Księżna Charlene rzadko zabiera głos w mediach, by jednak uciąć spekulacje na temat rozpadu swojego małżeństwa z księciem Albertem, zdecydowała się udzielić wywiadu lokalnemu radiu South Africa Radio 702.
- Zakładałam, że będę tu od 10 do 12 dni. Niestety, miałam problem z uszami. Lekarze przekazali mi, że to bardzo poważna infekcja zatok. Nie da się wymusić powrotu do zdrowia. Będę uziemiona w Południowej Afryce do końca października - tłumaczyła księżna.
Charlene Grimaldi wyjechała do Afryki w styczniu tego roku, gdzie miała odbyć oficjalną wizytę w fundacji ratującej nosorożce, której jest ambasadorką. Jej pobyt za granicą znacząco się jednak przedłużył, a księżna nie wróciła do Monako nawet na 10. rocznicę ślubu z księciem Albertem.
- To pierwszy raz, gdy będę świętować rocznicę ślubu sama. Bardzo mnie to smuci i jest trudne. Jednak ja i Albert nie mamy wyjścia. Musimy słuchać zaleceń lekarzy, nawet gdy sprawia to ból. Mąż mnie wspiera, a nasze codzienne rozmowy pomagają mi zachować spokój. Tęsknię jednak za wspólnym czasem - zapewniała wtedy w oficjalnym komunikacie.
Księżna wielokrotnie powtarzała, że tęskni za RPA i pozostawioną tam rodziną, a także przyjaciółmi. Co więcej, jej wyjazd zbiegł się z pojawieniem się w mediach plotek o kolejnym nieślubnym dziecku księcia, co tylko spotęgowało krążące od miesięcy pogłoski o rozpadzie ich małżeństwa. Kryzys w małżeństwie książęcej pary, zdaniem zagranicznych mediów, ma trwać już od lat, a informacja o kolejnym nieślubnym potomku niewiernego księcia, miała tylko zaostrzyć konflikt pomiędzy małżonkami.
To zresztą właśnie od pamiętnego ślubu z księciem pływaczka nazywana jest "najsmutniejszą księżną świata". Na kilka dni przed ceremonią na jaw wyszła bowiem informacja o kolejnym nieślubnym dziecku Alberta, przez co Charlene chciała odwołać zaślubiny. Jej próba ucieczki z Monako została jednak udaremniona, a panna młoda w dniu ślubu zalewała się łzami, które według wielu nie były łzami radości, a właśnie rozpaczy.