Wykopany w lesie dół, dwa ciała, krew... Czyli polska królowa zbrodni i "zabójstwo dilerów Ery"

To morderstwo zapisało się na kartach historii jako "zabójstwo dilerów Ery" i było jedną z głośniejszych spraw w latach 90. Jednak Małgorzata Rozumecka tytuł "królowej zbrodni" zawdzięcza swojej próbie ucieczki ze szpitala w Tworkach. Pechowo dla niej, akurat tego dnia, policjanci patrolowali okolicę w poszukiwaniu włamywaczy. Złapali jednak ją, gdy próbowała przecisnąć się przez dziurę w ogrodzeniu.

Więcej podobnych tematów znajdziesz na Gazeta.pl

Zobacz wideo Ucieczka niczym z filmu akcji. Policjanci nie mieli szans

Małgorzata Rozumecka dorastała podobno w kochającej rodzinie i nigdy nie sprawiała rodzicom kłopotów. W 1997 roku miała 22 lata i była studentką resocjalizacji. Podjęła wówczas pracę w Erze, ale gdy tylko zdobyła nieco wiedzy w tym temacie, postanowiła zarabiać w inny sposób. Nie da się ukryć, że były to czasy, w których telefony komórkowe były prawdziwym luksusem i nie każdego było na nie stać. Rozumecka postanowiła sprzedawać telefony na fikcyjne nazwiska, by umożliwić nabywcom darmowe rozmowy. W trakcie pracy poznała Piotra Aniołkiewicza, któremu złożyła ponoć kuszącą propozycję zarobku. Bogusław Linda - znany polski aktor - miał być zainteresowany kupnem 32 telefonów komórkowych dla swojego klubu filmowego. Taka liczba telefonów miała być wówczas warta 50 tys. zł. Wizja wysokiej prowizji przekonała podobno mężczyznę do współpracy z Małgorzatą Rozumecką. Nie przewidział jednak, jak skończą się dla niego interesy z tą kobietą.

"Ja na pewno nikogo nie zabiłam. A jeśli powiem, że zginęli przypadkiem?"

Piotra Aniołkiewicz wraz z Pawłem Sulikowskim, którego wciągnął do sprawy, pojechali z kartonami telefonów do podwarszawskiego Komorowa. Jednak zamiast aktora i jego willi była las, a na jego skraju wykopany dół. Mężczyźni zostali zastrzeleni, a ciała wrzucono do dołu i byle jak zasypano. Co stało dokładnie stało się tam na miejscu nie wiadomo, jednak wkrótce po tym, Małgorzata Rozumecka sprzedała telefony za 36 tys. zł handlarzom na bazarze pod Pałacem Kultury. O morderstwie policja dowiedziała się od przypadkowego przechodnia, który podczas spaceru zauważył ślady krwi na ziemi. Bardzo szybko trafili na głównych podejrzanych, jednak żaden z nich nie chciał powiedzieć, co tam zaszło.

Małgorzata Rozumecka została oskarżona o zaplanowanie zbrodni i morderstwo z zimną krwią, angażując do pomocy 16-letniego brata Pawła, znajomych (Marcina Tomczaka i Krystiana Majchrowskiego) oraz taksówkarza Adama Bojanowskiego. Sąd zgodził się na ujawnienie wizerunku oskarżonych oraz ich danych osobowych, a rozprawa odbyła się w jednym z warszawskich sądów, przed którym stał tłum dziennikarzy, rodziny ofiar oraz mieszkańcy stolicy, którzy domagali się sprawiedliwego wyroku. 

Ja na pewno nikogo nie zabiłam. Tego nie było w planach. Chcieliśmy tylko przewalić Piotra Aniołkiewicza

- mówiła Rozumecka w trakcie procesu.

Oskarżona niechętnie zeznawała cokolwiek. Pytana o przebieg wydarzeń zasłaniała się brakami pamięci, albo korzystała z przywileju nieodpowiadania na pytania.

Nie wiem dlaczego zwabiłam ich do Komorowa. Nie umiem powiedzieć. Nikt nie chciał ich zabić. A jeśli powiem, że zginęli przypadkiem? Że jak się naciśnie spust w pistolecie, to on strzela kilkoma kulami naraz?

- powiedziała w rozmowach z dziennikarzami.

 

Po kilku miesiącach procesu, wielu sprzecznych zeznaniach i wzajemnych oskarżeń, w sierpniu 1999 roku, Małgorzata Rozumecka została skazana na dożywotnią karę pozbawienia wolności, co podtrzymał później Sąd Apelacyjny.

To ona była organizatorem, to ona wszystko zaplanowała, to ona wydawała polecenia, to ona była przywódczynią

- mówił sędzia Jan Krośnicki w ustnym uzasadnieniu wyroku.

Paweł Rozumecki, brat Małgorzaty, krótko po zdarzeniu uciekł z Polski. Początkowo przebywał w Meksyku, a później przeniósł się do Stanów Zjednoczonych. Jednak w 2006 roku zatrzymano go w Nowym Jorku za złamanie przepisów imigracyjnych i deportowano do Polski. 15 lipca 2008 roku usłyszał wyrok 25 lat pozbawienia wolności.

"Polska królowa zbrodni"

Małgorzata Rozumecka dorobiła się także tytułu "królowej zbrodni", który przyległ do niej nie za sprawą morderstwa, a próby ucieczki ze szpitala w Tworkach, gdzie przebywała na obserwacji psychiatrycznej. Ojciec zorganizował wtedy dla niej klucze do drzwi ewakuacyjnych szpitala, podrobiony paszport, bilet lotniczy do Meksyku oraz samochód, który czekał na nią pod szpitalem. Pech chciał, że w tym czasie okolicę patrolowali policjanci w poszukiwaniu włamywaczy. Zamiast nich, w ręce wpadła im jednak Małgorzata Rozumecka, która akurat przeciskała się przez dziurę w ogrodzeniu.

O Rozumeckiej w swoich zeznaniach mówił później także świadek koronny, Jarosław Sokołowski, pseudonim Masa: "Ona była dziwna, kochała świat gangsterski, kręciła się przy nas. Kiedyś chciała mi dać kilkanaście tysięcy złotych za zabicie jakiegoś człowieka, który rzekomo czyhał na jej głowę".

Co dokładnie wydarzyło się w Komorowie 18 czerwca 1997 roku, nie wiadomo do dziś. Kto znalazł się na leśnej polanie, kto strzelał, czy skazani z premedytacją zamierzali zabić swe ofiary, czy może tylko nastraszyć.

Na temat przebiegu wydarzeń na polanie nic niestety nie wiadomo, bo ci, którzy mogliby to opowiedzieć nie żyją, zaś oskarżeni mówią to, co jest im wygodne...

- mówił prokurator Karol Napierski, co wydaje się być dobrym podsumowaniem.

Więcej o: