Dorota Szelągowska z okazji swoich 41. urodzin podzieliła się w sieci archiwalnymi zdjęciami, poruszając przy okazji poważny problem braku samoakceptacji, z jakim boryka się obecnie wiele kobiet. - Z okazji swoich 41 urodzin, umieszczam tu zdjęcia siebie około 30-letniej. I chcę, żebyście wiedzieli, że ta dupejra ze zdjęć, uważała się za jeden z najmniej atrakcyjnych okazów stąpających po ziemi - zaczęła.
Jak przyznała, przez długi czas sama nie potrafiła zaakceptować swojego wyglądu. - Po pierwsze obrzydzeniem napawały mnie rozstępy, które niczym łuski nosiłam pod ubraniem, martwiąc się, że jakiś mocniejszy podmuch wiatru ukaże straszną prawdę i zostanę uznana za człowieka jaszczura. W swoich oczach byłam też gruba. Ohydne tłuste ramiona, brzuch, uda. Cycki za nisko, tyłek płaski, usta za wąskie. Jezusie, jak ja siebie nie lubiłam - wyliczała ze szczerością.
- Teraz gdy co jakiś czas ajfon strzela mi przypominajkę, to mnie też strzela wiadomo co. Ale ambiwalentnie. Z jednej strony- och jakże chciałabym znowu tak wyglądać! Z drugiej- ile ja zmarnowałam czasu w życiu… Mając 10 lat i jakieś 15 kg więcej, te same rozstępy i usta, a resztę jeszcze niżej, łącznie z zarysem szczęki, który zanika, pałam do siebie gorącym uczuciem. Co się zmieniło poza tym, co ewidentnie na gorsze? Otóż dotarło do mnie, że jedyną rzeczą, na którą mam realny i największy wpływ to ja sama. Czyli, że to mój wybór czy siebie lubię czy nie. I że lubić siebie jest po prostu lepiej - wyznała.
- Zanim posądzicie mnie o kołczingowy paulokoelizm, spróbujcie spojrzeć na siebie jak na kogoś, kogo kochacie bezwarunkowo. Własne dzieci, najlepszą przyjaciółkę, rodziców. Naprawdę przeszkadza Wam, jak są nieidealni? Mają bliznę na twarzy, popełnią jakiś błąd lub niemożebnie przytyją? Kochacie ich wtedy mniej? No właśnie. To tyle i aż tyle - podsumowała projektanta.
I żeby nie było, automiłość nie wyklucza pracy nad sobą, choć ja nadal stoję w rozkroku nad dylematem - czy bardziej lubię być szczupła i atrakcyjna, czy bardziej lubię jeść. I nadal nie wiem, a tę niewiedzę zagryzam (tak właśnie) ambrozją - zakończyła żartobliwie.
Z jej wpisem utożsamiło się wiele jej fanek, które również podzieliły się swoimi historiami.
Chyba jedyny post z cyklu „selflove", który łykam. I tak, ja też 10 lat i nie powiem ile kg temu, nosząc rozmiar 34, nie mogłam się przemóc do założenia legginsów, bo nogi grube, cellulit, kostki spuchnięte itp. itd.
Cudowny post, jak Ty. Ja też nie wyglądam jak 5 lat temu i nie katuje się wykańczającymi treningami, bo były jedyną odskocznią od toksycznego związku. Teraz kocham siebie za siłę, jaką miałam, żeby uciec i zacząć od nowa. Kocham siebie zdrowa i kocham moje ciało, które teraz wygląda 100 razy lepiej, niż jak miałam kaloryfer. To jak czujemy się wewnątrz, lśni na naszym ciele. Self love to podstawa
Od jakiegoś czasu powtarzam że gdybym 20 lat temu wiedziała o sobie, świecie i innych to, co wiem teraz, to byłabym najszczęśliwszą Agatą na tej planecie... Taka kolej rzeczy, żeby kochać świat, trzeba pokochać siebie z całą niedoskonałością
- pisały, dziękując projektantce za szczerość i odwagę do zabrania głosu w tak ważnym temacie.