Więcej ciekawych tematów na stronie głównej Gazeta.pl
Małgorzata Borowska*: To ciekawe, że wybierają Wigilię. Być może liczy się dla nich, żeby zrobić to osobiście.
Oczywiście, bardzo bliskie jest mi pozostawanie w prawdzie, mówienie wprost, ale sama nie wybierałabym - w sytuacjach gdy mam coś ważnego lub trudnego do zakomunikowania rodzinie - na tę okazję świąt.
Nawet gdyby to naprawdę była ta jedyna wizyta w domu na rok i jechałabym z zagranicy.
Kolacja wigilijna fot. Shutterstock
Z czułości dla czytelników i czytelniczek tego wywiadu powiem: dlatego, żeby się mogli ochronić. W tym dylemacie "mówić, czy nie mówić podczas świąt" stają ze sobą w konflikcie dwie wartości: bycie w pełni sobą i ochrona siebie. I ja bym wybrała tę drugą - w szczególności w sytuacji, w której wiem, że wiadomość, jaką mam do przekazania, może być przedmiotem sporu albo oceny, a nie bezwarunkowego wsparcia. Ci szczęśliwcy, którzy się wsparcia spodziewają - wy mówcie!
Ja z taką wiadomością, o którą pytasz, zadzwoniłabym wcześniej - żeby spuścić napięcie z sytuacji i przygotować grunt pod bardziej zoperacjonalizowaną rozmowę.
Taką, w której mam szansę dostać to, o co proszę: przegadanie, co to dla mnie oznacza, pomoc w przeprowadzce do Polski po rozwodzie.
Gdybym przygotowywała się do ważnej rodzinnej rozmowy, to bym się zastanowiła - co chcę w niej dostać. Co ta sprawa oznacza dla wigilijnych współbiesiadników? Jak mi mogą pomóc? O co ich proszę?
Wszystko robiłabym wcześniej niż w święta również z troski o to, żeby osoby, którym to obwieszczamy, nie musiały zarządzać swoim zaskoczeniem w zamieszaniu nad barszczykiem. Brzmi to po prostu jak stworzenie supernapięciowej sytuacji dla obydwu stron.
Rozumiem, że jesteśmy przyzwyczajeni do ważnych obwieszczeń w święta, ale niech to będą te radosne: oświadczyny, zaręczyny, dziecko w rodzinie - łatwiej to przełknąć razem z krokiecikiem.
Nam - tak jak mówiłam - spuści pierwsze ciśnienie. Drugiej stronie da możliwość "uczesania myśli", zastanowienia się nad tym co powiedzieliśmy, możliwość przygotowania sobie jakiejś wsparciowej odpowiedzi - bo przecież nie wszyscy takie mamy w pierwszym odruchu. Zwłaszcza zaskoczeni.
Pamiętajmy, że święta - tak idealizowane w reklamach czy na filmach - to jest napięciowa sytuacja.
Każdy wjeżdża w nie zwykle z oczekiwaniami i wyobrażeniem, jak ma być. I one się często różnią między sobą. Bo jak np. ja sobie wyobrażam święta? Że przeczytam książki, które od roku "czekają na swoją kolej" i że odetchnę od rozmawiania. A jak sobie wyobraża je moja mama? Że spędzimy je na nieustającej rozmowie.
Wyobrażam sobie, że w wielu domach odbywa się rytualne starcie potrzeby luzu z tradycją: świąteczne "dom musi lśnić" walczy z "usiądźmy do makowca". I to generuje wystarczająco dużo napięć, którymi trzeba zarządzić. Nie dokładajmy sobie następnych.
Czyli pytasz, czy na święta będzie barszcz i uroczyste ubrania - bo chętnie przetestuję sukienkę - czy spędzamy ten czas w piżamach na grach w planszówki i filmach? Czy idziemy na biegówki, do sauny, czy muzeum lub kościoła? Czy ma być grzybowa, czy rybna i czy robimy wcześniej pierniki? Może mogę je kupić albo pomóc robić? Brzmi jak świetny sposób na oczekiwania - kradnę go od ciebie! To robienie dla siebie przestrzeni. Jeśli omówimy to wcześniej - będziemy mieć przestrzeń, żeby się na coś pozłościć, pogodzić z tym, ustosunkować do tego, a nawet nie zgodzić i negocjować.
Mnie to pomaga pozbyć się złudzenia, że święta zawieszają to, co nas łączy i dzieli na co dzień - że jak się na co dzień irytuję komentarzami na temat tego, że "za dużo pracuję", to w święta się nagle przestanę irytować.
Tak! Tak naprawdę duża część świąt to planowanie - np. kto do kogo w tym roku jedzie, co przywozi - nie widzę powodu, dla którego nie można pogadać też o tym, co chcemy razem robić.
Ja od piętnastu lat spędzam co drugie święta u siostry w Irlandii i ten dystans powoduje, że dużo trzeba omówić: kiedy przylot, czy pierogi też mają lecieć, robimy sobie w tym roku prezenty, czy wpłacamy kasę na jakiś dobry cel. Dlaczego do tego nie dorzucić też logistyki emocjonalnej?
Rozmowy o oczekiwaniach, ale też o lęku, co może pójść nie tak?
Wigilia fot. Shutterstock
I umówmy się: raczej jesteśmy to w stanie przewidzieć.
Znamy swoich bliskich na tyle, żeby wiedzieć, gdzie są punkty zapalne, gdzie konflikt interesów. Na myśleniu "w święta się o to nie pokłócimy, bo są święta" możemy się, uważam, nieźle przejechać.
Lubię myśleć o tym, że do dobrej rozmowy potrzebne są oszczędności na koncie emocjonalnym. Pisze o nim psycholog, Stephen Covey.
... i "Siedmiu nawyków szczęśliwej rodziny". W tej książce pisze, że mamy u ważnych dla siebie osób - i oni u nas - założone konta emocjonalne, na które możemy dokonywać wpłat i wypłat, jak w banku - i że stan tego konta przekłada się na jakość naszej relacji z innymi.
Jak pytam na warsztatach o to, co jest dla ludzi wpłatą na ich konto emocjonalne, bez namysłu wymieniają: uwaga, czas na rozmowę, pytanie "jak się masz?", podziękowanie, docenienie, przeprosiny, wyręczenie w czymś, zaoferowanie oferowanie pomocy, telefon w ważnym momencie, życzenia urodzinowe.
To mogą być drobne wpłaty albo duża inwestycja, ale to one powodują, że mamy do siebie zaufanie w relacji.
Duży debet to np. kłamstwo w ważnej sprawie. Mniejsze, ale bardzo ważne: krytyka, sarkazm, ocena, niechciana rada, nieodbieranie telefonów.
Wiem, że ten koncept brzmi transakcyjnie, ale jest bardzo pożyteczny. Mnie pomaga inwestować w ważne relacje i sprawdzać, czy nie jestem u kogoś "na debecie". Na to się zwykle składają regularne wpłaty - bycie ze sobą w dobrym, życzliwym kontakcie. Przez cały rok.
Mówię o koncie emocjonalnym również dlatego, że spędzenie ze sobą Wigilii nie będzie magiczną wpłatą, która nam zresetuje debet u osób, do których rok się nie odzywaliśmy, a jak się ostatnio odezwaliśmy, to z informacją, że kupienie tej działki za miastem to był fatalny pomysł.
I wzajemnie. Jeśli np. mama się u mnie "debetuje" nie pytając w ogóle moje o życie rodzinne, na moje zmartwienie dotyczące tego, że chyba będę się rozstawać z mężem, odpowiada "w naszej rodzinie nigdy nie było rozwodu" - to nie ma co oczekiwać, że na świąteczną wiadomość o rozstaniu nagle powie "córciu, wyobrażam sobie, jaka to była dla ciebie trudna decyzja" - tylko dlatego, że są święta. Musiałaby zjeść zaczarowany barszcz!
W tym roku do tej listy możemy dopisać szczepienia. Zakładam, że "składy wigilijne" mogą wyglądać w tym roku inaczej i że ten podział przełamie wiele stołów na pół.
Jestem zwolenniczką rozmrażania formuły świąt i negocjowania takiej formy, która będzie świętowaniem faktycznej bliskości i zaspokojeniem faktycznych potrzeb, czyli świąt w Bieszczadach, świąt z przyjaciółmi, świąt w ulubionym składzie, świąt z pierogami z garmażerki.
Jeden, obrazoburczy, właśnie zdradziłam: nie spotykać się z tymi, którzy się u nas fatalnie zadebetowali. Jeśli się nie uda - wcześniej umówić się, jakich tematów nie poruszamy przy stole. To sprawi, że ta Wigilia jest do przetrwania, a nawet może być miło!
Kolacja świąteczna fot. Shutterstock
Dać sobie prawo do każdej reakcji, której potrzebujemy, na przykład do zakończenia tej sytuacji. Powiedzieć "nie mów tak do mnie", "nie chcę o tym rozmawiać". Generalnie zapraszałabym do tego, żeby współgospodarzyć w święta, nawet jeśli jesteśmy w gościnie. I założyć, że to jednak nie jest kilka dni, w których "dzieje się magia" i zwierzęta mówią ludzkim głosem, tylko kilka dni, których przebieg i klimat możemy współtworzyć.
*Małgorzata Borowska - konsultantka wiodąca w House of Skills, ma 17-letnie doświadczenie w programach rozwojowych dla menedżerów i menedżerek biznesu, sektora publicznego i organizacji pozarządowych. Pracowała w rozproszonych, międzykulturowych zespołach zarządczych i projektowych, m.in. w Dushanbe, Tbilisi i Kabulu. Przez lata związana z kilkoma ogólnopolskimi organizacjami non-profit - Stowarzyszeniem Klon/Jawor, Fundacją Szkoła Liderów oraz Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej. Przez półtora roku wspierała również dyrektorów i dyrektorki bibliotek w programach rozwijania swojego przywództwa oraz umiejętności rzeczniczych. W 2014 r. jako liderka ruchu społecznego z sukcesem negocjowała z polskim rządem tzw. ustawę zasiłkową.