Więcej podobnych historii znajdziecie na Gazeta.pl
Historia miała miejsce w 2017 roku, podczas mojego ślubu, który odbył się 30 czerwca. Grono gości było naprawdę różnorodne, jako że mój mąż grał w piłkę nożną wśród jego gości byli piłkarze, a ja, jako że przez całe życie trenowałam judo, wśród swoich gości miałam judoczki i judoków. Oczywiście w tym najważniejszym dniu naszego życia nie zabrakło także naszej rodziny i innych znajomych. Wszystko szło po naszej myśli. Piękna ceremonia w kościele, później przejazd wymarzonym oldschoolowym mercedesem na salę weselną, tam przywitanie wódką, chlebem i solą i wejście na salę. Nikt nie przypuszczał, że ktoś może wpaść na naprawdę ryzykowny, ale swoją drogą bardzo widowiskowy pomysł.
Zabawa trwała w najlepsze. Były tańce, kilka weselnych zabaw, które nasz dj idealnie dobrał do towarzystwa. Nic nie wskazywało na to, że coś tego dnia może się wydarzyć. Aż do momentu, kiedy na sali pojawił się nasz tort weselny. Był kilkupiętrowy, nie za duży, nie za mały. Zresztą sami zobaczycie, jak wyglądał na zdjęciach, które dołączę do tego artykułu. W tle leciała nasza wymarzona piosenka. W pewnym momencie wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał.
Moja przyjaciółka nagle wykonała tak zwany tygrysi skok, który często robiliśmy podczas rozgrzewki na treningach judo i przeskoczyła przez tort, wykonując przewrót w przód. Tym samym wylądowała pod nogami naszego trenera.
Naprawdę niewiele brakowało, żeby ten tort wylądował na ziemi. Najlepsze w tej sytuacji jest to, że ani ja, ani mój mąż nie widzieliśmy tej sytuacji, a moment samego skoku nie został nagrany na filmie. Dziś się z tego śmieję i żałuję, że nie mamy tego w rodzinnym archiwum, bo byłaby to niezła pamiątka.
Najlepsze jest to, że dziewczyna, która wykonała tygrysi skok, została podpuszczona przez inną moją przyjaciółkę i jak to zwykle na weselach po kilku głębszych bywa, w jej głowie narodził się pomysł: -"Ja tego nie zrobię, to patrz." Chwilę później skok chciał wykonać przyjaciel mojego męża, na szczęście ktoś go powstrzymał, bo on mógłby po prostu w niego wpaść.
Dziś opowiadamy tę historię z szerokim uśmiechem na twarzy, ale wtedy, kiedy się o tym dowiedziałam, byłam przerażona i wkurzona.
A może wy macie podobne weselne historie? Dajcie nam koniecznie znać!