mam wrażenie, że idą tam najgorsi.

A jak jeszcze na to nałoży się ideologię, która zawsze niezwykle spłyca możliwość refleksji, to dochodzi do podobnych katastrof. Ten trend rzeczywiście możemy zaobserwować na świecie: globalizacja, internet, mnogość fake newsów, upadek autorytetów. Wahadło, które się odchyliło w konserwatywną stronę, dobrze przecież już znamy z dziejów, bo takie rzeczy cyklicznie się przydarzają. Tylko teraz łatwiej zrobić wodę z mózgu niż kiedyś, bo kiedyś to była plotka, a teraz ta plotka jest więcej niż stugębna, ponieważ mamy internet.

Czy znajdzie się w naszym kraju polityk, który powie prawdę, bez względu na to, do jakiej frakcji politycznej przynależy? Czy jest w stanie wznieść się ponad podział i powiedzieć: "tak", "nie" jak kołatka Chrystusowa? Nie widzę takiej osoby. Płacimy za to wszyscy.

Robert MakłowiczRobert Makłowicz Fot. Adam Golec / Agencja Wyborcza.pl

Mówi się, że rząd PiS nienawidzi kobiet. Piekło kobiet staje się faktem. Przymuszanie do rodzenia dzieci z ciężkimi niepełnosprawnościami odbije się też na rodzinie, ich partnerach, urodzonych już latoroślach. Życiu społecznym.

Ten wyrok przede wszystkim uderza w elektorat PiS-u. Mamy jeszcze otwarte granice, wielkomiejskie więc kobiety dalej będą miały wybór, czy urodzić dziecko, któremu nie wykształcił się mózg, czy nie. Pojadą na Słowację czy do Czech. W gorszej sytuacji będą osoby z małych miasteczek z przysłowiowego Podkarpacia, których nie będzie stać na przeprowadzenie aborcji.

Wystarczy przyjrzeć się temu, co wydarzyło się w innych katolickich krajach, np. w Irlandii czy we Włoszech.  Zaostrzenie aborcji będzie miało fatalne skutki długowymiarowe. Proces zeświecczenia społeczeństwa w Polsce nastąpi błyskawicznie. Już się zaczął. Kościół nie zdaje sobie z tego sprawy, że pod tym względem Polska pójdzie w ślady Hiszpanii i za 15 lat będzie przypominała, jeśli chodzi o religijność, inne kraje Europy Zachodniej. Tak anachroniczne prawo aborcyjne tylko ten proces przyspieszy. Spowoduje też tragedie ludzkie.

To w dużym stopniu dostęp do edukacji i m.in. wynalezienie tabletki antykoncepcyjnej uniezależniły kobiety od mężczyzn. Mężczyźni poprzez kontrolę cielesności kobiet, chcą odzyskać władzę, a kobiety znowu zepchnąć do kuchni i salonów? Chcą odzyskać przywileje? I wrócić do tego, co było w latach 50. m.in. w USA?

Jeszcze 10 lat temu, w moim idealizmie, wydawało mi się, że skoro zmierzamy w XXI wiek, to dla wszystkich powinno być jasne, że wszyscy ludzie są sobie równi. Bez względu na płeć na przykład. Zwłaszcza dla tych, którzy stanowią prawo. Teraz widzę, że feminizm się nie zestarzał. Zdaję sobie sprawę, jak ważne były sufrażystki w XIX w., jak zmieniły postrzeganie świata na sytuację kobiet. Wydawało mi się, że zmierzamy w krainę powszechnej szczęśliwości, no i przyznaję, że się myliłem.

Tym bardziej, że mamy się czym chwalić w tej kategorii, tylko że w ogóle o tym nie pamiętamy. Byliśmy jednym z pierwszych państw europejskich, które wprowadziło powszechne prawo wyborcze bez względu na płeć. Kodeks karny Makarewicza z lat trzydziestych XX wieku jako jeden z pierwszych na świecie znosił penalizację homoseksualizmu.

W drugiej połowie lat 50. w Wielkiej Brytanii wobec osób o innej orientacji seksualnej stosowano  haniebne praktyki. Padł ich ofiarą Alan Turing, człowiek, który podczas II wojny światowej przyczynił się do złamania szyfru enigmy i wybudował maszynę liczącą. Mimo wojennych zasług został skazany na przymusową kurację hormonalną, wyrosły mu po niej piersi i popełnił samobójstwo. W Polsce od wejścia w życie kodeksu Makarewicza homoseksualizm nie był przestępstwem.

Jesteśmy pionierami, jeśli chodzi o równość i tolerancję. Szkoda, że tak szybko o tym zapomnieliśmy.

Biskupi mówią o tęczowej zarazie, a Klementyna Suchanow została zatrzymana na 48 godzin. W takiej Polsce przyszło nam żyć.

Interwencje policji wobec osób, które gromadzą się i protestują, są, moim zdaniem, niezasadne, ponieważ nie da się ograniczyć podstawowych praw - rozporządzeniem.

To rząd i policja zachowują się nielegalnie, ponieważ nie wprowadzono w Polsce żadnego ze stanów wyjątkowych przewidzianych na te okazje. Nie da się zabronić działalności gospodarczej czy też wolności zgromadzeń rozporządzeniem. Obsadzenie Trybunału Konstytucyjnego było również sprzeczne z prawem, ale co z tego, skoro ci ludzie rządzą i trudno uznać, że to jest fikcja. I to jest kafkowska sytuacja. Trzeba będzie to posprzątać, tylko na miły Bóg, ja nie widzę sprzątacza.

Z tego co wiem, pani Klementyna Suchanow przeskoczyła przez płot, żeby dostać się na teren Trybunału Konstytucyjnego i powiesić tam plakat, a nie żeby podpalić budynek. Z jakimiś konsekwencjami musiała się jednak liczyć.

W normalnym kraju pewnie policja też w pewien sposób by zareagowała, natomiast trzymanie jej na dołku przez 48 godzin jest szykaną niewspółmierną do tego, czego się dopuściła. Wystarczyło ją spisać.

TVP Info osoby biorące udział w Strajkach Kobiet porównało do atakujących Kapitol w Waszyngtonie.

To przecież oni kibicowali ludziom, którzy atakowali Kapitol, bo byli to zwolennicy ich "ukochanego, światowego" przywódcy. Jest to odwracanie kota do góry ogonem. Na miły Bóg, w trakcie ataku na Kapitol zginęło kilka osób. Nie widziałem, by ktoś chciał się wedrzeć do środka siedziby trybunału, który w dodatku był pusty. To klasyczna manipulacja medialna i propaganda.

Więcej o: