- Obok nas mieszka para koło 30, czyli w podobnym wieku do nas. Wydawać by się mogło, że się dogadamy, a może i zakumplujemy. Nic z tych rzeczy - wyznaje rozczarowana Iwona, której uciążliwi sąsiedzi skutecznie uprzykrzają codzienne funkcjonowanie.
- Już pierwszego dnia zapukali do naszych drzwi, prosząc o ciszę. Przyznaliśmy im rację, bo w ferworze wprowadzki do pierwszego wspólnego gniazdka, faktycznie byliśmy dość głośno i rozpakowywaliśmy pudła, mimo późnej pory - przyznaje. Jak jednak opowiada, interwencje sąsiadów z czasem znacząco przybrały na intensywności. - Kolejnego dnia zapukali do nas już dwa dni później, prosząc o ściszenie telewizora. Argumentowali, że jest już po 22, a oni muszą się wyspać do pracy. Ściszyliśmy, choć byliśmy już nieco zirytowani - przyznaje.
By zatrzeć złe wrażenie, udali się do sąsiadów z ciastem i butelką wina, chcąc przeprosić ich za nieco nieudany początek znajomości. - Usłyszeliśmy jedynie, że nie jedzą cukru i nie piją alkoholu, więc nie mogą przyjąć prezentu i zaraz potem zamknęli nam przed nosem drzwi - opowiada Iwona, wyraźnie rozczarowana zachowaniem sąsiadów.
- Wkrótce zaczęło im przeszkadzać wszystko, jednak teraz, zamiast przychodzić, uciążliwie pukają w ścianę albo głośno puszczają muzykę, dając nam sygnał, że mamy być ciszej. Problem w tym, że robią tak kilka razy dziennie, ostatnio nawet gdy sama w domu kroiłam marchewkę... - relacjonuje. Jak tłumaczy, wszelkie próby kontaktu z sąsiadami nie przynoszą skutku. - Nie otwierają nam drzwi, unikają na klatce. Interwencje u właściciela naszego mieszkania, też na niewiele się zdały - wyznaje.
Jak tłumaczy, wraz z narzeczonym próbowali zignorować zachowanie sąsiadów, ci jednak robili im wtedy na złość. - Kiedy zaczynali pukać w ścianę podczas gdy po prostu rozmawialiśmy w swoim salonie, ignorowaliśmy hałas, kontynuując rozmowę. Oni jednak w odpowiedzi na brak reakcji z naszej strony, zaczynali jeszcze intensywniej pukać, puszczając przy tym głośną muzykę i tupiąc nogami. Zachowują się jak dzieci - podsumowuje Iwona, która wraz z narzeczonym poszukuje teraz innego mieszkania do wynajęcia. - Mamy to szczęście, że nie kupiliśmy tego mieszkania, więc możemy się z niego wyprowadzić. Żałujemy, ale nasze zdrowie psychiczne jest ważniejsze od potyczek z niezrównoważonymi sąsiadami. W domu chcemy czuć się swobodnie, a doszło do tego, że mówimy do siebie szeptem... - zwierza się.
Podobne przeżycia z sąsiadami ma także Małgosia, która wraz z narzeczonym rok temu kupiła mieszkanie w bloku, w którym zamieszkali razem z ich wspólnym psem. - To mieszkanie było spełnieniem naszych marzeń, wkrótce jednak zmieniło się w prawdziwy horror - wyznaje.
- Mieszkając w bloku, trzeba się liczyć z pewnymi niedogodnościami ze strony sąsiadów i to jest zrozumiałe. Dlatego przymykamy oko na wrzeszczące dzieciaki sąsiadów z góry, czy kolekcję butów pod drzwiami sąsiadów z naprzeciwka. My jednak nie możemy liczyć na wyrozumiałość innych - wyznaje Małgosia, która regularnie znajdowała pod swoimi drzwiami anonimy.
- Na pierwszej kartce zwrócono nam uwagę o to, że zbyt głośno chodzimy. Na kolejnej - zbyt głośno zamykamy drzwi. Następnej - nasz pies za głośno szczeka, a raz przeczytałam nawet, że za głośno się śmieję - wylicza zrozpaczona Małgosia. Autorką listów, okazała się starsza sąsiadka, mieszkająca bezpośrednio pod Małgosią i jej narzeczonym, kiedy jednak zapukali do jej drzwi, by wyjaśnić sytuację, nie zdecydowała się im otworzyć.
- Wielokrotnie próbowaliśmy nawiązać z nią kontakt, jednak nigdy nie otworzyła nam drzwi. Anonimy pojawiały się jednak codziennie i chociaż staraliśmy się je ignorować, w rzeczywistości żyliśmy w ciągłym stresie. Nigdy nie wiedzieliśmy czego będzie dotyczyć kolejna uwaga, a w pewnym momencie nie chciało nam się już wracać do domu. Wiedziałam, że na dole siedzi ktoś, kto uważnie przysłuchuje się temu, co robimy - przyznaje. Kiedy po długim urlopie za granicą znaleźli pod drzwiami stos anonimów, zdecydowali się zwrócić o pomoc do prawnika.
- Pomógł nam przygotować pismo, w którym zagroziliśmy, że oskarżymy ją o nękanie, za co grozi kara pozbawienia wolności. Poskutkowało i od tamtej pory nie znaleźliśmy pod drzwiami już ani jednej kartki - wyznaje Małgosia, która przyznaje jednak, że do dziś czuje się nieswojo w mieszkaniu, które miało być przecież jej azylem.