Grzegorz nie poszedł do bierzmowania. To była pierwsza próba zawalczenia o siebie i przygotowanie najbliższych do coming outu. Od 18 lat żyje w szczęśliwym związku z partnerem. Walczy o legalizację swojego związku w Polsce, działając w Koalicji na rzecz Związków Partnerskich i Równości Małżeńskiej. Apostatą jest od trzech miesięcy.
Szczepanowi umarł ojciec. Musiał się zmierzyć z mrzonkami o życiu wiecznym i brakiem perspektywy spotkania go po śmierci w zaświatach. Aktu apostazji dokonał dwa lata temu.
Dellfina ma dość stania hierarchów Kościoła ponad prawem. W końcu gniew stał się silniejszy niż lęk. Apostazją pochwaliła się w mediach społecznościowych w grudniu 2020 roku.
Mateusz ma w rodzinie dwie zakonnice i dwóch księży. Wie, że siostry modlą się za niego. Mówi: "Jeśli musicie... W końcu to wasz zawód". Apostatą jest od trzynastu lat.
Agata zawodowo zetknęła się z ogromem cierpienia. Poznała historie złamanych ludzi. Dziś nie ma wątpliwości. Kościół to zło. Stworzyła Licznik apostazji. Apostatką jest od trzech lat.
Jak wynika z danych GUS, zdecydowana większość mieszkańców Polski (92 proc.) deklaruje fakt bycia katolikiem. 67 proc. Polaków uczestniczy w praktykach co najmniej raz w miesiącu, w tym 50 proc. raz w tygodniu lub częściej. Prawie 70 proc. Polaków modli się co najmniej raz w tygodniu, w tym 42 proc. wręcz codziennie. ). GUS bada również polskie społeczeństwo pod kątem zaangażowania. Osoby bardzo zaangażowane religijnie stanowią niecałe 6 proc. populacji, a średnio zaangażowane (23 proc). Tymczasem obecna władza sprzymierzyła się z dominującą częścią Episkopatu Polski. Niektórzy biskupi zamiast kazań o solidarności, tolerancji i miłosierdziu pozwalają sobie na perory pełne nienawiści i dzielą Polaków - wskazują, kto jest dobry, a kto zły.
Liczba apostazji wzrosła po 23 października, kiedy to Trybunał Konstytucyjny zakwestionował kompromis aborcyjny. Po tym wyroku 25 tys. osób wygenerowało wniosek ze strony apostazja.eu. To tylko jedna z wielu stron. A przecież większość zapewne nie generuje wniosku, tylko pisze go po prostu samodzielnie, więc skala może być znacznie większa. Powstała nawet akcja #apostazja2020.
W Polsce wzrasta liczba apostazji phuntsokk / shutterstock
MATEUSZ TROJAN, APOSTAZJA 14 LUTEGO 2008 ROKU
MIERZI MNIE POLSKI OPORTUNIZM
Aktu apostazji dokonałem trzynaście lat temu. Nie działałem pod wpływem mody, wzburzenia na postępowanie Kościoła czy sojusz tronu i ołtarza. Już jako nastolatek w liceum zacząłem tracić wiarę. W podstawówce byłem jeszcze ministrantem, ale do bierzmowania już nie poszedłem, choć szła cała klasa. Nie chciałem robić czegoś bezrefleksyjnie, owczym pędem, bo inni tak robią. Narastały we mnie wątpliwości. Mówiłem o sobie, że jestem agnostykiem. Teraz już mogę określić się jako ateista.
Nie pamiętam dokładnie, co działo się trzynaście lat temu, co dokładnie sprawiło, że podjąłem decyzję o apostazji. Pamiętam za to tworzenie kultu Jana Pawła II tuż po jego śmierci – "wielkie narodowe rekolekcje", TVP pokazującą niemal wyłącznie papieża i żałobę po nim, dużo patosu, zero krytycyzmu. Sam w tym zresztą trochę uczestniczyłem, przykładałem do tego rękę, ponieważ pracowałem wtedy w "Teleexpressie" (w sumie pracowałem w nim ponad 17 lat) i też robiłem materiały o "Polsce w żałobie". Dziś wspominam to z pewnym zażenowaniem. Już wtedy miałem do Kościoła dość duży dystans, coraz bardziej narastało we mnie przekonanie, że Kościół katolicki jest dość obrzydliwą instytucją, z którą nie chcę mieć nic wspólnego i najchętniej formalnie bym to załatwił. Mierziło mnie też zachowanie wielu ludzi, którzy mówili, że biskupi są źli, księża głupi, a później i tak szli do kościoła, chrzcili swoje dzieci i brali ślub kościelny. Mierzi mnie ten polski oportunizm i bierność statystycznych katolików. Stwierdziłem, że tak nie chcę i że w czytelny sposób muszę się temu sprzeciwić.
Mateusz Trojan Archiwum prywatne Mateusza Trojana
Grzegorz Lepianka Archiwum prywatne Grzegorza Lepianki
GRZEGORZ LEPIANKA, APOSTAZJA W GRUDNIU 2020
PIERWSZA PRÓBA ZAWALCZENIA O SWOJE SPRAWY
Już w podstawówce pojawiły się u mnie wątpliwości dotyczące wiary. Pamiętam, że kłóciłem się z siostrą zakonną na lekcjach religii. Odczuwałem sprzeciw i bunt wobec tego, czym karmiono nas na katechezie. Do bierzmowania już nie przystąpiłem. Pamiętam trudne rozmowy z mamą i jej argumenty: "Co ludzie powiedzą". Była to pierwsza próba zawalczenia o swoje sprawy. Chciałem ją przygotować na ważniejsze wyznanie, wyjawić jej, że jestem gejem. Kilka lat później jej powiedziałem. Wtedy nastąpił mój coming out.
O apostazji myślałem już od dawien dawna, ale budził mój opór fakt, że jeśli chcę jej dokonać, muszę działać na zasadach, które ustalił Kościół. Zostałem zapisany do tej instytucji wbrew mojej woli. Nawet wypisanie z niej tak do końca nie jest możliwe, ponieważ chrzest jest niezbywalny. Uważam, że aktu apostazji powinno się dokonywać na zasadzie oświadczenia woli i tyle.
Ostatni rok był przełomowy. Zarówno rząd, jak i Kościół rozkręcili homofobiczą nagonkę na niespotykaną dotąd skalę. To było tak przykre, że mnie zmobilizowało do wypisania się z tej instytucji, a gdy zobaczyłem akcję #apostazja2020, pomyślałem, że to jest właściwy moment.
Agata Diduszko-Zyglewska Elżbieta Korolczuk
AGATA DIDUSZKO-ZYGLEWSKA, APOSTAZJA W KWIETNIU 2018
NIE CHCĘ MIEĆ NIC WSPÓLNEGO Z KOŚCIOŁEM, PONIEWAŻ CZYNI ZŁO
Była to dla mnie rzecz oczywista. Od kilku lat zajmuję się sprawą kościelnej pedofilii i bezkarnością sprawców w sutannach. Dostawałam naprawdę dużo listów, które pokazywały skalę przestępstw w Kościele przekraczającą wszelkie normy. Zaczęło się od tego, że – dziś już nieistniejąca – fundacja Nie lękajcie się szukała miejsca na siedzibę w Warszawie. Przystań znalazła w „Krytyce Politycznej", gdzie pracowałam. I wtedy poznałam wiele różnych drastycznych historii, które zaczęłam opisywać. Po kilku latach pisania na ten temat nie miałam wątpliwości, że nie chcę mieć nic wspólnego z Kościołem, ponieważ czyni zło.
SZCZEPAN ROŻALSKI, APOSTAZJA W LIPCU 2019
OSZUKUJĘ SIĘ MRZONKAMI O ŻYCIU WIECZNYM
Co jest po śmierci? Czy czeka mnie życie wieczne? Czy raczej obracam się w nicość? I po prostu znikam? Doszedłem do wniosku, że żyję według schematu, że księża sprzedają mi wizję pełnego dobroci i wyrozumiałości Boga, który po mojej śmierci wybaczy mi i przyjmie do nieba, nawet jeśli nie byłem religijny i nie żyłem według kościelnych zasad. Pomyślałem, że oszukuję się mrzonkami o życiu wiecznym.
Z dokonaniem apostazji nosiłem się od dawna. Nie jestem religijny. Moja partnerka też. Przełomowym momentem była śmierć mojego ojca w maju 2019 r. Jeszcze intensywniej zacząłem zastanawiać się nad własną śmiertelnością. Decyzja o apostazji była więc wypisaniem się z instytucji, która oferuje i definiuje życie wieczne. Składając ten akt, wprost stwierdzam, że nie ma życia po śmierci, ciało umiera, mój mózg przestaje funkcjonować, a mnie nie ma. Następuje koniec. To trochę przerażająca wizja. Można poczuć strach. Czy nie lepiej jednak przestać się oszukiwać niż żyć z oszustwem w głębi duszy? Stanąć twarzą w twarz z prawdą.
Apostazji dokonałam dla własnego sumienia, żeby żyć w prawdzie. Robienie z niej aktu buntu to manipulacja. Żyjemy w świeckim państwie. Do kościoła przestałam chodzić jeszcze w podstawówce. Apostazji chciałam dokonać lata temu. Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej? Wydaje mi się, że decyzję odwlekałam, bo bałam się sprzeciwić tak potężnej władzy, pewnie też z lęku przed ostracyzmem. Myślę, że gdyby apostazji można było dokonywać przez internet bez przymusu patrzenia proboszczowi w oczy, znacznie więcej osób odważyłoby się na taki ruch.
Dellfina Dellert Luka Łukasiak
Amerykańska firma badawcza Pew Research Center porównała religijność ludzi przed czterdziestką i po czterdziestce w 108 państwach na całym świecie. Wyniki są jednoznaczne: młodzi są mniej religijni niż starsi, a w mniej więcej połowie państw nastąpił spadek religijności. Ze wszystkich przebadanych państw największy spadek religijności – z generacji na generację – nastąpił w Polsce. Tylko dla 16 proc. Polaków do czterdziestego roku życia religia jest "bardzo ważna". Dla co czwartej osoby 40+ jest ona szczególnie istotna.
– Kościół jest w tej chwili postrzegany jako zło. Polacy chcą się więc odciąć od zła. Nie chcą już wspierać jego działań, ponieważ w tej chwili jawi się jako organizacja przestępcza. Osoby, które dokonują apostazji, nie chcą mieć z tą instytucją do czynienia. Nie chcą swoim nazwiskiem legitymizować działań Kościoła – zauważa w rozmowie z Gazeta.pl Artur Sporniak z "Tygodnika Powszechnego".
Tak protestowano w Krakowie Wiola Wiaderek / shutterstock
Szczepan Rożalski Archiwum prywatne Szczepana Rożalskiego
SPOTKANIE Z PROBOSZCZEM. "CHCĘ SIĘ WYPISAĆ Z KOŚCIOŁA!"
SZCZEPAN ROŻALSKI, SCENARZYSTA
JA, DEMON, CZYHAM NA KSIĘDZA
W moim przypadku dokonanie aktu apostazji do najłatwiejszych nie należało. Nie wiedziałem, w którym kościele byłem ochrzczony, jeździłem więc od kościoła do kościoła w okolicy miejscowości, w której przyszedłem na świat. Za każdym razem, kiedy wchodziłem do zakrystii, ksiądz witał mnie uśmiechem i z nabożną czułością. Gdy zdradzałem powód swojej wizyty i mówiłem, że chcę dokonać aktu apostazji, jego zachowanie ulegało radykalnej zmianie. Kazał mi usiąść jak najdalej od siebie, jakby w jego kościele zjawił się demon. Milkł, zachowywał się tak, jakby czyhało na niego jakieś zagrożenie.
Brał księgę, przekładał strona za stroną, szukając mojego nazwiska, a we mnie rosło napięcie, słyszałem przyspieszone bicie mojego serca. W tej grobowej ciszy tylko ten dźwięk wydawał się realny. Czekałem w zawieszeniu, jakby poza czasem i przestrzenią. Oto jestem, ja, demon, czyham na mężczyznę nerwowo wertującego księgi. I wtedy padały te słowa. "Nie, nie widzę takiego nazwiska" – mówił kapłan z wyraźną ulgą. I tak w czterech kościołach, cztery razy. Dopiero w piątym udało mi się zdobyć odpowiednie zaświadczenie.
Z dokumentem w dłoni poszedłem więc do parafii właściwej dla mojego miejsca zamieszkania. W zakrystii spotkałem młodego księdza, młodszego ode mnie o dziesięć lat. "Nie, ja nie mogę przyjąć aktu apostazji. Musi pan porozmawiać z proboszczem" – usłyszałem.
Zacząłem wyrzucać z siebie to, co mnie boli w tej instytucji. Mówiłem o pedofilii, Głódziu, Jędraszewskim, którego skandaliczne wypowiedzi burzą i burzyły mi krew – a ten młody ksiądz powiedział mi tylko: "Wszyscy bywają grzeszni. Nie ma ludzi bez grzechu". Czy księża nie mówią nam, żebyśmy walczyli ze swoimi przywarami? A sami co robią? Tuszują grzechy swoich współbraci. Wyszedłem wzburzony.
Tydzień później przyszedłem na spotkanie z proboszczem. Myślałem sobie: światły człowiek, z tytułem doktora, pewnie będę mógł wymienić z nim racjonalne poglądy. Słyszałem też, że to taki kapłan z powołaniem, który po mszy stoi przy drzwiach i żegna wiernych. To wciąż rzadkość w polskim kościele. I co? Przyjął moje pismo, przeczytał je. Porozmawialiśmy o Głódziu i Jędraszewskim. Tego pierwszego krytykował, mówił wprost, że to zakała Kościoła, a tego drugiego bronił. Zgadzał się, że LGBT jest tęczową zarazą, że jest zagrożeniem dla rodzin, że Jędraszewski ma absolutną rację i ludzie się jeszcze o tym przekonają. A ja mam osoby homoseksualne w rodzinie. Co mam im powiedzieć? Że nie mogę im ręki podać, bo tak mówi jakiś biskup w kościele? Powiedziałem, że się nie zgadzam i na tym skończyła się dyskusja.
Przed złożeniem aktu apostazji musiałem zdobyć świadectwo chrztu. Poszedłem więc do mojej dawnej parafii na Muranowie. Przygotowywałem się na dyskusję z księdzem proboszczem, a wszystko trwało może pięć minut. Usłyszałem, że on brzydko pisze, więc zaprasza mnie do pokoju obok, w którym pani sekretarka wypisze zaświadczenie o chrzcie świętym. Nawet nie zapytał, do czego jest mi ono potrzebne, pani w biurze już tak, ale nie zmieniła do mnie nastawienia, nadal była bardzo miła. Pomyślałem, że gdyby tak wyglądał Kościół, to nie chciałbym z niego wychodzić. Dziwne, ale zrobiło mi się nawet smutno, że być może sprawiam jej jakąś przykrość.
Grzegorz Lepianka przed kościołem na Muranowie. Właśnie otrzymał z parafii zaświadczenie o chrzcie Archiwum prywatne Grzegorza Lepianki
Gdy za pierwszym razem stawiłem się w obecnej parafii na Pradze z kompletem dokumentów, był akurat 4 grudnia, wyjątkowy dzień, ponieważ świętowałem z moim partnerem 18. rocznicę związku. Chciałem więc powiedzieć księdzu, że to Kościół wyrzuca mnie poza wspólnotę, że nie chcę być częścią tej instytucji i że to jest moja wola. Niestety w kancelarii nie było żadnego księdza z powodu zwyczajowych pierwszopiątkowych spowiedzi.
Tydzień później, gdy księdza już zastałem, rzucił tylko okiem na moje oświadczenie i bez zbędnych pytań stwierdził, że wszystko zostało pięknie przygotowane. Ja sam z siebie powiedziałem: "Proszę nie myśleć, że moja decyzja została podjęta pochopnie. Od lat nosiłem się z zamiarem apostazji, a ostatnie sytuacje mnie ku temu skłoniły". Na co usłyszałem, że to media nakręcają całą sytuację. Na koniec życzył mi "szczęść Boże" i powiedział, że Bóg jest szczęściem i życzy mi, żebym kiedyś go odnalazł, bo on wierzy, że to jest bardzo ważne. Również pożyczyłem mu szczęścia i wyszedłem.
Ksiądz był uśmiechnięty, bardzo miły, ale też stanowczy. Wszystko trwało może dwie minuty.
MATEUSZ TROJAN, PRACUJE W DZIALE WYDAWNICZYM INSTYTUTU SZTUKI PAN
PAN W SPRAWIE ŚLUBU? NIEZUPEŁNIE. W SPRAWIE APOSTAZJI
Jestem z Warszawy, nadal tu mieszkam. Doskonale więc znam swoją parafię, w której mnie ochrzczono. Kiedy przyszedłem, proboszcz przywitał mnie słowami: "Wiem, wiem. Pan w sprawie ślubu". Niezupełnie – odparłem. – W sprawie apostazji. Stężała mu twarz i przez pół godziny trwała rozmowa. Naprawdę grzeczna.
Usłyszałem od niego, że ma kolegę, który jest kapelanem na statku i mówi, że w czasie sztormu nie ma niewierzących. Ubolewał, że Bóg nie postawił na mojej drodze kogoś, kto by pokazał siłę wiary. – A jeśli pan poważnie zachoruje, to nie uwierzy pan w Boga?
Odparłem, że wiara musi być słaba, jeśli zależy tylko od choroby czy sztormu. Trudno mi ocenić, jak zachowam się w ekstremalnych sytuacjach, może wpadnę w histerię, a może dostanę jakiegoś nagłego nawrotu pobożności? Mam nadzieję, że nie, bo nie chcę wierzyć tylko dlatego, że zachorowałem lub boję się śmierci. Pamiętam, że kiedyś Aleksander Kwaśniewski powiedział u Moniki Olejnik, że nie ma łaski wiary. A ja powiem, że mam łaskę niewiary.
W 2008 roku nie było żadnych procedur dokonania apostazji. Po półgodzinnej rozmowie wpisano do księgi, że tego i tego dnia zadeklarowałem apostazję. Dostałem świadectwo i oficjalnie zostałem ateistą.
AGATA DIDUSZKO-ZYGLEWSKA, DZIAŁACZKA SPOŁECZNA, RADNA
APOSTAZJA JEST DZIAŁANIEM ODWRACALNYM. JEŚLI KOŚCIÓŁ SIĘ ZMIENI, MOŻNA DO NIEGO WRÓCIĆ
Gdy składałam swój akt, usłyszałam od księdza, że apostazja jest działaniem odwracalnym i jeśli chciałabym kiedykolwiek wrócić na łono Kościoła, to on serdecznie zaprasza. Ja nie wrócę, bo po tym jak mnie zapisano bez mojej woli przez chrzest, nigdy nie dołączyłam do tej wspólnoty, ale myślę, że jest to bardzo ważna informacja dla katolików, którzy nie są w stanie zaakceptować działań ludzi Kościoła. Oznacza to, że mogą zanieść swój akt apostazji i powiedzieć, że występują z tej instytucji. Wrócą, ale pod warunkiem, że się zmieni.
– Nie da się zmazać chrztu. Taka jest interpretacja teologiczna. Człowiek może sam z Kościoła wystąpić, ale nikt nie jest go w stanie wyrzucić. Biskup ekskomuniką nie usuwa wiernego, tylko nakłada na niego pewne ograniczenia. Nikt nie jest w stanie wyrzucić człowieka z Kościoła, oprócz niego samego. Zawsze może wrócić. I wtedy nie trzeba powtarzać chrztu. To nie jest jednorazowy sakrament. Wtedy zostaje odnotowane, że apostazja zostaje cofnięta i człowiek zostaje z powrotem przyjęty do wspólnoty – komentuje dla Gazety.pl Artur Sporniak z "Tygodnika Powszechnego".
Co daje apostazja? Andrii Yarovsky / shutterstock
SZCZEPAN ROŻALSKI – DWA LATA PO APOSTAZJI
NIE WARTO TRACIĆ CZASU, BO CZAS, KTÓRY OTRZYMAŁEM, JEST OGRANICZONY
Po złożeniu oświadczenia woli i uzyskaniu pieczęci na dokumencie apostazji wyszedłem z kościoła tak, jakbym unosił się kilka centymetrów nad ziemią. Pozbyłem się ciężaru, bagażu, powinności, tego, co muszę, a czego nie mogę robić. Zyskałem pewność, że po śmierci nic się nie wydarzy, nie ma wieczności. Zyskałem perspektywę, że jestem w pełni odpowiedzialny za swoje życie, że jestem tu i teraz. Jeśli więc mam jeszcze kilkadziesiąt lat życia przed sobą, to wykorzystam je najlepiej. Teraz towarzyszy mi świadomość, że nie warto tracić czasu, bo czas, który otrzymałem, jest ograniczony. Taki sposób myślenia pojawił się u mnie po wyjściu z kościoła. Wcześniej nie miałem takiego poczucia. Żyłem raczej z przeświadczeniem, że czas jest nieograniczony, a ja będę żył wiecznie.
GRZEGORZ LEPIANKA, TRZY MIESIĄCE PO APOSTAZJI
NIE CHCIAŁEM BYĆ WYKORZYSTYWANY JAKO DOWÓD, ŻE JESTEŚMY KATOLICKIM SPOŁECZEŃSTWEM
Ulga. Nareszcie poczułem ulgę. Przed długi czas ciążył mi fakt, że jestem w Kościele, choć nie jestem jego częścią i zawyżam statystyki. Cały czas się słyszy od księży, że w Polsce jest 98 proc. katolików. Nie chciałem być wykorzystywany jako dowód, że jesteśmy katolickim społeczeństwem. Nie czuję się i nigdy nie czułem się katolikiem. Nie chcę być w tej grupie.
Nawet osoby wierzące krytykują wypowiedzi biskupów o tęczowej zarazie i wcale się nie dziwią, że osoby spod akronimu LGBT+, ale i inne, chcą z Kościoła wychodzić, bo w tej instytucji są często ludzie, którzy wyrządzają wiele zła zamiast próbować rozumieć innych i im pomagać. Łatwo oceniają i są niesprawiedliwi w swoich sądach.
MATEUSZ TROJAN – TRZYNAŚCIE LAT PO APOSTAZJI
WOLĘ MODĘ NA APOSTAZJĘ NIŻ NA JANA PAWŁA II
W kraju, w którym wszystkich od dzieciństwa indoktrynuje się wiarą, naprawdę na początku trudno jest z siebie tę wiarę wyrzucić. Człowiek jest pełen przesądów i lęków. Straszy się go od dzieciństwa diabłem, przekonuje, że tylko nasza religia jest najlepsza. Trudno więc z dnia na dzień odwrócić się od wiary. U mnie więc to był proces. Myślałem też o życiu po śmierci. Gdy zrozumiałem, że nic tam nie ma, poczułem ulgę. Życie się kiedyś skończy i będziemy mieli święty spokój. Nie będzie żadnego piekła ani nieba, siedzenia na chmurce, grania na harfie czy stapiania się z jakąś istotą boską. Nie, niczego takiego nie będzie. I bardzo dobrze.
Wolę modę na apostazję niż modę na Jana Pawła II i wielkie narodowe rekolekcje po jego śmierci. Marzy mi się pełna laicyzacja, która nie będzie polegała na antyklerykalizmie, tylko na totalnej obojętności, żeby Kościół katolicki stracił swoje koszmarne wpływy, które ma w Polsce, żeby płacił porządny podatek i żeby uregulowano jego sytuację finansową. Myślę, że to byłoby najlepsze.
W rodzinie mamy dwie zakonnice, dwóch księży, było trzech, ale jeden zrzucił sutannę. Lubię ich nawet, zwłaszcza zakonnice. One dokładnie wiedzą, że wypisałem się z tego interesu i pewnie się za mnie modlą. Zawsze tak mówią. I ja wtedy mówię: "No trudno. Jeśli musicie... W końcu to wasz zawód. Takie macie obowiązki zawodowe".
Pamiętam, że tuż przed Światowymi Dniami Młodzieży i przyjazdem papieża Franciszka wszyscy mówili, że czekają na Ojca Świętego. Wtedy zamieściłem na Facebooku swój akt apostazji i napisałem, że nie wszyscy. Ja na pewno nie.
DELLFINA DELLERT – TRZY MIESIĄCE PO APOSTAZJI
KOŚCIÓŁ KATOLICKI PRZEŻYWA GŁĘBOKI KRYZYS MORALNY, NIE RADZI SOBIE Z OGROMEM ZEPSUCIA
W końcu gniew stał się silniejszy niż lęk. Mam dość stania hierarchów Kościoła ponad prawem, ich poczucia wyższości i braku szacunku wobec tych, którzy nie są białymi, heteroseksualnymi katolikami. Ich niezaspokojonego apetytu na władzę, bogactwo i kontrolę ludzkich ciał i umysłów. To oni dają przykład wiernym i są za obecną postawę wielu katolików odpowiedzialni.
Mam też dość tego, że bycie "prawdziwym" patriotą jest u nas nierozerwalnie związane z byciem katolikiem. Przy tym "katolik" to taki immunitet chroniący przed prawdą, dzięki któremu mizoginia, homofobia, znęcanie się nad zwierzętami czy antysemityzm nie zakłócają przekonania o byciu dobrym człowiekiem.
Chciałabym powiedzieć, że Kościół katolicki przeżywa głęboki kryzys moralny, nie radzi sobie z ogromem zepsucia. Niestety to, czym Kościół obecnie stoi, to pycha, pogarda i bezkarność. A brak pokory, empatii dla swoich ofiar czy poczucia winy jest dla mnie nieakceptowalny, zwłaszcza jeśli chodzi o instytucję, która rości sobie prawa do bycia autorytetem moralnym.
AGATA DIDUSZKO-ZYGLEWSKA – TRZY LATA PO APOSTAZJI
NIE ZGADZAM SIĘ NA TO, ŻEBY ZMIENIĆ POLSKĘ W PAŃSTWO TEOKRATYCZNE
Akt apostazji to póki co jedyny oficjalny sposób na wypisanie się z Kościoła. Jedyny, jaki istnieje. Każdy, kto chce wyrazić sprzeciw wobec polityki i przestępstw, które Kościół ma na sumieniu, może dokonać tego w sposób oficjalny. Złożyłam swój akt woli, w którym powiedziałam: "Nie mam z wami nic wspólnego. Nie życzę sobie, żebyście mnie liczyli w swoich księgach i nie życzę sobie, żebyście mówili, że robicie cokolwiek w moim imieniu". Im więcej osób to zrobi, tym ten rzekomy mandat Kościoła do wtrącania się w nasze życie będzie mniejszy.
Nie zgadzam się na to, żeby zmieniono Polskę w państwo teokratyczne, w państwo religijne, to jest wbrew naszemu prawu. My nie mówimy, że katolicy mają zniknąć, że są wrogami narodu i mają robić to, co my sobie życzymy. Chcemy móc żyć w demokratycznym państwie, które przestrzega praw człowieka. Katolicy mogą chodzić do swoich kościołów, mogą się modlić i żyć według przykazań. Problem polega na tym, że Kościół chce doprowadzić do sytuacji, w której według jego pseudonauki i łamiących prawa człowieka przekonań mają żyć wszyscy, a nie ci, którzy sobie tego nie życzą. I to jest uzurpacja – niebezpieczna dla wszystkich, a zwłaszcza dla kobiet i dzieci.
Zachowania Kościoła powodują realną krzywdę, dzieci popełniają samobójstwa, osoby LGBT są zaszczuwane. Przynależność do takiej organizacji, pozwalanie, żeby ktoś w naszym imieniu mówił te rzeczy, sprawia, że jesteśmy współwinni. Nasze milczenie nie jest neutralne. Jeżeli milczymy w obliczu zła, to po prostu pozwalamy temu złu się rozwijać. Dopóki dobrzy katolicy milczą, ci źli robią straszne rzeczy, więc jeżeli rzeczywiście Kościół to są wszyscy, to naprawdę ci wszyscy muszą zacząć działać, ponieważ zło dzieje się wewnątrz tej instytucji.
Punkt informacyjny na temat możliwości wyjścia z Kościoła katolickiego Fot. Jan Zamoyski / Agencja Wyborcza.pl
Politycy Wiosny pod koniec ubiegłego roku założyli Licznik apostazji, ma on pokazywać liczbę osób odchodzących z Kościoła. Wskazuje już ponad dwa tysiące apostazji. W samym tylko 2021 roku dokonaniem apostazji "pochwaliło" się już ponad pół tysiąca osób.
– Większość z nas do Kościoła zapisana została formalnie, zaraz po urodzeniu, pomimo braku naszej woli. Dla większości ludzi po prostu jest to coś przezroczystego. Gdy uruchomiliśmy Licznik apostazji, wiele osób napisało do nas, że chciałoby dołączyć do naszej inicjatywy, ale czy muszą dokonywać aktu apostazji? Bo to oznaczałoby, że po raz pierwszy od czterdziestu lat musieliby pójść do kościoła, a do tego jeszcze musieliby skonfrontować się z jakimś facetem, który będzie im robił łaskę, więc oni tego nie zrobią. Kościół dla większości ludzi jest sferą nieistniejącą – zauważa Agata Diduszko-Zyglewska, która razem z Robertem Biedroniem i Joanną Scheuring-Wielgus stoi za Licznikiem apostazji.
– Wzrost liczby aktów apostazji w ostatnim czasie to reakcja na to, co się dzieje w sferze politycznej i na to, że Kościół od kilku lat związał się z partią rządzącą, w otwarty sposób wspierając konkretnych polityków. Do tego również dochodzi chęć wpływania na życie Polaków, czy sobie tego życzą, czy nie. Ludzie zrozumieli, że nie można już być wobec tego obojętnym. Musimy powiedzieć, że księża nie mówią w naszym imieniu. Kluczowe jest to, że biskupi żądają wprowadzenia fundamentalistycznego prawa. Wskazują przy tym nie na te dwadzieścia kilka procent Polaków, czyli mniejszość, która chodzi do kościoła, tylko powołują się na to, że katolików w Polsce jest 90 procent. Tylko że są to ludzie zapisani tam pomimo ich woli, więc to wyliczenie jest kompletnie absurdalne – tłumaczy polityczka Wiosny.
– Licznik apostazji wzrasta i pewnie będzie rósł, ale myślę, że to jest jednak niewielki procent. Ludzie przestaną po prostu przychodzić do kościoła. Mówią: "Jestem tak zniesmaczony zachowaniem księży, że zaczyna mi przeszkadzać przynależność do Kościoła". Teraz ten gniew i wstyd są poważniejsze. Coraz więcej osób mówi: "Nie chcę mieć do czynienia z tą instytucją" – zauważa Artur Sporniak.
ARTUR SPORNIAK, "TYGODNIK POWSZECHNY"
Nasze struktury kościelne nie były na to przygotowane. Jest to instytucja działająca w pewnych koleinach, nastawiona na duszpasterstwo masowe, parafialne. Ponadto nasz Kościół jest szalenie sklerykalizowany, silnie zhierarchizowany. Funkcjonuje siłą inercji, bierności.
Biskupi mają pełną władzę, a księża są od nich w pełni uzależnieni. Ich życie jest całkowicie oddane w ręce zwierzchnika. W związku z tym ten układ jest szalenie trwały, silny, ze sprzężeniami zwrotnymi. Dlatego tak bardzo cierpią ofiary pedofilów, ponieważ ten sojusz natychmiast zostaje skierowany przeciwko nim. Poza tym przebicie się z uwagą skierowaną na ofiary w tej relacji jest niemożliwe. Jest to więc układ zamknięty. Zamknięty na świeckich, którzy są bierni. Przyzwyczailiśmy się do traktowania kościoła jak supermarketu, aby zaspokajać własne potrzeby duchowe. Wiele osób myśli, że skoro instytucja ma poważne problemy, które mnie odrzucają, to z nią zrywam, a swoje potrzeby duchowe zaspokoję w inny sposób.
Biskupi funkcjonujący w tym zamkniętym układzie też popełniają błędy. I to trwa. Inercja jest silna w tym systemie, w którym najważniejsza jest instytucja, a nie człowiek.
To uderzy. Ale z opóźnieniem. Po pierwsze finansowo. Do hierarchów wkrótce dotrze, że finanse się skurczą o dwie trzecie. I dopiero wtedy zaczną myśleć nad jakimiś zmianami, ale to będzie bardzo trudne.
Polski Kościół jest w dużej mierze taki jak Radio Maryja. Świat postrzega jako zagrożenie. To jest takie sekciarskie myślenie. My mamy prawdę i musimy jej bronić, bo czyha na nas szatan. Nie rozumiem takiego podejścia, ale ono niestety pokutuje wśród biskupów, a nawet arcybiskupów.
Mogę krytykować takie irracjonalne myślenie i mówić o tym głośno, ale jest taki cytat u św. Pawła: "Kim jesteś, że się ośmielasz sądzić cudzego sługę? To, czy on stoi, czy upada, jest rzeczą jego pana".