Monika Miller: Jestem swoim największym hejterem

Ewa Walas
- Kiedy mój dziadek wstawił niewinne zdjęcie ze mną, nagle stałam się w przedziwny sposób medialna. Z czasem przyszedł hejt, który był dla mnie początkowo bardzo trudny. Płakałam, popadałam w ataki paniki, musiałam iść na terapię. Ale później stwierdziłam, że to wszystko, co mówią o mnie ludzie, to nic. Trudno im przebić to, co myślę o sobie sama. To ja jestem swoim największym hejterem - mówi Monika Miller.

Więcej wywiadów znajdziecie na stronie głównej Gazeta.pl.

Wróciłaś niedawno z prawosławnych świąt u mamy

Tak, ale święta minęły mi głównie na spaniu. Ze względu na moją chorobę, tuż przed wyjazdem zlecono mi zabiegi akupunkturowe. Jeden z nich miałam przed wigilią i jak tylko wróciłam do domu – położyłam się spać i wstałam kolejnego dnia wieczorem.

Chorobę, o której rozpisywały się plotkarskie media, ścigając się w nagłówkach. HIV, guz, nowotwór. Finalnie, sama postanowiłaś podzielić się z fanami diagnozą.

Mój menadżer przez cały czas monitorował to wszystko. Leżąc w szpitalu, czułam się bardzo słabo. Nie miałam jeszcze leku, który pomagałby mi oddychać, a tego typu wiadomości tylko sprawiały, że czułam się gorzej. Odłączyłam Instagram, bo przychodziło tam około 300 wiadomości dziennie. Wszystkie o tej samej treści: jak się czuję. Dość szybko po pierwszych badaniach i rozmowie z reumatologiem usłyszałam diagnozę: fibromialgia.

 

To nie jest choroba, o której dużo się mówi. Bardzo często określana jest chorobą niewidzialną, bo przecież bólu nie widać.

Pamiętam, kiedy na Netflixie pojawił się film dokumentalny o Lady Gadze. Piosenkarka leżała w wannie wypełnionej kostkami lodu, a potem na kanapie jęcząc z bólu, kiedy ktoś robił jej masaże. Z płaczem mówiła o tej chorobie i myślałam sobie, że to musi być straszne. Ten ból ciała, zmęczenie, zaburzenia równowagi. Gdzieś pod skórą utożsamiałam się z tym, co ona opisuje, ale stwierdziłam, że na pewno przesadzam. Że to przecież zbyt poważne, że jestem po prostu rozpieszczona i nadwrażliwa i cały czas narzekam. Więc diagnoza dała mi poniekąd ulgę.

Mówiłaś sobie, że narzekasz, a przecież mimo choroby, grałaś w serialu, nagrywałaś płytę, wzięłaś udział w "Tańcu z gwiazdami".

To prawda, lubiłam popychać się do ekstremalnych punktów. Treningi do "Tańca z gwiazdami" były niezwykle intensywne, często po powrocie do domu nie miałam już na nic siły, leżałam na łóżku i płakałam z bezsilności. Moje kości zaczęły skrzypieć, wydawać dziwne dźwięki, jakbym miała 80 lat. Autentycznie czułam, że gdyby ktoś na mnie chuchnął, to bym się przewróciła. Dodatkowo dokuczało mi złamane żebro, ale stwierdziłam, że muszę zacisnąć zęby i dać radę. Może to kwestia wychowania, bo rodzice przyzwyczaili mnie do tego, że muszę być twarda.

W czym musiała być twarda mała Monika?

Na przykład w niejedzeniu słodyczy! Moi rodzice mieli świra na punkcie zdrowej żywności. Do 13 roku życia miałam zakaz jedzenia chipsów, cukierków czy picia coli. Były też sporty. Grałam w tenisa i ziemnego hokeja. Miałam też prywatne zajęcia z pływania, bo rodzice chcieli, żebym została zawodową pływaczką. W domu ważne były sukcesy: dobra nauka, samodyscyplina, świetne wyniki w sporcie. Momentami nie byłam na to gotowa, a kiedy miałam jakieś problemy w szkole, nie dostawałam emocjonalnego wsparcia. 

Problemy w szkole były związane z twoim dziadkiem?

Tak, w dużej mierze było to związane z moim nazwiskiem. Dzieci nie chciały siedzieć ze mną w ławce, wybierać do swoich drużyn na wf-ie. Nie miałam zbyt wielu przyjaciół, co paradoksalnie prowadziło do tego, że jeszcze bardziej się odsuwałam od ludzi. Rodzice zawsze powtarzali mi, że rówieśnicy mi zazdroszczą. Dawali do zrozumienia, że to ich rodzice przenoszą swoje antypatie polityczne na dzieci i nastawiają je przeciwko mnie. Z drugiej strony, już od dzieciństwa wyróżniałam się z tłumu, lubiłam nietypowe ubrania i horrory. To też mogło wpłynąć na taki, a nie inny stosunek rówieśników.

Wspomniałaś kiedyś, że horrory oglądałaś już jako 10-latka. Co fajnego było z perspektywy dziecka w strasznych filmach?

Horrory oglądałam z rodzicami i od zawsze uważałam je za sztukę. Poza tym uważam, że strach to najbardziej szczere uczucie, jakie w ogóle może się u nas pojawić. Na komediach można udawać śmiech, przy oglądaniu dramatów udawać wzruszenie, a strachu nie da się sztucznie wytworzyć. Zawsze podobała mi się ta prawdziwość.

A czego boi się dziś Monika Miller?

Relacji. Wiem, że może to dziwnie zabrzmieć, biorąc pod uwagę mój wygląd, ale jestem mocną introwertyczką. Unikam bliższych relacji, kontaktów z ludźmi, przeraża mnie to. Kocham być sama. To dla mnie momentami wręcz euforyczne.

Mimo twojego zamiłowania do samotności jesteś bardzo aktywna w mediach społecznościowych. Na TikToku w bardzo humorystyczny sposób podchodzisz do poważnych tematów. Odpowiadasz wprost, dlaczego nie jesteś w związku, mówisz o chorobie afektywnej dwubiegunowej, o depresji. Skąd ten dystans? 

Zawsze lubiłam czarny humor. Nagranie tych filmików na TikToku zajmuje mi minutę, a dostaję później wiele wiadomości od osób, które są w podobnej sytuacji i jest im lżej, z tym że nie są same. Wydaje mi się, że szczerość w połączeniu z kompletnym brakiem wstydu, podoba się ludziom. To tez sposób, żeby nabrać dystansu i radzenia sobie z tym wszystkim.

Z drugiej strony, aktywność w mediach społecznościowych ma swoje ciemne strony. "Z niej masakra, tragedia, ona to dramat! Paskudna, porobiona, zalana, się do roboty bierz". Podejrzewam, że tekst twojej piosenki nie wziął się z próżni.

Tak, właściwie to powinnam podziękować hejterom, że napisali ten tekst za mnie. To zlepek wiadomości, które codziennie dostaję.

 

Codziennie od momentu, w którym twój dziadek wstawił na swoim profilu niewinne zdjęcie.

Tak. Kilka lat temu mój dziadek zapytał mnie przy babci, czy nie mam nic przeciwko, żeby wrzucił na Facebooka zdjęcie ze mną. Powiedziałyśmy mu, że przecież to nie jest nawet ciekawe, nikogo nie zainteresuje, ale jeśli ma ochotę, to może to zrobić. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, co wydarzy się później, to chyba po prostu puknęłabym się w głowę i powiedziała, że to niemożliwe.

A stało się coś bardzo dziwnego, bo zdjęcie wzbudziło olbrzymie zainteresowanie, zaczęli odzywać się do mnie dziennikarze i ludzie, których kompletnie nie znałam. Nagle stałam się w przedziwny sposób medialna. Dziś wiem, że nie byłam na to wszystko gotowa, ale myślę, że tak miało być. Wierzę, że wszystko dzieje się po coś, mimo że w danym momencie tego nie rozumiemy.

Jak radziłaś sobie z hejtem, który pojawił się razem z popularnością?

Nie radziłam sobie. Bardzo dużo płakałam, denerwowałam się, brałam do siebie, wpadałam w stany lękowe. Ale paradoksalnie te komentarze dały mi też dobrą rzecz. Sprawiły, że trafiłam na terapię i nauczyłam sobie z tym radzić. Poza tym to wszystko, co mówią o mnie ludzie, to nic. Trudno im przebić to, co myślę o sobie sama. To ja jestem swoim największym krytykiem i hejterem. Dawno nie widziałam komentarza, który byłby gorszy niż to, co sama o sobie myślę.

Jedyne, czego nie jestem w stanie zaakceptować, to naśmiewanie się z mojej rodzinnej tragedii. Niedawno ktoś napisał mi pod zdjęciem, że "mój ojciec załamuje ręce, ale mi tego nie powie". Myślę, że są granice, których się nie przekracza. Nawet jeśli jest się anonimowym, sfrustrowanym hejterem.

Wkrótce na rynku pojawi się twoja płyta "Spectrum". Twoja choroba nieco przesunęła jej premierę, ale wnioskując po koncercie w ramach WOŚP, nie zwalniasz wcale tempa.

Ten koncert to spełnienie mojego wielkiego marzenia, ale też konieczność wyrzeczeń. Z jednej strony nie chcę tracić życia przez chorobę, z drugiej mam też olbrzymie problemy ze strunami głosowymi, na których pojawiły się krwiaki. Będę musiała zdecydować się na bardzo mocne leki, które co prawda pozwolą mi śpiewać przez dzień lub dwa, ale później na długi czas stracę głos.

Czyli poniekąd kolejny raz zaciskasz zęby i udowadniasz światu, że dasz radę?

Muzyka to moje życie. Kiedy miałam 10 lat, robiłam już przed dziadkami koncerty. Później chodziłam na lekcje wokalu. Śpiewanie, robienie muzyki, to moje marzenie od dzieciństwa.

Przez ostatnie pół roku musiałam z tego zrezygnować. Straciłam nie tylko pasję, ale też znajomych, propozycje biznesowe, aktywność fizyczną. Wszystko, co sprawiało mi dużo radości, ale też było moją motywacją. I mimo że nadal czuję, że zaraz będę musiała sobie kupić laskę, żeby w ogóle chodzić – nie mogę pozwolić sobie, żeby przez chorobę stracić wszystko. Cała się przeciwko temu buntuję i się na to nie zgadzam.

Oprócz śpiewania masz jeszcze aktorstwo.

Tak, i bardzo je lubię. Przed kamerą staję się innym człowiekiem. Takim, jakim chciałabym być. Czuję, że jestem w tym dobra, a ludzie z tego środowiska to potwierdzają. Niestety, mam na tym polu dość mało propozycji. Po pierwsze dlatego, że mam tatuaże i trudno ulokować mnie w większości ról, po drugie – co mocno mnie irytuje – wiele osób nie bierze mnie do swoich projektów, bo nie chcą się upolityczniać. Słyszałam to już od kilku reżyserów i osób z produkcji.

Najgłośniejsze rozwody gwiazd. Te rozstania śledziła cała Polska Najgłośniejsze rozwody gwiazd. Te rozstania śledziła cała Polska

Mimo że poprzez nazwisko, wiele osób wiąże cię z karierą polityczną dziadka, sama nie boisz się zabierać stanowczego głosu odnośnie ważnych dla Polski wydarzeń. W mediach społecznościowych pisałaś m.in. o Lex TVN, wstrzymaniu finansowania telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży przez rząd, ale też o antyszczepionkowcach.

Wydaje mi się, że nie można być obojętnym wobec tego, co się dzieje. Do tej pory największy problem mam z pandemią i tym, że ludzie w nią nie wierzą. Widziałam to z bliska, kiedy obserwowałam, jak wygląda przebieg zakażenia koronawirusem na moim znajomym, który był antyszczepionkowcem. Ze zdrowego, aktywnego człowieka, stał się umierającym pacjentem w szpitalu. I choć jego perspektywa dotycząca szczepień się zmieniła, było już za późno. Chłopak niestety zmarł.

Chciałabym, żeby ludzie zaczęli zdawać sobie sprawę, że nie będą żyli wiecznie. Że śmierć jest blisko. Ta lekkomyślność antyszczepionkowców boli mnie, tym bardziej że sama jestem osobą z bardzo osłabioną odpornością i krew mnie zalewa, kiedy uświadamiam sobie, że to przez takich ludzi zachorowałam m.in. na krztusiec, czyli chorobę, której teoretycznie już nie powinno być. W takich momentach czuję, że muszę się odezwać, bo wielu ludzi niepotrzebnie cierpi i umiera.

Najsmutniejsza księżna świata. Gdy dowiedziała się o nieślubnym dziecku męża, nie mogła już wycofać się z relacji Gdy księżna dowiedziała się o nieślubnym dziecku męża, nie mogła już się wycofać

Więcej o: