Więcej ciekawych tematów na stronie głównej Gazeta.pl
Sonia Nowak*: Nie wiem gdzie wy oglądałyście film, ale ja byłam w weekend wieczorem w Krakowie i kino było wypełnione. To, co mnie uderzyło, to że ten tłum na scenach rozmów o seksie się strasznie śmiał.
Magda*:
Bo jeśli czegoś nie rozumiesz, czujesz się z tym niekomfortowo — a taką kategorię spełnia i seks i praca seksualna — to to wyśmiewasz. To jak z ciągnięciem dziewczynek za warkoczyki. Nie wiesz co z tym zrobić, nie rozumiesz, boisz się — wyśmiej!
Dla mnie to też świadectwo niewidzenia bohaterek filmu, a nas jako pracownic seksualnych — jako ludzi. Wystarczy powiedzieć, że "to kurwy" i już można się pośmiać, wyśmiać.
M: Chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze inną rzecz. Oglądałam ten film w poniedziałek, po siedemnastej, w kinie na Ursynowie. Na sali było może dziesięć osób, ale to, co mnie uderzyło to, że mogli na niego wejść nastolatkowie! Dozwolony jest bowiem od lat szesnastu, a tak naprawdę jest to kino prawie porno.
M: Ja tej sceny nie mogłam oglądać. Wyszłam na chwilę z sali i wróciłam po paru minutach.
I nie rozumiem, czemu nie ma nigdzie ostrzeżeń, że coś takiego pojawi się na ekranie — taka ogromna przemoc. Reszta filmu to też kawał erotyki. Nie wiem, kto więc zaakceptował takie ograniczenia wiekowe.
SN: Widzów do kina przyciąga oczywiście — ukryty pod postacią filmu o pracy seksualnej, nazywanej tam „prostytucją" — film porno. Tymczasem praca seksualna jest tam pokazana nieprawdziwie, a na pewno nie według współczesnych standardów. Film nakręcony jest o latach wcześniejszych. Dla mnie szokujące jest to, że Doda, producentka tego filmu, właściwie nie pracowała z osobami pracującymi seksualnie jako konsultantkami. Jedyną osobą, którą kojarzę, pełniącą taką rolę na planie, była striptizerka, która zażarcie broni produkcji.
M: Owa striptizerka, którą znam od lat, w naszym środowisku słynie z szalonej pogardy do osób pracujących seksualnie. To oczywiście jest dziwne, bo jest jedną z nas. Zresztą bardzo tu dużo różnego rodzaju podwójnych standardów: sama Doda wypowiadała się, że kostium, który nosi, grając pracownicę seksualną, pochodzi z jej szafy.
M: Z jednej więc strony superkrytycznie ocenia „prostytutki", z drugiej, ma w szafie coś, w czym może od razu ją zagrać. Kostium na scenie, to pewnie według niej „kreacja artystyczna", a przecież w tym pracujesz, przyciągasz widzów – dokładnie, jak pracownice seksualne.
SN: Cały ten film jest przesiąknięty mizoginią, straszną pogardą kobiet dla kobiet również.
M: Kobiety mówią o sobie „pasztety", oceniają się bezlitośnie. W ten mizoginistyczny sposób potraktowane są nawet postacie matek zagrane przez świetne aktorki Katarzynę Figurę i Aleksandrę Justę. Matka głównej bohaterki – umęczona i poniżana przez nią samą. Obydwie bez mężczyzn, którzy je opuścili więc, jak rozumiem, scenarzyści sugerują, że dlatego wychowały córki na „patologię". Zresztą bohaterka grana przez Figurę jest symptomatyczna: niby film ma odstraszać od prostytucji, tymczasem wychodzi na to, że jeśli się tym zajmiesz i znajdziesz bogatych klientów, ale UWAGA, nie będziesz kombinować, to będziesz mieć high life. Pieniądze, imprezy, jachty, torebki, cały ten blichtr.
SN:
To kolejny krzywdzący stereotyp o pracy seksualnej: "Pokazujecie cycki i pijecie szampana, a zarabiacie kilka tysięcy na noc!".
Nie jest tak. Striptizerka może nie wyrobić pensji osoby pracującej w korporacji. Zresztą ten film już swoją kiczowatą oprawą wskazuje na swoje odrealnienie. Nie opowiada prawdy o pracy seksualnej.
SN: Oczywiście, że się zdarzały, zwłaszcza w tamtym czasie, który film opisuje.
Zawsze może się zdarzyć, że ktoś pojedzie w nieznane, zostanie zgwałcony, wykorzystany, obrabowany.
Ale to nie jest dokument! Widać to już w sposobie pokazania klientów — superprzystojnych, wydepilowanych modeli, co ma oczywiście przyciągnąć do kina osoby, które np. wstydzą się obejrzeć porno. Nasi klienci tak nie wyglądają. My, w większości, nie wyglądamy tak, jak te dziewczyny.
M: Najgorsze są wskazujące na obiektywności filmu napisy, które na koniec filmu pojawiają się na ekranie. Porównują pracę seksualną do handlu ludźmi. To nie jest to samo! To straszliwie krzywdzące uogólnienie.
SN: Sekswork teraz — bo musimy oddać tu sprawiedliwość filmowcom, że pokazują być może realia sprzed lat dziesięciu — to zupełnie coś innego.
M: Uwypuklony jest wątek przymusu pracy, a nasza praca jest dobrowolna, nikt nam nie każe pracować tak jak pracujemy.
Oczywiście nie jest to normą, ale walczymy o to, żeby było. Kobiety w „Dziewczynach z Dubaju" są pokazane jako bezwolne, niepodejmujące decyzji, pchające się w kłopoty osoby z problemami psychicznymi
Sama postać Kamili, która popełnia samobójstwo…
SM: …też dla mnie strasznie napisana – tam naprawdę nikt nie przymusza jej do niczego, lecz postać musi zostać pokazana jako przestroga "zobacz, jak skończysz, gdy pójdziesz tą drogą"!
M: ..."dobra dziewczyna", która mówi swojemu chłopakowi, że „nareszcie czuje się wartościowa" — tak naprawdę według scenarzystów nie może się czuć wartościowa. To uproszczenie i stygma. Znam ludzi pracujących w korporacji, którzy przez mobbing, przemoc finansową, byli doprowadzeni do takiego samego stanu. To spłyca sposób pokazywania osób w kryzysie depresji i z myślami samobójczymi. To ogromnie szkodliwe!
SN: Film ma pokazać opresję osób pracujących seksualnie. My znamy prawdziwe historie osób, które pracują seksualnie, wiemy, jak sobie radzą. Tu zresztą znów pojawia się problem tych statystyk, które pokazane są na końcu filmu.
SN: Moje pytanie brzmi: skąd są te statystyki? Źródła nie są podane, a przecież my nie mamy takich statystyk! Strony Policji podają jakieś liczby, ale przecież osoby pracujące seksualnie nie zgłaszają się na Policję, żeby podać "Dzień dobry, pracuję jako escort/escortka". Osoby pracujące seksualnie podają też klientom czy na swoich profilach zaniżony wiek, by spełnić oczekiwania. Nie mówiąc już o tym, że osoby pracujące seksualnie nie pracują tylko w escortingu.
A na samym końcu pojawia się zdanie, że 2 czerwca został ogłoszony dniem "pracy seksualnej" i pojawia się w takim bardzo znaczącym cudzysłowiu... To jak splunięcie w twarz nam wszystkim, którzy od lat pracują nad tym, żeby ta praca była zdekryminalizowana, niestygmatyzowana.
Nasza praca — której charakter się zmienia — polega też na ciągłym ustalaniu granic, na co się zgadzamy, na co nie. W "Dziewczynach z Dubaju" właściwie niczego nie ustala się z góry ale podejrzewam, że takie były wtedy warunki.
M: To jest biznes. Ludzie jeżdżą w interesach do innych krajów. My też jeździmy. Tu, pod przykrywką ciekawej, sensacyjnej, dramatycznej historii, mamy przy okazji tych wyjazdów do czynienia z ogromną dawką rasizmu. Pominę wątki tego, że nie zgadza się muzyka, obyczaje — są np. tureckie czy greckie, a nie arabskie.
Ale też to, że kinki — czyli choćby owo osławione picie moczu czy zrobienie kupy na drugą osobę — są przypisane obcokrajowcom. Nie, proszę państwa, to nie jest specyfika "zagranicy" — takie prośby też zdarzają się w Polsce.
SN: Kolejny stereotyp, do którego muszę się odnieść to ciągłe używanie przez bohaterki narkotyków, które muszą brać by wykonywać swoją pracę, znieczulić się, zapomnieć. To wygląda jakby wszystko było tam robione na białym proszku, a narkotyków używają przecież różne osoby, w różnych celach i to w każdej branży. Badania mówią, że ślady kokainy znajdowane są w korporacyjnych toaletach, a Business Insider podał w zeszłym tygodniu, że przeprowadzono badania w 12 najważniejszych toaletach w budynku parlamentu brytyjskiego i w 11 z nich — w 92 proc.! - znaleziono ślady regularnego używania kokainy.
M: Jest też taka scena, która ma pokazać, że bohaterki są tak zdemoralizownae, tak "nisko upadły", że "za kasę zrobią wszystko": mają rozśmieszyć klienta i udają zwierzęta, kury i małpy. Aktorzy komediowi też to robią, a nikt nie doczepia się do aktora grającego Jasia Fasolę, a moja ulubiona standuperka Iliza zrobiła z tego swoją specjalność. To właśnie owe podwójne standardy: wszystko to, co robi bohater "Wilka z Wall Street" jest fajne, atrakcyjne, śmieszne, ale jak robią to Polki za pieniądze, to jest to niemoralne i dla nich poniżające.
SN: Robią coś antysystemowego, robią coś, co nie jest społecznie uznane, "kręcą" — -tak jakby wszyscy w biznesie postępowali przejrzyście i fair — więc muszą ponieść konsekwencje. To moralizowanie i mizoginia.
M: Tak naprawdę ciekawą rzecz mówi na samym końcu Marianka.
Sparafrazuję: my tu siedzimy i się tłumaczymy na komisariacie z seksu za pieniądze, ale tak naprawdę nikt nie rozmawia z tymi, którzy nam za seks płacą. Gdzie są wszyscy politycy, gwiazdy, księża? Dlaczego oni się nie tłumaczą?
To druga strona. Seksworkerki muszą ponosić konsekwencje. Zawsze się też zastanawiam, że nie mówimy o tym, że większość ludzi chodzi do pracy pod przymusem ekonomicznym, że większość z nas nie lubi swojej pracy. A to też jest częstym zarzutem wobec pracownic i pracowników seksualnych — że robią coś za pieniądze. Za pieniądze pracuje się w sklepach czy korporacjach i jest to też trudne!
SN: Boli mnie pokazywanie materializmu, pazerności bohaterek - tego upodobania zbytku i luksusu. A praca seksualna to praca, która pomaga wielu osobom postawić jedzenie na stół, skończyć studia, zapłacić za operację bliskiej osoby.
M: Film jest bardzo przemocowy. Nie jest aktualny, nie pokazuje naszej pracy teraz, lecz sprzed jakiegoś czasu. To nie film o pracy seksualnej, lecz o handlu ludźmi.
Kobiety są tu traktowane jak mięso, również przez producentów, scenarzystów czy reżyserkę.
SN: A do tego nie pokazuje żadnych uczuć kobiet, które portretuje. Odbiera im autonomię. A w pracy seksualnej mamy autonomię, nasze doświadczenia są zupełnie inne niż te, które są na filmie pokazane. To nie jest praca jak każda inna, ale to nadal jest praca. Aktualnie mamy głos, opowiadamy o tym, ale takie filmy takie możliwości kasują.
Sonia Nowak fot. archiwum prywatne
*Sonia Nowak – pracownica seksualna, aktywistka i performerka. Od 2016 współpracuje z kolektywami, organizacjami feministycznymi i związkiem zawodowym United Sex Workers w Londynie, walcząc o prawa kobiet i osób pracujących seksualnie. Jako performerka Electric Girl słynie z angażujących publiczność aktów w rytm muzyki techno. W 2019 roku została nominowana przez Sexual Freedom Awards w kategorii Striptizerka Roku.
*Magda - imię drugiej naszej rozmówczyni zostało zmienione na jej prośbę.
** (od redakcji) W Polsce świadczenie usług seksualnych oraz ich zakup jest legalny - to tak zwany abolicjonizm. Wedle polskiego prawa kryminalizowane są tzw. trzecie strony, czyli osoby organizujące i/lub ułatwiające pracę seksualną. W praktyce może to być nawet pracownica seksualna, która organizuję pracę koleżance, czy kierowca podwożący osobę pracującą seksualnie lub np. ochroniarz. Co istotne - polskie państwo nie może pobierać podatków z escortingu, za to mogą się rozliczać osoby pracujące na kamerce, czy w porno.