Ukraińcy w Polsce drżą o swoich bliskich. "Cały czas słychać strzały"

W czwartek o czwartej nad ranem czasu polskiego rozpoczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę. W pierwszych jej godzinach przeprowadzono ostrzał rakietowy wokół m.in. Kijowa, Odessy i Charkowa, lotnisk i baz wojskowych. Ukraina wprowadziła stan wojenny. Sytuacja wywołała ogromne poruszenie na całym świecie. Na ten temat wypowiadają się politycy i gwiazdy. My postanowiłyśmy oddać głos Ukraińcom, którzy od lat mieszkają w Polsce.

Więcej ważnych tematów znajdziecie na Gazeta.pl

Zobacz wideo Jak można zatrzymać Władimira Putina?

Tetiana Makiejewa: Cały czas słychać strzały

Tetiana Makiejewa mieszka w Polsce od 2013 roku. Dwa tygodnie temu wyjechała do Ukrainy, bo musiała wymienić paszport oraz dowód. Do końca wierzyła, że wojny nie będzie. Teraz nasza rozmówczyni jest w Charkowie, w domu swojej mamy. 

- Mieszkanie jest na dziewiątym piętrze. Rano usłyszałyśmy wybuchy - relacjonuje Tetiana. - Mój mąż jest Polakiem i teraz jest w Krakowie. Cały czas myśli o tym, jak mogłabym wrócić do Polski. Ale teraz strach wychodzić z domu. Cały czas słychać strzały, są ogromne kolejki do sklepów i aptek. Mimo to ludzie starają się zachować spokój. 

Bliscy Tetiany nie planują na razie ucieczki z kraju. - Cała moja rodzina mieszka w obwodzie sumskim i charkowskim. Nikt jeszcze nie wyjeżdża. Ich zdaniem wybuchła panika i lepiej jest to przeczekać w domu - mówi Tetiana. 

Więcej na temat sytuacji na Ukrainie przeczytasz tutaj >>

Julia: Żal mi ludzi, którzy cierpią przez jednego nienormalnego człowieka

Julia (nazwisko do wiadomości redakcji) od pięciu lat na stałe mieszka w Polsce. Obecnie w Ukrainie mieszka wielu członków jej rodziny - m.in. babcia, dziadek, wujkowie i ciotki. - Martwię się o moich bliskich, a także o znajomych i obcych mi ludzi. Na myśl o tym, co się tam dzieje, przechodzą mnie ciarki - zdradza Julia.

Żal mi ludzi, którzy cierpią przez jednego nienormalnego człowieka. Brakuje mi słów, by opisać jego czyny

- dodaje. 

Jak zdradza Julia, wielu jej znajomych planuje już wyjazd z Ukrainy. Są jednak i tacy, którzy nie chcą uciekać. - Nie wiem, co będzie dalej. Każdy teraz się modli. Musimy wierzyć, że wszystko będzie dobrze - podsumowuje.

Diana Jasinska: Gdybym mogła ich zabrać do siebie, natychmiast bym to zrobiła

Diana Jasinska, która od dwóch lat mieszka w naszym kraju, od rana nie może się uspokoić. Podobnie jak wiele innych osób liczyła na to, że wojny jednak nie będzie. - Chcę mi się po prostu płakać, dzisiaj trudno jest mi skupić się na pracy, bo ciągle o tym myślę - zdradza. 

Dzisiaj rano Diana otrzymała telefon od mamy. - Powiedziała, że obudził ją hałas samolotu wojskowego. To było coś strasznego. Mój tata w tym czasie był z babcią na wsi. Oni też tam słyszeli wybuchy, do których doszło na małym lokalnym lotnisku oraz w schronie wojskowym. 

Jak relacjonuje nasza rozmówczyni, wiele osób panikuje i boi się o przyszłość. - W sklepach i w okolicach bankomatów są ogromne kolejki. Ludzie uciekają z miast na wieś, starają się być jak najdalej od niebezpiecznych miejsc.

Diana martwi się o swoich rodziców i dziewięcioletnią siostrę. Dziewczynka nie poszła do szkoły. 

Gdybym mogła ich zabrać do siebie, to natychmiast bym to zrobiła. Bardzo martwi mnie to, że nie mogę im teraz pomóc tak, jakbym chciała

- zdradza Diana. 

Anna Sukhar: Panika i strach przed nieznanym przejmują kontrolę

Anna Sukhar przyjechała w 2014 roku do Polski na studia. Od tego czasu mieszka w naszym kraju. - Myślę, że ciężko przewidzieć takie zjawiska jak wojna. Wiadomo, że z powodu wydarzeń w Ukrainie sprzed kilku dni były pewne sceptyczne nastroje wśród ludzi, lecz w głębi duszy każdy Ukrainiec wierzył, iż można tego uniknąć i zakończyć w pokojowy sposób - mówi Anna.

Cała rodzina naszej rozmówczyni jest w Ukrainie. 

Mamy dość bliskie relacje, codziennie dzwonimy lub piszemy do siebie. Ludzie są tam przestraszeni, panika i strach przed nieznanym przejmują kontrolę. Ja z kolei staram się panować nad emocjami i zachowywać spokój, o ile jest to możliwe, i również być wsparciem dla tych, którzy tego potrzebują

- mówi Anna. 

Roman: Myślę, że Zachód i NATO nam pomogą

Roman (nazwisko do wiadomości redakcji) jest kucharzem w jednej z trójmiejskich restauracji. W Polsce mieszka prawie sześć lat. Przeprowadził się, żeby znaleźć lepszą pracę. - W Ukrainie były bardzo słabe perspektywy. Zostawiłem na jakiś czas żonę i dziecko, aby zbudować nam przyszłość w Polsce. Po półtora roku udało mi się ściągnąć ich do siebie - opowiada. Na miejscu zostali jednak jego teściowie i mama. - Już rano dostałem wiadomości od mamy, że Rosjanie zaczęli bombardowanie i bardzo się boi. Mieszka blisko granic Doniecka i Ługańska, ale nie chce jeszcze zostawiać domu. Mówiła, że bezpieczniej będzie przeczekać ten chaos w mieszkaniu - relacjonuje Roman.

Nasz rozmówca obawia się, że Doniec i Ługańsk czeka podobny los jak Krym. - Moja siostra mieszka na Krymie, ma tam swoje mieszkanie. Osiem lat temu dostała "wybór": albo wyjeżdża i zostawia wszystko, albo przyjmuje obywatelstwo rosyjskie i zostanie w swoim domu, ze swoją pracą. Wybrała tę drugą opcję. Ta sytuacja może się powtórzyć. Podobnie jak okupowany Krym Putin zgarnie kolejne dwa obwody. Wszyscy boją się, że zabierze też Kijów, że zajmie pół kraju - opowiada Roman.

Jego zdaniem Putin był przygotowany na sankcje gospodarcze i się ich nie obawia. - To taki człowiek, że wszystko musiał przemyśleć wcześniej. To drugi Hitler. Myślę, że Zachód i NATO nam pomogą. Ukraina nie jest na tyle mocna i nie ma na tyle dużo broni, żeby odeprzeć atak. Cieszę się, że Polska się przejmuje i chce przyjąć uchodźców. To bardzo duża pomoc. Ale myślę, że tylko zjednoczeni możemy powstrzymać Putina - przyznaje.

Więcej o: