Zestawienie zdjęć korespondentki CNN Clarissy Ward, porównujące jej strój sprzed i po objęciu władzy przez talibów, błyskawicznie obiegło internet i światowe media, stając się niejako symbolem trwających w Afganistanie zmian. Do fotografii postanowiła odnieść się sama zainteresowana, która na bieżąco relacjonuje sytuację w Afganistanie.
Interpretacja internautów, okazała się nieco przesadzona, co podkreśliła sama Ward, tłumacząc na Twitterze, z czego w rzeczywistości wynika zmiana w jej ubiorze. - Mem jest niedokładny. Zdjęcie z odkrytą głową zostało zrobione na terenie prywatnym. Na ulicach Kabulu zawsze nosiłam chustę, chociaż nie zakrywałam w pełni włosów i nie miałam abai [wierzchnie okrycie, przypominające długi, luźny płaszcz - przyp. red.]. Różnica więc jest, ale nie tak drastyczna - sprostowała Ward.
Korespondentka nie ukrywa, że "afgańscy dziennikarze, zwłaszcza kobiety, są całkowicie zdruzgotani". - Od wielu lat robią niesamowite, odważne reportaże, a teraz istnieje bardzo realna obawa, że mogą spotkać się z odwetem albo już nigdy więcej nie będą w stanie wykonywać swojej pracy- mówi adweek.com Clarissa Ward, korespondentka CNN.
Jak zapewnia, ekipa CNN jest bardzo ostrożna. - Gdy będzie to konieczne, wrócimy do kraju - dodaje. I przypomina, że dla wielu Afgańczyków wyjazd z Afganistanu jest niemożliwy. - Oni tu zostaną, muszą mierzyć się z tą dramatyczną sytuacją - tłumaczy.
Clarissa Ward była studentką ostatniego roku literatury porównawczej na Uniwersytecie Yale w Stanach Zjednoczonych, kiedy doszło do ataku 11 września 2001 roku. To wydarzenie zrewidowało plany dwudziestolatki. Zawsze uwielbiała opowiadać historie i myślała nawet o tym, aby zostać aktorką, ale po tym wydarzeniu wszystko się zmieniło. "Nigdy, przenigdy nie myślałam tak dużo o stosunkach Ameryki z resztą świata" - powiedziała, dodając, że nie rozumiała "jaki rodzaj nieporozumień i dehumanizacji napędzał ten straszliwy akt przemocy". Wtedy też zdała sobie sprawę, jak ważne jest zrozumienie tego, co dzieje się na świecie i jak ważna jest rola dziennikarzy w tłumaczeniu społeczeństwu różnych, niezrozumiałych sytuacji.
"Miałam 22 lata i byłam idealistką pełną pychy" – śmiała się w jednym z wywiadów. Po ukończeniu studiów podjęła pracę w Fox News. Zaczęła uczyć się arabskiego. Jej nauczycielką została kobieta z Jemenu. "Opowiedziała mi o islamie, o życiu w Jemenie, o jej siedmiorgu dzieciach i o tym, jak postrzega atak 11 września" – wspominała Ward. "To było dla mnie oszałamiające i inspirujące. Pierwszy smak Bliskiego Wschodu".
Krótko po tym wydarzeniu przeprowadziła się do Bejrutu. Od tego czasu była świadkiem wojen i brutalności na całym świecie. Została uhonorowana nagrodami, m.in. Peabody Award. Obecnie mieszka w Londynie. Ma męża i dwoje dzieci. Relacjonowała wojny i konflikty z pierwszej linii frontu w Syrii, Afganistanie i Jemenie, a także podczas rosyjskich najazdów na Ukrainę i Gruzję. Swoje doświadczenia opisała w książce pt. "On All Fronts: Education of a Journalist". Nie ukrywa, że w sytuacjach zagrożenia życia "umiera ze strachu", ale też, że z czasem jej próg strachu znacznie się obniżył.
Gdy jako korespondentka wojenna z Iraku pracowała dla Fox News, relacjonowała egzekucję Saddama Husajna, napływ wojsk, zamieszki na Uniwersytecie Arabskim w Bejrucie i zamachy bombowe w Bikfaja w 2007 roku. To wtedy przeżyła, pierwsze jak mówi "prawdziwe starcie ze śmiercią". Zamachowcy-samobójcy zaatakowali miejsce, w którym się akurat znajdowała. Wcześniej sądziła, że w takich sytuacjach będzie płakać, lamentować i domagać się kontaktu z bliskimi, zamiast tego pamięta, że "funkcjonowała jak zombie. Myślała tylko o tym, żeby wziąć torbę, uciekać i schronić się w bezpiecznym miejscu". "To bardzo dziwne uczucie, ponieważ byłam całkowicie pozbawiona emocji. W takich sytuacjach dociera do ciebie, że to nie jest gra, że to jest piekło, wojna" - mówiła w jednym z wywiadów.
Wydarzenia w Bagdadzie były dla niej dzwonkiem alarmowym. Musiała się upewnić, czy podejmuje ryzyko z właściwych powodów, a jednocześnie, czy w odpowiedni sposób dba o własne bezpieczeństwo. Zrozumiała, że musi robić wszystko, co jej w mocy, aby uniknąć sytuacji, w których jest w środku działań wojennych.
Clarissa Ward mówi też po rosyjsku i od 2007 roku przez trzy lata była korespondentką w Rosji dla ABC News. Relacjonowała wybory prezydenckie, interwencję wojsk rosyjskich na Gruzję czy wojnę w Afganistanie.
W 2012 roku w 60-minutowym raporcie wyraziła sprzeciw wobec ostrzałów i bombardowaniu z powietrza miasta Aleppo. Dwa lata później przedostała się pod przykrywką do Syrii, aby przeprowadzić wywiad z dwoma zachodnimi dżihadystami – młodym Amerykaninem i byłym holenderskim żołnierzem. Była bardzo ciekawa, dlaczego dołączyli do rebeliantów.
Gdy relacjonowała przedłużającą się wojnę domową w Syrii, zdała sobie sprawę, że jej zadaniem nie jest zakończenie wojen. "Twoim zadaniem jest rzucanie światła na historie, które mają miejsce, dawanie ludziom głosu, pozwalanie im być wysłuchanym, dawanie świadectwa ich cierpieniu" – powiedziała. "Zadaniem reportera nie jest zakończenie wojen" - podkreśliła.
To właśnie wtedy uświadomiła sobie, że "trzeba zaakceptować fakt, że nie zawsze będziesz ratować życie". I choć takie podejście może budzić sprzeciw, to reporterka przyznaje, że było dla niej wyzwalające. "Musimy zdać sobie sprawę z tego, że w naszej pracy ważna jest pokora" – powiedziała.
Wielu dziennikarzy uzależnia się od tej adrenaliny, wielu cierpi na zespół stresu pourazowego. Czy ona również się z tym zmaga? "Jeśli dążysz do tego, żeby być świadkiem sytuacji, w których ocierasz się o śmierć, zespół stresu pourazowego będzie ci towarzyszył całe życie" - mówi. "Jeśli udało nam się wyjść cało z opresji, to ciało przeszywa dreszcz podniecenia. 'O mój Boże, przeżyliśmy, żyjemy, co za wspaniała historia!'. Otwieramy Jacka Danielsa i opowiadamy ją w kółko, aż nagle przestaje być realna" - wspominała.
Gdy się relacjonuje takie wydarzenia, trudno pozostać na nie obojętnym. "Zdrowie psychiczne reporterów jest nadal tabu wśród ludzi, którzy wykonują tego rodzaju pracę" - zauważyła w jednym z wywiadów.
Mimo niebezpieczeństwa, które na nią czyha, nie wyobraża sobie nie być w centrum wydarzeń. "Opuściłabym strefę wojny, wróciłabym do domu i czułabym się całkowicie oderwana od mojego życia, od ludzi, których kocham, moich przyjaciół i rodziny" - stwierdziła.
Ward spędziła całe swoje dotychczasowe życie zawodowe, będąc w miejscach, w których toczą się jedne z ważniejszych konfliktów wojennych na świecie. Dlaczego to robi? "Martwię się, że nie słuchamy wystarczająco dokładnie, że bardziej interesuje nas słuchanie tego, co chcemy usłyszeć, niż zrozumieć trudną rzeczywistość" - mówiła zdecydowanie.
Podczas pracy nad artykułem korzystałam z: deadline.com, CNN, BBC, cbc.ca, Wikipedii.