Przez większość historii ludzkości była wszechobecna. Towarzyszyła nam od urodzenia do śmierci

Aga Kozak
Zasada jest prosta. Jeśli widzimy, że gdzieś jest mniej kobiet niż mężczyzn, to prawie zawsze kryje się za tym właśnie taka historia: że zmarnowaliśmy jakieś szanse i na tym straciliśmy. Nie tylko kobiety na tym straciły, wszyscy na tym straciliśmy, bo gdzieś ktoś nie wynalazł np. leku na raka. Dlatego niewidzialna przemoc to największy wróg całej ludzkości - mówi semiotyk, prof. UW Marcin Napiórkowski, autor bloga Mitologia Współczesna.

Przemoc dotyka kobiety na całym świecie. Niezależnie od statusu społecznego, wykształcenia czy wyznania. I ma różne formy. Dlatego też w 1999 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych ustanowiła 25 listopada Międzynarodowym Dniem na Rzecz Eliminacji Przemocy wobec Kobiet. Jako Gazeta.pl i Plotek.pl wspieramy tych, którzy potrzebują wsparcia, a także nagłaśniamy przypadki przemocy wobec kobiet. Jak co roku 25 listopada przypominamy o tym problemie i pokazujemy, jak różne może mieć oblicza.

Aga Kozak: Gdybym zaproponowała - zdefiniuj przemoc…

Prof. UW Marcin Napiórkowski, semiotyk, autor bloga Mitologia Współczesna*: … opowiedziałbym nie wprost. W starożytności wierzono, że kosmos składa się z wielkich kul czy sfer umieszczonych jedna w drugiej i obracających się względem siebie. Obracały się, więc musiały wydawać dźwięk. Ten dźwięk nazwano muzyką sfer. Ponieważ rozbrzmiewa przez cały czas i towarzyszy nam od urodzenia do śmierci, to go nie słyszymy, nie zauważamy.

A co, jeżeli cały problem z przemocą polega właśnie na tym, że jest ona muzyką sfer? Przez większość historii ludzkości przemoc była wszechobecna. Towarzyszyła nam od urodzenia do śmierci. Pozostawała więc niewidzialna.

I jeśli dostrzegamy jakiś element przemocy…

...to już jest olbrzymi krok w dobrym kierunku! Przemoc i dyskryminacja nie tylko karmią się milczeniem i kwitną w ciemności, poza granicą naszego pola widzenia. Systemowa przemoc wręcz jest formą ślepoty.

Nie jest tak, że widzimy kobiety, a potem je dyskryminujemy. Dyskryminujemy, bo nie widzimy: świetnych kandydatek do pracy, rozmówczyń do wywiadu, albo polityczek, na które można zagłosować.

Od razu poszedłeś w kierunku przemocy wobec kobiet, ale jeśli przemoc jest jak muzyka sfer, to doświadcza - lub doświadczała - wszystkich.

Większość z nas żyje w przekonaniu, że świat jest dziś bardziej brutalny niż kiedykolwiek. Wystarczy włączyć telewizor albo przejrzeć media społecznościowe. Tyle strasznych rzeczy! Tymczasem przemoc zawsze stanowiła główną tkankę życia codziennego.

Ale ponieważ była wszechobecna, to była muzyką sfer - była niewidzialna. Cofnijmy się w czasie do najpierwotniejszych społeczeństw. Plemiona słynące z pokojowości są raczej wyjątkiem niż regułą. Normą była hierarchia społeczna budowana i podtrzymywane przez różne formy przemocy. Do przedwczoraj przemoc stanowiła podstawowy budulec życia społecznego. Nie wiem, czy tak musi być, bo jeśli patrzymy na naszych najbliższych braci - szympansy i bonobo - to widzimy, że mamy różne możliwości przed sobą. Ale w przypadku ludzi trzeba uczciwie powiedzieć, że aż do przedwczoraj przemoc była wszechobecna i budowała niemal wszystkie relacje między nami. Ktoś dominował, ktoś był podporządkowany. Silny narzucał swą wolę słabemu.

Zobacz wideo "Ten rząd nie prowadzi polityki, która sprzyjałaby kobietom"

Dlaczego "do przedwczoraj"?

Dlatego, że niedawno zaczął się fenomenalny proces. Proces, którego nigdy wcześniej w dziejach nie było - masowej, ogromnej niezgody na przemoc. Wpłynęło na niego kilka czynników, ale radykalne zmniejszenie przemocy w naszym życiu zawdzięczamy przede wszystkim - uwaga!- państwu narodowemu.

Państwo nam się często kojarzy z przemocą, z opresją. Faktycznie, według klasycznej definicji Maxa Webera państwo posiada monopol na przemoc, na środki przymusu bezpośredniego. Ale to znaczy, że państwo jest tym "z największym kijem" po to, żeby skończyła się wojna wszystkich przeciw wszystkim.

Kiedy po krwawych wojnach religijnych w XVII w powstały pierwsze państwa narodowe w nowoczesnym sensie, ktoś zadał fundamentalne pytanie "Czy wolno uderzyć sąsiada?". I po raz pierwszy odpowiedź brzmiała stanowczo "nie". Wcześniej brzmiała "A bo co?" i można było odpowiedzieć "Bo to nieładnie, bo zostaniesz ukarany po śmierci, bo bogowie się będą na ciebie gniewać". Państwo narodowe mówi „Nie możesz uderzyć sąsiada, bo przyjdę po ciebie i walnę cię dwa razy mocniej".

Zaczęliśmy od tego czasu budować różnego rodzaju instytucje, które miały być strażnikami tego nowego porządku.

Życie w czasach sprzed państwa narodowego miało mniej więcej ten sam stopień ryzyka śmierci z powodu przemocy, co życie w okupowanej Warszawie - nie wliczając w to, rzecz jasna, getta. Codziennością ludzi była wojna, gwałt, rabunek, morderstwa.

Zdecydowana większość Polek chce prawa do aborcji Zdecydowana większość Polek chce dostępu do aborcji. Wyniki badań

Wielu badaczy mówi o tzw. "wielkich narracjach" czyli o tym, że historia jest opowiadana właśnie przez pryzmat wojny, nie życia codziennego. Czyli to historia mężczyzn i przemocy - nie kobiet i pokoju.

To jeszcze inny wymiar tej oczywistości przemocy. Widzimy historię wojen, wodzów i traktatów, a przegapiamy życie codzienne. W związku z tym mamy konkretne wyobrażenia co do tego, co jest wynalazkiem i jak definiować postęp. Teza, że "wojna napędza postęp" jest rozpowszechniona, mimo że dane zasadniczo jej przeczą. Wojny przynoszą zacofanie. Wskazywanie na konkretne technologie rozwinięte przez wojsko w celach cywilnych jest o tyle nieuczciwe, że te same technologie mogły być równie dobrze wypracowane w celach cywilnych. Nie trzeba by wówczas dodatkowych lat adaptacji. Świetnie pisze o tym Katrine Marçal w wydanej dopiero co po polsku książce "Matka wynalazku".

Jeżeli kobiety wymyślały różne usprawnienia dotyczące życia codziennego - to jak można inaczej zbierać żniwa, albo przetwarzać zboże, albo piec chleb - to w ogóle tego nie dostrzegaliśmy. Jak faceci wymyślali, jak się można skutecznie mordować, to od razu to zauważaliśmy.

I nagle się okazuje, że wynalazki, które w faktyczny sposób zmieniały życie ludzi, i to, co było rzeczywiście istotne - w ogóle nie są przedmiotem nauczania na historii. Poznajemy zamiast nich wynalazki, które służyły do tego, żeby kończyć ludzkie życie.

Coraz częściej mówi się o tej "niewidzialności" kobiet i wszystkiego co z nimi związane. 

W sposób nieświadomy przyjmujemy pewną hierarchię. I to też jest forma niewidzialnej przemocy. Kiedy czytamy książki np. o pionierach w Stanach Zjednoczonych kompletnie nas nie dziwi takie zdanie jak "Osadnicy wyruszyli na zachód. Spakowali swój dobytek, żony i dzieci." Spakowali wszystko co do nich należało, a należały do nich również żony i dzieci, bo niegdyś jedne istoty ludzkie należały do innych. Do połowy XIX w. normą w znacznej części świata było niewolnictwo, dzisiaj kiedy słyszymy o milionach ludzi, którzy wciąż żyją w warunkach niewolniczych i są czyjąś własnością, wypowiadamy te wspaniałe słowa: "Nie zgadzam się na to!"

Z niewidzialności wyłaniają się choćby takie tezy, że instytucja małżeństwa, która kiedyś była mariażem tronów, fortun była też zalegalizowanym gwałtem.

Tak było. Dziś wciąż są w Polsce politycy, którzy na hasło "gwałt małżeński" podnoszą brew, czy doradcy życiowi na antenie Radia Maryja, którzy mówią, że żona mężowi nie ma prawa odmówić. Ale to już nie jest norma, lecz wyjątek budzący zgrozę. Po raz pierwszy wydobyliśmy systemową przemoc wobec kobiet i gwałt małżeński z muzyki sfer, zatrzymaliśmy te obracające się kręgi rzeczywistości. Nie zgadzamy się na to.

Muszę zapytać o kulturę judeochrześcijańską. W teorii nasączoną potępieniem dla przemocy na długo przed powstaniem idei państwa narodowego, lecz w praktyce, czy egzekucji doprowadzającą choćby do krwawych wojen religijnych. 

Powtórzę: przemoc była podstawowym budulcem naszego świata. A zaprawą łączącą te cegiełki przemocy, były i są opowieści, które przemoc sankcjonują. Takie "instrukcje obsługi przemocy": kto, wobec kogo, kiedy i jaką przemoc może stosować. Mity racjonalizowały nam, dlaczego tak trzeba. Tłumaczyły słabszym ich pozycję słabszych, silniejszym ich pozycję silnych. Dlatego powinniśmy do religii podejść dokładnie tak, jak do wszelkich innych narzędzi.

Jeżeli jakieś plemię żyło sobie we brzozowym gaju, to okładało się brzozowymi kijami, a jeśli żyło w lesie bambusowym – okładało się bambusowymi kijami. Nie jest tak, że brzoza lub bambus powodują przemoc.

Podobnie religia – judeochrześcijańska, muzułmańska czy inna – nie jest źródłem przemocy, lecz jednym z wielu możliwych narzędzi jej racjonalizacji. Z punktu widzenia nauki, którą się zajmuję, czyli semiotyki, byłoby nadużyciem pokazywanie w jaki sposób struktury przemocowe były wpisane w Nowy czy Stary Testament, gdyby to miało zasugerować, że mieliśmy pecha urodzić "pod złymi gwiazdami" i żyć w świecie wyjątkowo przemocowej księgi. Jest odwrotnie.

To my byliśmy i jesteśmy tak przemocowi, że nawet słowa tak łagodnego nauczyciela jak Jezus byliśmy w stanie zastosować do sankcjonowania przemocy. Gdyby w tamtym czasie z wehikułu czasu wypadła akurat książka telefoniczna – jestem pewny, że bylibyśmy w stanie zbudować przemocowe społeczeństwo na podstawie książki telefonicznej.

Dlatego właśnie dla mnie, jako semiotyka, fascynującym fenomenem nie jest to, że kiedyś przemoc, gwałt czy pańszczyzna były powszechne, lecz właśnie to, że dziś, nagle coraz mniej się na tę przemoc godzimy.

Pańszczyznę – dzięki wydanej ostatnio ogromnej ilość książek – jako przemoc również wyrwano ostatnio z niewidzialności, z owej muzyki sfer.

Cóż, odkryliśmy, że nasza idealizowana przeszłość wyglądała po prostu tak, jak przeszłość całej reszty świata, czyli że do przedwczoraj przemoc była normą. W pańszczyźnie nie ma nic specjalnie polskiego - poza pewnym kolorytem. Po prostu - powtórzę - relacje oparte na przemocy były do bardzo niedawna, a w wielu miejscach wciąż są, podstawowym budulcem świata. To jest wspaniałe, że teraz sobie to uświadamiamy. Zobaczmy jak się zmienia świat - rzeczy, które jeszcze wczoraj były oczywiste, dzisiaj są dla nas rażące. Np. wykładowca werbalnie i niewerbalnie podporządkowujący sobie studentów na każdym kroku jeszcze niedawno określany jako "charyzmatyczny". Teraz jest uznawany za samca alfa, który wykonując małpie gesty podkreśla swoją pozycję w stadzie. Coraz lepiej zdajemy sobie sprawę, że nie musimy już ustalać w ten sposób hierarchii, że stać nas na więcej.

Na tym przykładzie widać wyraźnie, że przemoc nie musi wcale oznaczać tego, że ktoś kogoś zabija, gwałcił lub rani.

W przemocy chodzi o to, że silny ustanawia słabego w roli podległej, żeby nagiąć jego wolę do swojej. Zamierzona krzywda nie musi być częścią przemocy.

Dzisiejsza - wciąż trwająca! - debata czy wolno bić dzieci, pokazuje, że nadal niektórzy z nas wierzą, że są jednostki ludzkie, wobec których trzeba zastosować pewien rodzaj przemocy, żeby je wychować.

Przemoc wobec dzieci też była muzyką sfer.

Na portalach internetowych co jakiś czas ukazują się wstrząsające historie dzieci np. zatłuczonych przez konkubenta matki. Kiedy widzimy jedną, drugą, trzecią taką tragiczną historię, na ich podstawie budujemy sobie fałszywy obraz świata. Myślimy, że świat jest bardziej przemocowy niż dawniej. Tymczasem takie historie, to jeszcze niedawno była norma, o której by się nie pisało! A dzisiaj to jest patologia wypalana gorącym żelazem.

Nie ma piękniejszego widoku, niż tabele i wykresy pokazujące spadający odsetek dzieci, będących ofiarami przemocy. Nareszcie zabija nas rak płuc albo zawał serca, a nie sąsiad siekierą.

Te dane to pomnik ludzkości wspanialszy niż najsłynniejsze dzieła sztuki.

A język? Z niewidzialności wychodzą kobiety, narracje mniejszościowe. Mówią o przemocy wobec nich, która przybiera rozmaite formy.

Znów musimy pamiętać, że przemoc to nie tylko bicie i zabijanie. Esencją przemocy jest porządkowanie świata w oparciu o relacje dominacji. Przemoc pokazuje nam, gdzie jest nasze miejsce, kto powinien być kim. I tu język jest niesamowicie potężny - lektura takich książek jak np. "Data feminism", albo "Niewidzialne kobiety", uświadomiła mi istnienie obszarów dyskryminacji, z których nie zdawałem sobie sprawy.

Mężczyzna ma istotnie większe szanse na przeżycie wypadku samochodowego, dlatego że przez lata samochody były projektowane z myślą o kierowcy-mężczyźnie.

W przypadku języka angielskiego było to niedopatrzenie, którego trudno było uniknąć, bo angielski nie ma rozróżnienia na płeć. Ale polscy konstruktorzy samochodów w naszym świętej pamięci FSO mogliby mieć kobiety na uwadze, gdybyśmy tylko częściej używali słowa "kierowczyni". To tylko jeden z setek przykładów. Fakt, że nie mogę nie znaleźć odpowiedniego kandydata lub doktoranta do swojego projektu naukowego, może wynikać z tego, że zapomniałem szukać również kandydatki i doktorantki. W studio telewizyjnym znów są sami faceci, bo prowadząca intuicyjnie szukała gościa, a nie gościni. Możemy być przekonani, że "to na nas nie działa", a jednak wszystkie badania pokazują, że działa. W naszych umysłach funkcjonują bardzo silne, płciowo zdefiniowane prototypy poszczególnych ról społecznych. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie badania na temat impostor syndrome.

Czyli syndromu oszusta. Takiego poczucia, że wcale nie jesteśmy dobrzy w tym, co robimy, że zaraz nas ktoś na niewiedzy czy nieudolności przyłapie.

Tak się składa, że niektórzy to koszmarne poczucie mają częściej, inni rzadziej.

Kobiety i przedstawiciele mniejszości etnicznych znacznie częściej budzą się rano z paraliżującym przeświadczeniem, że nie są dość dobrzy w swoim fachu i nie zasługują na swoją pozycję społeczną.
Główną przyczyną tego stanu rzeczy jest to, że nie pasują do społecznego – i do własnego – wyobrażenia o tym, jak powinien wyglądać chirurg, profesor czy pilot. Jeszcze niedawno, gdy w google wpisało się „chirurg" wyskakiwały niemal wyłącznie zdjęcia starszych białych mężczyzn (algorytm został poprawiony). Chirurżki i chirurdzy, którzy nie byli białymi starszymi mężczyznami, ale np. młodymi Hinduskami - cierpieli na impostor syndrome znacznie częściej niż ci, którzy byli bliscy „wzorcowego" chirurga.
Dlatego musimy zmienić nasze myślenie o feminatywach. Inkluzywny język nie jest grzecznością wobec kogoś ani jest fanaberią. Jest potężnym narzędziem, który wszystkie i wszyscy mamy po to, żeby budować świat, w którym w pełni wykorzystamy nasz potencjał, świat w którym żadna chirurżka nie będzie się budzić rano z syndromem oszusta.

I korzyści, które z tego mamy, które możemy zmierzyć, są olbrzymie. Opór związany z tym, że „chirurżka strasznie źle brzmi" stanowi część problemu. Właśnie dlatego trzeba powtarzać słowo „chirurżka", żeby przestało brzmieć dziwnie. W momencie, w którym przestanie brzmieć dziwnie, dyskryminacja przestanie być naszą muzyką sfer.

To jakie z tego dla nas korzyści?

Nie chcę tu wyjść na cynicznego, ale to się nam wszystkim opłaca, a nic nie kosztuje, jest kompletnie za darmo. Walka o równouprawnienie płci czy o brak dyskryminacji rasowej jest tak naprawdę walką o to, żeby cała ludzkość mogła w pełni realizować swój potencjał, a nie tylko jej mały, męski, biały kawałeczek z zamożnych krajów. Jeżeli o to nie zawalczymy, jeżeli historia wynalazków i odkryć pozostanie tylko historią białych mężczyzn - to będzie to historia naszych straconych szans, które na własne życzenie zmarnowaliśmy. Pomyślmy choćby o Jennifer Doudna, twórczyni metody CRISPR – laureatce Nobla z chemii. Jej się udało. Ale ile takich szans zmarnowaliśmy?

Zasada jest prosta. Jeśli widzimy, że gdzieś jest mniej kobiet niż mężczyzn, to prawie zawsze kryje się za tym właśnie taka historia: że zmarnowaliśmy jakieś szanse i na tym straciliśmy. Nie tylko kobiety na tym straciły, wszyscy na tym straciliśmy, bo gdzieś ktoś nie wynalazł np. leku na raka. Dlatego niewidzialna przemoc to największy wróg całej ludzkości.

Cały czas podczas naszej rozmowy przychodzi mi do głowy jeszcze jedna metafora, obraz z którym chyba chciałbym zostawić czytelników.

Jaki?

Przemoc jest jak ninja. Ninja jest groźny, bo go nie widzisz. Dostrzec ninję - to jest połowa sukcesu. Wtedy można mu przyłożyć.

semiotyk, prof Marcin Napiórkowskisemiotyk, prof Marcin Napiórkowski fot. Mikołaj Starzyński

*Marcin Napiórkowski - semiotyk, profesor w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, bada współczesne mity. Prowadzi blog www.mitologiawspolczesna.pl. Aktualnie dla Wydawnictwa Literackiego pracuje nad książką o tym, dlaczego przyszłość się zepsuła, i czemu żeby ją naprawić, potrzebujemy współpracy humanistów z przedstawicielami nauk ścisłych.

Więcej o: