Bezwarunkowy Dochód Podstawowy wciąż na tapecie. Inicjatywa Państwowego Instytutu Ekonomicznego budzi wśród Polaków spore kontrowersje. Świadczenie, które z założenia miałoby podnosić jakość życia obywateli oraz niwelować nierówności społeczne, zdaniem ekspertów ma wiele niedociągnięć. Z jakimi przeciwnościami musielibyśmy się zmierzyć i na czym polega idea BDP?
Bezwarunkowy Dochód Podstawowy jest póki co jedynie inicjatywą wprowadzoną przez Państwowy Instytut Ekonomiczny w raporcie „Bezwarunkowy Dochód Podstawowy. Nowe państwo opiekuńcze?". Zakłada ona zagwarantowanie wszystkim obywatelom comiesięczną wypłatę środków wysokości 1200 złotych na każdą osobę dorosłą i 600 złotych na każde dziecko, bez względu na status społeczny czy dochody. Jak wyjaśnia podczas konferencji prasowej w Bogatyni Michał Kobosko, wiceprezes Polski 2050:
Taki dochód gwarantowany z jednej strony dawałby pieniądze na przeżycie, z drugiej strony w pewien sposób inspirowałby, zachęcałby do szukania dodatkowych możliwości pracy i znalezienia płacy. Taki dochód gwarantowany, w wysokości płacy minimalnej, powinien być naszym zdaniem wypłacany do momentu osiągnięcia wieku emerytalnego.
BDP wprowadzono już w Niemczech w ramach społecznego eksperymentu. Wylosowano 122 przypadkowe osoby, które w każdym miesiącu przez rok dostaną na konto 1200 lub 600 euro. Koszty zostały jednak pokryte ze środków prywatnych darczyńców. Jednak czy istnieje możliwość zorganizowania podobnej akcji także w Polsce? Zdaniem ekspertów, największą przeszkodą może być stan budżetu państwa.
Choć z reguły mogłoby się wydawać, że gwarancja otrzymania środków na życie bez względu na sytuację, w której akurat się znajdujemy, mogłaby się przyczynić do poprawy jakości życia, sprawa wygląda nieco inaczej. Idąc za słowami Margaret Thatcher, rząd sam w sobie nic nie posiada. Jeśli nas czymś obdarowuje, musi też coś zabrać. Wprowadzenie BDP wiązałoby się z podniesieniem podatków i zniwelowaniem zasiłków społecznych.
Jeśli wypłacamy wszystkim po równo gigantyczne pieniądze, duża część trafia do bogatych. Ale żeby w ogóle te środki wypłacać, najpierw musimy je znaleźć. Podnosimy więc podatki lub tniemy po usługach publicznych albo innych świadczeniach. I tak może się zdarzyć, że stracą na tym biedniejsi – dostaną transfer w miejsce innego transferu, bogatsi zaś zyskają.
– mówi dla „Gazety Wyborczej" dr hab. Michał Brzeziński.