Polki opisują swoje doświadczenia po śmierci 30-latki. "Jestem kobietą, której aborcja uratowała życie"

Śmierć 30-letniej Izabeli z Pszczyny poruszyła wiele osób. Głos w dyskusji na temat prawa aborcyjnego w Polsce zabrało wiele kobiet. Niektóre z nich podzieliły się swoimi doświadczeniami z polskich szpitali.

Więcej takich tematów na stronie głównej Gazeta.pl

Zobacz wideo Piekło kobiet: Jeżeli chodzi o aborcję, to jesteśmy pod ścianą

30-letnia Izabela z Pszczyny trafiła do szpitala z tak zwanym bezwodziem w 22. tygodniu ciąży. Zajmujący się nią lekarze zdecydowali się na czekanie na obumarcie płodu. Niestety pacjentka zmarła z powodu wstrząsu septycznego. O sprawie poinformowała radczyni prawna rodziny, Jolanta Budzowska.

- Konsekwencje wyroku TK z 20.10.2020 r., sygn. K 1/20 w praktyce. Pacjentka 22 tydz., bezwodzie. Lekarze czekali na obumarcie płodu. Płód obumarł, pacjentka zmarła. Wstrząs septyczny - przekazała Budzowska.

"Jestem kobietą, której aborcja uratowała życie"

Sprawa 30-latki wywołała zagorzałą dyskusję na temat prawa aborcyjnego w naszym kraju. Głos w niej zabrała między innymi Anna Górska, członkini Zarządu Krajowego partii Razem. Kobieta opisała w mediach społecznościowych swoje doświadczenia sprzed kilkunastu lat. - 12 lat temu lekarze nawet nie pomyśleli o tym, żeby nie ratować mnie najpierw. Poznałam wszystkie opcje związane z bezwodziem i zdecydowałam. Dziś takie podejście, to widmo prokuratorów fanatyka Ziobry na karku, więzienia i utraty zawodu. Tak się kończą prawackie zabawy w prawo - napisała na Twitterze.

W jednym z wywiadów Górska wyznała, dlaczego zdecydowała się opisać swoją historię sprzed lat.

Gdybym zaszła w ciążę dziś, mogłam znaleźć się na miejscu tej kobiety. Ta myśl obudziła we mnie takie emocje, że zdecydowałam się o tym napisać. Szalę goryczy przelało w moim przypadku zrzucanie odpowiedzialności za jej śmierć na lekarzy przez wszystkich konstruktorów i zwolenników obecnego prawa. To nie był zwykły błąd medyczny - to konsekwencja wyroku TK z zeszłego roku, konsekwencja wieloletniej kampanii przeciwko kobietom, działań PiS, Solidarnej Polski, Ordo Iuris i Kościoła Katolickiego. [...] Jestem kobietą, której aborcja uratowała życie. Po tym, co wydarzyło się w ubiegłym tygodniu, jeszcze lepiej to rozumiem i głęboko współczuję rodzinie zmarłej, której odebrano ten ratunek

- wyznała Górska w rozmowie z Kobieta.wp.pl.

"A przecież nie mogliby jej przerwać. Takie prawo"

Swoją dramatyczną historią podzieliła się także dziennikarka Onet.pl Alicja Wirwicka. - Oczekiwanie na śmierć dziecka w łonie matki, gdy z góry wiadomo, że nie przeżyje, jest obecnie stałą praktyką w szpitalach. Skąd wiem? Bo sama to przeżyłam - zdradziła na samym początku swojego artykułu. 

W jej przypadku wody płodowe także odeszły za wcześnie. Mimo że rozwinął się stan zapalny, a ciąży nie można było już uratować, podano jej antybiotyk i czekano aż 24 godziny na obumarcie płodu. - Całe szczęście, że natura zrobiła swoje - stwierdził lekarz, kiedy robił pacjentce kolejne USG.

- Po wyrazie jego twarzy widziałam, że odetchnął z ulgą. Znów mówił o tym, jak wielkim zagrożeniem byłoby utrzymanie ciąży w takim stanie. A przecież nie mogliby jej przerwać. Takie prawo - wyznała Alicja Wirwicka.

Jak zdradziła w dalszej części swojego wpisu, największym zaskoczeniem był szpitalny wypis. - Nie było w nim ani słowa o tym, że w chwili przyjęcia do szpitala moje dziecko żyło, ani o tym, że już wtedy wód płodowych nie było w ogóle. Że lekarze czekali, aż córka sama umrze w mojej macicy. Według dokumentacji medycznej do szpitala trafiłam z powodu krwawienia. "W toku hospitalizacji w wykonanych badaniach obrazowych stwierdzono brak tętna u płodu oraz całkowity zanik płynu owodniowego" - zdradza Wirwicka. 

Pacjentka zapytała o to w czasie wizyty kontrolnej u innego lekarza. - Wie pani, tak jest bezpieczniej - odpowiedział tylko.

 

 

Więcej o: