Więcej podobnych tematów na stronie głównej Gazeta.pl
Misheel Jargalsaikhan zapisała się w pamięci polskich widzów rolą rezolutnej Zosi z "Rodziny zastępczej". Mimo dobrze zapowiadającej się kariery nie zdecydowała się jednak kontynuować swojej przyszłości z aktorstwem, które porzuciła na rzecz studiów medycznych. Po latach powróciła jednak na ekrany w serialu "BrzydUla", co ponownie sprowadziło na nią uwagę mediów. W jednym z ostatnich wywiadów Jargalsaikhan zdecydowała się otworzyć na temat swoich przykrych doświadczeń, jakie spotkały ją ze strony Polaków.
Misheel Jargalsaikhan urodziła się w Mongolii, skąd razem z rodziną w wieku 3 lat przeprowadziła się do Polski. Jak przyznała, jako mała dziewczynka często spotykała się z przykrymi uwagami ze strony rówieśników.
- W każdym kraju rasizm istnieje. Niejednokrotnie słyszałam: "Czing, czang, czong, portfel wsiąkł". Najgorsze jest to, że te słowa padały nie tylko z ust dzieci, ale też dorosłych - przyznała smutno w wywiadzie dla magazynu "Viva!". Zapytana jednak o to, czy ma żal do dokuczających jej rówieśników, stanowczo zaprzeczyła.
- Do tych dzieci, które za mną biegały i tak mówiły? Nie. Ale od początku z tym walczyłam. Gdy ktoś mnie w ten sposób zaczepiał, mówiłam piękną polszczyzną: „Czy potrafisz powiedzieć coś jeszcze w tym języku? Ja go nie znam". Na pytanie, czy jestem z Chin, mówiłam, zgodnie z prawdą, że nie. I pytałam, czy może wymienić trzy inne azjatyckie państwa. Wtedy zapadała cisza - wspomina.
- Każdy z nas jest wyjątkowy, niezależnie od tego, jak wygląda i skąd pochodzi. Wydaje mi się, że brak akceptacji wobec różnorodności wynika z niewiedzy i braku doświadczenia. Te dzieci zapewne nie wiedziały nic na temat Mongolii, z której pochodzę. Byłam dla nich egzotyczna. Może dlatego tak reagowały? - zastanawia się, podkreślając, że wspomniane przez nią sytuacje miały miejsce na początku lat 90. - Nie było internetu, telefonia komórkowa dopiero się rozkręcała, ludzie rzadziej wyjeżdżali. Teraz jest zupełnie inaczej. W Warszawie mieszkam od 14. roku życia i widzę, jak to miasto się zmienia, staje się bardziej kosmopolityczne - zauważyła.
Nawiązała też do swojej roli w "Rodzinie zastępczej", która jej zdaniem miała swego rodzaju charakter edukacyjny. - Wydaje mi się, że produkcji zależało, aby serial był nie tylko rozrywką, ale miał też walor edukacyjny. Zatrudniono mnie i Olę Szwed. Konkurowałyśmy o rolę Zosi, która w założeniu miała być niebieskooką sepleniącą blondynką (śmiech). Na początku byłyśmy dla widzów egzotyczne. Szybko jednak zyskałyśmy ich sympatię. Ludzie zaczęli patrzeć na moją bohaterkę przez pryzmat tego, jaki ma charakter, co robi, jak się zachowuje, a nie na to, skąd pochodzi i jak wygląda. Przestała być dla nich dziewczynką z Azji, a stała się po prostu Zosią - mówiła.