Więcej podobnych tematów na stronie głównej Gazeta.pl
Swoją międzynarodową sławę Nicola Coughlan zawdzięcza roli Penelope Featherington w najpopularniejszym serialu platformy streamingowej Netflix. Serial "Bridgertonowie" okazał się bowiem największym dotąd hitem platformy - w ciągu 28 dni od premiery, został obejrzany przez 82 miliony użytkowników, czyniąc z obsady serialu międzynarodowe gwiazdy. I choć dziś o Nicoli Coughlan rozpisują się międzynarodowe media, a na Instagramie śledzi ją niemal 2 mln użytkowników z całego świata, jeszcze niedawno aktorka borykała się z poważnymi problemami finansowymi.
35-letnia dziś Coughlan dorastała w niewielkim miasteczku Oranmore w Irlandii. Jej mama zajmowała się domem, a tata był zawodowym żołnierzem. Mimo że jej rodzina nie była powiązana ze światem artystycznym, Nicola już od najmłodszych lat wiedziała, że to właśnie z aktorstwem chce związać swoją przyszłość. - Miałam tylko sześć lat i poszłam na to przedstawienie [przedstawienie szkolne, w którym występowała jej siostra - red.] ubrana w wyszywaną cekinami starą kamizelkę mojej mamy. Moja siostra pewnie wiedziała wśród publiczności to wpatrzone w nią połyskujące dziecko. Od tamtego dnia byłam przekonana, że aktorstwo to coś, co chcę robić - wspominała Coughlan w wywiadzie udzielonym "Galway Advertiser".
Od tamtej pory rozwijała swoją pasję, występując w szkolnych przedstawieniach, a podczas studiów języka angielskiego i kultury klasycznej, brała udział w warsztatach teatralnych. Uczyła się także w Oxford School of Drama i w Birmingham School of Acting.
Po ukończeniu studiów, chcąc skupić się na dalszym rozwoju kariery aktorskiej, przeniosła się do Londynu, gdzie regularnie uczęszczała na castingu. Po latach to właśnie ten okres uznała za najtrudniejszy w swojej karierze. Jak opowiadała, musiała mierzyć się z ciągłym odrzuceniem i poważnymi problemami finansowymi.
- Ciągle nie miałam pieniędzy. Kiedy chciałam sobie kupić kawę, bałam się, że płatność kartą zostanie odrzucona - wspomina. Jak przyznała, chcąc zarobić na utrzymanie, pracowała między innymi jako kelnerka, a także jako sprzedawczyni w sklepie z mrożonymi jogurtami, czy salonie optycznym.
- W aktorstwie ciężko jest się wybić i byłam bliska rezygnacji - wyznała Nicola w rozmowie z "Galway Advertiser", przyznając jednocześnie, że w tamtym okresie zmagała się też z ciężką depresją.
O tym, jak trudna była jej droga do kariery, opowiedziała także na Instagramie. - To moje zdjęcie sprzed sześciu lat, kiedy pracowałam, jako kelnerka - wyznała pod jednym z wpisów. - Pamiętam, że robiłam je, żartując, że moje włosy wyglądają tragicznie, ponieważ od miesięcy nie było mnie stać no to, żeby pójść do fryzjera. Desperacko pragnęłam wtedy grać i nie byłam pewna, czy kiedykolwiek mi się to uda. Nie miałam pieniędzy i byłam zniechęcona - wspominała Coughlan.
- Dzielę się tym, ponieważ jestem bardzo wdzięczna za wszystkie rzeczy, które dane było mi przeżyć od czasu wykonania tego zdjęcia. Ciągle nie wierzę w szczęście, jakie mnie spotkało - przyznała.
Brak propozycji i problemy finansowe zmusiły bowiem Coughlan do powrotu do domu rodzinnego. I jak się okazało, to właśnie w tamtym momencie los postanowił się do niej uśmiechnąć. - Musiałam wrócić do domu rodziców z Londynu, i właśnie wtedy usłyszałam, że szukają aktorów na festiwal teatralny w Old Vic. Poleciałam do Londynu na przesłuchanie i zobaczyłam 1500 młodych aktorów. Wybranych zostało siedmiu, a ja miałam na tyle dużo szczęścia, że byłam jedną z tej siódemki. Dostałam rolę w niesamowitej sztuce "Jess and Joe Forever" Zoe Cooper. Graliśmy ją w Old Vic, a potem w teatrze Orange Tree w zachodnim Londynie. Zostałam nominowana do nagrody Off West End za najlepszą rolę żeńską, a sztuka dostała nominację do nagrody Najlepsza Nowa Sztuka - opowiadała.
To właśnie podczas jednego ze spektakli, dostrzegł ją agent, który zaprosił ją na casting do serialu "Derry Girls", który udało jej się wygrać. I choć to właśnie ta rola stała się dla aktorki przepustką do kariery, to dopiero rola w "Bridgertonach" uczyniła z niej międzynarodową gwiazdę.
Jak jednak przyznała aktorka, nawet po tym, kiedy zaproponowano jej rolę uroczej Penelope Featherington, nie potrafiła w siebie uwierzyć, obawiając się, że wkrótce zostanie zwolniona. - Powinnam się cieszyć, a zamiast tego byłam podejrzliwa - wspominała w rozmowie z "New York Times".
***
Kobieta.gazeta.pl jest dla Was i to dla Was cały czas piszemy na różne tematy. Nie oznacza to jednak, że Ukraina schodzi na dalszy plan. To cały czas bieżąca i bardzo istotna kwestia. Wszystkie najważniejsze informacje znajdziecie tutaj: wiadomości.gazeta.pl, kobieta.gazeta.pl/ukraina.