Jak wyglądały ostatnie lata życia Osieckiej? "Mieszała szampana z wodą. Lekarz powiedział, że to już jej nie zaszkodzi"

Agnieszka Osiecka przez długi czas tłumiła w sobie fakt śmiertelnej choroby. Wiedzieli o tym tylko nieliczni. Jak wyjaśnia jedna z jej przyjaciółek, artystka wolała uniknąć sytuacji, w której ktoś się nad nią lituje. - Naprawdę nie chciała, żeby jej ktoś podawał krzesło w Saksie, gotował jakieś specjalne obiady czy ciągle pytał, jak się czuje - wspomina.

Na początku marca minęły 24 lata od śmierci Agnieszki Osieckiej. Choroba została zdiagnozowana w 1996 roku. Było to już zaawansowane stadium raka jelita grubego. Jednak objawy pojawiły się znacznie wcześniej.

- Pewnego dnia, to było chyba trzy lata przed śmiercią, Agnieszka powiedziała: »Wiesz co, Hanusiu, chyba będę musiała mniej pić«. »A to dlaczego?« - zapytałam. »Chyba mam coś z jelitami« - i pomyślałam, że ma wrzody na żołądku. Powiedziała też, że będzie miała operację jelita. Zapytałam, czy ją boli. »Bardzo« - usłyszałam. Chciałam wiedzieć, od jak dawna ma ten ból. Agnieszka powiedziała, że mniej więcej od roku. »Idę na jakieś badania« - pomyślałam, że to dobrze, bo trzeba się przebadać" - opowiada przyjaciółka poetki Hanna Bakuła w książce "Osiecka. Tego o mnie nie wiecie" autorstwa Beaty Biały.

Zobacz wideo "Osiecka" - zwiastun serialu:

"Wolała żyć, niż chorować"

Artystka przez długi czas fakt choroby tłumiła w sobie. Starała się żyć tak jak wcześniej. Nie dawała poznać, że dzieje się z nią coś złego. Nie narzekała, a otaczającym ją osobom starała się pokazać, że u niej wszystko w porządku. 

- Podobno była chora przez ostatnie dziesięć lat życia, wiedziała, że umrze, wcześniej czy później; to był rak, ale udawała, że nic się nie dzieje. Nawet przed samą sobą. Wolała żyć, niż chorować. O chorobie dowiedziałam się w dniu jej ostatnich urodzin. Zaprosiła nas do siebie. W łazience, na szczotce zobaczyłam cały kłąb jej włosów, to wyglądało tak, jakby wypadła jej połowa kosmyków. Kiedy zobaczyłam te włosy, nagle zrozumiałam, że bierze intensywnie chemię. Zrozumiałam, skąd ostatnio ten festiwal kapeluszy, których nie zdejmowała, żeby nikt nie zauważył, że zniknął jej słynny koński ogon. O tym, jak bardzo jest chora, dowiedziałam się jednak trochę później. Byłam zaprzyjaźniona ze szpitalem onkologicznym w Warszawie, Agnieszka tam się leczyła - opowiada w rozmowie z "Wysokimi Obcasami" Krystyna Janda. Poetka miała w szpitalu stałe łóżko. Przychodziła, brała chemię, ubierała się i wychodziła, kiedy chciała.

- Żyła normalnie, bywała w kawiarniach, a nikt nie wiedział, że na noc wraca do szpitala albo że musi tam zostać na dłużej. Wielu pewnie myślało, że znowu „zniknęła”, pojechała na Mazury czy do Ameryki, a ona znikała… w szpitalu - wspomina Janda. 

Agnieszka OsieckaAgnieszka Osiecka ANDRZEJ PRZESTRZELSKI

"Lekarz powiedział, że to już jej nie zaszkodzi"

O ostatnich miesiącach życia w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" opowiedziała także jej przyjaciółka Wanda Rutkowska -  animatorka kultury, była dyrektorka Zielonogórskiego Ośrodka Kultury. Rutkowska wspomina, że rok przed śmiercią rozpoczęła remont swojego domu na Saskiej Kępie. - Siedziałyśmy nad tym, przychodzili budowlańcy. Ja się trochę znałam na takich rzeczach przez amfiteatr, bo on ciągle wymagał jakichś remontów. Bardzo mi się podobała łazienka. Zrobiła ją w bieli i granacie. I zdjęcia Agaty w przedpokoju. Kiedyś spytałam, do czego jest jej ten remont potrzebny. "Chcę zostawić po sobie fajną chatę".

Agnieszka OsieckaAgnieszka Osiecka Fot. Władysław Czulak / Agencja Wyborcza.pl

W rozmowie został poruszony także temat choroby alkoholowej artystki. Osiecka piła nawet wtedy, gdy zdiagnozowano u niej raka. Jenak jak zaznacza Rutkowska, były to znacznie mniejsze ilości alkoholu niż wcześniej. - Mieszała szampana z wodą. Lekarz powiedział, że to już jej nie zaszkodzi. Jak ma się lepiej czuć, to niech pije.

Podobno artystka zdawała sobie sprawę z tego, że jej stan jest bardzo zły. Jednak nie pokazywała żadnych oznak strachu. Zdaniem Rutkowskiej Osiecka pogodziła się ze śmiercią. Wykupiła miejsce na cmentarzu, na krótko przed śmiercią powyciągała rachunki. - Szukała rzeczy, które by były niezapłacone, zadłużone. Pomogłam jej posegregować, powkładać w koszulki - wspomina Wanda Rutkowska. 

Artystka nie powiedziała wielu osobom, że jest chora. Wiedzieli o tym tylko nieliczni. Jak wyjaśnia Rutkowska, Osiecka wolała uniknąć sytuacji, w której ktoś się nad nią lituje. - Naprawdę nie chciała, żeby jej ktoś podawał krzesło w Saksie, gotował jakieś specjalne obiady czy ciągle pytał, jak się czuje.

"To był taki czas, kiedy ona nie myślała o chorobie"

Bardzo ważną osobą w życiu artystki w jej ostatnich latach życia był jej ówczesny ukochany André Hübnerem-Ochodlo. - Ja dziękuję Bogu, że Andre i Teatr Atelier jej się na koniec życia przydarzyły. Że to był taki czas, kiedy ona nie myślała o chorobie. Bo nawet jak wracała z tego Sopotu i coś było nie po jej myśli, to miała plany, rzeczy do zrobienia dla teatru. Nie myślała o tym, że nie ma wyjścia, że odchodzi. A wracała najczęściej, kiedy miała chemię. Wtedy przyjeżdżała do Warszawy dwa dni przed szpitalem i potem gdzieś dwa, trzy dni po chemii jechała z powrotem. Tak jej Pan Bóg zaprogramował to życie. Zatoczyła koło. Od STS-u do Teatru Atelier. Bardzo kochała przyjaźń z Andre i teatrem - wspomina Rutkowska w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Może cię także zainteresować:

Więcej o: