Już na początku wakacji Internet zalała fala paragonów grozy, które ludzie publikowali, by pożalić się i pokazać, jakie kwoty trzeba zapłacić m.in. za obiad polskim morzem. Okazuje się jednak, że tego typu problemy pojawiają się nie tylko podczas urlopu nad Bałtykiem.
Blogerka Magdalena Kostyszyn po powrocie ze swoich wakacji w Danii postanowiła podzielić się na Instagramie cenami, z którymi spotkała się podczas pobytu w tym kraju. Przy okazji postanowiła również zapytać internautki oraz internautów o ich przygody z horrendalnymi rachunkami.
- Wróciłam niedawno z wakacji w Danii. Niby to nie mój pierwszy raz w tym kraju i w ogóle w Skandynawii, a mimo to kilka razy zdarzyło mi się zapłakać wewnętrznie nad wyciągnięciem karty z portfela: lody za 90 zł, burger w Macu za 65 zł, wiecie o co chodzi. Uderzam zatem z pytaniem o najdziwniejsze / najbardziej bolesne lub wręcz przeciwnie, najbardziej zaskakujące wydatki związane z wakacjami! 72 zł za kanapkę na lotnisku. 3500 zł za przekroczenie prędkości na Islandii. 50 euro za frytki w Disneylandzie. Kto da więcej? :) - napisała w poście.
7500 za 50 min włączonego GPS w telefonie w Szwajcarii
300 PLN za 4 kebaby w Norwegii, dramat
1200 za mały woreczek przypraw w Marocco. Bo raz się żyje.
30 zeta za parking w Zakopcu za godzinkę
1200 zł za rybę plus sałatka w Chorwacji kilkanaście lat temu
Wypłata z bankomatu na Krecie 200 euro. Prowizja wyniosła 120 euro
1000 zł za przeglądanie Facebooka w Chinach
100 biletów NBP za pizze w Tel Avivie. I to kiepską
400 zł we Florencji gdy spontanicznie weszliśmy do autobusu myśląc, że kupimy w nim bilety
50zl za espresso na pl. św Marka w Wenecji... I to w 2001 roku
6 mandatów każdy po 800zł… z fotoradarów (o których nikt z nas nie miał pojęcia) za przekroczenie prędkości na trasie z Dubaju do Abu Dhabi
Wychodzi na to, że jedzenie nad morzem w Polsce nie jest aż tak drogie
- czytamy w komentarzach.