"Jeszcze nawet nie wzięliśmy ślubu, a jego matka już mówi o naszym rozwodzie"

- Moje relacje z przyszłą teściową od początku były dość chłodne. Choć już podczas pierwszego spotkania dała mi do zrozumienia, że nie taką kobietę chciałaby mieć za synową, to z czasem nasz kontakt stał się nieco bardziej neutralny. Jednak tuż po oświadczynach coś w nią wstąpiło i przypomina raczej teściową z piekła rodem pokazywaną w filmach. A ja mam już tego jej zachowania po dziurki w nosie - pisze Laura w liście nadesłanym do naszej redakcji.

Więcej listów do redakcji znajdziesz na Gazeta.pl

Zobacz wideo Nie bój się kłócić! Związki niszczy obojętność, nie wymiana zdań

Wokół relacji na linii synowa-teściowa narosło wiele stereotypów, często bardzo krzywdzących. Teściowa ukazywana jest często jako zło wcielone, które wtrąca się dosłownie we wszystko. Synowa natomiast jako zarozumiała dziewucha, która raz na zawsze chce odebrać syna matce. Szczerze mówiąc liczyłam, że to tylko i wyłącznie stereotypy, a w prawdziwym życiu wygląda to zgoła inaczej. Och jak bardzo się przeliczyłam...

Moje relacje z przyszłą teściową od początku były dość chłodne. Choć już podczas pierwszego spotkania dała mi do zrozumienia, że nie taką kobietę chciałaby mieć za synową, to z czasem nasz kontakt stał się nieco bardziej neutralny. Jednak tuż po oświadczynach coś w nią wstąpiło i przypomina raczej teściową z piekła rodem pokazywaną w filmach. A ja mam już tego jej zachowania po dziurki w nosie. Jeszcze nawet nie wzięliśmy ślubu, a jego matka już mówi o naszym rozwodzie i naciska na intercyzę. Do tej pory traktowałam ją z szacunkiem - to w końcu matka mojego ukochanego, ale od kiedy M. poprosił mnie o rękę, to co ona wyprawia, nie mieści mi się w głowie.

Kiedy podzieliliśmy się z naszymi rodzinami wiadomością o zaręczynach ucieszyli się dosłownie wszyscy, tylko nie ona. Moja przyszła teściowa oburzyła się natomiast, że syn nie skonsultował z nią tej decyzji. On na szczęście odpowiedział jej, że jest dorosły i nie ma obowiązku pytać mamy o takie rzeczy. To jednak nie powstrzymało jej przed dalszym wtykaniem nosa w nie swoje sprawy. Wkrótce zaczęła wydzwaniać do nas z informacją o tym, kogo koniecznie musimy zaprosić na ślub i wesele. Żadne z nas nie powiedziało jednak, że chcemy wyprawić huczne wesele na 300 osób i zaprosić ciotki i wszystkie znajome matki, których nawet sam M. nie zna. Do tego doszło jeszcze naleganie na intercyzę, podburzanie mojego narzeczonego, że "poluję" na jego rodzinny majątek (choć nasze rodziny żyją na podobnym poziomie i każde z nas odziedziczy po rodzicach mniej więcej tyle samo) i wróżenie rozwodu przy każdym naszym spotkaniu. 

Moja cierpliwość powoli się kończy. M. próbował z nią rozmawiać, ale mam wrażenie, że po każdej takiej rozmowie jest jeszcze gorzej... Ostatnio podjęliśmy decyzję, że nie wyprawiamy wesela w Polsce. Chcemy wziąć ślub na egzotycznej plaży w towarzystwie naszych najbliższych przyjaciół, którzy będą świadkami. Bardzo chciałabym, żeby towarzyszyli nam także rodzice. Jesteśmy po rozmowie z moimi i bardzo podoba im się nasz pomysł. Obawiam się jednak reakcji przyszłej teściowej. Nie chcę, by zepsuła nam ten wyjątkowy dzień i cały ślubny wyjazd... 

Laura.

***

Wasze historie i opinie są dla nas ważne. Czekamy na Wasze listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.

Więcej o: