Marta Sobiło*: Ja nigdy nie chciałam wyjeżdżać z kraju, przekonała mnie do tego dopiero miłość. I to zagmatwana, bo Paweł jest młodszy ode mnie. Kiedy go spotkałam, miałam męża, dzieci, biznesy z przyjaciółką. On zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia, ja w nim dopiero później. Sytuacja się skomplikowała, były dramaty, kłótnie, do tego stopnia, że pewnego dnia Paweł wyjechał do Anglii. Trochę później ja do niego dołączyłam, choć naprawdę nie lubiłam tego kraju i nigdy nie planowałam się w nim znaleźć. Lepiej mówiłam po francusku, myślałam, żeby pojechać do Francji, ale pojechałam za tą postrzeloną miłością.
Marta Sobiło arch. prywatne
Był 2013 rok. Starszy syn miał 8 lat, Czak - 4. Starszy był zawsze mocno związany z ojcem, nie chciał jechać. W pewnym momencie, pod sam koniec pakowania stwierdził, że jednak też leci ze mną.
W Polsce nic mnie nie trzymało, bo mój interes - sklep z gadżetami ekologicznymi - siadł. Właściwie to wszystko zaczęło się walić jednocześnie - kredyty, małżeństwo, przyjaciel pożyczył pieniądze i nie oddał - więc ta decyzja była naturalna
Dogadaliśmy się, że ja zabieram dzieci, a on długi
Przyjechałam do Anglii bez planu na to, czy i gdzie będę pracować i co będę robić. Mogłam sobie na to pozwolić, bo Anglia była państwem opiekuńczym, więc europejskiej matce z dwójką dzieci było bardzo łatwo dostać wszystkie zapomogi i zasiłki.
Ja jakoś zawsze muszę się wpakować w pomaganie. Wolontariaty, pomoc w szkole. Trochę mnie to niosło, a trochę było ciężko. Paweł nas utrzymywał i spędzał w pracy 10-12 godzin. Ja z kolei mnóstwo energii wkładałam w to, żeby moje dzieci miały kontakt z ojcem, a on z nimi. Do tego ta pogoda…
Marta Sobiło arch. prywatne
Jak przylecieliśmy w sierpniu z Polski, w której była piękna pogoda, przywitała nas na miejscu mżawka. Smutno, obrzydliwie. I choć po pół roku zobaczyłam się po raz pierwszy z ukochanym i było to cudowne, to też przerażające - nowe miejsce, nowy kraj. Co ciekawe, wszyscy byli uśmiechnięci i chcieli pomóc.
Nawet jak zapomnieliśmy zapłacić rachunek - a ja mam zdiagnozowane ADHD, osoby z ADHD często zapominają o takich rzeczach - czy nie mieliśmy na niego kasy, bo i tak bywało, to wystarczyło zadzwonić, żeby usłyszeć: to my ci to rozłożymy na 1500 rat po 0,53 funta, żebyś tylko mogła to na spokojnie nam spłacać
Poczułam, że mamy szansę tu żyć i przeżyć. Choć np. auta bardzo długo nie mieliśmy, bo ubezpieczenie jest drogie, zwłaszcza dla 25-latka. Wszędzie dygaliśmy pieszo, z babciowym wózeczkiem na zakupy. Na początku robiliśmy dużo spacerów i to było fajne. Dzieci pewnie mniej radośnie to wspominają.
Najpierw znalazło się miejsce dla młodszego - w nowo wybudowanej, ślicznej szkole. Mam w telefonie jego zdjęcie z pierwszego dnia: taki mały, smutny bobek, który totalnie nie wie, co się dzieje. O piętnastej go odebrałam i okazało się, że nie dość, że przeżył, to jeszcze się dobrze bawił. Miał na szkołę ciekawy sposób, bo przecież on nie mówił po angielsku.
Powiedział wszystkim, że jest kotem i mówił tylko "miau". Potem nauczył się mówić, że chce do toalety, a potem że jest głodny - priorytety! I to były trzy rzeczy, które mówił, bo, jak stwierdził, mając cztery i pół roku, będzie mówił po angielsku dopiero wtedy, kiedy nauczy całego angielskiego płynnie. I przez rok się nie odzywał do nikogo w szkole, tylko mówił "miau". A po roku się zaczęło… Buzia mu się nie zamykała.
Marta Sobiło i jej narzeczony Paweł arch. prywatne
W Anglii jest takie prawo, że drugie dziecko ma pierwszeństwo przyjęcia do wybranej placówki ze względu na posiadanie w niej rodzeństwa, więc poszedł do tej samej szkoły w listopadzie, czyli trochę później
Odtańczyłam wtedy taniec radości na placu zabaw. Udało się! Ale wróciłam do pustego domu i trochę miałam doła, że nie siedzę z dzieciaczkami, nie jestem już taka fajna, nie chodzę do telewizji, nikt się mną nie interesuje, jestem taką obcą osobą tutaj. I to dość długo trwało. Paweł musiał z tym sobie radzić.
Jako dziecko miałam straszne traumy jedzeniowe. I opowiem jeszcze o tym, bo z tym się łączy moja romantyczna historia.
Jako dziecko wielu rzeczy nie jadłam, zawsze byłam zmuszana do jedzenia. Więc wkręciłam się w Baby-led Weaning - Bobas Lubi Wybór, czyli metodę, która polega na tym, że dzieci same wybierają, co chcą jeść
Tu radiowa Trójka, tam TVN. Do tego byłam mamą z dziećmi w chuście, prężnie działałam w Klubie Kangura, organizowałam warsztaty, pogadanki dla położnych, spotkania dla mam. Używałam ekologicznych pieluszek wielorazowych, a potem je sprzedawałam. I to już w 2009 roku, kiedy to jeszcze w Polsce nie było modne.
Marta Sobiło i jej narzeczony Paweł arch. prywatne
Trochę z poczucia winy. Paweł jest młodszy ode mnie o cztery lata, miałam wyrzuty sumienia, że ma na głowie dom i nie swoje dzieci. Zaczęło się od różnych dorywczych prac, a potem zaczęłam robić zdjęcia - rodzinne i kobietom. Założyłam firmę, dostawałam dopłaty do niskiej pensji, bo takie ci się tu należą.
Przeprowadziliśmy się i to się okazało fatalną decyzją. Nie dość, że dzielnica się okazała okropna, to jeszcze przez to, że mieszkamy w domu, nie mamy szans na mieszkanie od miasta, bo stać nas na wynajem prywatny. Skoro do tej pory dawaliśmy radę, to możemy sobie poczekać parę lat na końcówce listy. Mogliśmy posłuchać naszego pierwszego landlorda, a człowiek myślał, że wie lepiej
Bo robiłam je między innymi dzieciom, a okazało się, że nie bardzo możemy mieć swoje, więc przestałam. A innych zdjęć nie miałam ochoty robić. Śluby mnie stresują, komunie na czterdzieści osób to jest logistyczny Meksyk, mam też nie po drodze z kościołem. Ale robię zdjęcia tym, komu chcę i kiedy chcę, na moich zasadach - to daje radość z fotografii.
I myślałam, że w Anglii będę robiła piękne ogrody w stylu angielskim, które kocham. Niestety trafiłam do miasta i dzielnicy biednych imigrantów takich, jak ja! To nie jest Londyn, gdzie ludzie mają kupę forsy, tylko Birmingham, gdzie ludzie nie mają pieniędzy, są imigrantami i zwykle wynajmują domy na rok, dwa. My na naszej ulicy jesteśmy jedynymi wynajmującymi, którzy dość długo tu mieszkają. Nikt za bardzo nie dba tutaj o części wspólne, nie zakłada ogrodów skoro i tak za rok ich tu nie będzie.
Zaproszono mnie do rocznego projektu, który się przedłużył. Zostałam certyfikowaną Advisor w Citizens Advice. To taka niezależna pozarządowa organizacja zajmująca się pomaganiem - za darmo! - ludziom we wszystkich aspektach życia - od benefitów, po sprawy mieszkaniowe. Okazało się, że ta praca daje mi tak ogromne ilości dopaminy, że wieczorami aż mi się buzia cieszyła, jak wracałam z pracy.
Okazało się, że ja jestem taką osobą, którą jak wyrzucą drzwiami, to wraca oknem. Jestem w stanie wszystko dla kogoś załatwić, uwielbiam tę walkę po prostu
Mój manager śmiał się, że jak już nie ma szans na nic, to trzeba mnie wysłać i ja to załatwię. Jak wiem, że się komuś coś należy, a on tego nie dostaje tylko dlatego, że np. jest z Polski, albo np. nie umie czytać, pisać lub przegapił termin, to ja mu to wywalczę. A przynajmniej dam z siebie wszystko, starając się.
Marta Sobiło fot. Paweł Jaksa
Citizens Advice utrzymują się z dotacji. To klasyczny trzeci sektor. Są niezależni od urzędów miasta i od rządu. Pracownicy ponoszą odpowiedzialność za swoją pracę: mogą zostać obciążeni karą pieniężną, jeżeli podadzą komuś złe informacje. Ja od początku pomagałam ludziom, którzy dopiero co do naszego regionu przyjechali. Po czasie okazało się, że moja pomoc potrzebna jest też tym, którzy tu już byli, ale albo nie mówią po angielsku, albo mają inne złożone problemy. Teraz pracuję w innej firmie, ale nadal jest to pozarządowy trzeci sektor. To działa jak sąsiedzki ośrodek pomocy społecznej. Nie masz co jeść? Pomożemy. Pomożemy też z benefitami, aplikacją o miejsce w szkole, wyprostowaniem statusu imigracyjnego, skontaktujemy cię z lekarzem, zaszczepimy na covid, a jeśli chcesz, damy paczkę żywnościową i nauczymy angielskiego - milion różnych rzeczy. Ja zajmuję się pozyskiwaniem dla osób statusu osiedleńca.
Pomagałam ludziom w najprostszych sprawach: zarejestrować się u lekarza, zapłacić rachunek, ale też załatwić lokum, gdy komuś się należało, a np. urząd dał ciała i nie dopełnił formalności. Pomagałam załatwić benefity, do których uzyskania też trzeba spełniać kryteria, a często mimo ich spełnienia ktoś był odsyłany z kwitkiem, bo wiadomo było, że jak mu uprzykrzą życie, to on sobie da spokój, zrezygnuje.
Po certyfikacie znam się na wszystkich programach pomocowych - zależnych i niezależnych od zarobków. Wiem, co ci się należy, jeżeli jesteś niepełnosprawna, umrze ci mąż czy ktoś ci wystawi rzeczy przed drzwi i nie masz, co ze sobą zrobić. Ogarniam sprawy związane z mieszkaniami. Teoretycznie robią to urzędy miasta, ale praktycznie od czasu covidu, tylko dają ci poradę i na dodatek przez telefon. Więc jeśli nie mówisz po angielsku, to co? A ja biorę daną osobę za rękę i załatwiam z nią wszystko krok po kroku.
Myślałam, że będę pracować z Polakami z wagi na język, ale klientką, której pomagałam najdłużej była kobieta z Nigerii
Przyjechała do Anglii przez Hiszpanię, więc miała hiszpański paszport. Mąż mówi po hiszpańsku, dzieciaki po angielsku, a ona mówi w edu - słyszałaś o takim języku? - i trochę po angielsku. A tak naprawdę, to nie mówi w żadnym języku, ponieważ ma ogromną wadę wymowy. Jak tylko się zestresuje, to od razu przestaje mówić, bo się ogromnie jąka. Wyobraź sobie, jak się pracuje z taką osobą w lockdownie przez telefon. To było bardzo ciężkie doświadczenie, ale mnóstwo się nauczyłam. Na szczęście miałam też dyspensę na spotykanie się z nią osobiście.
Ona i jej mąż to szalenie mili ludzie. Ona umiała pisać i czytać, więc czasem udawało się nam porozumieć na Whatsappie, ale jej mąż nie czytał i nie pisał
Pomagałam im ogarnąć benefity po wjeździe, ale ze względu na zbliżający się Brexit, zajęło to pół roku. Składałam jedną apelację za drugą na to bezprawie. Teraz, po Brexicie, jest jeszcze gorzej.
Nastawienie.
Pojawiła się agresja. Podpalano auta Polakom. Zdarzały się bójki
Jeszcze do 30 czerwca bezprawnym było pytanie, czy ktoś z UE ma zezwolenie na pracę w UK. Europejski paszport automatycznie gwarantował takie pozwolenie. Jednak ludzie wielokrotnie nie dostawali pracy, bo nie potrafili tego udowodnić. I to nie zawsze ze złej woli pracodawcy, trzeba to podkreślić, ale raczej z wszechobecnej paniki przed karami za zatrudnianie kogoś bez prawa do pracy i zerowej informacji odnośnie wymogów, praw, dat, terminów. Cyrk!
Dramat. Wszyscy ci, którzy są tutaj krócej niż pięć lat teoretycznie nie mają dostępu do pomocy mieszkaniowej. W momencie, kiedy ktoś ich wyrzuca z domu, są zdani głównie na siebie. Oczywiście są wyjątki, wszystko da się jakoś załatwić, trzeba tylko znać wszystkie możliwe opcje i mieć chęć pomocy danej osobie. Bo teraz to już nigdy nie jest prosta sprawa.
Brexit naprawdę komplikuje życie. Już zaczynają pytać dzieciaki w szkołach, czy mają legalny status imigracyjny. A niektóre z tych dzieci się tu przecież urodziły i to nie trzy lata temu, a piętnaście
Ja na szczęście nigdy nie chciałam tu przyjeżdżać, więc łatwiej mi będzie się z tym krajem pożegnać. Problem mamy tylko logistyczny - Paweł chciałby się wynieść do Włoch, ja na Islandię.
Jestem w pełni świadoma, że dla Pawła to było trudniejsze niż dla mnie. Ja mam stwierdzony - ale dopiero od pół roku - autyzm i ADHD. On nie ma ADHD i można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Do tego jest osobą totalnie neurotypową i ma bezpieczny styl przywiązania.
Mnie wszystko stresuje, mam ataki paniki, a im jestem starsza tym jest gorzej
Przez to wielokrotnie się rozstawaliśmy, ja go wyrzucałam z domu, bo jako osoba autystyczna jestem bardzo kategoryczna, nie ma u mnie szarości, wszystko jest tylko białe albo czarne. Jak sobie poszedł naprawdę, to dopiero zdałam sobie sprawę, że ja wcale nie chcę być z nikim innym. Nie wiemy, dokąd zmierzamy, ale jesteśmy zaręczeni, a on tym razem chce brać ślub natychmiast, najlepiej we wrześniu, w naszą rocznicę poznania.
Tak, tym razem ja. Ale najpierw to on się oświadczył. W rocznicę naszego poznania, tuż po moim przyjeździe. Ale to nigdy nic za sobą nie pociągało. Gdy się kłóciliśmy, to wszystko się rozlazło. Drugi raz oświadczył się dwa lata temu w Walentynki, ale nie był gotowy, żeby rozmawiać o ślubie. Chyba musieliśmy do tego dojrzeć. Umówiliśmy się, że jak ja będę chciała, to dam mu znać.
Więc te oświadczyny zaaranżowałam tak, jak chciałam - o wschodzie słońca, na plaży, z kumplem, który robił nam zdjęcia
Bo pięknie woda się błyszczy, takie lustro się zrobiło przy odpływie.
Jak już woda zaczęła do nas podchodzić, to ja wtedy klęknęłam
Nie do końca pamiętam, ale chyba zapytałam, czy wyjdzie za mnie i czy chce być ze mną już na zawsze.
W kieszeni miałam telefon i włączyłam naszą ulubioną piosenkę - znaczy jego ulubioną piosenkę, która mu się ze mną kojarzy. On w ogóle nie rozumiał, co się dzieje, nie zorientował się, ale bez wahania się zgodził
No i teraz chce ślubu, a potem Islandia albo Włochy. Ale jeszcze chwilę tu posiedzimy, dzieci mają szkołę.
Są już duże. Mają angielską tożsamość. Podsłuchałam, jak młodszy rozmawia z kolegą i tamten go zapytał, czy mówi dobrze po polsku. A młody mu na to mówi, że lepiej po angielsku i że sobie musi przetłumaczyć słowa w głowie, bo tu przyjechał, jak miał cztery latka. Starszemu jest łatwiej, zdawał teraz nawet egzaminy z polskiego, zdał też A level - na nasze to taka matura - dwa lata wcześniej z polskiego.
Kiedyś bardzo chciał wracać do Polski, mieszkać z tatą, być bliżej dziadków, ale już nie chce. Słucha o polityce, słucha o marszach, aborcjach, homofobii, rasizmie i nie chce brać w tym udziału
Tu ma chyba jednak większe możliwości kariery i nauki, ale nie wiemy, jak zdecyduje. Ja nigdy w to nie ingerowałam.
Tak, bo to nawet piękniejsze niż zaręczyny. Pojechaliśmy ostatnio odwiedzić znajomego znajomej i poszliśmy coś zjeść na mieście. Po godzinie czekania dostaliśmy coś, co było dla mnie niejadalne, bo ja nie jem np. grzybów, papryki, wielu rzeczy, a poza tym to wyglądało po prostu źle. Paweł na to popatrzył, popatrzył na mnie i powiedział: ja ci tutaj zrobię coś, co ty na pewno zjesz. I przygotował, jadalne. I to było najsłodsze i najfajniejsze. Tak się chyba przejawia prawdziwa miłość.
*Marta Sobilo – działająca w UK fotografka kobiet, rodzin i dzieci polskiego pochodzenia. Z zawodu architektka krajobrazu. Jak o sobie mówi: freak i całkiem szalona autystyczna/ADHD matka dwóch nastolatków.