USA. W domu aktywistki antyaborcyjnej znaleziono szczątki płodów

Amerykańska aktywistka antyaborcyjna twierdzi, że chciała zapewnić płodom godny pochówek. Jednak uczelnia, z której rzekomo miała je otrzymać, stanowczo temu zaprzecza.

Więcej ważnych tematów znajdziecie na Gazeta.pl

Zobacz wideo Tusk ocenia prawo aborcyjne w Polsce

Lauren Handy to 28-letnia aktywistka, która założyła antyaborcyjną grupę Mercy Missions. Sama siebie kobieta określiła mianem "katolickiej anarchistki". Dwa lata temu zrobiło się o niej głośno w amerykańskich mediach. W październiku 2020 roku Lauren wraz z innym aktywistami blokowała wejścia do kliniki aborcyjnej. W związku z tą akcją grozi jej do 11 lat więzienia.

Śledczy nie dają wiary tłumaczeniom kobiety

O aktywistce antyaborcyjnej znowu jest głośno w mediach na całym świecie. Okazuje się, że w domu 28-latki policjanci z Waszyngtonu znaleźli szczątki martwych płodów. Jak poinformowało BBC, wcześniej funkcjonariusze otrzymali zgłoszenie. Wynikało z niego, że w domu Lauren może znajdować się potencjalnie niebezpieczny materiał biologiczny. 

Co ciekawe, kobieta twierdzi, że chciała zapewnić płodom godny pochówek. I jak wynika z jej tłumaczeń, zdobyła je od jednej z uczelni. Jednak śledczy nie dają wiary tej wersji. Na razie nie ujawnili jednak, skąd mogą pochodzić szczątki. Co ciekawe, uczelnia University of Washington w Seattle, z której kobieta rzekomo miała je otrzymać, stanowczo temu zaprzecza. Co więcej, w ostatnich latach instytucja nie zgłosiła także żadnej kradzieży. 

"Ludzie się wściekną"

Warto wspomnieć, że gdy policjanci wynosili z piwnicy martwe płody, aktywistka została sfotografowana przed swoimi domem w Waszyngtoniwe. Reporter WUSA9 zapytał ją w tym czasie o to, co się dzieje. Wówczas Lauren odpowiedziała jedynie, że "ludzie się wściekną, gdy o tym się dowiedzą". 

Więcej o: