Co to jest ta brzoskwinka między moimi nogami? Czyli jak rozmawiać o seksie z małym dzieckiem

Aga Kozak
Wyobrażenie jest takie, że to tylko jedna rozmowa, którą musi odbyć rodzic z szesnastolatkiem jadącym na swój pierwszy obóz, podczas której powie enigmatycznie, jak dochodzi do zapłodnienia i przekaże prezerwatywę. Jeśli właśnie to jest pierwszą rozmową o seksie, to znaczy, że zaczęliśmy rozmawiać o nim zdecydowanie za późno. Efektem czekania do wieku kilkunastu lat jest to, że dzieci na wcześniejszym etapie rozwoju nie czują, że mogą do nas przyjść na bieżąco z ważnymi lub dręczącymi je pytaniami o seksualność.

"Rubryka SEXEDpl" to miejsce otwartych rozmów o edukacji seksualnej, cielesności, bez podziałów na wiek, płeć czy pochodzenie. Na łamach naszego cyklu publikujemy rozmowy, w których obalamy mity, dopowiadamy to, co o seksie jest niedopowiedziane po to, żeby każdy mógł cieszyć się swoją seksualnością w świadomy i bezpieczny sposób. Kobieta.Gazeta.pl wraz z Fundacją SEXEDpl zaprasza do czytania co dwa tygodnie, w niedziele o godz. 19.

Aga Kozak: Mam wrażenie, że temat rozmów z dziećmi - zwłaszcza z małymi - na tematy związane z seksem cały czas jest dla rodziców stresujący.

Basia Baran*: Rodzice, którzy się do nas zgłaszają, mówią wprost, że boją się tego tematu i mówią też z jakiego powodu. Najczęściej dlatego, że sami mało wiedzą o seksie.

To, że ktoś jest rodzicem i sam uprawiał czy uprawia seks, nie oznacza automatycznie, że o wspieraniu młodej osoby w temacie seksualności dużo wie. To tylko znaczy, że sam/sama przeszedł/przeszła swoje dojrzewanie – czasem pozytywnie, czasem z negatywnymi doświadczeniami, jest osobą dorosłą, ma dziecko i tyle

A do tego edukacja seksualna w Polsce zmieniła się od 1993 roku, kiedy pojawiło się w szkołach wychowanie do życia w rodzinie. Aktualnie jest to przedmiot nieobowiązkowy, któremu daleko do kompleksowego uczenia o seksualności. Mówiąc w dużym skrócie, od prawie 30 lat w szkołach mamy nauczanie albo żadne, albo propagowane jest bardzo konserwatywne podejście do seksualności. Osoby, które teraz zostają rodzicami, prawdopodobnie właśnie taki rodzaj edukacji przeszły. Nie były wyposażone w wiedzę i umiejętności, które przydałyby im się podczas ich dojrzewania, więc w konsekwencji często nie dzielą się tym ze swoimi dziećmi.

Słyszałam od rodziców też takie podszyte lękiem opinie, że jeśli zaczną gadać z dzieckiem o seksie, to otworzy się dziecku jakaś "tajemna klapka" i "zacznie się za bardzo tym interesować".

Słyszymy też takie pytania wynikające z obawy przed skrzywdzeniem dziecka. Jeśli rodzic lub opiekun jest na tyle zaangażowany, że o to pyta - to już jest dobry znak. Gdy do tego poszuka się więcej informacji, z kimś się skonsultuje, poczyta i o seksualności będzie się rozmawiać z wyczuciem na sytuację dziecka, to tej młodej istoty nie skrzywdzi. Zwłaszcza gdy zaczynamy rozmowy o seksualności z pozycji opieki, miłości i wsparcia.

A z badań wiemy, że edukacja seksualna nie powoduje wczesnych inicjacji seksualnych. Tak samo jak prawidłowe nazwanie genitaliów – to, że dziecko, będzie znać nazwy części całego ciała i wiedzieć, że ma cipkę lub penisa - też nie spowoduje, że nagle za wcześnie zacznie uprawiać seks.

Za tym stoi jakiś bardzo irracjonalny lęk, prawda?

Rodzice słyszą wszystkie te fałszywe informacje o edukacji seksualnej szeroko teraz nagłaśniane, np. mity, że kilkuletnie dzieci są na takich zajęciach zmuszane do aktywności seksualnej. To zupełnie zrozumiałe, że gdy słyszą to osoby, które nie uczestniczyły w takich zajęciach i ich nie znają, to rzeczywiście mogą się ich bać. Ale te mity to bzdura. Zmuszanie kogoś, a szczególnie dzieci do aktywności seksualnej jest przestępstwem. Edukacja seksualna nie zachęca do przemocy tylko przed nią chroni.

Pamiętam też z rozmów ze znajomymi, że "przecież to jeszcze za wcześnie, żeby o tym rozmawiać", "jeszcze nie zaczęło się tym interesować!".

W tym słyszę pytanie, kiedy zacząć rozmawiać z dzieckiem o seksualności. I o to też nas pytają rodzice. Odpowiadamy - jak najwcześniej. Seksualność nie jest dziedziną życia, w którą człowiek "wskakuje", kiedy np. dostanie dowód osobisty do ręki, tylko taką, która rozwija się wraz z dorastaniem człowieka od samego dzieciństwa. Nawet w naszej kulturze mamy przykłady pokazujące, że jednak wiemy, że seksualność dotyczy również dzieci. Jest to obchodzenie walentynek w przedszkolu czy moment, w którym czterolatek pocałuje czterolatkę, a dorośli żartują, że to pierwsza dziecięca miłość.

A to nie jest tak, że dziecko trochę uczy się o seksie przez "osmozę"? Nasiąkając tym, co dzieje się wokoło tego tematu w domu?

Zgadza się. Dziecko nie istnieje w próżni pozbawionej informacji o seksualności. Od samego początku widzi, jak odnoszą się do siebie rodzicie, jak traktują ciała swoje i dziecka, jak szanują swoje i dziecka granice - to również są elementy edukacji seksualnej.

Ludzie jednak pewnie myślą o edukacji seksualnej, że to ta słynna rozmowa o "pszczółkach i kwiatkach", a nie jakieś "nieświadomie przemycane treści"!

O tak, wyobrażenie jest takie, że to tylko jedna rozmowa, którą musi odbyć rodzic z szesnastolatkiem jadącym na swój pierwszy obóz, podczas której powie enigmatycznie, jak dochodzi do zapłodnienia i przekaże prezerwatywę...

...o tym opowiadała nam w wywiadzie Anja Rubik...

I jest to też prawdziwa historia wielu nastolatków, którzy opowiadają nam, jak bardzo jest to dla nich żenujące. Oni przeżywają pierwszy samodzielny wyjazd, a tu dostają pierwszą gumę, choć nawet nie myślą o seksie. Swoją drogą, jeśli właśnie to jest pierwszą rozmowę o seksie, to znaczy, że zaczęliśmy rozmawiać o nim zdecydowanie za późno! Efektem czekania do wieku kilkunastu lat jest to, że dzieci na wcześniejszym etapie rozwoju nie czują, że mogą do nas przyjść na bieżąco z ważnymi lub dręczącymi je pytaniami o seksualność. A poza tym ta sytuacja będzie krępująca dla wszystkich: i dla rodzica, i dla nastolatka. Oczywiście lepiej jest rozmawiać w tym momencie, niż nie rozmawiać nigdy. Jeśli nie zaczęliśmy wcześniej takich rozmów, to to nie oznacza, że nie mamy ich zaczynać teraz. Ale jest zdecydowanie lepiej zacząć rozmawiać wcześniej.

A to nie jest tak, że te rozmowy powinny jakoś się wpleść w życie?

Dokładnie.

Tematy odnoszące się do płci, seksualności, miłości, bezpieczeństwa poruszajmy w naturalnych, codziennych rozmowach z dzieckiem. W ten sposób budujemy w młodej osobie pewność, że jesteśmy emocjonalnym wsparciem i że może się do nas zwrócić z pytaniami w tych tematach.

Że nie jest sam/sama.

Znam taki typ rodzica, który od razu pyta: ale jak? Czy tak naturalnie przy obiedzie, jak w filmie "Kinsey", czy bardziej "wziąć dziecko na solo"? I ile razy? Wystarczy raz w tygodniu, czy parę razy? Czy "jak mamy w domu czterolatka, to o czym gadać?".

Są pewne naturalne etapy rozwoju dziecka i dobrze by było, aby znali je opiekunowie i aby dziecko wiedziało, co się z nim/nią dzieje na każdym etapie. Najlepiej obserwować dziecko - czy się czymś interesuje, o co konkretnie pyta - i dawać odpowiedzi w taki sposób, by je zrozumiało. Małe dzieci nie potrzebują rozbudowanych wypowiedzi na temat seksu. Rozumiem, że jak nagle wpada i pyta o seks - może nas wprawić w zakłopotanie, to naturalne. Pamiętajmy, że my w takiej sytuacji "dokładamy" ocenę osoby dorosłej - a dla dzieciaka to zazwyczaj temat neutralny. Dzieci nie dodają oceny moralnej, nie rozumieją kodów kulturowych - to wszystko dodajemy my i stąd nasze zakłopotanie.

Dziecku wystarczy prosta odpowiedź, bez skrupulatnych wyjaśnień, dostosowana do możliwości poznawczych dziecka

A jeśli odpowiedzi nie znamy? Spokojnie, nie musimy wiedzieć wszystkiego. Sprawdzamy to i wracamy później z odpowiedzią. Dziecko uczy się tak, że dorosły go/jej nie zignoruje, że pomoże.

"A co to jest to coś tu między nogami?" "Czemu ja tu mam takie coś, a on/ona inne?"

Zachęcam do tego, żeby w przypadku nawet małych dzieci używać prawidłowych nazw ciała, również genitaliów. Dla dziecka słowo penis ma taki sam ładunek emocjonalny jak "palec", "ręka', "noga".

A co ze uroczymi zamiennikami typu "siusiaczek"?

Używanie zdrobnień i uroczych nazw nie jest złe, ale wartościowe jest, żeby dziecko poznało też prawidłowe nazwy, żeby nie dochodziło do takich sytuacji, że 10-latka myśli, że ma "brzoskwinkę" między nogami i wszyscy naokoło też mają brzoskwinki.

A jakie nazwy są obowiązujące? Penis i... cipka? Ona przecież bywa kontrowersyjna!

Rzeczywiście w języku polskim mamy mało określeń na genitalia. W SEXEDpl używamy słowa "cipka" i uznajemy je za neutralne. Kiedy używamy słowa "wulwa" lub "joni", to są one dla większości niezrozumiałe.

Pochwa? Wagina?

Niektórzy rodzice wolą używać słowa wagina. Z tym że cipka i wagina nie są synonimami, bo wagina to inaczej pochwa, czyli kanał w środku ciała.

No dobra, to przychodzi do mnie mój robaczek i mówi: "Skąd się biorą dzieci?". Co robię?

Jeśli jesteś zmieszana i nie wiesz, co zrobić, to możesz zawsze sięgnąć po książkę seksuolożki Alicji Długołęckiej "Zwykła książka o tym, skąd się biorą dzieci". Bardzo ją polecam. Jeśli z pytaniem przyjdzie do ciebie osoba, która już zaczyna dojrzewać, to pomoże ci nasza książka "Sexedpl. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie".

Można podsuwać je dziecku?

Jeśli chcemy zacząć rozmowę, a nie wiemy od czego - to książka, film, bajka będą dobrym pretekstem do dyskusji. W przypadku starszych dzieci i nastolatków, gdy rozmowa jest trudna, możemy taką książkę położyć w widocznym miejscu, żeby ta osoba samodzielnie mogła z niej skorzystać, gdy będzie tego chcieć. Z młodszymi czytajmy, oglądajmy razem i komentujmy, zadawajmy pytania, odpowiadajmy na nie. Na rynku jest coraz więcej świetnie napisanych bajek równościowych.

Np. o chłopcu, który do szkoły chciał pójść w spódniczce.

W SEXEDpl pomagamy również osobom LGBT+ i ich rodzinom. Bywa, że zgłaszają się do nas rodzice osób transpłciowych.

U dzieci pierwsze objawy identyfikacji z płcią, czyli również pierwsze znaki transpłciowości, mogą się pojawiać bardzo wcześnie – w drugim, trzecim roku życia

Zazwyczaj wzmacniają się wraz z wiekiem, choć nie zawsze się tak dzieje. Rozmawianie więc o kwestiach związanych z płcią z dziećmi, słuchanie, w jaki sposób one same siebie określają, jak o sobie mówią - to ważny etap wspierania i poznawania własnego dziecka.

A gdybyś miała nakreślić tematy takich rozmów, które trzeba mieć z małym dzieckiem w ramach domowej edukacji seksualnej, to co? Narządy płciowe i jak o nie dbać… Skąd się biorą dzieci? Co jeszcze?

Na pierwszym miejscu postawiałabym świadomą zgodę. Gdy o niej mówimy, często myślimy o aktywnościach seksualnych, a świadoma zgoda wykracza znacznie poza tę sferę. Zgoda jest ważna jako sposób prewencji wymuszeń i przekroczeń, przemocy oraz nauki konsensualnych relacji. Uczmy tego nawet małe dzieci. Myślę sobie o takiej sytuacji, gdy dziecko jest do czegoś przymuszane. Jeśli nie chce np. kogoś z rodziny pocałować lub usiąść komuś na kolanach, bywa upominane, że komuś będzie przykro, że to niegrzeczne, że tak nie wolno.

"Wujek będzie smutny"...

W ten sposób dajemy dziecku komunikat, że nieważne jest to, co ono czuje.

Dziecko widzi, że można przekraczać granice jego ciała, że osoba starsza, z większą władzą, przewagą może wymusić intymny kontakt. Uczy się, że zgoda dziecka, potrzeby, chęci, niechęć – wszystko to nie ma znaczenia. "Nie" nie ma znaczenia.

Tymczasem "nie" zawsze trzeba szanować. "Nie" każdej osoby jest wartościowe i ważne. Właśnie to przekazujmy dziecku. I mówmy, że żadna osoba dorosła nie może przekraczać granic jego ciała. Ale jeśli to zrobi, to że można o tym powiedzieć rodzicowi, nawet, jeśli od tej osoby dziecko dostanie komunikat, że nie może. To prewencja złego dotyku.

Skoro to już wiemy, to rzucę następny temat - bombę: masturbacja.

Po pierwsze: edukatorzy/edukatorki seksualni/e nie uczą dzieci masturbacji. Po drugie: masturbacja jest normatywnym zachowaniem, które może pojawić się u dzieci w różnym wieku. Nie wszystkie dzieci masturbują się, ale część z nich tak. Masturbacja nie jest automatycznie znakiem, że dzieje się coś niebezpiecznego.

Masturbacja dziecięca może się zdarzyć nawet u bardzo małych dzieci, długo przed dojrzewaniem. Kilku naukowców uważa, że na USG zaawansowanej ciąży zaobserwowali, że nawet płody pocierają swoje genitalia.

Jak reagować, jeśli pod naszą opieką jest dziecko, które się masturbuje? Nie karaj za przejawianie naturalnych zachowań, nie zawstydzaj i obserwuj dziecko.

A czy jest coś, co może jednak nas zaniepokoić w kontekście masturbacji?

Tak, jeśli dziecko robi to cały czas albo w gwałtowny sposób, który może być bolesny lub gdy będąc bardzo zdenerwowane, używa masturbacji jako sposobu na regulację nieprzyjemnych emocji. I jeśli zobaczymy, że dziecko robi to przy innych osobach.

I co wtedy?

Wytłumaczmy dziecku granicę: mówimy, że to coś, co ludzie robią za zamkniętymi drzwiami pokoju albo łazienki, nie przy innych osobach.

Dostajemy wiadomości od nastolatków, którzy piszą, że nikt im tego nie powiedział i np. masturbowali się w dzieciństwie podczas spotkań rodzinnych, a teraz się tego bardzo wstydzą.

Mają żal, że nikt im tego nie wytłumaczył. A jeśli masturbacja dziecka nas martwi, myślimy, że jest zbyt częsta, za mocna - skonsultujmy się z osobą, która zajmuje się psychologią dziecięcą albo seksuologią. Gdy powodem dziecięcej masturbacji może być nuda, wtedy można po prostu dziecku dać alternatywę w postaci angażującej zabawy.

A co z zabawami dziecięcymi zawierającymi element seksualny: np. dzieciaki pokazują sobie genitalia w przedszkolu?

Nie trzeba wzywać policji, to też jest zachowanie zupełnie normalne, choć nie wszystkie dzieci przez to przechodzą. To forma poznawania świata, cielesności innych osób, zaspokojenia ciekawości. Jeśli jednak dziecko bawi się ciągle w taki sposób, gdy zabawy lub to, co mówi jest skupione tylko na seksualności - tu też skonsultujmy się ze specjalistą lub specjalistką. Podobnie, jeśli wiemy, ze dziecko uczestniczyło w takich zabawach w przedszkolu, ale nie z dziećmi ze swojej grupy wiekowej, tylko ze znacznie starszymi lub młodszymi od siebie - tu jest ryzyko wykorzystania seksualnego.

I naprawdę nie mamy się niepokoić tym, że małe dzieciaki dotykają swoich genitaliów?

Jeśli dzieje się to czasami, w jednolitej grupie wiekowej, dzieci nie cierpią, nie ma przymusu - to nie. To dorośli nadają takim zachowaniom swoją interpretację.

No bo jak oni się dotykają nawzajem, to już prawie zawsze jest seks!

A dziećmi kieruje inna motywacja, najczęściej robią to z naturalnej, dziecięcej ciekawości.

To jak zaspokoić ich ciekawość, kiedy wpadną na nas w sypialni podczas tego, jak faktycznie dotykamy się nawzajem?

Rozmawiamy o tym, co zobaczyło. Dziecko może być zaciekawione, może tego nie rozumieć, ale jest też szansa, że przestraszy się, bo odgłosy sapania, dyszenia, krzyku skojarzyć z czymś nieprzyjemnym. Uspokójmy dziecko, że żadnej osobie nie działa się krzywda.

No ale co powiedzieć? Że uprawialiśmy sport kontaktowy? Bo to różne już słyszałam pomysły na wytłumaczenie seksu…

Mówimy tak dużo, na ile czujemy się komfortowo i ile pyta dziecko. Możemy powiedzieć, że nikomu nie działo się nic złego, że to było dla rodziców przyjemne, tak sobie okazują uczucia, że czasami tak robią osoby dorosłe, gdy każda z nich tego chce.

Później dbajmy o lepiej zamknięte drzwi, kiedy mamy seks lub się masturbujemy.

To w ogóle ważny temat, bo uczy granic. Dobrym zwyczajem jest wprowadzenie w całej rodzinie zasady pukania - to ochrona intymności i rodziców, i dzieci oraz nastolatków. 

Rodzice często nie zauważają, że przecież to działa w dwie strony.

Tak! Dzięki zasadzie pukania i oni będą mieli intymne, swobodne warunki na cieszenie się swoim życiem seksualnym.

A co z małymi dziećmi i porno? Ten temat coraz częściej się pojawia.

Dobrze jest założyć filtry rodzicielskie na urządzenia elektroniczne, bo na pornografię bardzo łatwo trafić nawet wtedy, gdy się jej specjalnie nie szuka.

Raport fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wykazał, że co piąte 11-nastoletnie dziecko w Polsce widziało porno w internecie, a większość z nich trafiła na nie przypadkiem.

Jeśli wiemy, że nasze dziecko już zobaczyło porno, to też o tym porozmawiajmy. Sprawdźmy, jak się czuje, co myśli, czy nikt nie zmusił dziecka do oglądania tego. W zależności od wieku i sytuacji możemy opowiedzieć, że to materiał dla dorosłych, specjalnie wyreżyserowany, nastawiony na określony efekt, że nie jest to realistyczne przedstawienie relacji seksualnej. Oczywiście - muszę to dodać - istnieje etyczna pornografia, która inaczej pokazuje seks, ale nie jest to materiał, na który trafi się w pierwszej kolejności w internecie.

A czy można wcześniej porozmawiać o porno? Tak, żeby dziecko nie czerpało z tego wiedzy na temat seksu?

Oczywiście, to może być element nauki zasad korzystania z sieci. Przypomina mi to fajny spot wyprodukowany przez rząd Nowej Zelandii, w ramach kampanii o bezpieczeństwie dzieci w internecie. W spocie para z porno przychodzi do nastolatka oglądającego ich produkcje, ponieważ martwią się, czy wie, jak naprawdę wyglądają relacje. Przypadkiem trafiają na jego mamę. Po chwilowym szoku, mama bierze oddech i zabiera się do rozmowy o różnicy między obrazem z porno, a realnymi związkami. Możemy rozmawiać z dzieckiem i uczyć krytycznego spojrzenia na te materiały, wytłumaczyć, że nie jest to źródło edukacji seksualnej. Jest to długo nagrywany,  zmontowany materiał, do których wybierane są osoby o konkretnym wyglądzie, a ich ciała bywają poddawane różnym zabiegom dla wzmocnienia końcowego efektu.

 

A czy o tym wszystkim nauczyciele mogą rozmawiać z dzieckiem? Np. o seksie?

Rozmaite wątki związane z seksualnością czy płcią pojawiają się w szkole na różnych przedmiotach. Oczywiście na biologii, ale też na języku polskim i obcych czy historii. Teraz sporo mówi się o tym, że w podręcznikach szkolnych sporadycznie pojawiają się kobiety.

Oprócz Matki Boskiej!

Nauczyciele piszą do SEXEDpl o porady: w jaki sposób mogą rozmawiać z dziećmi o seksualności, ale też, jak na lekcji wprowadzać treści o równości. Pytają, w jaki sposób mogą sprawić, żeby było mniej przemocy w klasie, jak pomagać dzieciom z rozmaitymi problemami emocjonalnymi. Odpowiadając na twoje pytanie o rozmowy o seksie w szkole:

nauczyciel i nauczycielka również sprawują opiekę nad dzieckiem gdy jest w szkole. Nawet w przypadku małego dziecka – mogą być jedynymi osobami dorosłymi, do których dziecko przełamie się i ośmieli się przyjść ze swoim problemem. Nie można wtedy zmarnować tej szansy na pomoc.

Nie jest dobrą reakcją udawanie, że pytanie nie padło i pozostawianie dziecka samemu sobie. Jeśli dzieje się coś poważnego, rozmawiamy o tym rodziców, zwracamy się do psychologa/psycholożki szkolnej. Piszą też do nas nauczyciele, którzy mają w klasie osobę transpłciową i pytają, jak mogą ją wesprzeć. Bardzo się cieszymy z takich wiadomości, bo sytuacja nastolatków LGBT+ w Polsce jest teraz bardzo trudna – według raportu Kampanii Przeciw Homofobii 7 na 10 takich dzieci doznało przemocy na tle homofobicznym, jeden na dwóch nastolatków ma objawy depresji, a aż 7 na 10 ma myśli samobójcze - więc każda forma wsparcia jest cenna, a szkoła może stać się bezpieczną bazą dla takiego dziecka. W przypadku dziecka transpłciowego dobrym pomysłem jest skoordynowanie działań z rodzicami, nauczycielem i psycholożką szkolną, tak aby zapewnić tej osobie tak samo bezpieczne warunki do nauki jak innym uczniom. Ważne może być przeszkolenie kadry nauczycielskiej - a w tym może pomóc Fundacja Trans-Fuzja.

Nauczyciele często mają dylemat, czy nie łamią prawa, używając w przypadku ucznia/uczennicy zaimków preferowanych przez tę osobę.

Nie jest łamaniem prawa używanie wobec osoby innego imienia niż to, które ma w akcie urodzenia. Wiemy z badań amerykańskich nad zdrowiem transpłciowych nastolatków, że używanie preferowanych przez nich zaimków oraz imienia, którym się przedstawiają, bardzo obniża u tych osób ryzyko depresji i prób samobójczych. Można powiedzieć, że szanowanie tego, w jaki sposób się przedstawiają, wręcz ratuje życie tym osobom.

Myślę o takiej sytuacji, w której dzieci nie mogą porozmawiać o swojej seksualności w domu. Ten nauczyciel naprawdę staje się wtedy jedyną instancją.

A do tego ma prawo udzielić obiektywnych informacji i wsparcia emocjonalnego. Nauczyciele jako opiekunowie podczas zajęć biorą odpowiedzialność za to dziecko. A ryzyko, że - jak wspomniałam - będą jedynymi osobami, którym dziecko się zwierzy, jest naprawdę duże. Nie można tego zmarnować.

***

*Basia Baran - psycholożka, seksuolożka. Związana jest z ruchem Anji Rubik SEXEDpl od początku jego istnienia. Opiekunka merytoryczna książki "SEXEDpl" oraz działań fundacji. Każdego dnia bezpośrednio wspiera osoby zgłaszające do fundacji po pomoc.

Następna porcja pytań i odpowiedzi o seksie już w niedzielę, za dwa tygodnie. Jeśli masz pytanie, które chciałbyś/chciałabyś zadać, napisz wiadomość na Instagram SEXEDpl lub na zapytajbasie@sexed.pl

Więcej o: