28 listopada mijają 103 lata od przyznania Polkom praw wyborczych

28 listopada mijają 103 lata od przyznania Polkom praw wyborczych. Jednak co istotne, kobiety nie zostały tymi prawami obdarowane. Jak to często w historii bywa, musiały je sobie wywalczyć.

Więcej ciekawych tematów na stronie głównej Gazeta.pl

Pomysł nadania kobietom praw wyborczych po wojnie miał oczywiście przeciwników. - Mówi się o tym, że do Sejmu Ustawodawczego wybierać będą i kobiety, że nawet będą mogły być wybrane na posłów. Ale wielu jeszcze mamy przeciwników. Powiadają, że niechże już wybierają robotnicy, chłopi, nawet analfabeci, ale zbrodniarzom, wariatom i kobietom głosu dać nie można — donosiło krakowskie pismo "Na posterunku" niedługo przed nadaniem Polkom praw wyborczych.

Do pomysłu nie był przekonany początkowo także sam Józef Piłsudski, który obawiał się, że zmiana ta może być źle odebrana przez niektóre środowiska. Poza tym uważał, że mentalność kobiet "z natury jest konserwatywna i łatwo na nią wpływać". Dlatego też po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wcale nie chciał rozmawiać z sufrażystkami. 

Zobacz wideo Szklany sufit Polek w polityce. "W rządzie jest więcej Jarosławów niż kobiet"

Symboliczne spalenie Kodeksu Napoleona

Droga Polek do uzyskania praw wyborczych nie była łatwa. Ustawy państw zaborczych w dużym stopniu ograniczały życie kobiet. Przykładowo, na terenie byłego Królestwa Polskiego w mocy były utrzymane przepisy Kodeksu Napoleona, który stał się symbolicznym wrogiem powstającego pod wszystkimi zaborami ruchu feministycznego. Narzucał on Polkom status niemal niewolniczy. Mężatki nie mogły posiadać osobnych dokumentów tożsamości, nie mogły same zeznawać w sądach, nie miały także prawa do wypracowanego przez siebie dochodu. Poza tym nie wolno im było opuszczać wyznaczonego przez mężczyzn miejsca zamieszkania.

W 1908 roku na zjeździe Związku Równouprawnienia Kobiet Polskich spalono Kodeks Napoleona. Obecnie wydarzenie to uznaje się za symboliczny początek rozpoczęcia przez Polki walki o uzyskanie praw politycznych. 

"Wojna obecna zrównała kobietę i mężczyznę"

W czasie I Wojny Światowej kobiety brały aktywny udział w działaniach niepodległościowych. Prowadziły rekrutację do polskich oddziałów, gromadziły zapasy broni. Co więcej, organizowały wywiad Legionów i Polskiej Organizacji Wojskowej. Wiele z nich zapłaciło za te działania życiem. Dlatego też po zakończeniu wojny zaczęto otwarcie domagać się spłacenia "wojennych długów" wobec kobiet. 

Wojna obecna zrównała kobietę i mężczyznę, składając na ich barki równy ciężar obowiązków i licznych trudów. We wszystkich dziedzinach życia i zawodach stanęły do pracy kobiety, zastępując mężczyzn, przebywających na polu walki. Ich pracy zawdzięczamy, żeśmy szczęśliwie przetrwali zawieruchę wojenną. Stąd też organizacje kobiece podniosły żądanie, aby wobec równych obowiązków, równe zyskały dziś prawa obywatelskie i polityczne. Cokolwiek ludzie o tej sprawie równouprawnienia sądzić mogą lub sądzą, to jednakże nie ulega wątpliwości, że oddanie kobietom pełni praw obywatelskich odpowiada duchowi naszej katolickiej religii […]. Ruch ten nowy witamy ze szczerą radością

- pisał poznański "Przegląd Katolicki" w listopadzie 1918 roku.

"Ograniczenie praw obywatelskich ze względu na płeć jest przeżytkiem"

Niedługo po powrocie Piłsudskiego z Magdeburga działaczka Justyna Budzińska-Tylicka w imieniu Centralnego Komitetu Równouprawnienia Kobiet zażądała od polityka wydania dekretu o przyznaniu kobietom praw politycznych. Przedstawiła mu także deklarację. Przekonywała w niej, że:

Ograniczenie praw obywatelskich ze względu na płeć jest przeżytkiem i rażącą niesprawiedliwością, zwłaszcza wobec szeroko nakreślonego projektu przyszłej konstytucji. Projekt ten przyznaje prawo wyborcze każdemu obywatelowi, mającemu 25 lat, nie wykluczając nawet analfabetów, a pozbawia tego elementarnego prawa obywatelskiego najwykształceńsze, najzdolniejsze kobiety. […] Głęboko przekonane o słuszności naszych żądań mamy prawo domagać się ich spełnienia, tym bardziej że przez długie lata niewoli Ojczyzny, kobiety polskie z poświęceniem i ofiarnie spełniały obowiązki obywatelskie i nawet w najcięższych chwilach pielęgnowały w szeregu pokoleń ducha narodowego.

Ostatecznie Piłsudski podpisał dekret o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego. Artykuł pierwszy dokumentu mówił o zrównaniu praw kobiet i mężczyzn:

Wyborcą do Sejmu jest każdy obywatel państwa bez różnicy płci, który do dnia ogłoszenia wyborów ukończył 21 lat.
 

W lutym 1919 roku odbyły się wybory do Sejmu Ustawodawczego. Wówczas pierwszymi polskimi posłankami zostało osiem kobiet. Były to: Anna Piasecka, Zofia Moczydłowska, Franciszka Wilczkowiakowa, Zofia Sokolnicka, Gabriela Balicka-Iwanowska, Irena Kosmowska, Jadwiga Dziubińska i Zofia Moraczewska.

"Ja zacięta feministka ogromnie się na to oburzałam"

Piłsudskiego do zmiany zdania w kwestii praw wyborczych dla kobiet przekonała ostatecznie Aleksandra Szczerbińska - działaczka niepodległościowa, prywatnie jego partnerka, a później żona. W swoich "Wspomnieniach" Szczerbińska pisała o tym, że temat ten wywoływał w ich domu zacięte dyskusji. 

 - Choć nasze rozmowy były prawie zawsze harmonijne, to jednak różniliśmy się co do jednej kwestii: było nią równouprawnienie kobiet. Piłsudski, zgadzając się z tym, że w wolnej Polsce kobiety winny mieć prawa równe z mężczyznami, utrzymywał, że nie będą one umiały wykorzystać swych praw rozsądnie, gdyż mentalność kobiet z natury jest konserwatywna, i łatwo jest na nie wpływać. Ja zacięta feministka ogromnie się na to oburzałam. W rezultacie rozmowa przeradzała się w gorącą dysputę — wspominała Szczerbińska.

Więcej o: