Więcej podobnych historii znajdziesz na Gazeta.pl
To historia o niezwykłej kobiecej sile, niezłomności i chęci do życia. W 2011 roku 24-letnia wówczas Turia Pitt wzięła udział w 100-kilometrowym maratonie w Kimberley w Australii. Nie wiedziała jednak, jaka tragedia spotka ją na w trakcie tego biegu. - Trasa przebiegała przez teren zagrożony pożarem, jednak organizator nie zdecydował się na wyznaczenie nowej i nie poinformował zawodników o ryzyku. Turia przebiegała przez busz, kiedy wybuchł pożar. Ogień otoczył ją błyskawicznie i odciął drogę ucieczki. Cudem wyszła z pożaru żywa, ale ponad 60 procent Jej ciała uległo poparzeniu, a lekarze byli ostrożni w rokowaniach, czy przeżyje - napisała na swoim Instagramie Martyna Wojciechowska, przybliżając jej historię.
Gdy Turia Pitt trafiła do szpitala wprowadzono ją w miesięczną śpiączkę śpiączkę farmakologiczną. Poparzenia były tak rozległe, że lekarze musieli dokonać amputacji wszystkich palców prawej dłoni i dwóch palców lewej dłoni. W szpitalu była przez pół roku i przeszła w tym czasie blisko 200 operacji.
Nie miałem nigdy pacjenta, który byłby tak poparzony i przeżył
- powiedział jej lekarz dwa lata po wypadku.
Jej ciało pokryte zostało bliznami, a twarz została zniekształcona. Przez 2 lata musiała chodzić w specjalnej masce ochronnej, która miała pomóc w wygładzeniu blizn. Na jej ściągnięcie zdecydowała się podczas programu na żywo.
Już jej nie potrzebuję. To wiadomość dla wszystkich kobiet: pewność siebie to piękno
- powiedziała wtedy Turia Pitt.
Jak sama przyznaje, przeszła długą drogę, by zaakceptować zmianę swojego wyglądu. Przez cały czas miała jednak obok siebie ogromne wsparcie, które pomogło jej wytrwać w najtrudniejszych chwilach. W trakcie wypadku Michael był jej chłopakiem, dziś jest jej mężem.
Przyciągnęła mnie jej dusza i charakter. Jest jedyną kobietą, która zawsze będzie wypełniać moje sny
- powiedział w jednym z wywiadów.
Dziś Turia Pitt jest szczęśliwą żoną, mamą i mówczynią motywacyjną. Prowadzi swój profil na Instagramie, gdzie obserwuje ją ponad milion osób. Choć macierzyństwo jest dla niej najważniejszą rolą, nie zrezygnowała ze swoich pasji oraz dalszego rozwoju. Ukończyła Ironmana, opłynęła łodzią Polinezję Francuską, napisała kilka książek, prowadzi fundację i podróżuje:
Dlaczego miałabym marnować moją energię na rozpamiętywanie wydarzenia, które już miało miejsce w moim życiu, skoro mogę skupić ją na tym, jak zmieniam moje życie?
- mówi.
***
Kobieta.gazeta.pl jest dla Was i to dla Was cały czas piszemy na różne tematy. Nie oznacza to jednak, że Ukraina schodzi na dalszy plan. To cały czas bieżąca i bardzo istotna kwestia. Wszystkie najważniejsze informacje znajdziecie tutaj: wiadomości.gazeta.pl, kobieta.gazeta.pl/ukraina.