Więcej ciekawych tematów na stronie głównej Gazeta.pl
Maja Ostaszewska tydzień przebywała na Podlasiu, gdzie wspierała potrzebujących imigrantów. Aktorka przyznała, że sytuacja tych ludzi wygląda naprawdę strasznie. - Kończę ten bardzo trudny dzień pod szpitalem w Hajnówce, po wielu w godzinach w lesie, gdzie no widać, jak wielka skala jest tego zjawiska. Szliśmy po prostu z przyjaciółmi, mając na wszelki wypadek zupę, gorące picie w plecakach i coś do przebrania dla osób, które ewentualnie byśmy spotkali w lesie. Znaleźliśmy trzy niezależne od siebie obozy, porzucone. Widać, że były tam małe dzieci, malutkie buty, pieluchy - powiedziała Maja Ostaszewska.
- Kiedy wracaliśmy już, zupełnie przypadkiem zobaczyliśmy interwencję, światła policji. Zatrzymaliśmy się i okazało się, że jesteśmy świadkami końcówki bardzo trudnej interwencji. Trójka pobitych osób, małżeństwo. Jeden pan z Iraku i z Syrii. Jeden pan bardzo dotkliwie pobity - wyznała aktorka.
Zaangażowanie Ostaszewskiej nie wszystkim przypadło do gustu. Jej wyprawę skrytykował między innych Sebastian Kaleta - Sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości.
W Polsce pożyteczni idioci pokroju Mai Ostaszewskiej organizują łzawe konferencje, które pomagają rosyjskiej propagandzie w kreowaniu w skali międzynarodowej Polski jako winnej kryzysu. Winnej, bo broni swojej granicy i nie wpuszcza migrantów. W sytuacji, gdy to na Kremlu powstał plan użycia migrantów jako broni w nowego rodzaju wojnie hybrydowej
- napisał Sebastian Kaleta. Jego zdaniem na szczególne wsparcie zasługują obecnie polscy żołnierze.
Nasze służby nieustannie potrzebują naszego wsparcia, by wierzyli, że celebryctwo w tej sprawie stanowi margines
- dodał Kaleta.
Może cię także zainteresować: